Wiem, że wielu ludzi zazdrościło mnie i mężowi tego, czego dorobiliśmy się przez lata. Mogliśmy sobie pozwolić na duży dom, porządny samochód i wakacje w tropikach. Niektórzy uważali, że z powodu tych luksusów przewróciło nam się w głowach i dlatego nie chcieliśmy mieć dzieci. Nikt nie znał prawdy: to mój mąż ich nie chciał, a ja uszanowałam jego wolę.
Zawsze bardzo kochałam Zbyszka
Był moją pierwszą miłością i zrobiłabym dla niego wszystko. Brak dzieci zdawał mi się niezbyt dużym wyrzeczeniem, skoro miałam jego. Kiedy oglądam się wstecz, nie żałuję ani jednej chwili spędzonej w tym związku, każdą wspominam ze wzruszeniem.
Mój mąż był uroczym człowiekiem i w dodatku miał głowę do interesów. Kiedy tylko skończyła się w naszym kraju komuna, zaczął robić prawdziwe pieniądze. Na sprzęcie rehabilitacyjnym.
Przez dwadzieścia lat staliśmy się poważnym importerem. Zbyszek sam negocjował wszystkie kontrakty i wychodziło mu to naprawdę dobrze. Wiele się przy nim nauczyłam, bo nigdy nie zamierzałam robić za kanapową maskotkę. Miałam zatem wgląd w działalność firmy.
Miał pojechać tylko na kilka dni...
Nasze interesy szły wspaniale i kiedy oboje przekroczyliśmy pięćdziesiątkę, zaczęliśmy się poważnie zastanawiać nad sprzedaniem firmy. Z propozycją kupna zgłosił się do nas poważny australijski koncern, z którym współpracowaliśmy od kilku lat. Zaproponowali nam duże pieniądze, więc jeślibyśmy przystali na ich warunki, to czekała nas mlekiem i miodem płynąca emerytura.
Wizja była kusząca, a wypoczynek w sumie nam się należał. Po długich debatach zdecydowaliśmy więc w końcu, że podpiszemy z nimi kontrakt.
Mogliśmy to zrobić w Polsce, ale mój mąż stwierdził przewrotnie, że skoro Australijczycy fundują mu bilet do Sidney, to przeleci się po raz ostatni na antypody na ich koszt. A ja miałam czekać na niego w domu z szampanem.
Kiedy Zbyszek wylądował w Australii, odezwał się do mnie, że wszystko w porządku. A potem nagle kontakt się urwał, i to na dłużej niż doba! Mój mąż rzadko „znikał” i zawsze miał do tego jakiś ważny powód, więc bardzo się o niego niepokoiłam. Zameldował się dopiero po czterech dniach, kiedy już, zgodnie z ustaleniami, powinien być z powrotem w Polsce.
– Kochanie… Słuchaj… Zostanę w Sydney jeszcze przez kilka dni, bo muszę się nad czymś zastanowić – powiedział.
– Ale podpisałeś już kontrakt i firmę sprzedałeś? Czy może jeszcze negocjujesz? – zapytałam mocno zaskoczona.
– Sprzedałem, jak było ustalone, nie martw się – usłyszałam.
Miałam się nie martwić?
Jakże miałam się nie martwić w takiej sytuacji, skoro nie rozumiałam, nad czym on się w takim razie jeszcze zastanawia! I może tak naprawdę wolałabym się nie dowiedzieć… Ale on w końcu wyznał brutalną prawdę:
– Słuchaj, Kasiu… Ja nie wracam. Ja tutaj już zostanę.
W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że skoro zamierza osiąść w Australii, to ja w sumie nie mam nic przeciwko temu. Jednak chodziło o coś innego. On wcale nie brał mnie pod uwagę w swoich planach!
– Głupio mi tak powiedzieć ci to przez telefon, ale pięć lat temu poznałem w Sydney pewną kobietę – ciągnął Zbyszek. – No i, niestety, nie obyło się bez konsekwencji. Mam z nią syna. Zdecydowałem się z nimi zamieszkać, bo zrozumiałem, że oni są moją rodziną. Wiem, że oni mnie bardziej teraz potrzebują niż ty!
Bardziej niż ja? Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam
Ten sam Zbyszek, który nie chciał mieć ze mną dzieci, ma teraz syna gdzieś na antypodach? Z jakąś tamtejszą sekretarką, menedżerką, kelnerką? Ile spędzili ze sobą czasu, że tak łatwo przekreślił trzydzieści lat?! Wystarczyło jej kilka jego wizyt w Krainie Kangurów, aby go usidlić!
Byłam wstrząśnięta, czułam się oszukana. Poświęciłam się cała dla Zbyszka, stłumiłam w sobie macierzyńskie instynkty – i wszystko tylko po to, aby na starość zostać sama? Gdy tymczasem on, zabezpieczony materialnie przez sprzedaż naszej firmy, będzie się bawił w dom?!
– Przylecę za jakiś czas do Polski załatwić formalności. Za miesiąc, może dwa… Myślę, że dojdziemy do porozumienia – usłyszałam jeszcze od męża.
Płakałam użalając się nad swoim zmarnowanym życiem
Wiele razy walczyłam ze sobą, żeby nie chwycić za telefon i nie zadzwonić do Zbyszka, błagając go o powrót. A potem dotarło do mnie, że to naprawdę koniec. Wobec czego teraz powinnam nadać swojemu życiu całkiem nowy bieg.
Tak, w dużej mierze powodowała mną wściekłość, tylko co z tego? Kiedy się robi dobre rzeczy, nieważne są ukryte motywy. Przynajmniej ja tak uważam. Zaczęłam zatem działać. Następne tygodnie zajęły mi rozmowy z prawnikami.
Dzięki pieniądzom ze sprzedaży firmy stać mnie było na najlepszych! Z ich pomocą przygotowałam odpowiednie dokumenty, załatwiłam formalności. I kiedy Zbyszek zapowiedział swój przylot do Polski, byłam gotowa na jego przyjęcie. Z szampanem.
Czuję się trochę tak, jakbym była ich matką
Gdy wszedł do naszego pięknego, wielkiego domu, otoczonego okazałym ogrodem skąpanym w sierpniowym słońcu, i zobaczył ten bałagan, oniemiał.
– A co tutaj się dzieje, na Boga?! Zaczęłaś jakiś remont, nic mi nie mówiąc na ten temat? – zapytał zaskoczony.
– Tak, ten dom przecież wymaga przeróbek, jeżeli ma pełnić taką rolę, jaką zapisano w statucie – stwierdziłam lekko i spokojnie.
– Jaką rolę? W jakim statucie? – Zbyszek niczego nie rozumiał i wcale mnie to nie dziwiło.
– W statucie mojej fundacji, którą założyłam za pieniądze uzyskane ze sprzedaży firmy – odparłam. – Nie czytałeś polskich gazet w tej Australii? Szeroko się rozpisywały, jacy jesteśmy szlachetni i z gestem.
Tyle pieniędzy przekazanych na leczenie dzieci poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych! Była nawet u nas w domu telewizja! A co się tyczy domu... – tu zawiesiłam głos, żeby uzyskać lepszy efekt. – On w zasadzie już nie jest nasz, bo został przekazany na potrzeby fundacji. Będzie się tutaj mieściło centrum rehabilitacyjne, będą tu turnusy dla chorych dzieci.
Trzeba było widzieć jego minę!
– Nie sądzisz – ciągnęłam słodko – że to idealne miejsce, aby połączyć wysiłek rehabilitacyjny z wypoczynkiem? Nawet twoja stajnia się przyda, już zamówiłam dwa konie do hipoterapii – dodałam z niewinną miną.
Zbyszek wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować
– Jak mogłaś to wszystko zrobić bez konsultacji ze mną! – ryknął w końcu na cały głos.
– Ty także ze mną nie konsultowałeś pewnych spraw – przypomniałam mu. – Zapowiedziałeś, że chcesz rozwodu, więc każde z nas będzie teraz miało takie swoje życie, na jakie się zdecydowało. Ty się zajmiesz swoim synem w Australii, a ja tu dziećmi z problemami.
– Ja… Ja to wszystko unieważnię! – znów ryknął Zbyszek.
– A niby na jakiej podstawie? – uśmiechnęłam się, wiedząc, że prawnie jestem zabezpieczona.
– Miałam twoje pełnomocnictwo. A poza tym, pomyśl, co się stanie, kiedy zaczniesz protestować. Media się na ciebie rzucą! Naprawdę chcesz skandalu?
– Ale z czego ja mam teraz żyć? – biedny Zbyszek wyglądał naprawdę żałośnie.
– Jesteś jeszcze młody, masz głowę do interesów. Dasz sobie radę! – machnęłam ręką, bo za dużo łez wylałam, jak mi powiedział, że mnie rzuca, żebym teraz się wycofała. – I radziłabym, abyś znalazł sobie jakiś hotel do rozprawy rozwodowej – dodałam. – Sam rozumiesz, małżeństwem jesteśmy formalnie, dom należy do fundacji. Niezręcznie byłoby rano, gdybyś pijąc kawę w piżamie, spotkał panią prezes…
– A kto to jest ta cholerna pani prezes? – zapowietrzył się.
– No jak to, kto? Ja! – rzuciłam lekko i odeszłam.
Tym sposobem nie tylko pozbyłam się niewiernego męża, ale jeszcze zapewniłam sobie dobrą prasę i prestiż. Prowadzę moją fundację już od trzech lat. Mamy na koncie dziesiątki dzieci, którym pomogliśmy wrócić do sprawności. To ogromna satysfakcja. Czuję się po części tak, jakbym była ich matką. A mój były mąż? Nie mam pojęcia, co się z nim dzieje, bo nie utrzymujemy kontaktów. Wiem, że wyjechał do tej swojej Australii i może tam hoduje strusie albo kangury. Mało mnie to obchodzi.
Czytaj także:
„Córka wychowuje swego syna na pazernego samoluba. Bierze chwilówki, żeby zaspokoić jego zachcianki, a jemu ciągle mało”
„Praca w służbach odebrała mi męża. Maciek nadal żyje, ale mężczyzna, którego kochałam, umarł z pierwszym dniem pracy”
„Mąż wścieka się, bo syn nie pomaga mu ratować biznesu. Jak zobaczy, kogo wybrał na narzeczoną, chyba dostanie zawału”