„Praca w służbach odebrała mi męża. Maciek nadal żyje, ale mężczyzna, którego kochałam, umarł z pierwszym dniem pracy”

Zraniona kobieta fot. Adobe Stock, zinkevych
„Głowę przetaczała mi prawdziwa galopada wspomnień i domysłów. Co robi teraz Maciek? Czemu nie zadzwonił? Czy w ogóle mu mnie brakowało? Miałam żal do losu, że mi go odebrał. Maciek żył i wciąż był moim mężem, ale nie tym, którego znałam i kochałam”.
/ 06.03.2022 07:25
Zraniona kobieta fot. Adobe Stock, zinkevych

– Marysia? Julka? Wchodźcie, szybko, bo zimno na dworze! – moja siostra, zaprosiła mnie i moją córkę do domu i spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.

Musiała się domyślić, że coś się stało, bo nie co dzień wpadałam do niej z walizką. A już na pewno nie bez zapowiedzi. Tym bardziej że mieszkała kawał drogi od miasta, w maleńkiej wiosce.

– Jesteście głodne? – zapytała, gdy już skończyłyśmy się przytulać. – Mam pyszną pomidorową.

– To jest moja ulubiona zupa, ciociu! – Julka była zachwycona. Pobiegła umyć ręce i po chwili zasiadła do stołu. A Marta postanowiła dyskretnie wybadać, co nas tak nagle sprowadza.

– Co słychać u Maćka?

– U Maćka… no, wszystko dobrze – odparłam, sygnalizując jej wzrokiem, że nie chcę rozmawiać przy córce.

– Mamuś, mogę pożyczyć twój telefon i pograć? – zapytała, gdy już dojadła zupę do ostatniej kropli.

– Możesz – odpowiedziałam z ulgą, że będziemy mieć z siostrą chwilę dla siebie. – Idź do sypialni, dobrze?

Julka wzięła komórkę i zniknęła za drzwiami. Kot jakby wyczuł, że zbliża się dłuższa nasiadówka i z zadowoleniem wskoczył na kolana Marty.

– Nie wiem, co będzie z Maćkiem – wyznałam. – Jest coraz gorzej.

– Co się dzieje?

– To, co zawsze. Jest zestresowany pracą w policji. Wciąż się wścieka.

– Ale chyba nie…?

– Co? Nie, nie! Nie bije mnie. Julki też nie. Ale to, że nie ma przemocy fizycznej, nic nie oznacza. Ja się czuję wykończona jego humorami. Po wyjazdach na zgony, miejsca wypadków czy do jakichś melin, wchodzi do domu, jak burza gradowa. To wszystko zostaje mu w głowie.

Marta pokręciła głową z niedowierzaniem. Znała Maćka od dawna, bo był pierwszym chłopakiem, z którym się spotykałam. Zawsze spokojny, wręcz introwertyczny. Marzył o tym, by zostać policjantem.

Długo starał się o tę pracę. Skończył szkołę policyjną z wyróżnieniem, a mimo to na stałe zatrudnienie musiał czekać. Ta niepewność go dobijała. Chciał jak najszybciej otrzymać mundur. Kiedy w końcu go przyjęto i podjął służbę w naszym mieście, byłam pewna, że wszystko będzie już dobrze. Okazało się, że było przeciwnie.

Dopiero się zaczęły problemy. Rozczarowała go bierność kolegów, papierologia, ciągłe pisanie raportów i stres przed odpowiedzialnością. Mówił, że zamiast pomagać ludziom, spędza pół dnia, pisząc sprawozdania. Za każdym razem, gdy opowiadał o pracy, mówił nerwowo i zaciekle. Nie ufał nikomu, wszystkich podejrzewał o złe intencje i zakładał wyłącznie negatywne scenariusze.

– Nie poznaję go – wyznałam Marcie, starając się nie zalać łzami. – Mam wrażenie, że to zupełnie inny człowiek niż ten, którego poślubiałam.

– Małżeństwa przechodzą różne fazy i kryzysy – starała się mnie pocieszać Marta.

Na piecu zaczął gwizdać czajnik. Kot się obudził i zerwał do ucieczki, a ona ze spokojem wstała i zalała nam herbatę, do której dołożyła po łyżce konfitury, tak jak robiła to nasza babcia. Podziwiałam jej spokój i brak pędu, w który wpadli wszyscy, których znałam. Wiele osób na jej miejscu czułoby niedosyt. Mieszkała sama, w małej wsi, żyła prosto. Ale sprawiała wrażenie, jakby nie potrzebowała do szczęścia niczego, bo miała je w sobie.

– Kryzysy owszem… rozumiałabym, gdybyśmy mieli jakieś nieporozumienie, ale ja się nie mogę pogodzić z takimi sytuacjami jak dziś… – wzięłam głęboki oddech. – Maciek wrócił z pracy i od progu zaczął wrzeszczeć. Wściekł się na Julkę, że ogląda coś w telewizji i kazał jej iść do pokoju się uczyć. Julka zaczyna ferie, o czym nawet nie pamiętał. Powiedziałam, żeby się od niej odczepił, bo też ma prawo odpocząć, a on wrzasnął, żeby w takim razie szła na jakiś sport, a nie gniła przed pudłem jak pustak.– zawiesiłam głos, musiałam powstrzymać się od płaczu.

Potem zaczął wściekać się na mnie, że pozwalam jej oglądać bzdurne seriale. Zatrzasnął drzwi i zamknął się w pokoju. Nie chciałam takiego domu. Nie chciałam żyć w ciągłym stresie i obawie o to, w jakim humorze wróci mąż. A już na pewno nie chciałam, żeby Julka musiała się z tym zmagać. W końcu zacznie się buntować! Oczywiście miałam ochotę wygarnąć mu wszystko, co myślę, ale awantura nie przyniosłaby zmian, a jedynie kolejną fazę wojny. Spakowałam więc nasze rzeczy i postanowiłam, że muszę nabrać dystansu.

– Byłaś moją pierwszą myślą. Ale wiesz… jeśli ci tu przeszkadzamy, mów wprost – powiedziałam do Marty.

– Skąd! Jesteście zawsze mile widziane. Tylko wiesz, to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę.

– Wiem – westchnęłam.

Nie zamierzałam uciekać

U Marty, w otoczeniu wciąż uśpionej zimowym snem przyrody, chciałam nabrać dystansu i wszystko przemyśleć. Julka miała wolne, a ja sporo niewykorzystanego urlopu, więc postanowiłam na kilka dni zaszyć się na wsi. Marta zaczęła przygotowywać nam łóżko w pokoju gościnnym.

– Dałam wam pierzynę cioci Krysi. Pamiętasz ją? – zapytała Marta, kiedy skończyła ścielić.

– Nie mów, że ją masz?! Skąd?!

– Tajemnica! – zaśmiała się.

To była nasza ulubiona pierzyna z dzieciństwa. Ciotka sama ją zrobiła, obskubując pierze z gęsi. Była ciężka jak z ołowiu i kiedy się pod nią kładło, odpływało się momentalnie i spało głęboko przez caluteńką noc, jakby pozbawiała też dostępu do tlenu.

Spadła na mnie prawdziwa lawina wspomnień

Czysta biała pościel w białe różyczki pachniała wiatrem, a na drewnianym stoliku przy łóżku, Marta postawiła wodę w ceramicznym dzbanku i dwie szklanki. Na krześle obok przewiesiła dodatkowe dwa ciepłe koce. To wszystko było tak gościnne i miłe z jej strony. Mimo że się nie zapowiedziałyśmy, Marta przyjęła nas z miłością i czułością, których tak było mi potrzeba.

Kiedy przed snem, słyszałam słodkie pochrapywanie Julki, przez głowę przetaczały mi się dziesiątki myśli. Prawdziwa galopada wspomnień i domysłów. Co robi teraz Maciek? Czemu nie zadzwonił? Czy w ogóle mu mnie brakowało? Chciałam wiedzieć, czy pamiętał jeszcze czasy, gdy on wobec mnie zachowywał się tak troskliwie i czule jak Marta tamtego dnia.

Kiedy ostatnio zrobił mi herbaty, przyniósł koc, zapytał, jak się czuję. To wszystko wygasło w chwili, gdy poszedł do pracy na policji. Miałam żal do losu, że mi go odebrał. Maciek żył i wciąż był moim mężem, ale nie tym, którego znałam i kochałam.

Kolejne dni płynęły nam powoli i spokojnie. Grałyśmy w planszówki, pomagałyśmy Marcie w szyciu, którym zajmowała się zawodowo, a my tylko z pasji i doskoku, wieczorami piłyśmy wino, a Julka gorącą czekoladę.

Bywały chwilę, kiedy myślałam, że mogłabym już tak zawsze. Zostać tam i nie wracać do domu utkanego ze stresu, krzyków i nerwów. Pewnego dnia wyszłam rano do piekarni po bułki. Autobus, który mnie mijał zatrzymał się gwałtownie. Spojrzałam w jego kierunku trochę zaskoczona. Ze środka wyskoczył Maciek.

– Dzięki, że się pan zatrzymał – powiedział do kierowcy. – To moja żona. Mówiłem, że jest piękna, nie?

Spojrzałam na niego zdumiona. Wyglądał inaczej. Jakoś spokojniej i łagodniej. Jakby ta przerwa ode mnie i jemu wyszła na dobre.

– Cześć, kochanie – powiedział i przytulił mnie mocno.

– No, cześć… A co ty tu robisz?

– Przyjechałem, żeby przeprosić. Was obie przeprosić, ciebie i Julkę. I powiedzieć, że rzuciłem służbę.

– Rzuciłeś służbę? – powtórzyłam, nie kryjąc zdumienia. – Przecież marzyłeś o pracy w policji…

– Zrozumiałem, że wy jesteście moim marzeniem. Policja to nie dla mnie. Znajdę coś innego. Mniej stresującego. Wolę mieć was niż wcześniejszą emeryturę, którą będę musiał spędzić samotnie…

Nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Zaprowadziłam Maćka do Marty, która bardzo ucieszyła się na jego widok. Wbrew wszystkiemu ona nadal kibicowała naszemu związkowi.

– Porywam dziewczyny! – powiedział z uśmiechem.

– Nic z tego. Musisz zostać choć na jedną noc. Zrobimy ognisko, żeby uczcić twoje bezrobocie.

– Świetny pomysł – roześmiał się mój mąż.

Aż trudno mi było uwierzyć, że to faktycznie się dzieje. Mówił tak jak dawny Maciek. Rzucił robotę, a wraz z nią odeszły wszystkie jego nerwy i frustracje. Cieszyłam się, że udało nam się dogadać. A jeszcze bardziej, że stało się to w oazie spokoju i cierpliwości.

Miałam nadzieję, że cząstka tego świata pojedzie z nami do domu. I tak się stało. Maciek znalazł wkrótce pracę w ośrodku pomocy społecznej, która daje mu dużo więcej satysfakcji i przede wszystkim jest spokojna.

Zarabia mniej, ale to, co zyskaliśmy, jest bezcenne. Teraz już wiemy, że nie warto na siłę trzymać się swoich mrzonek, jeśli okazują się jedynie fantasmagoriami. I pamiętać, że rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu.

Czytaj także:
„Byłam bliska rozpaczy, gdy zgubiłam cenną rodzinną pamiątkę. Ale dzięki temu znalazłam coś jeszcze cenniejszego”
„Na studiach mieli mnie za bohatera, bo zagrałem na nosie komunistycznej władzy. Zrobiłem to... z miłości”
„Mam 40 lat i zaszłam w ciążę. Koleżanki załamywały ręce, rodzina odmawiała pacierze, a ja w końcu jestem szczęśliwa”

Redakcja poleca

REKLAMA