„Zrezygnowałam z kariery, by być służącą marudnego męża. Mogłam być kimś, a jestem przegraną kurą domową”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Graphicroyalty
„– Gdzieś ty była?! – wydarł się na mnie Jurek. – Co ty sobie wyobrażasz? Zostawiłaś mnie samego z dziećmi, nawet nic nie mówiąc! Co ja miałem niby z nimi robić? Oni ciągle czegoś chcą! Jak ty je wychowujesz? – Ja przynajmniej w ogóle to robię – burknęłam”.
/ 05.02.2024 13:12
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, Graphicroyalty

Siedziałam w tej kawiarni, leniwie sącząc swoje latte i wzdychałam do utraconych marzeń. Do tego, kim mogłabym być, gdybym nie uległa głupiemu zauroczeniu. A teraz? Mogłam co najwyżej wrócić do domu, do marudnego męża, rozwrzeszczanych dzieci i bałaganu. 

Miałam jasny plan na życie

Nigdy nie miałam problemów z nauką. Już w liceum podjęłam decyzję, że w przyszłości zostanę tłumaczką. Dobrze radziłam sobie z językami, a szczególnie z angielskim i niemieckim. Jednocześnie bardzo lubiłam czytać, więc marzyło mi się tłumaczenie książek. Wiedziałam, że bycie tłumaczem przysięgłym byłoby pewnie bardziej opłacalne, ale tego jakoś nie rozważałam – chciałam mieć jednocześnie satysfakcję i przyjemność z codziennej pracy.

Dobrze zdałam maturę i bez problemu dostałam się na anglistykę, i to na mojej wymarzonej uczelni. Co tam, że była na drugim końcu Polski i matka marudziła, że rzadko będę wpadać do domu – miałam swoje priorytety. Jednocześnie nie zapomniałam o niemieckim, więc równolegle uczyłam się też tego języka.

Po trzech latach studiów przyjęto mnie na staż w wydawnictwie. Cieszyłam się, bo jednak szybko udało mi się przebić i od razu mogłam się zająć tłumaczeniami. Na początek z angielskiego, ale gdyby wszystko się poukładało, miałam też otrzymywać niemieckie teksty. Chyba byli ze mnie zadowoleni, bo wykazywałam się sporą ambicją, no i już mogłam zarobić swoje pierwsze pieniądze. Nawet matka przestała mnie męczyć, że nie rozglądam się za kandydatem na męża. Prawdę mówiąc, nie bardzo mi się do tego spieszyło. Małżeństwo kojarzyło mi się z ograniczaniem kobiety i podcinaniem jej skrzydeł. A po co mi było coś takiego, skoro chciałam robić karierę?

Przypadkiem się zakochałam

Koleżanka z redakcji wyciągnęła mnie któregoś wieczoru na spotkanie autorskie pewnej pisarki. Nie znałam jej za dobrze, ale uznałam, że dobrze się pokazywać na takich imprezach, skoro sama robię w branży wydawniczej. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że doprowadzi to do największego błędu w moim życiu.

Tam poznałam Jurka. Był wiernym fanem tej pisarki, uwielbiał jej kryminały. Nie miał nic wspólnego z branżą wydawniczą – niedawno otworzył niewielkie biuro rachunkowe. Mimo to, jakoś tak od słowa do słowa zaczęliśmy rozmawiać, a skończyło się na tym, że odwiózł mnie do mieszkania. Trochę mi zaimponował – miał już swój biznes,  samochód i mieszkanie, chociaż był zaledwie trzy lata starszy ode mnie. Poza tym, prezentował się całkiem nieźle.

Zaczęliśmy się spotykać, potem on został moim oficjalnym partnerem. Kiedy powiedziałam o tym matce przez telefon, oszalała z radości. Nawet odległość między nami przestała jej przeszkadzać. Ja też się wtedy cieszyłam. Myślałam, że wszystko nam się cudowanie poukłada. Cóż, byłam optymistką.

To była jedna szansa na milion

Zupełnie niespodziewanie dostałam propozycję życia – miałam otrzymać pracę tłumaczki w dużym wydawnictwie w Stanach. Zgłosiła mnie tam redaktorka naczelna, a oni zadzwonili i po przeprowadzonej rozmowie i sprawdzeniu moich możliwości, chcieli mnie zatrudnić. Nie spodziewałam się tego zupełnie, ale byłam podekscytowana jak nigdy. No, tyle że to się wiązało oczywiście z przeprowadzką do Stanów. Kiedy powiedziałam o tym Jurkowi, zamiast się ucieszyć, wyraźnie się zmartwił.

– Ja tu mam firmę, Nina – stwierdził. – Życzę ci jak najlepiej, ale… wiesz, z czym to się będzie wiązać…

No tak, sugerował rozstanie. Z jednej strony wcale nie chciałam go zostawiać. Dobrze nam było, a on nawet coś przebąkiwał o ślubie, budowaniu rodziny itd. Z drugiej strony wiedziałam, że stoję przed ogromną szansą, która raczej nigdy więcej się nie powtórzy. Stany… to był wielki świat, o którym nawet nigdy nie marzyłam.

Ty chyba zgłupiałaś – usłyszałam od matki, gdy powiedziałam jej o propozycji, jaką dostałam i wspomniałam, że rozważam rozstanie z Jurkiem. – Stany? Jakie Stany! Przecież ty z Polski jesteś, dziecko! I na co ci to wszystko w ogóle? Masz takiego wspaniałego chłopaka… Naprawdę chcesz go zostawić dla pracy nie wiadomo gdzie i w jakich warunkach?

Nie trafiały do niej w ogóle tłumaczenia, że to duże, renomowane wydawnictwo. Że miałabym tam dostać mieszkanie. Fakt, pewnie na początku byłoby trudno, ale sądziłam, że sobie poradzę.

Musiałam wybrać

Innego zdania z kolei były koleżanki z pracy.

– No coś ty, Nina! – rzuciła któraś. – Ty się jeszcze zastanawiasz? Pakuj się i wyjeżdżaj! Takich ofert się nie odrzuca!

Myślałam nad tym długo. A kiedy postanowiłam postawić sprawę jasno i rzeczywiście przyjąć pracę za granicą, Jurek przygotował dla mnie romantyczną kolację. Zaskoczył mnie tym zupełnie, bo zadbał, żeby wszystko było romantyczne. Kupił mi nawet sukienkę, która podobała mi się od jakiegoś czasu, ale była za droga.

– Wiesz, żebyś miała jak im się pokazać w tych Stanach – stwierdził.

Przyglądałam mu się urzeczona i chociaż jakaś część buntowała się przeciwko temu, co właśnie zamierzałam zrobić, czułam, że postępuję słusznie. Bo przecież to rodzina była najważniejsza. Wspaniałe uczucie, a nie jakieś niespełnione ambicje, które mogły nawet nie dojść do skutku.

– Nigdzie nie jadę, Jurek – odezwałam się cicho. – Przemyślałam to i… uznałam, że to nie dla mnie. Tu mam ciebie i całe życie. Czego będę szukać za oceanem?

Bardzo się wtedy ucieszył. To znaczy oczywiście pytał mnie kilka razy, czy jestem pewna tego, co robię, ale przekonywałam go, że to przemyślana decyzja, choć w zasadzie podjęłam ją pod wpływem chwili. Pod wpływem jego romantycznego gestu. 

Szefowa była wściekła

W pracy nikt mnie nie rozumiał. Koleżanki spoglądały na mnie jak na nienormalną, ciągle szeptały za moimi plecami, a redaktorka naczelna zwyczajnie się obraziła.

Myślałam, że jesteś dojrzała i odpowiedzialna – oświadczyła chłodno. – Cóż, pomyliłam się. 

Zabolało mnie to. Podobnie jak gęstniejąca atmosfera. I choć zaciskałam zęby, by to jakoś znieść, ostatecznie nie wytrzymałam i się zwolniłam. Znalazłam inną pracę, gdzie obowiązki wykonywałam prawie w całości zdalnie – tylko raz na tydzień musiałam wpadać do siedziby wydawnictwa. Okazało się, że to doskonałe posunięcie, bo Jurek się oświadczył, a potem zaszłam w ciążę. 

Przegrałam swoje życie

Wzięłam ślub z Jurkiem. Potem urodziłam dziecko, a dwa lata później kolejne. Pracowałam praktycznie cały czas z domu, co bardzo pasowało mojemu mężowi.

– Widzisz? I możesz przy okazji zajmować się domem – twierdził. – No, bo co ty tam właściwie takiego robisz? Tylko sobie czytasz i tłumaczysz. To żadna praca, więc przecież możesz przy okazji dzieci przypilnować.

Bardzo wkurzało mnie takie gadanie, ale nawet nie miałam się z nim siły kłócić. Tak przeżyłam prawie 14 lat. Rzadko kiedy miałam czas dla siebie, z Jurkiem rozmawialiśmy coraz rzadziej, bo on zajmował się głównie pracą, a ja… cóż domem i dziećmi. Nawet zrezygnowałam z części zleceń i wyrabiałam teraz tylko pół etatu. Drugie pół to bycie służącą męża. 

Miałam dość

Któregoś wyjątkowo napiętego dnia, kiedy miałam już kwadratową głowę od ciągłych krzyków dzieci i marudzenia Jurka, który wyjątkowo wrócił wcześniej do domu, stwierdziłam, że zapomniałam czegoś kupić, a potem wyszłam. Tak naprawdę potrzebowałam oddechu. Dlatego zaszyłam się w miejscu, które kiedyś, w czasach studiów odwiedzałam nałogowo.

Mała kawiarenka w centrum miała swój klimat. Na szczęście, nie zmienił się on przez lata i znów mogłam poczuć się jak dawniej. No, albo prawie. Bo teraz? Teraz byłam przecież przegraną kurą domową.

Siedziałam w tej kawiarni, leniwie sącząc swoje latte i wzdychałam do utraconych marzeń. Do tego, kim mogłabym być, gdybym nie uległa głupiemu zauroczeniu. A teraz? Mogłam co najwyżej wrócić do domu, do marudnego męża, rozwrzeszczanych dzieci i bałaganu. Kompletnie straciłam poczucie czasu w życiu i nie widziałam już dla siebie żadnej przyszłości. Do domu wróciłam wieczorem

Mąż miał pretensje

– Gdzieś ty była?! – wydarł się na mnie Jurek. – Co ty sobie wyobrażasz? Zostawiłaś mnie samego z dziećmi, nawet nic nie mówiąc! Co ja miałem niby z nimi robić? One ciągle czegoś chcą! Jak ty je wychowujesz?

– Ja przynajmniej w ogóle to robię – burknęłam.

I wtedy się zaczęło. Że jestem niewdzięczna. Że to on utrzymuje dom, a ja się bawię w jakieś śmieszne tłumaczenia. I tylko bycia porządną kobietą ode mnie wymaga – niczego więcej przecież. Nawet nie chciało mi się z nim kłócić. Poszłam się położyć i od razu zasnęłam. Po prostu.

Może coś się zmieni

Od mojej kłótni z Jurkiem minęło nieco ponad dwa miesiące. Nic się między nami nie zmieniło, a nawet trochę się pogorszyło. Łączą nas właściwie tylko dzieci. A ja właśnie stoję przed kolejną szansą.

Tydzień temu znalazłam ogłoszenie, w którym szukali doświadczonej tłumaczki. Wydawnictwo jest w innym mieście, ponad 200 kilometrów od naszego miejsca zamieszkania. Mimo to, jakiś impuls kazał mi się zgłosić. A teraz wpatrywałam się w maila z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną. Bardzo miłego maila, w którym zauważono, że mam duże doświadczenie i pracowałam nad ciekawymi pozycjami.

Może powinnam się na nią umówić? Przecież, gdyby mnie przyjęli, mogłabym mieszkać tam, a tu bywać w weekendy. Albo pracować hybrydowo? Dzieci… dzieci nie są tylko moje. A ja chcę się nadal rozwijać. Robić to, o czym marzę i co sprawia mi frajdę. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Czytaj także: „Synowa nie ochrzciła wnuczki, a teraz ma pretensje, że uczę ją pacierza. Nie mogę patrzeć, jak rośnie w grzesznym domu”
„Miałam wielkie ambicje, a miłość znalazłam przy szambiarce. Zakochałam się w Tomaszu, choć nie śmierdział groszem”
„W domu byłam przykładną żoną i matką. W pracy figlowałam bez oporów z kolegą, aż przyłapała nas moja córka”

 

Redakcja poleca

REKLAMA