„Synowa nie ochrzciła wnuczki, a teraz ma pretensje, że uczę ją pacierza. Nie mogę patrzeć, jak rośnie w grzesznym domu”

starsza kobieta fot. Adobe Stock, lilu2005
„– Jeśli nie drepczemy posłusznie do kościoła i nie klepiemy różańców, to od razu żyjemy w grzechu? Dobrze wiedzieć – zadrwiła synowa. Odetchnęłam głęboko i odpowiedziałam, tym razem spokojniej. – Nie mam wpływu na to, jakie decyzje wy podejmujecie, ale mam prawo nauczać wnuczkę tego, co uważam za słuszne. Do niczego jej nie zmuszam”.
/ 02.02.2024 08:30
starsza kobieta fot. Adobe Stock, lilu2005

To, że dzisiejsze matki wolą wychowywać dzieci na pogan, nie oznacza, że muszę się z tym zgadzać. Chcę, żeby wnuczka miała chociaż minimalny kontakt z religią.

Synowa jest niewierząca

Gdy dowiedziałam się, że mój syn nie planuje brać ślubu kościelnego, byłam w szoku.

– Ale Maciek, jak to? Cała rodzina zawsze brała śluby w kościele, przed Bogiem… Co powiedzą krewni? Dlaczego? – dziwiłam się.

– Mamo, Diana jest niewierząca i ja to szanuję. Nie będziemy robili cyrku pod publiczkę tylko dla krewnych. Chyba w ślubie kościelnym chodzi o szczerość intencji, prawda? Nie powinno się przysięgać, jeśli się nie wierzy – tłumaczył mi syn.

– No niby tak, ale… Te cywilne śluby to takie nijakie. Jakieś formułki, jakieś prawne bzdety, pięć minut i po sprawie. Gdzie tu odświętność? Gdzie jakiś patos? – narzekałam.

– Nam to nie przeszkadza, nie potrzebujemy patosu – odparł tylko syn, sygnalizując, że zakończył ze mną rozmowę.

Nie wzięli ślubu kościelnego

Nie miałam nic do gadania! Było mi przykro, że syn podejmuje tak ważną decyzję życiową wyłącznie w oparciu o widzimisię pierwszej lepszej dziewczyny. A gdzie wartości, w których wychowywałam go przez całe życie? 

Ślub, zgodnie z moimi przewidywaniami, trwał całe osiem minut. Suche formułki urzędnika, któremu odświętności nadawał co najwyżej orzeł zawieszony na piersi, i po sprawie. Wesele, trzeba przyznać, było eleganckie i na poziomie, co przez cały wieczór chwalili goście.

– Tereska, bardzo ładne wesele, naprawdę. I jedzenie smaczne, i jest z czego wybierać, i do czego tańczyć… Dawno na takim eleganckim nie byłam! – zachwalała kuzynka męża.

– Bardzo mi miło, Ewa – dziękowałam ze sztucznym uśmiechem, bo jakoś nie cieszyły mnie te pochwały.

„Co z tego, ze jedzenie dobre, jak cała ta ceremonia odbyła się bez Boga?”, myślałam smętnie.

Diana zaszła w ciążę

Gdy prawie równo rok od ceremonii syn poinformował, że spodziewają się z synową dziecka, bardzo się ucieszyłam. Przynajmniej tutaj nie wydziwiali! Było tak, jak powinno być: ślub, a zaraz potem dziecko. Tu nie ma na co czekać!

Synowa czuła się dobrze i regularnie informowała mnie o stanie swoim i maluszka. Być może chciała być dla mnie miła, bo wiedziała, co przeżyję, jeśli mój pierwszy wnuk lub wnuczka nie zostaną ochrzczeni… Oczywiście, nadzieje na tę ceremonię z góry spisałam na straty, co nie oznaczało, że nie zamierzałam głośno okazywać rozczarowania tą decyzją.

– Ślub to wasza decyzja, ale dziecka nie chrzcić? Taka bezbronna duszyczka i od maleńkości nie będzie pod boską ochroną? Synu, przemyślcie to jeszcze… – ubolewałam.

Maciek, niestety, zdawał się zupełnie nie brać do siebie matczynego cierpienia.

– Mamo, przypomnę, że Diana jest niewierząca i to z tego powodu nie braliśmy ślubu kościelnego. Tego nie było, a teraz chrzciny mają być? Mamy być obłudnikami? – burzył się.

– Aj tam, od razu obłudnikami! – machnęłam niecierpliwie ręką. – Naszemu proboszczowi wszystko się wyjaśni, powie się, że matka poganka…

– Poganka? Mamo, w którym wieku ty się zatrzymałaś? – obruszył się.

– No a kto? Nazywam rzeczy po imieniu – skwitowałam tylko, a syn skrzywił się i zmienił temat.

Znowu nic nie wskórałam. Musiałam przełknąć to, że syn będzie wychowywał swoje dzieci zupełnie poza wiarą katolicką.

– Proszę księdza, co ja mam zrobić? To nie ja jestem matką, ale przecież nie mogę tego tak zostawić… – żaliłam się proboszczowi podczas kolędy.

Do sakramentu nikogo nie przymusisz, ale nikt nie zabrania ci nauczać dziecka swoich wartości. Synowej być może nie nawrócisz, ale wnuka czy wnuczkę być może… – zadumał się ksiądz.

Zostałam babcią 

Marcelina urodziła się zdrowa, radosna i pulchniutka. Wyglądała jak aniołek: rosnące powoli blond włoski kręciły się w drobne loczki okalające rumianą buzię i niebieskie oczka.

– No cud, a nie dziecko! – zachwycałam się. – To musi być ingerencja Stwórcy. Wymodliłam sobie ciebie taką! – szczebiotałam radośnie do malucha, ignorując synową, która przewracała oczami.

Marcelka rosła jak na drożdżach i rozwijała się podręcznikowo. Szybko uczyła się chodzić, mówić i czytać. Wprost przepadałam za spędzaniem z nią czasu, a ona z radością słuchała czytanych przeze mnie bajek, pomagała w lepieniu pyz i pierogów czy podlewała róże w ogródku swoją małą konewką.

Chciałam oswoić ją z religią

Czasami, zamiast bajek, zdarzało mi się czytać jej biblię dla dzieci. Chciałam, żeby miała jakąkolwiek świadomość na temat religii. „A nuż się zainteresuje?”, myślałam. Zabierałam ją też ze sobą do kościoła na krótkie wizyty, żeby poznała to miejsce. Wiedziałam doskonale, że matka nigdy by jej tam nie zaprowadziła sama z siebie…

– Babciu, ale tu ładnie! Wszystko takie złote i wielkie. Jak w pałacu – zachwycała się w wieku kilku lat wnuczka.

– Można powiedzieć, że to pałac Pana Boga – odpowiedziałam. – Budujemy takie piękne kościoły, żeby pokazać Bogu, jak bardzo go kochamy i jak bardzo jest dla nas ważny.

– A co się tu robi? Po co tu przychodzisz? – zaciekawiła się Marcela.

– Modlę się. Dziękuję Panu Bogu za wszystko, co mi ofiarował i proszę o to, czego potrzebuję… Czasem potrzebuję zdrowia, czasem mądrości, czasem odrobiny wytchnienia – tłumaczyłam.

– A jak się modli?

– W domu mogę cię nauczyć, chcesz? – zaproponowałam.

– Tak, tak! – wykrzyknęła wnuczka, a mnie aż urosło serce.

Wnuczka była ciekawa

Zainteresowanie wnuczki nauką pierwszego pacierza bardzo mnie uradowało. „Jeszcze się Diana zdziwi, jak Marcelka sama poprosi o chrzest, żeby mogła chodzić z babcią do kościoła, ot co”, myślałam. Niestety, nie przewidziałam, że synowa zareaguje aż tak ostro. Już następnego dnia wpadła do mojego domu jak burza.

– Mamo, ja sobie nie życzę! – krzyknęła wzburzona już na wejściu.

– Czego? – zdziwiłam się.

– Nie życzę sobie, żebyś uczyła moją córkę klepania jakichś zdrowasiek! Nie wychowujemy jej w wierze, to nasza decyzja i nie wtrącaj się. Wiem, że chciałabyś zrobić z niej taką samą dewotkę jak ty, ale nie ma takiej opcji – piekliła się Diana.

– Ty sobie rób co chcesz, ale ja nie będę biernie patrzeć, jak moja wnuczka wychowuje się w domu bez zasad i pełnym grzechu! – odgryzłam się.

– A jeśli nie drepczemy posłusznie do kościoła i nie klepiemy różańców to od razu żyjemy w grzechu? Dobrze wiedzieć – zadrwiła synowa.

Odetchnęłam głęboko i odpowiedziałam, tym razem spokojniej.

– Nie mam wpływu na to, jakie decyzje wy podejmujecie, ale mam prawo nauczać wnuczkę tego, co uważam za słuszne. Do niczego jej nie zmuszam, ale chyba nie zabronicie mi pokazać jej, jak wygląda w środku kościół? Odpowiedzieć na pytanie „kim jest Pan Jezus”, które mi ostatnio zadała? Marcelka sama poprosiła mnie, żebym nauczyła ją modlitwy.

– Oczywiście, że poprosiła, bo wiedziała, że sprawi ci to przyjemność! To kochane dziecko! – awanturowała się dalej Diana.

– Bardzo kochane, ale nie przypisuj jej aż tak złożonych emocji – uśmiechnęłam się ironicznie. – Poprosiła, bo sama chciała, sama była zainteresowana. Nie dopuszczasz tej myśli, co?

Synowa aż się zapowietrzyła ze złości. Podjęła jeszcze kilka prób wykrztuszenia z siebie zdania, które, planowo, miało mi pójść w pięty, ale nie była w stanie. Tę rundę wygrałam.

Sama wybierze swoją drogę

Choć od tamtego momentu synowa jeszcze kilkakrotnie zasugerowała, że narzucam wnuczce kościół, postanowiłam się tym nie przejmować. Cieszyłam się, że Marcelka coraz częściej pyta o modlitwę, o biblię i o święta. Zaspokajałam jej ciekawość, choć nie rozumiałam, dlaczego pyta o takie rzeczy tylko mnie.

– Marcela, dlaczego nie zapytasz rodziców? – zapytałam ją pewnego dnia.

– Babciu, oni takich rzeczy nie wiedzą! Jak ich ostatnio zapytałam, czy wiedzą, co mały Jezusek dostał w prezencie od trzech króli, zrobili wielkie oczy i nic nie powiedzieli! Takie rzeczy wiesz tylko ty – uśmiechnęła się szeroko wnuczka, a ja parsknęłam głośnym śmiechem.

– Możliwe, kochanie, możliwe… – mruknęłam pod nosem i puściłam oko do Marcelki.

Czy jej zainteresowanie kościołem przetrwa? Nie wiem. Ale wiem, że mogę być dumna z tego, że zasiałam w niej ziarenko ciekawości. A resztą zajmie się Pan Bóg.

Czytaj także: „Mąż myślał, że mam siano w głowie i nic nie potrafię. W ukryciu pięłam się po drabinie, by w końcu zostać jego szefową” „Mój facet nie chciał się żenić, gdy zaszłam w ciążę. Bez łaski, wolałam być samotną matką, niż z takim tchórzem”
„Wyszłam za mąż z rozsądku, bo wiedziałam, że życie z artystą to wieczna niewiadoma, bieda i głód. Od 20 lat żałuję”

 

Redakcja poleca

REKLAMA