„Na wieść o ciąży Ani uciekłem. Ocknąłem się w pociągu, że chcę przecież pomagać innym, a porzucam własne dziecko”

Zostawiłem dziewczynę w ciąży fot. Adobe Stock, Photographee.eu
Rodzice zaplanowali moje życie, to były ich marzenia o rodzinnej klinice stomatologicznej. W pociągu do Berlina ocknąłem się, że chcę sam decydować o sobie i o moim dziecku. Bałem się, że zostawiłem Anią z brzuchem kompletnie samą.
/ 15.11.2021 12:39
Zostawiłem dziewczynę w ciąży fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Spełniały się właśnie moje marzenia. Przez chwilę się nawet z tego cieszyłem. Ale tylko przez chwilę. Dopóki sobie nie uświadomiłem, że to, co się dzieje, to wcale nie był mój plan. Nie tego tak naprawdę chcę… A więc czego?

Pociąg relacji Kraków – Berlin niespiesznie wiózł mnie ku spełnieniu marzeń. Czekała na mnie wymarzona praca w prywatnej klinice stomatologicznej, nowy apartament i kilkuletni samochód – prezent od rodziców za sześć lat studiów i dobrze zdany egzamin.

Teraz mogłem wszystko

Na pewno osiągnę sukces i za kilka lat będę lekarzem światowej, a przynajmniej krajowej, sławy. Zostawiałem stare życie za sobą, by rozpocząć nowe, lepsze. Szkoda tylko, że Ania nie mogła pojechać ze mną. Była na trzecim roku. Musiała skończyć studia. Ale później… Później ściągnę ją do siebie.

Stuk puk… Stuk puk… Stuk puk… Do przedziału weszli dziewczyna i chłopak. Zupełnie do siebie nie pasowali. On w koszuli i spodniach od garnituru, ona w wytartych dżinsach i swetrze. Zajęli miejsca przy drzwiach.

– Pamiętaj, że musisz zrobić wszystkie badania – tłumaczył. – Pieniądze nie grają roli. Zdobędę je.

– A co, jeśli inwestor znowu ci nie zapłaci? – dopytywała dziewczyna.

– Nie martw się tym. Zdrowie twoje i juniora są najważniejsze.

– Wiem przecież.

– Nie mogę was stracić.

– Nie stracisz.

Wysiedli na następnej stacji. Kiedy szli peronem, trzymając się za ręce, już nie raziła mnie różnica w ich strojach. Widziałem dwoje zakochanych młodych ludzi, walczących z losem. Kasa.

Do szczęścia brakowało im pieniędzy, wszystko inne mieli

No tak, w tym kraju brak kasy zawsze stanowił największy problem.

Stuk puk… Stuk puk… Stuk puk… Krajobraz za oknem rozmywał mi się przed oczami. Widziałem Anię, biegnącą do mnie przez świeżo zaorane pole. Miała długą sukienkę, którą śmiesznie nadymał wiatr. Wyglądała, jakby była w ciąży. Pięknie… Tak bardzo chciałem wyciągnąć rękę, objąć ją, przytulić. Ale dzieliło nas coś więcej niż szyba pociągu, niż odległość… Mój strach.

– Zostawiasz mnie? – zapytała, a w jej oczach zamigotały łzy.

– Nie zostawiam – szepnąłem. – Wyjeżdżam do pracy.

– Kiedy wrócisz?

– Nie wiem, kochanie.

– A wrócisz?

– Nie wiem.

Czyli mnie zostawiasz.

Gdybym mógł dotknąć Ani, pocałować ją, wtedy na pewno by zrozumiała.

– Kocham cię – wyznałem. – Po studiach do mnie przyjedziesz.

Roześmiała się głośno, pokręciła głową

– Nie przyjadę. Tu jest mój dom. Tu są ludzie, którzy mnie potrzebują. Tu będę pracować.

– A ja?

– Masz inne plany. Nie ustalałeś ich ze mną. Żegnaj.

Trzaśnięcie drzwi przedziału wyrwało mnie z letargu.

– Bilety do kontroli, proszę – zarządził konduktor.

Sięgnąłem do plecaka. To był sen. Sen… Tylko dlaczego taki realny? Moja ostatnia rozmowa z Anią przebiegała bardzo podobnie. Były słowa pełne żalu i wyrzutu. Łzy. I to „żegnaj” na końcu. Ostatni raz widziałem moją dziewczynę kilka miesięcy temu. Nie chciała się nawet ze mnę pożegnać. Kiedy powiedziałem, że wyjeżdżam do Berlina, zwyczajnie zerwała wszelkie kontakty.

Nie było jej w domu, nie odbierała telefonów, na uczelni też nikt jej nie widział. Zniknęła. Albo bawiła się w chowanego.

Myślała chyba, że złamie mnie milczeniem

Nie złamała. Berlin to Berlin. Otwierał nowe perspektywy. Tak mówił ojciec. Stuk puk… Stuk puk… Stuk puk…

Do przedziału wtargnęła grupa nastolatek. Rozmawiały głośno. Nie miałem ochoty słuchać, ale ich słowa i tak do mnie docierały. Wyszedłem na korytarz. Tutaj przynajmniej nie panował jazgot.

– Co ty mówisz, jak to w ciąży? – usłyszałem kobiecy głos.

– No tak, normalnie – odpowiedział mężczyzna. – I matka wygnała ją z domu.

– A ojciec dziecka?

– Powiedziała, że to ktoś przypadkowy, ale ja wiem swoje. Od dwóch lat spotykała się z Jackiem i na pewno on zrobił jej dzieciaka, a teraz się ulotnił.

Z Jackiem? O, cholera, co za dziwny zbieg okoliczności!

Zacząłem słuchać uważniej

– Ale wiesz, ludzie nie znikają tak po prostu.

– On nie zniknął po prostu, tylko ładnie to zaplanował. Pojechał do pracy. A moja głupia siostrzyczka nawet nie próbowała go zatrzymać. Rozszarpałbym drania, gdybym go spotkał. Ale ona nie. Została bez chłopaka, bez środków do życia i bez dachu nad głową, a i tak nic od niego nie chce. Bo po co być z kimś, kto jej nie kocha, jak twierdzi.

– Może matka się uspokoi i pozwoli jej wrócić?

– Nie sądzę. Zresztą ona chyba nie będzie chciała wrócić po tym wszystkim… Nawet nie wiesz, jaka była awantura. Odizolowała się zupełnie. Przez trzy miesiące nie dała znaku życia. Dlatego jej szukam. Boję się, że Anka zrobiła coś głupiego.

Drgnąłem, kiedy padło imię mojej ukochanej

Dyskretnie zerknąłem na rozmawiających. Mężczyzna był chyba w moim wieku, kobieta stała tyłem, nie widziałem twarzy.

– Co głupiego? – dopytywała. – Myślisz, że usunęła?

– Nie, nie ona. Prędzej by się zabiła.

– Nawet tak nie żartuj!

– Jakoś nie jest mi do śmiechu…

Weszli do swojego przedziału, a ja stałem i patrzyłem za nimi. Czy mogli rozmawiać o mojej Ani? Nie, chyba nie. Ona nie miała brata. A może miała? Kurczę, niewiele o sobie mówiła. Jakieś ogólniki. Ojciec umarł. Matka była sekretarką. Co z rodzeństwem?

Nigdy nie wspominała, a ja nie pytałem. Dlaczego nie pytałem, do cholery? sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Ani. Miałem nadzieję, że tym razem odbierze. Niestety włączyła się poczta głosowa. Nawet nie mogłem zostawić wiadomości, bo skrzynka była przepełniona.

Niech to wszystko szlag trafi! Moje współpasażerki przeniosły się z rozmową w okolice toalety. Mogłem wrócić do przedziału. Stuk puk… Stuk puk… Monotonny rytm pociągu bardzo mnie irytował. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. Ale nie miałem ochoty snuć się po korytarzu.

Sen nie przychodził. Litery w książce odmówiły układania się w słowa. Nawet muzyka w słuchawkach nie uspokajała. Planowana kariera w Berlinie już nie cieszyła. Do przedziału wszedł starszy pan. Nie pytając nikogo o pozwolenie, zajął miejsce naprzeciwko mnie.

– Na pewno tego chcesz? – zapytał. – Bo wiesz, to jest twoje życie i nikt nie ma prawa ci go układać – patrzył w punkt ponad moją głową, dlatego nie bardzo wiedziałem, czy mówi do mnie.

Wyraźnie jednak czekał na odpowiedź. Może to jakiś wariat?

– Dobrze, posłuchaj, nie rób niczego pochopnie. Idź na spacer, obejrzyj jakiś film. Daj sobie czas. Wrócę jutro, wtedy porozmawiamy. Pa, córeczko.

No tak, rozmawiał przez telefon. Nieźle mnie wkręcił. Ale jego pojawienie się dało mi do myślenia.

„Czy na pewno chcę jechać do Berlina? Karierę stomatologa wymyślił ojciec, ja, idąc na studia, chciałem po prostu pomagać ludziom. To rodzice zaplanowali moje życie. Wpisałem się w ich marzenia o rodzinnej klinice. Ojciec i syn. A jeśli Ania naprawdę jest w ciąży? Jeśli została sama, bez wsparcia rodziny?”.

Przeszedłem do wagonu restauracyjnego. Wiedziałem już, co zrobić. Opuściłem pociąg na następnej stacji i wybrałem się w kolejną podróż. Podróż do mojego życia. Stuk puk… Stuk, puk… Stuk puk… Czy mi się wydaje, czy pociąg powrotny jakoś radośniej toczył się po szynach?

Anię znalazłem tam, gdzie się poznaliśmy

W hospicjum dla dzieci chorych na białaczkę. Siedziała przy łóżku czteroletniego Jasia i opowiadała mu bajkę. Tak po prostu. Za to ją pokochałem. Za dobroć, normalność, za wielkie serce. Przypomniałem sobie, że kiedyś nie byłem panem doktorem, tylko wolontariuszem, co dawało mi wielką satysfakcję.

Wystarczał uśmiech dziecka, które poczuło nadzieję na wyzdrowienie. Bardzo chętnie dawałbym tym maluchom gwarancję, że będą żyły długo i zdrowo. Ale takiej gwarancji nie ma nigdy. Mogę ofiarować tylko małą chwilę szczęścia. Nic więcej. Tyle że chwila to czasem bardzo dużo.

Nagle zrozumiałem, że nie chcę być stomatologiem, tylko onkologiem i dawać nadzieję dzieciom takim jak Jaś.

– Kochanie… – szepnąłem, żeby nie obudzić chłopca.

Wstała powoli i odwróciła się do mnie. Materiał sukienki nieznacznie opinał niewielki, ale już widoczny brzuszek. Czyli jednak będę ojcem.

– Przyszedłeś się pożegnać? – zapytała spokojnie.

– Przeszedłem, by się tobą… wami zaopiekować – powiedziałem stanowczo.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA