„Zostawiłem rodzinę dla mężczyzny, gdy syn miał 5 lat. Chciałbym wrócić do jego życia, ale on ciągle mi nie wybaczył”

mężczyzna który lata temu zostawił rodzinę fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
Są takie sytuacje, że cokolwiek się zrobi, kogoś się zrani. Tak było w moim wypadku. Nigdy nie przestałem jednak kochać mojego syna.
/ 21.05.2021 13:46
mężczyzna który lata temu zostawił rodzinę fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Stałem pod jego drzwiami dobre kilka minut, zanim zebrałem się na odwagę i zapukałem. Jest moim synem, ale nie widziałem go od dwudziestu pięciu lat. Kłębiło się we mnie tyle uczuć: wzruszenie, wstyd, że zostawiłem go wtedy samego z matką, niepewność, jak zareaguje na mój widok.

Drzwi otworzyła młoda kobieta.
– Czy zastałem Artura? – próbowałem powstrzymać drżenie głosu, ale chyba nie bardzo mi to wyszło.
– Nie ma go teraz. Ale może pan zaczeka? My się chyba nie znamy....
Nie. Jestem jego ojcem. Przyjechałem na tydzień ze Szwecji. To może ja przyjdę później...
– Ależ nie, nie. Koniecznie musi pan zaczekać. Zawsze bardzo chciałam pana poznać, chociaż mój narzeczony, to znaczy pana syn, unikał tego tematu...

Marysia, bo tak miała na imię dziewczyna, zrobiła herbatę i ukroiła kilka kawałków ciasta. Była wspaniałą, energiczną, miłą osoba. Arturowi się poszczęściło. Po kilku minutach rozmowy zaproponowała, żebym na czas pobytu w Warszawie zatrzymał się u nich. Oponowałem, ale ona upierała się przy swoim.
– Jesteś rodziną – powiedziała, chwilę wcześniej przeszliśmy na ty. – Dla mnie to ważne, żebyś został. Mam nadzieję, że teraz będziemy się częściej widywać.

Cóż, gdyby to ode mnie zależało... Ale wiedziałem od byłej żony, że syn nie miał na mój temat dobrego zdania. Powiem więcej: nie chciał mnie znać. Nigdy nie wybaczył mi, że odszedłem, gdy miał pięć lat. Zresztą wcale mu się nie dziwiłem.
Artur pojawił się godzinę później. Gdy mnie zobaczył, miał mi tylko jedno do powiedzenia:

Wynoś się! Po co tu przyjechałeś? Potrzebowałem cię jako dziecko, teraz już nie! Przyszedłeś po wybaczenie? Nigdy go ode mnie nie dostaniesz!

Marysia próbowała interweniować, ale powstrzymałem ją. Zabrałem walizki i wyniosłem się do hotelu. Przez cały wieczór siedziałem w pokoju i myślałem, co zrobić, żeby mój syn zechciał odbyć ze mną chociaż jedną rozmowę, żebym był w stanie wyjaśnić mu, co się stało dwadzieścia pięć lat temu.
Postanowiłem nie dać ze wygraną. Od Marysi dowiedziałem się w czasie naszej krótkiej rozmowy, gdzie Artur pracował i wziąłem jego numer telefonu. Kilka razy dzwoniłem, ale jego sekretarka zawsze miała dla mnie tę samą odpowiedź:
– Przykro mi, ale pana syn nie chce z panem rozmawiać. Powiedział, żeby pan więcej nie dzwonił.

Odważyłem się w końcu i poszedłem do siedziby jego firmy. Wybrałem późne popołudnie, gdy w budynku było mało ludzi. Wszedłem wprost do jego pokoju, mimo protestów sekretarki i ochrony.
– Proszę cię tylko o jedno – wyrzuciłem z siebie, gdy tylko przekroczyłem próg. – Wysłuchaj mnie. Chcę, żebyś wszystko wiedział, nie proszę o wybaczenie.
– To ty mnie posłuchaj – w oczach Artura pojawiły się łzy. – Przez tyle lat czekałem na jakiś znak od ciebie, ale ty miałeś mnie gdzieś. Znalazłeś sobie nową kobietę, pewnie młodszą, atrakcyjniejszą.
– Mylisz się, nie związałem się z inną kobietą! – próbowałem oponować.
– Nauczyłem się żyć bez ojca. Teraz już cię nie potrzebuję. Jeżeli natychmiast stąd nie wyjdziesz, wezwę ochronę! – wysyczał mój syn.
– Nie wyjdę! – wykrzyknąłem. – Musisz mnie wysłuchać. Bez względu na to, czy ci się to podoba czy nie, jesteśmy rodziną!
– W takim razie ja wyjdę – rzucił Artur i faktycznie opuścił swój gabinet.

Nie wiedziałem, co robić. Po chwili zjawiło się dwóch rosłych facetów.
– Jesteśmy z ochrony – burknął ten bardziej napakowany. – Wyjdzie pan sam, czy mamy panu pomóc?
Wyszedłem sam.

Wróciłem do hotelowego pokoju i padłem bez sił na łóżko. Wszystkie moje wysiłki zdawały się iść na marne. Napisałem przedtem kilka listów do syna, ale on najwyraźniej ich nawet nie przeczytał. Gdyby to zrobił, nie mówiłby takich rzeczy. Znałby całą prawdę. „Co mogę jeszcze zrobić?” – myślałem. „Poddać się?”. Za bardzo zależało mi na uporządkowaniu spraw z przeszłości.
Następnego dnia czekałem na Artura na parkingu. Gdy mnie zobaczył, wsiadł od razu do samochodu.
Synu, poczekaj! – krzyknąłem, ale on nie zwrócił na to uwagi.
W tej sytuacji ja również wskoczyłem do swojego auta i ruszyłem za nim. Tym razem postanowiłem nie odpuścić. Artur, widząc, że jadę za nim, przyspieszył. Sunął po ulicach, nie zważając na czerwone światła i trąbiących na niego kierowców. Ja nie ustępowałem – w chwilach takich, jak ta, są ważniejsze rzeczy niż ograniczenia prędkości. Zastanawiałem się tylko, jak go wyprzedzić.

Nagle coś przyszło mi do głowy: przecież znam skrót do jego domu! Pojadę tamtędy i będę na niego czekał na podjeździe. Będzie musiał ze mną porozmawiać!
Skręciłem w małą uliczkę – Artur nie wpadł na ten pomysł. Jeszcze pięć minut i znajdę się na osiedlu, gdzie mój syn ma dom. Na pełnym gazie wjechałem w ulicę Słoneczną i wtedy zobaczyłem jadący z naprzeciwka samochód Artura! Pędziliśmy wprost na siebie, za chwilę zderzymy się czołowo! Ulica była krótka, a obaj mieliśmy na licznikach ponad sto kilometrów! Nacisnąłem pedał hamulca. On zrobił to samo. Auta zaczęły szaleć, ale na szczęście obaj jeździmy dobrymi modelami, zdolnymi poradzić sobie w takiej sytuacji. Samochody zatrzymały się naprzeciw siebie – tablice rejestracyjne dzieliły milimetry.
Byłem przerażony, zobaczyłem, że Artur płacze, wyskoczyłem z auta i pobiegłem go pocieszyć. Po chwili szlochał na moim ramieniu.
– Już dobrze – próbowałem go uspokoić. – Na szczęście zdążyliśmy wyhamować.
– Nie dlatego płaczę – wykrztusił. – Płaczę, bo byłem tchórzem. Wiem, dlaczego nas wtedy zostawiłeś i nie potrafiłem temu stawić czoła...
– Wiesz? Skąd?
– Przeczytałem twoje listy do mnie.
– Więc dlaczego nic nie powiedziałeś?!
– Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Trzeba było, abyśmy prawie zginęli, żebym ci to powiedział: wybaczyłem ci. To Marysia przekonała mnie, że ojciec gej to nie powód do wstydu.

Wpadliśmy sobie w ramiona i staliśmy tak na środku ulicy, ciesząc się z tego, że odzyskaliśmy siebie nawzajem.
To, co mówił Artur było prawdą. Po kilku latach małżeństwa zdałem sobie sprawę, że jestem homoseksualistą. Ożeniłem się, oszukując siebie i żonę. Czasem nawet ze sobą spaliśmy, ale ja czułem, że to było nie to. Później poznałem mojego obecnego partnera. Razem wyjechaliśmy do Szwecji. Uciekłem wtedy od odpowiedzialności. Wiedziałem, że robię źle, opuszczając syna, ale dla mnie to była jedyna szansa na normalne życie. Musiałem wybierać pomiędzy miłością do dziecka i miłością do... drugiego mężczyzny.

Czytaj także:
„Zostałam babcią w wieku 40 lat. Córka chce, żebym zajmowała się wnukiem, ale ja nie chcę wracać do pieluch”
„Na rozmowie o posadę manikiurzystki nikt nie traktował mnie poważnie. Wszystko dlatego, że… jestem mężczyzną”
„Miałem dobrą pracę, piękną żonę i dziecko w drodze. Straciłem wszystko, gdy oskarżono mnie o molestowanie”

Redakcja poleca

REKLAMA