„Zostawiłam Piotrusia Pana, którego kochałam, bo marzyłam o stabilizacji. Wyszłam za nudnego finansistę z rozsądku”

Wyszłam za nudnego faceta z rozsądku fot. Adobe Stock, flywish
Bałam się, że życie z Radkiem będzie jednym wielkim chaosem. Wybrałam więc Pawła, który od razu chciał założyć ze mną rodzinę. Dziś mam stabilny dom, dziecko, komfortową sytuację finansową, odpowiedzialnego męża i... jestem nieszczęśliwa.
/ 19.03.2022 22:11
Wyszłam za nudnego faceta z rozsądku fot. Adobe Stock, flywish

Raz w życiu poszłam do wróżki. Sprawdzonej, polecanej, ponoć takiej z prawdziwego zdarzenia. I teraz pewnie przyjdzie mi tego żałować do końca życia! Nie korzystam z usług medium czy wróżki, czarne koty nie są dla mnie zwiastunami nieszczęścia, chociaż przyznaję, lubię czytać horoskopy. I w sumie wierzę, że pewne osoby mogą mieć jakieś paranormalne zdolności i potrafią zobaczyć to, czego przeciętny człowiek nie widzi.

Ale ja się tego po prostu boję

W miasteczku, z którego pochodzę, mieszkają Cyganie. I wiele koleżanek mówiło, że cygańskie kobiety wróżyły im z ręki i to się sprawdzało. Namawiały mnie nawet, żebym do nich poszła i spróbowała.

– Fajna rzecz, zobaczysz – mówiły. – Przecież lubisz horoskopy i wróżby, to też taka zabawa.

Ale dla mnie to wcale nie jest zabawa. Dlatego unikałam jak ognia i Cyganek i wróżek.

Kiedy przyjechałam na studia do Olsztyna, poznałam Magdę. I chociaż tak jak ja, poszła na ekonomię, fascynowała się raczej takimi właśnie magicznymi i oderwanymi od rzeczywistości tematami. Na początku nawet jej unikałam, bo wydawała mi się nawiedzona i trochę… no, stuknięta. Ale los chciał, że trafiłyśmy do jednego pokoju. Z czasem przekonałam się do niej. Owszem, jest nawiedzona, uwielbia czytać wszystko, co związane z astrologią i takimi tematami, ale stuknięta na pewno nie jest. I chociaż wierzy w te wszystkie paranormalne bzdury, to jednocześnie stąpa twardo po ziemi.

Nie wiem, jak to możliwe, ale tak jest

Kiedy na przykład coś mi źle szło, ewidentnie prześladował mnie pech, Magda zawsze najpierw sprawdzała, co gwiazdy mówią na ten temat, a potem udzielała bardzo fachowego wsparcia. Z czasem przekonałam się, że mogę jej ufać i zaprzyjaźniłyśmy się. To ona pierwsza wiedziała, że się zakochałam. Radek był cudowny i inny niż reszta facetów. Magda go lubiła, ale w jej mniemaniu miał jedną wadę – był artystą.

– Wiesz, plastyk to wolny zawód – mówiła. – Wybierają go specyficzni ludzie, którym nie jest potrzebna stabilizacja.

– Każdemu jest potrzebna – wzruszałam ramionami. – Jemu kiedyś też na pewno będzie.

– Może i tak – przyznawała niepewnie. – Ale to raczej niebieski ptak. Fajny jest, pewnie, ale obawiam się, że trochę zbyt poważnie traktujesz ten związek. 

Nie obrażałam się za to, co mówiła, bo zawsze chciała dla mnie dobrze. Trochę jak siostra. Poza tym, chociaż nie uważała Radka za idealnego partnera dla mnie, to jednocześnie lubiła go i nie dawała mu odczuć, że ma wobec niego jakieś zastrzeżenia.

Byłam z Radkiem trzy lata i mimo że różnie się między nami układało, czułam, że to ten jedyny. Co prawda, musiałam przyznać Magdzie rację – na pewno nie był wzorem stabilizacji. Pieniądze traktował jako rzecz nabytą, której się trzeba szybko pozbyć. Więc chociaż sporo zarabiał – pracował w agencji reklamowej – i tak rzadko starczało mu do pierwszego. Miało to swoje dobre strony, bo dzięki niemu zobaczyłam tyle miejsc, jadłam w niesamowitych knajpach. Ale i złe – co chwila pożyczał ode mnie kasę na rachunki. No i nie mogłam się doczekać, kiedy razem wynajmiemy, albo najlepiej kupimy własną kawalerkę.

Gdyby umiał oszczędzać…

Ale to nie było w jego charakterze. Zresztą, w tej agencji reklamowej też nie pracował długo, bo go to znudziło i zaczął szukać nowej roboty. Było mu przy tym obojętne, ile płacą – ważne, żeby było ciekawie.

– Przecież mówiłam ci, że tacy ludzie jak on tak mają – Magda kiwała głową z politowaniem, kiedy po raz kolejny żaliłam się, że nie mogę liczyć na Radka.

– Nie rozumiem tego – chlipałam. – Zależy mu na mnie, dba o mnie, obiecuje poprawę, a jednocześnie żyje jakby był sam.

– Albo się do tego przyzwyczaisz, albo go zostaw i to jak najszybciej – mówiła. – Jeżeli myślisz, że on się zmieni, to się mylisz.

– Wiesz, ja nawet nie wiem, czy chcę, żeby się zmienił – powiedziałam po zastanowieniu. – To mnie też w nim pociąga. Ja jestem taka poukładana, akuratna, a on mi pokazuje inny kawałek świata. I to jest fajne. Uzupełniamy się.

– Dlatego mówię: albo to zaakceptujesz, albo odejdź od niego. Zależy, czego chcesz. Czy ciekawego, ale niepewnego życia i huśtawki emocjonalnej, czy spokoju i stabilizacji?

Magda jak zwykle trafiła w sedno, ale ja nie wiedziałam, czego chcę, a raczej wiedziałam tylko tyle, że chcę Radka. Jednak do czasu.

Pewnego dnia w moim życiu pojawił się Paweł

Robił doktorat na naszej uczelni. Poukładany bankowiec, kompletnie pozbawiony romantyzmu, za to rozważny i stateczny. Wpadłam mu w oko i zaczął mnie podrywać, a ja mu na to pozwalałam, bo podobał mi się. Nie traktowałam naszego flirtu poważnie – zwłaszcza, że Paweł był taki poukładany i porządny, że o jakichkolwiek szaleństwach nie było mowy. Ale lubiłam z nim rozmawiać, słuchać o jego planach na przyszłość, lubiłam, jak mi doradza i jak o mnie dba.

Radek oczywiście nic o nim nie wiedział, a mnie to odpowiadało. Z Pawłem łączyły mnie tylko towarzyskie relacje, a z Radkiem – szalona, oderwana od rzeczywistości miłość. Magda, która o wszystkim wiedziała, pytała mnie czasem, czy wiem, co robię.

– To tylko flirt, niegroźny – tłumaczyłam.

– Dla ciebie – zauważyła, jak zwykle rozsądnie. – A skąd wiesz, jak traktuje to Paweł? Obawiam się, że on się zaangażował. Zrobisz mu krzywdę.

Przyznałam jej rację i chciałam to jakoś rozwiązać. Ale nie wiedziałam jak. Bo zależało mi na kontaktach z Pawłem. Czułam się przy nim taka bezpieczna! Ale kochałam Radka… Na czwartym roku studiów los postawił mnie przed poważną decyzją. Radek wymyślił sobie, że bierze urlop dziekański i wyjeżdża na rok do… Tybetu.

– Ale po co? Jak ty to sobie wyobrażasz? Dlaczego nie skończysz najpierw studiów? – próbowałam mu jakoś przemówić do rozsądku.

– Mam okazję tam popracować, poznać miejscową sztukę – tłumaczył. – Teraz mam tę szansę, nie za rok czy dwa.

– A ja? Co ze mną?

– Pojedziemy razem – stwierdził beztrosko.

No tak, cały Radek

Kompletnie nie mógł zrozumieć, że ja nie mogę i nie chcę pozwolić sobie na zawalenie roku studiów. Poza tym, co miałabym tam robić? Szwendać się razem z nim po tych świątyniach Dalajlamy i wiejskich domkach? Żyć jak za króla ćwieczka lub w jakiejś indyjskiej czy tam innej komunie? Poza tym to robactwo, brud, obrzydliwe jedzenie, monsuny czy co tam jest… Nie, to nie dla mnie.

– To tylko rok – mówił mój chłopak, jakby nie rozumiejąc, że to oznacza rozstanie. – Wrócę. Chyba, że zdecyduję się tam skończyć studia? O, to jest pomysł, wiesz! Co ty na to?

Nie, no z nim nie można było poważnie rozmawiać. Co ja na to?! Zgłupiał chyba. Wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam mu, co ja na to. Przejął się.

– Ale ja cię kocham – powiedział bezradnie. – Dlaczego mamy się rozstawać? Proszę, daj mi szansę…

– Na co? – zapytałam cierpko.

– Wrócę z nowym doświadczeniem – obiecywał. – Poza tym, tam przecież też są uniwersytety. Nie chciałabyś kończyć ekonomii w Indiach albo lepiej – w Japonii? Zróbmy tak! Poszukajmy swojego miejsca na ziemi.

– Ja go nie muszę szukać, już znalazłam – powiedziałam, chociaż wcale tak nie myślałam.

Bo pod wpływem impulsu w mojej głowie pojawiła się przez chwilę myśl, że może powinnam pojechać z nim do tej cholernej Azji. W końcu stamtąd pochodzą najlepsi ekonomiści…

Nie wiedziałam, co robić

A na domiar złego w tym samym czasie Paweł wyznał, że mnie kocha i chciałby się ze mną zaręczyć! Powinnam go odrzucić, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiłam. Powiedziałam tylko, że muszę się zastanowić.

– Bo może ty w głębi duszy wiesz, że to jest dla ciebie dobre? – zapytała Magda. – Może to jednak Paweł?

– Nie wiem – pokręciłam głową.

– Wiesz co, idź do wróżki – zaproponowała wtedy.

A widząc, jak się wzdrygnęłam, dodała.

– Oj, uspokój się, mam dobry namiar, naprawdę. Powie ci, co się czeka, będziesz wiedzieć. Tylko musisz zadać jej konkretne pytanie. O Radka albo o Pawła. Na przykład o swoją przyszłość z jednym z nich.

Wybrałam Radka. Przez całą drogę do wróżki powtarzałam sobie w głowie pytanie: Jak będzie wyglądało moje życie przy jego boku? Nie wiem, dlaczego nie zapytałam, czy będę szczęśliwa, czy będziemy się kochać. Pewnie dlatego, że mam ścisły umysł i chciałam znać konkrety. Wróżka była kobietą w wieku mojej mamy, budziła zaufanie. Spojrzała na mnie bystro i uśmiechnęła się.

– Chodź, pokaż mi rękę, potem rozłożymy karty – powiedziała. – Nie bój się. Przyszłość, jaką widzę, jest przyszłością budowaną tu i teraz, można ją zmienić. To tylko od ciebie zależy.

Bałam się jak cholera. Nie wiem czemu, wydawało mi się, że jej słowa będą jak wyrocznia, że podejmie za mnie decyzję, że to wpłynie na całe moje życie.

– Widzę radość, podróże, wielkie namiętności – powiedziała, gdy zadałam jej to swoje pytanie. – Ale też cierpienie. Biedę. Ból. W twoich kartach nie ma domu, nie ma miejsca. Jesteś jakby wszędzie i nigdzie. Ale są tu i bogactwa. I nędza.

Tyle mi powiedziała

Wyszłam stamtąd oszołomiona. Nędza? Brak domu? To nie dla mnie!

– Ona ci powiedziała, co widzi w odpowiedzi na twoje pytanie – uspokajała mnie Magda, gdy roztrzęsiona opowiedziałam jej o wizycie u wróżki.

– To nie musi być twoja przyszłość.

– Z Radkiem? – zapytałam z powątpiewaniem.

– Obawiam się, że tak właśnie będzie wyglądała.

Może gdyby Paweł był inny, gdyby nie wyznał, że mnie kocha, gdyby go nie było… Ale był! A Radek, niezależnie od wszystkiego i tak miał wyjechać. Podjęłam decyzję. Bardzo to przeżyłam. Radek też. Nawet wahał się, czy jechać, ale mimo wszystko nie zrezygnował ze swoich marzeń. Zresztą, czy miałam prawo tego od niego żądać? To był artysta. Magda miała rację. Dla niego życie składało się z innych wartości niż dla mnie. I chociaż do tej pory jakoś udawało nam się znaleźć wspólną drogę, wiedziałam, że w dalszym życiu będzie to coraz trudniejsze.

Ja chciałam mieć dom, rodzinę, dzieci, stałą pracę, stabilizację. A on od tego uciekał. No, może dzieci byśmy mieli, ale gdzie by mieszkały? To tu, to tam? Wiem, że wiele par tak żyje, jednak to nie dla mnie. Ja tak nie umiem, męczyłabym się. Jedyną zadowoloną osobą był Paweł. Lecz uprzedziłam go, że nie chcę na razie nic obiecywać ani planować, że niedawno zakończyłam związek, w który byłam bardzo zaangażowana – nie powiedziałam mu kiedy, bo nie wiedział przecież nic o Radku!

Paweł to zrozumiał

– Nie będziemy się spieszyć – zapewniał. – Ty kończysz studia, ja doktorat. To są nasze priorytety.

No i dobrze. Radek wyjechał, ja spotykałam się z Pawłem. Jakie to były inne randki niż poprzednie! Zero spontaniczności. Kiedyś zaproponowałam, żebyśmy wyskoczyli na nieplanowany weekend do Gdańska. Ot, tak sobie. Powiedziałam, że na pewno jakiś nocleg znajdziemy na miejscu, i że pójdziemy na plażę. Dwie godziny później Paweł zadzwonił i powiedział, że zarezerwował pokój w pensjonacie, blisko plaży. Wykupił też wycieczkę statkiem i zamówił stolik w knajpie na kolację. Fajnie, ale… Brakowało mi szaleństwa, jakie przeżywałam z Radkiem.

Chociaż z drugiej strony, było mi dobrze. Nie musiałam się nigdzie spieszyć, zawsze wiedziałam, co będzie, nie byłam zaskakiwana z godziny na godzinę zmianą planów. Paweł nie miał kłopotów finansowych i oszczędzał na mieszkanie. Przy nim czułam się po prostu bezpiecznie.

Kończyłam studia i zaczęliśmy z Pawłem rozmawiać o ślubie. Wahałam się. Nie powiedziałam mu, że czekam, aż Radek wróci z Tybetu. Bo cały czas utrzymywałam z nim kontakt! Wysyłał mi mailem zdjęcia, pisał, co u niego słychać. I że mnie kocha. Liczyłam, że kiedy przyjedzie i spotkamy się, to okaże się, że zmądrzał, dojrzał, wydoroślał. Ale nie przyjechał. Dokładnie w dniu mojej obrony napisał, że ma okazję skończyć warsztaty robienia mandali. Ludzie spoza kręgu nie są do tego dopuszczani, potrafią robić tylko komercyjne, on ma niepowtarzalną okazję poznać to, czego nie zna nikt z Zachodu…

Poddałam się. Nie chciałam wiecznie czekać, a poza tym, chyba trochę ta miłość mi przeszła. Czy kochałam Pawła? Nie wiem, przyzwyczaiłam się do niego i było mi z nim dobrze. A Radka po prostu przy mnie nie było. Od naszego ślubu minęły cztery lata. Mam mieszkanie, dziecko, stabilizację. Męża, który nie pije i nie ma wyskoków typu mecz z kumplami i powrót nad ranem.

Pracuję w fundacji i… jestem nieszczęśliwa

Bo ostatnio widziałam się z Radkiem. Wrócił rok temu, skończył studia z wyróżnieniem, bo w Azji dużo się nauczył. Jest teraz ekspertem, zapraszają go na sympozja, konsultacje. Nie odzywał się do mnie, bo wiedział, że mam męża, dziecko i nie chciał tego psuć. Spotkaliśmy się przypadkiem i poszliśmy na kawę.

– Trochę się zmieniłem – powiedział, a ja się uśmiechnęłam.

Nie było tego po nim widać. Długie włosy, hippisowski sweter, jakaś rzemykowa bransoletka.

– Naprawdę – przekonywał mnie. – Wydoroślałem. Mam zamiar kupić mieszkanie. Nadal jestem niespokojnym duchem, nosi mnie z miejsca na miejsce, ale jestem odpowiedzialny – powiedział z dumą.

A potem opowiadał o swoich podróżach, planach, życiu. Poznał dziewczynę, pobrali się, mają roczne dziecko i kolejne w drodze. Ja mam jedno, bo Paweł stwierdził, że tak będzie rozsądnie. Że dwójce trudniej jest zapewnić byt i przyszłość, że jak odłożymy więcej pieniędzy, to wtedy pomyślimy. Mój syn chodzi do prywatnego przedszkola i uczy się angielskiego oraz francuskiego. Radek ze swoim maluchem jedzie właśnie do Hiszpanii.

– Posiedzimy tam trochę, bo mam zlecenie – mówił. – Pewnie tam się urodzi nasze drugie dziecko. Ale to dobrze, im więcej świata i języków poznają, tym lepiej.

Słuchałam go i milczałam. Nadal go kochałam. Nie Pawła, tylko jego! Ta wróżka dobrze powiedziała – podróże, brak domu, wiele emocji. Pewnie i nędza czasami – dlatego się przestraszyłam. To był błąd! Gdybym do niej nie poszła, posłuchałabym głosu serca. Nie rozsądku. Teraz mogę tylko żałować. Radek na pewno coś do mnie czuje, widziałam to w jego oczach.

W gestach, gdy sięgał po moją rękę, poprawiał pasek spadającej torebki. Ale ma swoje życie. Dla mnie tam już nie ma miejsca. Pożegnaliśmy się, nie chciałam, żeby mnie odwoził do domu. Poszłam przez park, bo chciałam się wypłakać. W domu nie mogłabym odreagować. Tam wszystko jest poukładane, uporządkowane. Nie ma miejsca na łzy i emocje. Czy takiej stabilizacji właśnie chciałam?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA