„Zostawię miejsce dla zbłąkanego wędrowca. To mój genialny plan, by zasiąść do wigilijnego stołu z kochankiem”

Kobieta przy wigilijnym stole fot. iStock by GettyImages, SDI Productions
„Wychowałam się w domu, w którym Wigilia była zawsze czasem, który celebrujemy w gronie najbliższych. Czasem pełnym ciepła, miłości i radości. Skąd mogłam wiedzieć, że te wartości popchną mnie kiedyś do tego, co zrobiłam w ostatnie Boże Narodzenie?”.
/ 10.12.2023 22:00
Kobieta przy wigilijnym stole fot. iStock by GettyImages, SDI Productions

Gdy wychodziłam za mąż za Adama, byłam w niego bardzo zapatrzona. Byłam też zupełnie niedoświadczona i niedojrzała, bo tak naprawdę dziś wiem, że wyszłam za człowieka, którego praktycznie nie poznałam. Wyszłam za moje wyobrażenie o Adamie. W głowie roztaczałam wizje romantycznych wieczorów przy kominku i świecach, wspólnych wakacji, podczas których zwiedzalibyśmy najdalsze zakątki świata, trzymając się bez przerwy za ręce... Niestety, szybko zderzyłam się z rzeczywistością.

Adam był dobrym facetem, ale miał problemy z okazywaniem uczuć. Nie był wylewny i nie umiał zdobyć się na romantyczne gesty. Ponadto był bardzo ambitny i w dużej mierze poświęcał się pracy. W naszym małżeństwie szybko więc zaczęły się pojawiać samotność, emocjonalna pustka i frustracja.

Rzadko kiedy spędzaliśmy czas tylko we dwójkę, a kiedy już miało to miejsce, Adam regularnie wisiał na służbowym telefonie lub sprawdzał maile. Nie mogę powiedzieć, że o mnie nie dbał, bo oferował mi wszystko, co uważał, że powinien: miałam bezpieczeństwo finansowe, piękny dom, mogłam sobie pozwolić na drobne luksusy takie jak fryzjer, kosmetyczka, nowe ubrania czy długie wakacje raz w roku.

To jednak nie były moje największe potrzeby w tym związku. Najbardziej potrzebowałam po prostu bliskości i szczerej intymności, której mąż nie umiał mi dać. Nawet nasze pożycie było jakieś takie mechaniczne i pozbawione namiętności.

Byłam zwyczajnie nieszczęśliwa

Tomasz pojawił się w moim życiu jak błyskawica, przynosząc ze sobą uczucie pożądania i ekscytacji, o których tak marzyłam, wychodząc za mąż. To, co zaczęło się jako niewinna znajomość, szybko przekształciło się w zakazane uczucie.

Poznaliśmy się w gabinecie lekarskim: Tomasz był moim dermatologiem. Był przystojny, zabawny i niesamowicie ciepły. Chyba po prostu ujął mnie tym wszystkim, czego najbardziej mi brakowało w Adamie. W którymś momencie złapałam się na myśli, że bywam na wizytach w jego gabinecie znacznie częściej, niż tego potrzebuję. Szybko urosła we mnie potrzeba regularnych spotkań z nim. Gdy któregoś razu zaproponowałam kawę po pracy, szeroko się uśmiechnął. A potem wszystko poszło jak lawina...

Nigdy nie ukrywałam, że jestem mężatką. Gdy nie dało się już ukryć, że między mną a Tomaszem jest wielka chemia, doszliśmy do wniosku, że romans w tajemnicy i zdrada nie wchodzą w grę. Nie chcieliśmy być częścią czegoś takiego. A jednak... Szybko okazało się, że nasze uczucia są silniejsze niż zasady moralne, które próbowaliśmy sobie narzucić.

Odżyłam na nowo

Związek z Tomaszem, zakazany i niestosowny, sprawił, że na nowo odzyskałam radość z życia. Dopiero przy nim nauczyłam się, czym jest bliskość i jak powinna wyglądać miłość. Adam tyle pracował, że wymykanie się na randki, nawet te całonocne, nie było dla mnie większym problemem. Ani razu się nie połapał, nawet nie zapytał mnie, gdzie byłam. Nie wiedziałam, czy tak bardzo mi ufa, że daje mi całkowitą wolność, czy po prostu go to nie interesuje.

Po kilku miesiącach byliśmy w sobie tak szaleńczo zakochani, że każda chwila spędzona osobno była dla nas mordęgą. Jednocześnie nadchodziły święta...

– Ewa, co my zrobimy? Nie zniosę tych świąt, jeśli nie będę mógł ich spędzić z tobą! Mógłbym nawet całą noc stać za oknem, byle tylko cię widzieć – mówił z przejęciem Tomasz.

– Wiem... Ale przecież nie powiem Adamowi, że umówiłam się z koleżanką w wigilię! Coś wymyślimy, nie martw się tym – odparłam i pocałowałam go w policzek.

Zachodziłam w głowę jak pogodzić te dwie, pozornie niemożliwe rzeczy. Po tygodniu wpadłam na plan tak zwariowany, że sama nie byłam przekonana, czy to aby nie przesada. No cóż, miłość do Tomasza odebrała mi całą zdolność logicznego myślenia. Byłam gotowa skoczyć dla niego w przepaść.

Czy to się, aby na pewno uda?

Gdy podzieliłam się swoim pomysłem z ukochanym, wytrzeszczył na mnie oczy i zamilkł. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.

– Jesteś pewna?

– Jak najbardziej. Adam naprawdę niczego się nie domyśli, on kompletnie takich niuansów nie rozumie... Nie wiem, czy w ogóle rozumie miłość – odparłam gorzko.

Tomasz przystał na mój plan, choć w jego oczach widziałam obawy. Nie miałam jednak wątpliwości, że w jego przypadku, tak samo jak i w moim, miłość zwycięży nad rozsądkiem. Zdecydowaliśmy się na przebranie go za zbłąkanego wędrowca, który przypadkiem trafił pod nasze drzwi. Wiedziałam, że to ryzykowne posunięcie, ale pragnienie przeżycia tego wyjątkowego momentu w obecności kochanka było silniejsze.

Wigilia zbliżała się coraz większymi krokami, a ja coraz bardziej nerwowo przygotowywałam się do tego wyjątkowego wieczoru. Martwiłam się, czy zdołam utrzymać tę grę w tajemnicy, czy Adam nie wyczuje czegoś podejrzanego. Jednak w moim sercu tliła się iskierka euforii, która utrzymywała mnie przy życiu i sprawiała, że nie potrafiłam już wycofać się z obmyślonej przez siebie intrygi.

Wieczerza wigilijna była dopięta na ostatni guzik

Wiedząc, że spędzę ten wieczór w towarzystwie miłości swojego życia, zadbałam o każdy detal. Przebrałam się w nową, bardzo kosztowną sukienkę, która podkreślała wszystkie moje atuty. Pomalowałam usta na krwistą czerwień i zakręciłam włosy na wałki. Na Adamie nigdy nie zrobiłoby to wrażenia, ale wiedziałam, że Tomasz będzie się ledwo powstrzymywał przed rzuceniem się na mnie na środku jadalni...

Zgodnie z planem, Tomasz udawał zziębniętego wędrowca. Gdy tylko pojawił się w progu, zaprosiłam go do jadalni, gdzie napotkałam skonsternowane i pytające spojrzenie męża.

– Pan chyba jest przysłowiowym wędrowcem... Nie odmówimy przecież człowiekowi wieczerzy w taki dzień, prawda? Jedzenia mamy aż w nadmiarze – zapytałam twardym tonem.

Adam był tak zaskoczony, że nie zaoponował.

– Tak, tak, oczywiście... Zapraszamy – mruknął, starając się brzmieć uprzejmie.

Gdy dzieliliśmy się opłatkiem, serce prawie wyskoczyło mi z klatki piersiowej. Zaczęło mi być coraz trudniej utrzymać pozory. Gdzieś w trakcie kolacji Adam chyba zauważył pewne spojrzenia, które przenikały przestrzeń między nami. Jego niepewność wzmagała się, a ja coraz bardziej czułam, że ta cała sytuacja wymyka się spod kontroli.

– Może jeszcze karpia, panie...? – przerwałam niezręczną ciszę, która zapadła nagle w jadalni.

– Tomasz. Nazywam się Tomasz – odparł, a mnie oblał rumieniec.

– Panie Tomaszu, a lubi pan kolędy? – zapytał znienacka Adam, który przez większość wieczoru pozostawał milczący.

– Tak, właściwie to tak... – odparł niepewnie Tomasz.

– To może coś pośpiewamy? – zaproponował mój mąż i zamaszyście wstał od stołu.

Jego ton był lodowaty

Już wiedziałam, że to wszystko było głupim pomysłem. „Jakieś bajki i romanse ci w głowie, idiotko! Jak mogłaś wymyślić coś takiego? Zachowujesz się jak licealistka, nie jak dorosła kobieta!”, karciłam się histerycznie w głowie.

Mąż włączył głośnik, podał nam obydwojgu śpiewniki i wybrał pierwszy utwór. Zaczęliśmy śpiewać. Po minucie zauważyłam, że Adam spojrzał mi głęboko w oczy. Zrozumiałam, że odkrył naszą mistyfikację.

Jego wzrok płonął wściekłością. Brwi miał zmarszczone, a szczękę zaciśniętą. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Wstałam od stołu, wymawiając się pod nosem koniecznością wizyty w toalecie. Byłam tak zdenerwowana, że natychmiast strąciłam ze stołu karafkę z wodą, a zaraz po niej – cały półmisek z rybą. Tomasz spojrzał na mnie spłoszony i zestresowany.

– P–przepraszam... – mruknęłam spanikowana.

Adam wyłączył muzykę.

– Ale za co? Za półmisek czy... może nie tylko? – zapytał oschle.

Znaleźliśmy się wszyscy razem w pokoju, w którym czas jakby zastygł. Nie wiedziałam, jak to wszystko wyjaśnić. Tomasz stanął obok mnie, gotów bronić mnie przed gniewem męża, ale on... spojrzał na nas razem i zaczął się śmiać. A potem wyszedł bez słowa z domu i już nie wrócił. A miesiąc później otrzymałam pozew rozwodowy.

Czytaj także:
„Pracuję jako sprzątaczka. Piorę cudzą bieliznę, myje naczynia i podłogi. Dla wszystkich jestem przezroczysta, niewidoczna”
„Teściowa obiecała, że przekaże nam mieszkanie, jeśli spłacimy jej kredyt. Spłaciliśmy, a ta franca zrobiła nas w balona”
„Przed ślubem wystartowaliśmy z budową domu na działce teściów. To był ich spisek, a teraz jestem bez kasy i narzeczonego”

Redakcja poleca

REKLAMA