„Teściowa obiecała, że przekaże nam mieszkanie, jeśli spłacimy jej kredyt. Spłaciliśmy, a ta franca zrobiła nas w balona”

Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Nick Dolding
„Marzena od razu rozpoczęła poszukiwania informacji. Zdołała odnaleźć prawnika, ustaliła termin spotkania, uzyskała informacje o najprostszym i najtańszym sposobie przepisania mieszkania. Następnie zasugerowała matce, że czas sfinalizować formalności. I w tym momencie mocno się zdziwiliśmy".
/ 02.12.2023 21:15
Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Nick Dolding

Na jednym z przyjęć spotkałem Marzenę. Spodobała mi się od pierwszego wejrzenia i spędziliśmy razem niemal całą noc, rozmawiając. To było zwykła, grzeczna konwersacja między dwoma osobami, które dopiero się poznały. Nawet nie był to flirt. Odczuwałem pewną chemię pomiędzy nami, którą ona również czuła, ponieważ nagle, zupełnie niepowiązanie z obecnym tematem, oznajmiła, że ma dziecko. Czteroletnią dziewczynkę. Dla mnie to nie było istotne, ale wydawało się, że chciała sprawdzić, jak zareaguję.

Potem spotkaliśmy się kilkukrotnie na mieście i kilka razy u mnie. Nigdy u niej. Marzena wyjaśniała, że nie chce wprowadzać zbyt wielu osób do swojego domu, ponieważ jej córka Paula łatwo nawiązuje więzi, a potem cierpi. Zrozumiałem to i oczywiście dostosowałem się do jej prośby. Właściwie to nawet mi to odpowiadało, ponieważ podczas naszych spotkań Marzena była tylko moja. Wiedziałem, że to nie jest jedynie przelotna znajomość.

Niepokoiło nas, jak Paula zareaguje na naszą znajomość, czy mnie zaakceptuje. Na nasze szczęście dziewczynka nie tylko szybko mnie polubiła, ale także prędko zapytała, czy mogę zostać jej ojcem. Po roku wspólnego spędzania czasu zdecydowaliśmy się na małżeństwo. Moja matka początkowo miała pewne zastrzeżenia, ponieważ wolałaby dla mnie lepszą partię niż kobietę z dzieckiem, lecz po poznaniu Marzeny, zmieniła zdanie.

Natomiast moja przyszła teściowa od samego początku sprawiała na mnie dobre wrażenie. Była stosunkowo młoda, znacznie młodsza od moich rodziców i natychmiast nawiązaliśmy dobry kontakt. Zauważyłem, że uważnie obserwuje mnie i swoją wnuczkę, ale byłem przekonany, że w tym zakresie dobrze sobie radzę. I nie pomyliłem się!

Zwróciliśmy się do niej z prośbą o wsparcie

Przenieśliśmy się do mieszkania Marzeny. W rzeczywistości mieszkaliśmy jednak w domu jej matki, za który Marzena spłacała kredyt. Były tam pewne niejasności, ale na samym początku nie zagłębiałem się w to, bo przecież rodzina to rodzina. Niezależnie od wszystkiego, teściowa z nami nie mieszkała, więc nie obchodziło mnie, kto jest wpisany w dokumentach.

Gdy na świat przyszedł Kacperek, nasze życie nagle się odmieniło. Kiedy Marzena była w ciąży, jej firma zbankrutowała. Oczywiście, miała pewne oszczędności oraz ubezpieczenie na okres ciąży i urlopu macierzyńskiego, ale zdawała sobie sprawę, że nie ma gdzie wracać do pracy. A pracodawcy często mają opory przed zatrudnianiem młodych matek...

Ja pracowałem jako ogrodnik, realizując różne zlecenia. Niektóre miesiące były lepsze, inne zaś gorsze. Tymczasem utrzymanie naszego maleństwa generowało spore koszty. Poza wydatkami na pieluszki, ubrania, mleko i różne odżywki musieliśmy także pokrywać koszty wizyt lekarskich oraz rehabilitacji, ponieważ nasz syn miał problemy z biodrami. W publicznych placówkach medycznych terminy były nie do przyjęcia, a więc korzystaliśmy z prywatnych. Pieniądze topniały w oczach...

Zaczęliśmy zastanawiać się nad możliwymi rozwiązaniami. Największym zmartwieniem była kwestia kredytu na mieszkanie. Mimo że formalnie było ono własnością matki Marzeny, to my spłacaliśmy kredyt. Umowa zakładała, że po uregulowaniu ostatniej raty, mieszkanie stanie się nasze. Kiedy jednak zaczęły się problemy finansowe, zaproponowałem Marzenie, aby porozmawiała na ten temat ze swoją matką.

– Być może pomogłaby nam przynajmniej na jakiś czas odetchnąć – wzdychałem. – Nie mamy skąd pozyskać pieniędzy, przecież nikt nam nie przyzna kredytu. Mogłaby pokryć chociaż połowę kosztów, a później, gdy zaczniemy lepiej zarabiać, zwrócimy jej całą sumę.

– Nie mam zbyt dużych nadziei – Marzena skręciła głową. – Ale zapytam, bo jakie mamy inne wyjście?

Niestety, moja małżonka miała rację. Teściowa odmówiła nam pomocy, argumentując, że jako dorośli powinniśmy sami sobie radzić z problemami. Nie mam pojęcia, jak by to się zakończyło, gdybym nie otrzymał propozycji zatrudnienia. Niestety, poza granicami miasta.

– Posłuchaj, powinniśmy się przeprowadzić – zasugerowałem Marzenie. – Paulinka właśnie zaczyna szkołę, więc to idealny moment na zmianę miejsca zamieszkania. To niewielkie miasteczko, z łatwością znajdziemy tam coś do wynajęcia za przystępną cenę. Może uda nam się znaleźć nawet dom z ogrodem? Mógłbyś spędzać całe dnie z Kacperkiem na świeżym powietrzu. Do tego nasze dotychczasowe mieszkanie też wynajmiemy, co pomoże nam w spłacie kredytu.

Chciałbym zyskać stabilność finansową...

Moja żona była nieco niezdecydowana, ale tak naprawdę nie mieliśmy innego wyboru. Ja pojechałem pierwszy, by wyszukać dla nas odpowiedniego lokum. Na miejscu okazało się, że za niewielką kwotę mogę wynająć urządzony dom z ogrodem. Odnowiłem go, a tymczasem Marzena znalazła osoby chętne do wynajęcia naszego mieszkania. I tak oto wyjechaliśmy.

Nie spotkało to z aprobatą ze strony jej matki. Zrzędziła, iż dziecko na obszarach wiejskich nie będzie miało takich samych możliwości rozwojowych, a szkoła nie spełnia jej oczekiwań. Jej narzekania zaczęły mnie denerwować.

– Nie mamy innego wyboru, musimy spłacać ten kredyt – oznajmiłem zdecydowanie, co skutecznie zakończyło jej wtrącanie się.

Spędziliśmy na wsi niemal sześć lat, dopóki Paula nie zdała egzaminu gimnazjalnego. Mój kontrakt wygasł, a Marzena znalazła zatrudnienie w mieście. Martwiłem się, że Kacper będzie zmuszony do zmiany szkoły, ale nie było innej opcji. Musiał sobie radzić w nowej sytuacji.

Rok spłacania pożyczki jeszcze przed nami, ale teraz było już łatwiej, bo na końcu odsetki zawsze są minimalne. Po upływie roku, kiedy już nie musieliśmy martwić się o kredyt, odetchnęliśmy z ulgą. Wtedy doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy przeprowadzić remont. Lokal nie był nowy, a dodatkowo najemcy, którzy go wynajmowali, zbytnio o niego nie dbali. Wykonałem kosztorys: renowacja podłóg, malowanie, wymiana okna w kuchni, nowe urządzenia AGD... Koszty były dość wysokie. Wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

– Najpierw porozmawiaj z mamą o przepisaniu mieszkania – powiedziałem do żony. – Pamiętasz, że już kiedyś zaproponowała, iż zamieni się z nami albo sprzedamy oba mieszkania i kupimy dom? Wydamy dużo pieniędzy, ja się napracuję, a potem ona coś wymyśli i wszystko pójdzie na marne. Wolałbym wiedzieć, na czym stoimy.

Marzena przyznała mi rację i natychmiast rozpoczęła poszukiwanie potrzebnych informacji. Odnalazła prawnika, umówiła się na spotkanie, aby dowiedzieć się, jak po najmniejszych kosztach i najmniej problematycznie przepisać mieszkanie na siebie. Następnie zasugerowała mojej matce, aby załatwić wszystkie formalności. I wtedy mocno się zdziwiliśmy... Okazało się, że moja teściowa odmówiła.

Stwierdziła, że lepiej jest zostawić wszystko tak, jak jest, niepotrzebne są nam notarialne koszty, a poza tym, co za różnica, czyje jest to mieszkanie. Dla mnie była to jednak duża różnica i powiedziałem jej to. I wtedy się zaczęło...

Wciąż nie posiadamy czegoś na własność

Marzena zasadniczo jest po mojej stronie, również twierdzi, że mieszkanie powinno być na nas zapisane. Podczas sporów z jej matką solidarnie mnie wspiera. Niestety, nie obywało się bez zarzutów w moim kierunku, ponieważ mieszkanie faktycznie wymaga remontu. Niedawno w łazience odpadły dwa kafelki nad wanną. Dobrze, że w tym momencie nikt nie korzystał z kąpieli, bo katastrofa byłaby pewna. Podłoga jest coraz bardziej zniekształcona, a poza tym jest po prostu nieładna. Konieczne jest jej wycyklinowanie i polakierowanie... I co z tymi oknami! W kuchni boimy się je otworzyć, aby nie wypadły.

Nie dziwię się Marzenie, że nie chce tak żyć, że się złości i daje mi odczuć swoją frustrację, ale uparłem się. Nie zamierzam przystępować do remontu, dopóki nie staniemy się pełnoprawnymi właścicielami mieszkania. Czy mamy jakiekolwiek zapewnienie, że teściowa nie zdecyduje się nam go odebrać?

Przez niemal dekadę regulowaliśmy raty kredytu na coś, co formalnie nie jest naszą własnością. Pracowaliśmy jak niewolnicy, mieszkaliśmy na prowincji, rezygnując przez ten okres ze wszystkich udogodnień i radości życia. Miałem nadzieję, że po spłaceniu wszystkich długów, w końcu będziemy mogli żyć jak normalni ludzie. Tymczasem nadal nie posiadamy niczego na własność.

Moja teściowa nieustannie przypomina nam, że to jej lokal. Przybywa bez zapowiedzi (dysponuje własnymi kluczami), zagląda do naszych garnków, miesza się w nasze sprawy, ocenia nasze działania, nasz sposób wychowania dzieci. To doprowadza mnie do szału! Również i Marzenę. Ciągle jesteśmy zestresowani, co prowadzi do częstych kłótni.

Niedawno poruszyłem z Marzeną kwestię zaciągnięcia kolejnego kredytu na nowe mieszkanie. Jednak ona nie chce znowu opłacać rat, twierdzi, że ma już gdzie mieszkać.

Szczerze mówiąc, nasza relacja coraz bardziej się pogarsza. To może brzmieć zabawnie, ale nasze uczucie potyka się o błahe sprawy jak finanse i mieszkanie. Mimo że mamy gdzie mieszkać, nie mamy żadnej pewności czy stabilności na przyszłość.

Nie możemy tak dalej żyć. Nie jestem pewien, jak długo jeszcze to wytrzymamy. Ciągle chodzę poddenerwowany, Marzena jest kłębkiem nerwów, a to wszystko wpływa również na nasze dzieci. Czasami pragnę po prostu opuścić nasz dom i iść gdziekolwiek, byleby tylko na chwilę odnaleźć spokój. Obawiam się, że kiedyś nie wytrzymam i tak właśnie postąpię...

Czytaj także:
„Miałam 100 zł w portfelu, adres ciotki i ważny paszport. Wolałam żebrać na ulicy niż żyć z damskim bokserem”
„Kocham żonę, ale w kuchni ma dwie lewe ręce. Po kryjomu jeżdżę dokarmiać się u mamy”
„W stolicy miałam znaleźć bogatego męża. Pech chciał, że zakochałam się w zwykłym parobku bez szkoły i zaszłam w ciążę”