Przez 25 lat byłam gospodynią domową, tak przynajmniej zaznaczałam we wszelkich dokumentach. Decyzja o niepodjęciu pracy była świadomym wyborem zarówno mnie, jak i mojego męża, Michała. On zarabiał wystarczająco, abym nie musiała podejmować pracy, a ja troszczyłam się o niego, nasze dzieci i dom.
Nigdy nie brakowało mi zadań domowych, takich jak gotowanie, sprzątanie czy prasowanie. Co więcej, te zajęcia wykonywałam z radością. Jednak kiedy nasze najmłodsze dziecko opuściło rodzinne gniazdo, nagle zdałam sobie sprawę, że w domu nie mam już absolutnie żadnych obowiązków.
– Pomyśl nad jakimś zajęciem – powiedział Michał, kiedy po raz kolejny narzekałam na nudę w domu. – Jakaś praca na pół etatu. Może w bibliotece na naszym osiedlu? Widziałem, że poszukują pracowników.
– Czy ty oszalałeś? – zapytałam z pełną powagą. – Cały dzień mam siedzieć sama w ciszy i przyglądać się półkom z książkami? Nie potrafię sobie wyobrazić bardziej monotonnej pracy! Ja pragnę być aktywna, robić coś konkretnego!
– Ale co tak naprawdę lubisz robić? – zapytał mąż.
– Sprzątać! – odpowiedziałam bez zastanowienia. – Naprawdę to lubię.
Jestem urodzoną perfekcjonistką
Zaśmiał się, ponieważ po dwudziestu pięciu latach spędzonych ze mną doskonale zdawał sobie sprawę z mojego perfekcjonizmu. Uwielbiałam organizować, układać, dopracowywać. Przekształcanie chaosu w uporządkowany świat dostarczało mi satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa. Najbardziej zrelaksowana i szczęśliwa czułam się w pomieszczeniu, które sama wysprzątałam. Wtedy mogłam napawać się efektami swojej pracy.
Przez te dwadzieścia pięć lat, nie tylko wychowałam dzieci, ale także swojego męża. To dzięki mnie zaczął zwracać uwagę, gdzie zostawia skarpetki, że naczynia są niepozmywane. Michał zawsze był skrupulatny, podobnie jak ja, a po tym, jak nasze dzieci opuściły dom, miejsce to zaczęło przypominać nam muzeum, w którym ja pełniłam funkcję kustosza.
To właśnie nad szukaniem pracy zastanawiałam się, spacerując po osiedlu. Wtem zauważyłam na słupie ogłoszenie. Ktoś szukał "kobiety do sprzątania", obiecując lekką i dobrze płatną pracę. Zadzwoniłam pod podany numer i umówiłam na pierwsze spotkanie.
– Zacznijmy od łazienki, następnie kuchnia, potem odkurzanie i zmiana pościeli – zaczęła wyliczać gospodyni domu, wytworna kobieta około trzydziestki. – Pieniądze są w kopercie na stole, klucze będą na portierni. Proszę, nie otwierać szaf i szuflad. Odkurzacz znajduje się tutaj, a mopy – tam. – Wytworna, dystyngowana pani objaśniała mi zakres obowiązków.
Patrzyłam na nią ze zdziwieniem. Nie zdążyłam nawet dobrze przyjrzeć się jej mieszkaniu, a ona już mi rozkazywała. Postanowiłam jednak dać jej szansę. Mieszkanie przypadło mi do gustu. Co prawda, panował tam bałagan, ale dla mnie to było właściwie jak wyzwanie. Zgodziłam się więc na propozycję pracy.
Czułam się upokorzona zbierając jej bieliznę z podłogi
Następnego dnia odebrałam klucze od portiera i rozpoczęłam pracę. Elegancka pani, która mnie oprowadzała i jej mąż z pewnością byli zamożni, ale zapewne bardzo zapracowani. Posiadali wiele drogich ciuchów, lecz nie mieli czasu, aby po praniu je złożyć i umieścić w szafie. Byli w stanie pozwolić sobie na kosztowne kosmetyki i perfumy, ale nie mieli chwili, żeby poustawiać je w łazience na swoich miejscach.
Piękne, porcelanowe naczynia, leżały w zlewie pokryte brudem. Najwyraźniej nikt nie miał czasu włożyć ich do zmywarki. Z kolei na pościeli w łóżku widoczne były plamy z kawy, nieprane przynajmniej od kilku tygodni. Po kilku godzinach sprzątania byłam zadowolona z efektu. Ubrania wyprasowałam, uporządkowałam i umieściłam w szafach, resztę dokładnie posprzątałam i wyczyściłam. Jednak elegancka, zatrudniająca mnie pani nie podzielała mojego entuzjazmu.
– Kto dał pani prawo do przeszukiwania naszych szaf?! – Zapytała ze złością. – Wyraźnie zaznaczyłam, że nie powinna pani tego robić! To naruszenie naszego prawa do prywatności! To jest nieakceptowalne!
Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Naruszenie prywatności ?! Ta kobieta praktycznie mnie nie znając, wręczyła mi klucze do swojego domu i kazała podnosić z podłogi jej koronkową bieliznę, a teraz mówiła coś o naruszeniu prywatności?!
Nigdy więcej nie wróciłam do tej kobiety i jej mieszkania. Jednak to nie zniechęciło mnie to do podjęcia kolejnej próby. Tym razem trafiłam do rodziny z trzyletnimi bliźniakami. Dzieciaki chodziły do przedszkola, rodzice zaś do pracy, a moim zadaniem było utrzymanie porządku w domu, który przypominał sklep z zabawkami po detonacji bomby. Zbieranie i układanie zabawek nie było dla mnie problemem. Jednak dodatkowe prośby mamy dzieci doprowadzały mnie do szału.
– Czy mogłaby pani zrobić zakupy w drodze powrotnej, pani Kasiu? Skończyła nam się wędlina i masło. I jajka też by się przydały. I płyn do płukania, dobrze? Oczywiście, zwrócę pani pieniądze – mówiła.
Zdarzało mi się zatem iść do sklepu, trać pół godziny na stanie w kolejce, a następnie targać torby do domu pani mamy. Za ten ekstra czas, nikt oczywiście nie oferował mi zapłaty. Jednocześnie pani mama miała dodatkowe "drobne prośby".
– Czy mogłaby pani po drodze do domu zabrać mój płaszcz z pralni? Już jest opłacony, mogłaby go pani przynieść jutro, tak? – uśmiechnęła się.
Innym razem:
– Pani Kasiu, nie wyrobię się z pracy, żeby odebrać chłopców. Czy mogłaby pani je odebrać od babci? Wyślę adres sms–em...
Zrezygnowałam z pracy, kiedy mama trójki dzieci poleciła mi zaopiekowanie się swoimi psem na weekend, gdyż z całą rodziną planowała wyjazd. Choć lubię psy, ten jednak był chory i konieczne było spacerowanie z nim, dosłownie co dwie godziny.
Poinformowałam ją, że chętnie zaopiekuję się psem i będę troszczyć się o niego jak o mojego, ale za odpowiednią opłatą. Podałam kwotę, która wydała mi się uczciwa. Pani najpierw zbledła, potem zrobiła się czerwona, a potem krzyknęła na mnie, że powinnam się wstydzić, bo otrzymuję od nich dużo pieniędzy, a próbuję wyłudzić dodatkowe. I to za darmo.
– Otrzymuję? – odpowiedziałam zaskoczona. – Myślałam, że je zarabiam. Szczerze mówiąc, za wszystkie te nadgodziny, które spędziłam w sklepach, pralniach, odbierając dzieci i dostarczając pani buty do szewca, pani jest mi winna sporo pieniędzy. Jednak już nie chcę o tym mówić. Proponuję, aby na weekend oddać psa do hotelu dla zwierząt. A potem może pani poszukać nowej osoby do sprzątania i pomocy w domu
Nie wstydzili się syfu jaki zostawiają
Ta sytuacja mocno mnie zirytowała. Po raz drugi potraktowano mnie jak służbę, a nie jak osobę, z którą podpisano umowę o pracę. W naszych relacjach brakowało mi szacunku i docenienia mojego zaangażowania. Pomyślałam, że dwa razy to zbyt wiele. Przecież Michał nie zmuszał mnie do pracy.
Chciałam ludziom pomagać w sprzątaniu, bo to było coś, co lubiłam i coś, w czym czułam się dobra. To nie znaczy jednak, że można mi skakać po głowie i traktować jak byle kogo!
Kolejnym adresem była kobieta z dwiema córkami w wieku dojrzewania. W rzeczywistości nie była ich biologiczną matką, tylko macochą. Szybko się dowiedziałam, że dziewczynki pochodziły z pierwszego związku jej obecnego męża, który teraz pracował za granicą. Jednakże mogłabym przysiąc, że musiały być spokrewnione! Wszystkie trzy były identyczne pod względem bałaganiarstwa, brudzenia wokół siebie i patrzenia na mnie z tym samym, lekceważącym spojrzeniem. Ciężko było uwierzyć, że nie miały wspólnych genów!
– Rety... – westchnęłam, przekraczając próg pokoju.
Kosmetyki bez wieczek, podkład sączący się na blat, puder porozsypywany po toaletce, resztki jedzenia pod łóżkiem, kieliszki po winie na parapecie, a ubranie porozrzucane po całym domu. Nawet na kryształowym stoliku znalazłam elementy garderoby. Także u siedemnastolatki o imieniu Laura panował podobny chaos: czyste i brudne rzeczy wymieszane na podłodze, książki i zeszyty leżące bezładnie na kupie, a gumki i spinki do włosów rozrzucone po całym pokoju.
Greta, młoda dziewczyna w wieku piętnastu lat, miała pokój, do którego sprzątania zabrałam się na końcu. Musiałam uporządkować jej książki na półce, które wcześniej były wkładane odwrotnie, grzbietami do środka. Luźne kartki i zeszyty poukładałam na biurku, aby nastolatka mogła je schować do szuflad. Naszyjniki i bransoletki, które wcześniej były splątane, rozplątałam i zawiesiłam na specjalnym stojaku. Ten był prawdopodobnie prezentem od kogoś. I właśnie do tego służył. Zajęłam się też jej ubraniami – sukienki i bluzki powiesiłam na wieszakach, a spodnie i spódniczki oddzielnie poukładałam.
Przez cały ten czas towarzyszyły mi narzekania dziewczyn, uwagi pani domu oraz pretensje, że coś jest wykonane inaczej, niż im się wydawało, że powinno. Po całym dniu pracy czułam się jak Kopciuszek, który musi okazywać posłuszeństwo swojej macosze i jej niegrzecznym córkom. Pomimo tego, macocha zapłaciła mi godziwie i poprosiła, abym wróciła za tydzień. Wtedy bałagan był jeszcze większy.
Może jednak czegoś się nauczyli
Dwa miesiące spędziłam na sprzątaniu w domu tej trójki, ignorując ich komentarze i wyrazy niezadowolenia, nie mówiąc już o ich lekceważącym stosunku do mnie. W końcu zdecydowałam powiedzieć "stop".
– Słuchaj, Michał, mam już serdecznie dość bycia traktowaną jak służąca. Sprzątam, ale nie mogę znieść tego, że traktują mnie jak kogoś gorszego! Na boga!! Przecież ja im pomagam! Gdyby nie moja pomoc, chodziliby w brudnych ubraniach i patrząc jak wiele resztek jedzenia, zostawiają po kątach, chyba zjadłyby ich mrówki. Czy nie mogliby być dla mnie nieco uprzejmiejsi?
Zdecydowałam się udać do rezydencji matki i córek, celem rozwiązania umowy. Zanim to zrobiłam, posprzątałam jej pokój, a następnie sypialnię Laury. Kiedy uchyliłam drzwi do pomieszczenia Grety, na moment zastygłam. Przez chwilę nie mogłam się zdecydować, ale potem zeszłam na parter i zaczęłam rozmowę z dziewczynką, która siedziała w salonie z książką w dłoniach.
– Czy nie było cię w domu przez ostatnie siedem dni? – spytałam.
– Nie. Dlaczego pytasz? – odpowiedziała zdziwiona.
– Ponieważ w twoim pokoju wszystko wygląda tak samo, jak po moim ostatnim sprzątaniu – wyjaśniłam. – Wygląda na to, że tam w ogóle nie przebywasz.
Greta wybuchła śmiechem. Następnie wyjaśniła, że faktycznie była w domu, ale jej celem było utrzymanie czystości.
– Cieszy mnie, że po pani sprzątaniu mogłam wreszcie wszystko znaleźć. Mogę się ubrać w ciągu minuty, zamiast bezsensownie biegać po pokoju przez kwadrans, aby wydobyć skądś czystą koszulę. Moje książki i zeszyty są teraz poukładane, co bardzo mi odpowiada. Jestem pani wdzięczna.
Przez chwilę nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Czy ktoś wreszcie mi uczciwie i naprawdę podziękował? Czy moja praca została doceniona przez rozpieszczoną piętnastolatkę?
Postanowiłam zostać. Przez kolejny rok nadal tam sprzątałam. Podjęłam również pracę u pewnej starszej damy, która zawsze była ubrana na czarno i twierdziła, że osobiście znała Pavarottiego. W trakcie moich pobytów u niej obie słuchałyśmy jego muzyki. Dodatkowo sprzątałam u pewnego profesora astrofizyki, który zawsze po zakończonym sprzątaniu całował mnie w dłoń i serdecznie dziękował za moją pomoc.
Nadal czasem spotykałam osoby, które nie potrafiły traktować z szacunkiem kogoś, kto zbiera z podłogi ich zabrudzoną bieliznę, ale szybko rezygnowałam z takich zleceń. W zeszłym roku Michał doznał udaru, co sprawiało, że zaczęło nam brakować pieniędzy. Gdybym nie te kilku domów do posprzątania, nie byłoby nas stać na jego lekarstwa.
– Moja droga, to straszne, że musisz sprzątać u nieznajomych, aby utrzymać chorego małżonka – powiedziała kiedyś moja siostra, na co ja jej odparłam, że to wcale nie jest takie straszne.
– Istotne jest nie tyle to, co robisz, ile jak do tego podchodzisz. Jeżeli darzysz szacunkiem siebie i swoją pracę, inni również zaczną cię szanować.
Wierzę w to głęboko. Planuję stworzyć humorystyczny przewodnik, w którym podzielę bałaganiarzy na kategorie oraz doradzę, jak uporządkować kuchnię w zaledwie pięć minut, na chwilę przed pojawieniem się teściowej. Jestem przekonana, że taka publikacja spotka się z dużym zainteresowaniem.
Czytaj także:
„Córka oznajmiła, że nie ochrzci dziecka. Chcę po kryjomu zabrać Stasia do księdza i zmyć z niego grzech pierworodny”
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Mężczyzna jest dla mnie bankomatem, a ja towarem. Lepiej płakać w willi, niż pod mostem”