Wszystko zaczęło się w momencie, gdy zostałam wezwana przez mojego przełożonego. Oznajmił mi, że czeka mnie trzydniowy wyjazd służbowy, który obejmie piątek i niemal cały weekend.
Mąż nie radził sobie z opieką
W praktyce wyglądało na to, że opiekę nad naszą córeczką przejmie babcia, ponieważ mój małżonek kompletnie nie radził sobie w tej roli. Amelka miała rok, a Bartek dotychczas ani razu nie spędził z nią sam ani jednej całej nocy. Nawet gdy wychodziłam na chwilę w ciągu dnia, chociażby po zakupy, regularnie dzwonił, dopytując o powrót i tłumacząc to marudzeniem małej.
Później wyszło na jaw, że nie otulił maluszka kocykiem, a do tego nie dał mu jeść. Na dodatek, zamiast spędzać czas na zabawie z bobasem, mój mąż grzebał przy laptopie. Strasznie mnie to denerwowało, zwłaszcza że na ogół Bartek był kochany, opiekuńczy i cierpliwy. Niestety, nie potrafił nawiązać głębszej relacji z naszą córeczką.
Chciał się wymigać
Gdy tylko usłyszałam o wyjeździe służbowym, od razu sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić do mamy. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby najpierw zapytać Bartka. Niestety, tym razem mama nie mogła zaopiekować się Amelką. Zmarła nasza ciocia i mama była zmuszona pojechać na pogrzeb na drugi koniec kraju. Nie było innego wyjścia, córką musiał zająć się mąż.
– Ale jak to? Na dwie noce?! – spojrzał na mnie zdziwiony, szeroko otwierając oczy.
– No tak. I oczywiście na dwa dni.
– Słuchaj, Karolina…
– Czego mam słuchać, no powiedz?
– Dobrze wiesz, o co chodzi. Ona nie przepada za moim towarzystwem, ciągle marudzi i płacze.
No tak, to była jego stała wymówka.
Zdenerwował mnie
– Bo nie poświęcasz jej uwagi.
– Mam po prostu dużo roboty. Nawet w najbliższy weekend będę zajęty – wzruszył ramionami, a ja poczułam narastającą irytację, podczas gdy nasza córeczka spacerowała beztrosko między nami, kompletnie nieświadoma sytuacji.
– Ciągle tak jest, że ty masz jakieś sprawy do załatwienia, a ja muszę się dostosowywać. Teraz przyszła moja kolej. Nie ma, o czym gadać – podniosłam głos.
– Ale przecież to ja przynoszę do domu większe pieniądze. Moja robota jest…
– Jak skończysz tę myśl, to składam papiery rozwodowe – postawiłam sprawę jasno, prawie nie żartując, aż w końcu dał za wygraną.
Zdecydowałam się na ten wyjazd, choć w głowie kłębiło mi się sporo obaw. Dosłownie w ostatniej chwili przed wyruszeniem w drogę rozważałam opcję skontaktowania się z przełożonym i poinformowania go, że nie dam rady uczestniczyć. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że moja praca zasługuje na odrobinę poświęcenia i zainteresowania z mojej strony.
Nie miałam spokoju
Zaczęło się już w piątkowy wieczór. Podróżowałam koleją, co powodowało, że łączność komórkowa co rusz zanikała. Gdy połączenie wracało, okazywało się, że małżonek dzwonił do mnie wielokrotnie – pięć, sześć, a nawet przy jednej okazji osiem razy. Pytania sypały się jak z rękawa:
Ile łyżeczek kaszki wsypać do jakiej liczby szklanek wody?,
Czy karmić dużą, czy małą łyżką?,
Kąpać ją pod prysznicem, czy lepiej nalać wody do wanienki?,
W którym miejscu leżą piżamki?,
I mój numer jeden: Czy ona zawsze tak się kręci i wierci, zanim zaśnie na dobre?.
No i tak to było tego wieczora. Cały czas dzwonił telefon, a mój smartfon non stop wibrował od napływających wiadomości. Ciągle chciał coś wiedzieć. Narzekał, że ten cały cyrk to dla niego za dużo, że nie da rady dotrwać do niedzieli.
– Nawet browara nie mogę wypić na uspokojenie… – słyszałem w słuchawce narzekania.
Nie powiem, ledwo powstrzymywałem śmiech, bo cała sytuacja wydała mi się dość komiczna.
Miałam dość
Między piątkową a sobotnią nocą telefon zadzwonił trzykrotnie. Gdy tylko maleństwo się wybudzało, on od razu chwytał za słuchawkę i pytał mnie o radę, co powinien zrobić. Za każdym razem powtarzałam to samo – podać jej picie i delikatnie pomasować po plecach. Po trzeciej nad ranem wreszcie mogłam odpocząć. Ale tylko do szóstej rano, bo wtedy Amelka otworzyła oczy… Podejrzewam, że to podniecenie związane z obecnością taty obudziło ją o tak wczesnej porze.
Około godziny dziewiątej byłam zmuszona pójść na kurs i wyłączyć komórkę. Przez prawie cały dzień byłam bardzo niespokojna, ale tuż po zakończeniu zajęć natychmiast skontaktowałam się z moim mężem i przez bite 20 minut słuchałam dokładnego sprawozdania.
Córka dała mu popalić
Nasza córeczka Amelia była nie w humorze, dlatego Bartek starał się spełniać wszystkie jej zachcianki, byle tylko uciszyć jej płacz. Pozwolił jej wyciągnąć całą zawartość szaf. Podczas tych zabaw zapomniał o zmianie pampersa, przez co mała miała odparzoną skórę, a to stało się kolejnym powodem do narzekania i kolejnym problemem.
Następnie Amelka kompletnie nie chciała dać się ubrać, dlatego Bartek pozwolił jej biegać bez pieluchy, a sam ganiał za nią z mopem w ręce. Gdy przygotowywał posiłek, ona nie miała na niego ochoty, a kiedy temperatura dania spadła, wpadała w totalną histerię, bo była głodna. Na spacerze wdepnęła w ogromną psią kupę, a po powrocie do mieszkania w tajemniczy sposób wylała wodę z niedokręconej butelki, którą mąż zostawił w zasięgu jej małych rączek. Cała zawartość wylądowała na kuchennej podłodze.
W końcu, zmęczona niewyspaniem i przytłoczona nadmiarem emocji, zasnęła o siedemnastej, by obudzić się dwie godziny później i aż do północy śmigać niczym błyskawica. Kiedy już zasnęła, raptem około godziny trzeciej nad ranem zerwała się ze snu i zaczęła tak głośno płakać, że mąż dał za wygraną i zajmował się nią aż do piątej. Następnie obydwoje zasnęli i w niedzielny poranek przebudzili się zaledwie godzinę przed tym, jak wróciłam z kursu – a było to o jedenastej.
Cieszyłam się z powrotu do domu
Dotarłam do mieszkania akurat w południe i wtedy wyszło na jaw, że nasza córeczka ma podwyższoną temperaturę.
– W poniedziałek to chyba twoja kolej, żeby zostać z małą w domu, co? – Bartek spojrzał na mnie oczami, w których widać było zmęczenie.
– No raczej, już się nie mogę doczekać – odparłam z uśmiechem na twarzy.
W noc z niedzieli na poniedziałek zarówno Amelia, jak i jej tata, smacznie spali niczym niemowlaki. Obudzili się o poranku. Córeczka miała podwyższoną temperaturę i odrobinę zapchany nosek, a tata – promienną minę.
– Cóż, pora ruszać do pracy – rzekł, a ja zdałam sobie sprawę, jak bardzo cieszy go ten powrót.
– Słuchaj… Przynajmniej udawaj, że nie rozpiera cię aż taka radość – powiedziałam ze złością.
Byliśmy zaskoczeni
Zmarszczył nos, narzucił na siebie ciuchy i pognał w stronę korytarza. Zazwyczaj, gdy Bartek wybywał do pracy, a my z Amelką zostawałyśmy w domu, szłyśmy razem z nim do wyjścia. Ona za każdym razem machała mu i tyle było z pożegnania. Ale nie tym razem. Gdy dał jej buziaka na pożegnanie i zaczął odmachiwać, dziecko się rozpłakało.
– Nie martw się, kochanie, tatuś niedługo przyjdzie – próbowałam uspokoić moją pociechę, podczas gdy Bartek stał jak wryty.
– Chwila moment, to o mnie? – zapytał zaskoczony.
– Chyba tak – odparłam, wzruszając ramionami, a ona nagle, zupełnie niespodziewanie, wykrzyknęła piskliwym i przesłodkim głosikiem „tata!".
– Coś ty powiedziała? Tata?
Nie powtórzyła już, ale mąż zamarł. Potem wyszedł na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Wtedy maleńka wybuchnęła głośnym płaczem. Nie potrafiłam jej uciszyć.
Mąż coś zrozumiał
Dopiero gdy po krótkiej chwili małżonek powrócił i wziął córeczkę w ramiona, uspokoiła się. On natomiast uśmiechał się.
– Nie idziesz? – zdumiałam się.
– Nie, zadzwoniłem do przełożonego i przekazałem, że źle się czuję, więc nie dam rady pojawić się w robocie. Zostaję z córką...
– Serio?
– Jak najbardziej. Leć do pracy.
Ogarnęłam się i ruszyłam. Właśnie wtedy dotarło do mnie, że więzy nie powstają tylko poprzez wspólne DNA. Rola mamy i taty kształtuje się wraz z chwilami spędzonymi z pociechą. Od tamtej pory pilnuję, by Bartek jak najczęściej przebywał z naszą córeczką. A on przestał się przed tym bronić.
Karolina, 30 lat
Czytaj także: „Chciał napchać portfel kasą narzeczonej. Rzucił mnie i oświadczył się innej pierścionkiem, który zwędził moje mamie”
„Mąż po ślubie zmienił się w liczykrupę. Portfel mu pęka w szwach, a i tak rozlicza mnie z każdej kajzerki, czy kremu”
„Szwagier bryka z piękną asystentką, a moja siostra skacze z radości. Nie musi już odgrywać komedii w sypialni”