„Mąż po ślubie zmienił się w liczykrupę. Portfel mu pęka w szwach, a i tak rozlicza mnie z każdej kajzerki, czy kremu”

Para w kłótni fot. iStock, fizkes
„Mąż zarzucał mi, że wiecznie się go czepiam, ciągle mam pretensje o jakieś drobiazgi, a on przeze mnie nie ma w domu spokoju, nie może odpocząć. No i mówił jeszcze, że jestem rozrzutna”.
/ 15.05.2024 12:46
Para w kłótni fot. iStock, fizkes

Mirona poznałam jeszcze w liceum. Zauważyłam go pierwszego dnia szkoły. Był wyższy od innych chłopaków. I dużo, dużo przystojniejszy. Te ciemne włosy, brązowe oczy… Wzdychało do niego wiele dziewczyn, ale on wybrał mnie. W połowie pierwszej klasy już byliśmy parą. Razem się uczyliśmy, razem imprezowaliśmy.

Nasi znajomi zmieniali partnerów jak rękawiczki, a my wciąż byliśmy sobie wierni. I zakochani tak samo mocno jak pierwszego dnia. Gdy w drugiej klasie liceum Miron wyjechał na miesiąc do ciotki do Australii, myślałam, że zwariuję z tęsknoty. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia.

Skończyliśmy szkołę

Nasi rodzice byli przekonani, że pójdziemy na dzienne studia, lecz my mieliśmy inne plany: postanowiliśmy się pobrać. Powiedzieliśmy im o tym w trakcie wspólnego grilla, który urządzili z okazji zdanej przez nas matury. Przeżyli prawdziwy szok! Mój tata omal nie udławił się kawałkiem szaszłyka.

– Kama, czy ty jesteś w ciąży? – wydusiła z siebie w pewnej chwili moja mama, cała w nerwach.

– Nie, nie jestem! Nie bój się – roześmiałam się, a ona odetchnęła z ulgą.

– No to po co się tak spieszycie? Jesteście jeszcze tacy młodzi… Macie czas…

– No właśnie… Zresztą z czego będziecie żyć, gdzie mieszkać? Co ze studiami? – dopytywał się tata Mirona. Do końca spotkania rodzice próbowali nam wybić ten ślub z głowy. Tymczasem my byliśmy nieugięci. Postanowiliśmy – i już!

– Znamy się cztery lata. To długo – tłumaczyłam. – Wiemy, jacy jesteśmy, kochamy się, więc po co zwlekać?

Pójdę do pracy, tata kolegi ma dla mnie miejsce w swojej firmie. Zamieszkamy w kawalerce po babci. A studiować będę zaocznie – wtórował mi Miron.

Rodzice długo kręcili nosami

Chyba zrozumieli, że nawet jeśli się nam przeciwstawią, to i tak zrobimy po swojemu. Byliśmy przecież dorośli, nie musieliśmy prosić ich o zgodę na ślub. Trzeba przyznać, że stanęli na wysokości zadania. Wyprawili nam naprawdę huczne wesele. Przyszło chyba z dwustu gości! A moja suknia? Przyjaciółki z zazdrości omal nie pękły. Wyglądałam w niej jak prawdziwa księżniczka.

Tuż po ślubie zaczęliśmy urządzać mieszkanko. Razem biegaliśmy po sklepach. Wybieraliśmy meble, zasłony, drobiazgi. Byliśmy przekonani, że wspólne życie będzie długie, szczęśliwe i zgodne. Przez pierwsze tygodnie rzeczywiście żyło się nam wspaniale. Nie mogliśmy się nacieszyć sobą, swoim szczęściem, tym, że wreszcie możemy być razem. Przygotowywałam Mironowi kanapki do pracy, po zajęciach na uczelni biegłam do domu i gotowałam mu obiady. Nawet podobała mi się ta rola troskliwej żony. Lecz w pewnym momencie coś zaczęło się psuć.

Coraz częściej się kłóciliśmy

Wkurzało mnie, że Miron rozrzuca wszędzie swoje ubrania, nie wstawia brudnych naczyń do zlewu, a ja wiecznie muszę po nim sprzątać. Mąż zarzucał mi, że wiecznie się go czepiam, ciągle mam pretensje o jakieś drobiazgi, a on przeze mnie nie ma w domu spokoju, nie może odpocząć. No i mówił jeszcze, że jestem rozrzutna.

Fakt, pracował tylko Miron, ale przecież moi rodzice wspomagali nas finansowo. Czasem dawali nam nawet więcej kasy, niż on zarabiał w ciągu miesiąca. Miałam więc prawo z tego korzystać! Kiedyś naskoczył na mnie, że za pieniądze odłożone na rachunki kupiłam sobie nowe buty. Wrzeszczał, jaka to ze mnie nieodpowiedzialna gówniara, a dorosła jestem tylko na papierze.

A co, na bosaka miałam chodzić?! Ze złości tak huknęłam drzwiami od kuchni, że aż szyba pękła. Niejedna awantura kończyła się później w ten sam sposób. Po trzecim razie Miron nawet już nowej szyby nie wstawił. Ze złośliwym uśmieszkiem stwierdził, że nie ma sensu, bo i tak ją rozwalę.

Mijały kolejne miesiące

I coraz trudniej było nam ze sobą wytrzymać. Miron nie wracał już od razu po pracy do domu. Wałęsał się gdzieś z kolegami.

A może miał jakąś dziewczynę na boku? Chyba tak, bo właściwie przestaliśmy się kochać. On w łóżku odwracał się w lewą stronę, ja w prawą. Miałam wrażenie, że przychodzi do domu tylko po to, żeby się przespać i przebrać.

Najpierw mnie to wkurzało, krzyczałam, że dom to nie hotel, ale potem machnęłam ręką. Postanowiłam odwdzięczyć mu się tym samym. Przestałam się bawić w dobrą żonę. Większość wolnego czasu spędzałam ze znajomymi z uczelni. A zwłaszcza z jednym, Robertem… Tamten facet kompletnie zawrócił mi w głowie!

Po dwóch latach małżeństwa doszłam do wniosku, że nie chcę już być z Mironem, bo nic nas nie łączy. A to, co uważałam za miłość, było tylko szczenięcym zauroczeniem, które nie przetrwało próby czasu. Postanowiłam z nim o tym porozmawiać.

Okazało się, że jego też to wszystko już strasznie męczy, więc dalsze wspólne życie nie ma sensu. Po raz pierwszy od dawna byliśmy w czymś zgodni! Pod koniec rozmowy podjęliśmy decyzję o rozwodzie. Spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do rodzinnego domu. Nasi rodzice byli oczywiście niepocieszeni. Za wszelką cenę próbowali nas pogodzić. Trochę mnie to denerwowało, ale i śmieszyło. Jeszcze niedawno próbowali odwieść nas od decyzji o ślubie, a teraz chcieli nas namówić, żebyśmy tak łatwo nie rezygnowali z małżeństwa…

– To tylko chwilowy kryzys, wszystko się ułoży. Musicie tylko chcieć – mówiła moja mama. – Na początku zawsze jest trudno, ale nie można się poddawać.

– Jeszcze się dotrzecie, dajcie sobie szansę. Przecież mówiliście, że jesteście dla siebie stworzeni – dodawał tata. Ale byliśmy nieugięci, więc odpuścili. Wiedzieli, że i tak zrobimy po swojemu.

Szczęśliwie byliśmy młodym małżeństwem i nie mieliśmy jeszcze dzieci, więc rozwód odbył się szybko i bez zadrażnień czy długotrwałych kłótni. Po rozprawie Miron i ja poszliśmy nawet na pożegnalną kawę. Potem każde z nas ruszyło w swoją stronę, nie oglądając się za siebie. Zaczęłam nowe życie. Z Robertem. Ale nasz związek przetrwał tylko rok.

Później był jeszcze Olek, Igor i Karol… Każdym byłam zachwycona, a po pewnym czasie z nim zrywałam. Ciągle to nie była ta wielka miłość, na którą tak czekałam. Z Mironem się nie widywałam, lecz docierało do mnie, co u niego. Nasze mamy czasem się spotykały. Słyszałam więc, że niedługo po naszym rozwodzie wyjechał za granicę, że ma tam świetną pracę. I choć spotykał się z kilkoma dziewczynami, ciągle jest sam. Biedak, jak ja nie miał szczęścia w miłości. I ciągle nie mógł trafić na swoją drugą połówkę… Pamiętam, na wieść o tym zrobiło mi się tak jakoś smutno.

Powiedziałam nawet mamie, że jak usłyszy o przyjeździe Mirona do Polski, to żeby dała mi znać.

– Przyznaj się, tęsknisz za Mironem – mama spojrzała na mnie uważnie

– To nie to! Po prostu pomyślałam, że fajnie byłoby się z nim spotkać, pogadać. Powspominać dawne czasy – odparłam.

– Tak, tak, oczywiście... Jak starzy przyjaciele! – mrugnęła znacząco.

Nie rozumiałam, czemu to zrobiła. Przecież ja wcale nie kłamałam! Byłam wtedy pewna, że zupełnie nic nas nie łączy. Od naszego rozstania minęły już przecież prawie dwa lata, każde z nas miało własne życie. Więc o co chodzi? Miesiąc później, a była to wiosna, mama oświadczyła, że moi eksteściowie zaprosili nas na niedzielny obiad.

– A cóż to za okazja? – zdziwiłam się. Od czasu rozwodu właściwie się z nimi nie widywałam. Dzwoniłam tylko z życzeniami z okazji świąt i imienin.

– Miron wrócił. Jego mama mówi, że zostanie w Polsce. W Londynie bardzo mu się podoba, ale tęskni – odparła.

– Nie wiem, czy będę miała czas. Planowałam iść na zakupy – mruknęłam. Nie byłam pewna, czy mam ochotę na to spotkanie. Chociaż nie. Miałam ochotę. Po prostu się przestraszyłam, jak to będzie... Ale mama od razu mi przerwała:

– Na zakupy możesz iść kiedy indziej. A w ogóle to już powiedziałam, że wszyscy przyjdziemy. Sama przecież wspominałaś, że chcesz spotkać się z Mironem. To teraz się nie wykręcaj – powiedziała.

Więcej się nie sprzeciwiałam

Uznałam, że w sumie mama ma rację. To normalne spotkanie, nie mam się czego bać. Przed wyjściem na obiad długo nie mogłam się zdecydować, jak się ubiorę. Wyciągnęłam z szafy wszystkie swoje najładniejsze wiosenne sukienki i pantofelki. Przemierzałam, zmieniałam. Mama zerkała na mnie spod oka z uśmiechem.

– Stroisz się, jakbyś szła na randkę! Chcesz olśnić Mirona? – spytała.

– Wcale nie! Po prostu nie chcę wyglądać jak kocmołuch! – zaprzeczyłam.

– Tak, tak oczywiście – zaśmiała się. Mama bardzo dobrze mnie znała… Wiedziała, że trafiła w dziesiątkę.

To był najdziwniejszy obiad w moim życiu

Nawet nie wiem, co jadłam, ani o czym rozmawialiśmy przy stole. Coś tam kroiłam na talerzu, coś tam mówiłam, lecz tak naprawdę przez cały czas spoglądałam na Mirona. Nie widzieliśmy się tyle czasu! Wydał mi się taki przystojny, męski, ciepły… Czułam się dziwnie, kręciło mi się w głowie. Jak wtedy, w liceum, gdy po raz pierwszy poszliśmy na randkę.

Nagle przypomniały mi się wszystkie cudowne chwile, które razem przeżyliśmy. I jak nam było ze sobą dobrze… Gdy po skończonym obiedzie się żegnaliśmy, omal się nie popłakałam. Nie chciałam się z nim rozstawać. Marzyłam, by mnie przytulił, powiedział, że mnie kocha… Ale on tylko patrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Nie mogłam odgadnąć, co myśli, czy czuje to samo co ja…

W nocy prawie nie spałam. Przewracałam się z boku na bok. Przez cały czas zastanawiałam się, jak się mam teraz zachować. Czekać na jego telefon czy odezwać się pierwsza i poprosić o spotkanie. Następnego dnia sam zadzwonił.

– Chyba musimy pogadać. I to jak najszybciej. Przyjedziesz do mnie? Pamiętasz jeszcze, gdzie to jest? – zapytał cicho.

– Nigdy nie zapomniałam! – krzyknęłam, rzuciłam wszystko i pojechałam natychmiast do naszego starego mieszkania. Nawet się nie szykowałam. Nie obchodziło mnie, jak wyglądam. Chciałam po prostu jak najszybciej być z Mironem.

– Wrócisz dzisiaj na noc? – zapytała mnie mama, gdy stałam już w drzwiach.

– Mam nadzieję, że nie! – odkrzyknęłam, a ona się uśmiechnęła.

– Może i dziwna ze mnie matka, ale też wolałabym, żebyś nie wróciła – odparła. Nie wróciłam.

Tamtego wieczoru bardzo długo rozmawialiśmy. Gdy siedzieliśmy przytuleni na kanapie, oboje doszliśmy do wniosku, że rozwód był błędem. Nasi rodzice mieli rację, za szybko się poddaliśmy. Chwilowy kryzys w naszym małżeństwie potraktowaliśmy jak koniec miłości. Nagle zrozumiałam, że to Miron jest moją wymarzoną, wielką miłością.

On czuł dokładnie to samo. A potem… Nieważne, co było potem. W każdym razie do domu wróciłam dopiero po dwóch dniach. Zresztą tylko po to, żeby spakować swoje rzeczy…

– Uff, miałam nadzieję, że się jednak dogadacie! – ucieszyła się moja mama, gdy wrzucałam ubrania do walizek. I natychmiast pobiegła zadzwonić do teściowej. Choć zamknęła drzwi, słyszałam, jak podekscytowana opowiada jej o wszystkim. I jak się cieszą, że znowu jesteśmy razem. Tata też był zadowolony. Przytulił mnie mocno na pożegnanie.

– Tylko nie liczcie na to, że znowu wyprawimy wam wielkie wesele! Jedno już było i starczy – nagle zrobił srogą minę.

– Trudno, jakoś przeżyjemy – uśmiechnęłam się i wybiegłam z domu.

Tak naprawdę w ogóle nie zależało mi na hucznej zabawie. Chciałam tylko być z Mironem. To było najważniejsze. Dziś mija rok od naszego powtórnego ślubu. Rzeczywiście był skromny. Tylko my i świadkowie. Nawet urzędnik stanu cywilnego zdziwił się, że przyszło tak mało ludzi. Dopiero gdy mu wyjaśniliśmy, że to nasz drugi ślub, uśmiechnął się.

– No cóż, niektórzy ludzie najpierw muszą się rozstać, żeby zrozumieć, jak bardzo się kochają – powiedział. Coś w tym jest… Bo dziś jesteśmy bardzo szczęśliwi. Czasem oczywiście kłócimy się, obrażamy się na siebie, ale wiemy, że to jeszcze nie tragedia. I że po burzy zawsze wychodzi słońce.

Kamila, 24 lata

Czytaj także:
„Nauczycielka córki mnie nienawidziła i mściła się na moim dziecku. Pożałowała, bo ze mną się nie zadziera”
„Mąż chciał, bym przygarnęła jego dziecko ze zdrady. Z uśmiechem na ustach wyrzuciłam go z domu”
„Romans online okazał się całkiem realny, gdy mój kochanek nagle przyjechał. Nie wiem teraz, co powiedzieć mężowi”

Redakcja poleca

REKLAMA