Wielokrotnie słyszałam opowieści o ekipach remontowych. I co tu dużo mówić – nie były one zbyt pochlebne. Jednak gdy sama postanowiłam zrobić remont swojego mieszkania, to byłam przekonana, że mnie ominą wszystkie takie niespodzianki. Znalazłam ekipę w Internecie i zleciłam im generalny remont swojego gniazdka. A sama w tym czasie wyjechałam na urlop. Jakie było moje zdziwienie, gdy po powrocie okazało się, że zamiast odnowionego mieszkania mam w nim melinę.
Moje mieszkanie wymagało remontu
Właśnie robiłam sobie śniadanie, gdy usłyszałam huk dobiegający z dużego pokoju. Niemal nie zadławiłam się kanapką i czym prędzej pobiegał do miejsca, w którym ewidentnie coś się stało. A gdy stanęłam na progu salonu, to moim oczom ukazał się niezbyt ciekawy widok – półka wisząca do tej pory na ścianie leżała na podłodze. „Niech to szlag” – pomyślałam ze złością i podeszłam sprawdzić, czy coś się uszkodziło. Na szczęście straty nie były zbyt duże. Musiałam tylko ponownie przytwierdzić półkę do ściany i posprzątać to, co znajdowało się na podłodze.
Ale wtedy mój wzrok zaczął przesuwać się po całym salonie. I uświadomiłam sobie, że wymaga on remontu. Ściany były wyblakłe, karnisze trzymały się na słowo honoru, a panele leżące na podłodze najlepsze czasy miały już za sobą. A to i tak nie było wszystko. Po kilku minutach uświadomiłam sobie, że równie źle prezentuje się sypialnia, kuchnia i korytarz. Nie mówiąc już o łazience, w której trzeba było wymienić niemal wszystko.
„Tu po prostu potrzebny jest remont” – pomyślałam. Przez kilka poprzednich lat nie miałam do tego głowy. Skupiałam się przede wszystkim na pracy, która zajmowała mi bardzo wiele czasu. No i była też kwestia finansów. Wprawdzie samo mieszkanie odziedziczyłam po babci, ale nie było mnie stać na to, aby je wyremontować. Teraz nie było już wyjścia.
– Poszukuję ekipy do remontu mieszkania – powiedziałam w pracy. A kiedy koleżanka z biurka obok życzyła mi powodzenia, to nie rozumiałam o co jej chodzi.
– Sama się przekonasz, że z majstrami to tylko same kłopoty – uprzedziła mnie.
Ale ja nie wzięłam tego na poważnie. Byłam przekonana, że znalezienie dobrej i solidnej grupy osób nie będzie zbyt trudne. „W końcu ludzie jakoś remontują swoje domy i mieszkania” – pomyślałam. I chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, jakie opowieści krążą o ekipach remontowych, to byłam przekonana, że mnie to ominie. Z pełnym optymizmem przystąpiłam do poszukiwania kogoś, kto moje zaniedbane mieszkanko doprowadzi do stanu używalności. I już cieszyłam się na myśl, że w końcu moje miejsce do życia będzie przypominało prawdziwy dom.
Na czas remontu wyjechałam na urlop
Po kilku dniach przeglądania ogłoszeń i dzwonienia do różnych osób przekonałam się, że znalezienie ekipy remontowej wcale nie jest takie proste.
– A nie mówiłam? – podsumowała koleżanka, której opowiedziałam o swoich przygodach. Okazało się, że większość ekip ma albo pozajmowane terminy na kilka miesięcy naprzód albo życzą sobie ogromne pieniądze albo mają tysiąc innych wymagań. – Przecież cię ostrzegałam – dodała. A ja tylko westchnęłam i przystąpiłam do dalszych poszukiwań.
I tak naprawdę przez zupełny przypadek natknęłam się na ludzi, którzy mogli zająć się moim mieszkaniem. Jeden z majstrów do których zadzwoniłam powiedział mi, że on wprawdzie nie ma już wolnych terminów, ale zna kogoś, kto być może mógłby zająć się moim remontem. Od razu zadzwoniłam.
– Dogadamy się – powiedział człowiek, który odebrał telefon. A kiedy umówiliśmy się na następny dzień, to odetchnęłam z wielką ulgą. „Ja to jednak mam szczęście” – pomyślałam.
Krystian od początku sprawiał dobre wrażenie. Wydawało się, wie o czym mówi i przede wszystkim wie, co ma robić.
– Będziesz zadowolona – zapewnił mnie, gdy już ustaliliśmy wszystkie szczegóły remontu. A gdy zapytałam go ile potrzebuje czasu, to powiedział, że wyrobi się w ciągu miesiąca. I już to powinno dać mi do myślenia. A gdy zażyczył sobie całkiem sporą zaliczkę, to powinna zapalić mi się czerwona lampka.
Jednak ja byłam tak zadowolona z tego, że udało mi się znaleźć ekipę, że nie dopytywałam o żadne szczegóły. Po prostu założyłam, że wszystko będzie dobrze. I tak bardzo uwierzyłam w zapewnienia swojego majstra, że postanowiłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Na czas remontu wyjadę na urlop – powiedziałam koleżance. – Ja odpocznę, a po powrocie zamieszkam w świeżo wyremontowanym mieszkanku – dodałam z uśmiechem.
Jednak Baśka stanowczo mi to odradzała.
– Ich trzeba cały czas pilnować – powiedziała. I zaproponowała, że od czasu do czasu wpadnie do mojego mieszkania, aby skontrolować jak idą prace.
– Bez przesady – zaśmiałam się. – Krystian jest profesjonalistą i na pewno wie, co robi – zapewniłam ją.
Chociaż koleżanka próbowała przekonać mnie, że popełniam błąd, to ja nie chciałam jej słuchać. Byłam tak szczęśliwa, że udało mi się dopiąć ten remont, że nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś mogłoby pójść nie tak. I to był mój największy błąd. A jeszcze większym błędem było to, że nie podpisałam umowy. Wprawdzie chciałam obgadać to z Krystianem, ale on przekonywał mnie, że to tylko podniesie koszty. A przecież ja nie miałam zbyt dużych oszczędności. I nawet nie pomyślałam o tym, że przez własną głupotę stracę znacznie więcej.
Wróciłam do pijackiej meliny
Jeszcze przed wylotem na wymarzony urlop ponownie spotkałam się z Krystianem.
– Nic się nie martw – zapewnił mnie z uśmiechem, gdy wyraziłam jednak swoje wątpliwości. – Baw się dobrze, a my wszystkim się zajmiemy – dodał jeszcze. Więc mu uwierzyłam. Dodatkowo zostawiłam mu jeszcze więcej gotówki, aby na pewno na wszystko starczyło.
A potem spakowałam potrzebne rzeczy i wyleciałam na wyczekiwany od dawna urlop. I przez cały ten czas nawet nie pomyślałam, że z moim remontem nie wszystko jest tak dobrze jak zakładałam.
– Jak idą prace? – zapytałam Krystiana, do którego zadzwoniłam po kilku dniach. Właśnie leżałam na plaży i wsłuchiwałam się w szum fal. I być może dlatego nie zwróciłam uwagi na dziwne odgłosy w tle, które brzmiały jak śpiewy nie do końca trzeźwych ludzi.
– Dobrze – usłyszałam odpowiedź mojego majstra. Jego glos też wydawał mi się dziwny, ale zrzuciłam to na karb słabego połączenia. – Wszystko idzie zgodnie z planem – zapewnił mnie.
Potem szybko się rozłączył, a je nie zdążyłam zapytać go o postępy prac. A gdy próbowałam się do niego ponownie dodzwonić, to nie odbierał telefonu. „Pewnie wrócił do pracy i nie słyszy dzwonka” – próbowałam przekonać samą siebie. Ale mimo to poczułam pewien niepokój. Jeszcze większe zaniepokojenie poczułam kilka dni później. Poprosiłam koleżankę, aby w wolnej chwili wpadła do mojego mieszkania i sprawdziła, jak radzi sobie ekipa remontowa.
– Nikt nie otworzył mi drzwi – poinformowała mnie kilka godzin później. – A zachodziłam tam o różnych porach dnia.
Wtedy poczułam, że dopadają mnie czarne myśli. A kiedy przez kolejne dni nie mogłam dodzwonić się do Krystiana, to ogarnął mnie strach. Do końca urlopu nie byłam już w stanie się odprężyć i marzyłam jedynie o tym, aby wrócić do domu.
I w końcu wróciłam. Ale gdy stanęłam pod drzwiami swojego mieszkania, to intuicja podpowiedziała mi, że nie zastaną w nim nic dobrego. I tak właśnie było. Po otwarciu drzwi wejściowych przeżyłam szok. Moje mieszkanie wyglądało okropnie. Nie tylko nie było wyremontowane, ale wyglądało znacznie gorzej niż wtedy, gdy je zostawiałam w rękach ekipy remontowej.
Wszystko było zrobione połowicznie i niedokładnie. Ale nie to było najgorsze. Po całym mieszkaniu walały się butelki po alkoholu, resztki jedzenia i opakowania po papierosach. A gdy weszłam do sypialni, to okazało się, że na łóżku śpi dwójka pijanych mężczyzn.
– Co tu się dzieje?! – krzyknęłam. Ale gdy obudzeni mężczyźni spojrzeli na mnie przepitymi oczami, to już znałam odpowiedź na swoje pytanie. Moja pseudo ekipa remontowa zrobiła sobie z mojego mieszkania melinę.
– Pani Kasia? – zapytał mnie jeden z mężczyzn ze zdziwieniem w głosie. A potem głupio się uśmiechnął. – To nie tak jak pani myśli – powiedział.
Jednak ja doskonale wiedziałam, na co patrzę. I wcale mi się to nie podobało. Kazałam opuścić mężczyznom moje mieszkanie, a sama próbowałam dodzwonić się do Krystiana. Nic z tego – mój majster nie odbierał moich telefonów i nie odpisywałam na moje wiadomości.
– Podam go do sądu – grzmiałam ze złością. Jednak w głębi duszy wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Przecież nie podpisałam żadnej umowy.
– Przynajmniej masz nauczkę na przyszłość – próbowała pocieszyć mnie Baśka. Jednak dla mnie było to słabe pocieszenie. Przez własną głupotę i naiwność nie tylko nie miałam wyremontowanego mieszkania. Nie miałam też oszczędności, które zamiast na farby i materiały poszły na alkohol i papierosy. A ja zostałam z niczym.
Katarzyna, 30 lat
Czytaj także:
„Syn siedzi z nosem w telefonie, a ja łkam nad jego ocenami. To pokolenie doprowadzi Polskę do ruiny”
„Zakochałam się w facecie w wieku własnego ojca. Na dodatek okazało się, że to jego dawny przyjaciel”
„By uciec przed starością, związałam się z młodszym facetem. Szybko się okazało, że za nim nie nadążam”