Poszedłem do pobliskiego marketu z samego rana. Obawiałem się, że w sobotę przed niehandlową niedzielą później będzie mnóstwo ludzi. Okazało się jednak, że takich mądralińskich znalazło się znacznie więcej. Może nie było ścisku, ale też nie mogłem sobie swobodnie pobiegać z wózkiem po niezbyt przestronnych alejkach. A miałem do kupienia całkiem sporo rzeczy. Chodziłem więc i pakowałem towar do wózka, klnąc w duchu tych wszystkich, którzy zerwali się równie wcześnie, jak ja. W pewnej chwili musiałem stanąć i czekać, aż starszy człowiek odblokuje przejście. A on się nie śpieszył. Trzymając wózek w poprzek, spoglądał na regał z serami. Patrzyłem na niego i czułem narastające rozdrażnienie. Gdyby wzrok mógł palić, gość już byłby kupką popiołu. Jak można postępować w ten sposób?
Przecież inni też chcą zrobić zakupy!
Egoista! Pewnie, mógłbym go poprosić, żeby się przesunął, ale przecież sam powinien wiedzieć, jak się zachować! Wreszcie ktoś za moimi plecami zaczął głośno i ostro komentować. Starszy mężczyzna spojrzał na mnie i ludzi za mną, a potem nieśpiesznie, jakby z niechęcią, przesunął wózek, robiąc miejsce.
– Wystarczy powiedzieć – odezwał się z wyrzutem. – Po co zaraz pretensje?
Spoglądał przy tym na mnie. Chyba myślał, że to ja wygłaszałem mało wybredne uwagi. Tylko wzruszyłem ramionami. Przepchnąłem się obok niego. Niech sobie uważa, co chce. Sięgnąłem po szynkę konserwową w następnym regale chłodniczym i poszedłem dalej. Wreszcie dotarłem do kasy. Na szczęście nie było tutaj tragicznie, miałem przed sobą trzy osoby. Po chwili mogłem wykładać towar na taśmę. Ręczniki papierowe, twaróg sernikowy, kiełbasa i takie tam codzienne zakupy. Wziąłem do ręki szynkę w plastrach. Coś mnie tknęło i spojrzałem na termin ważności. Upłynął wczoraj. Przez moment miałem ochotę wezwać kogoś z kierownictwa i urządzić awanturę, ale ostatecznie dałem sobie spokój. Niedługo potem pożałowałem tego. Trzeba było zacząć się wykłócać, byłbym wówczas górą w tej sytuacji. Ale czy człowiek może wszystko przewidzieć? Rzuciłem szynkę na stojącą przed samą taśmą półkę, na której ustawiono jakieś promocyjne kremy. Ktoś już tam umieścił niechcianą paczkę popcornu.
– Należałoby to odnieść na miejsce! – usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się. Za mną stał ten starszy gość, który przedtem blokował alejkę.
– Słucham? – zmarszczyłem brwi. – Pan coś do mnie mówił?
– Mówiłem! To bardzo niekulturalnie rzucać towar byle gdzie.
Ludzie zaczęli na nas patrzeć, poczułem narastającą złość.
– A kulturalnie jest, jeżeli sklep wystawia przeterminowany towar? – spytałem podniesionym głosem. – Niech pan sobie sprawdzi datę ważności!
– Trzeba odkładać towar tam, skąd się go wzięło – odparł pouczającym tonem. – Mam wezwać kierowniczkę?
– Czy ja niewyraźnie mówię? – cholera mnie już brała. – Towar jest po terminie.
– Ale tak nie wolno! – upierał się. – Trzeba to odnieść, skąd się wzięło.
Ludzie z kolejki naszej i obok przysłuchiwali się tej wymianie zdań. Cofnąłem się, wziąłem paczkę z szynką i podsunąłem pod nos facetowi.
Niech sobie zobaczy!
– Pani kierowniczko! – zawołał do przechodzącej kobiety. – Pani podejdzie.
– Co za upierdliwy facet... – jęknąłem.
Przez chwilę nawet rozważałem, czy nie dać sobie spokoju i odnieść to cholerstwo, skąd je wziąłem, ale na myśl, że dałbym dziadowi satysfakcję aż mną zatrzęsło.
– Pani kierowniczko! – nawoływał mój prześladowca. – Tutaj, tutaj!
Blondynka w średnim wieku przepchnęła się do nas.
– Ten klient zostawił to na półce – naskarżył.
Kobieta spojrzała na mnie.
– Jeśli nie chce pan towaru, kultura nakazywałaby, aby zostawić go w kasie. Szynka wymaga warunków chłodniczych.
Szlag mnie normalnie trafił!
– Pani mnie będzie uczyć kultury?! – podniosłem głos. – Proszę sobie zobaczyć datę ważności! Wystawiacie stary towar i jeszcze jakieś pretensje?!
Zerknęła na etykietę, a potem na mnie.
– Wszystko jedno. Kulturalny...
Nie dałem jej skończyć, wskazałem gestem zakupy na taśmie i to, co w wózku.
– Proszę więc kulturalnie zabrać to sobie i rozłożyć na półkach – syknąłem. – Ostatni raz robię zakupy w tym sklepie.
– Bardzo dobrze, pani kierowniczko – cieszył się tymczasem dziadek. – Z takimi, jak ten, trzeba ostro!
Przecisnąłem się przez oczekujących przede mną klientów i ruszyłem do wyjścia. Słyszałem jeszcze, jak starszy człowiek coś tam mamrocze i udziela zapewne niezmiernie cennych nauk otoczeniu. Na zewnątrz odetchnąłem.
Czułem, jak adrenalina buzuje mi w żyłach
Cóż za upierdliwy chłop mi się trafił! Gdyby był młodszy... Cóż, gdyby był młodszy, pewnie by się nie czepiał. Po pierwsze, niewiele by go interesowało, co robię i dlaczego, a po drugie, nawet gdyby się zainteresował, i tak trzymałby twarz na kłódkę. Młodsze pokolenia nie są takie skore do udzielania się i wychowywania wszystkich dookoła. Szczególnie dużych mężczyzn w średnim wieku. Miałem już pójść do domu, ale uznałem, że staremu należy się mała nauczka. Stanąłem za wózkami, czekałem, aż wyjdzie. Wytoczył się wreszcie, najwyraźniej z siebie zadowolony, przeładował zakupy do wózka na kółkach i ruszył w stronę osiedla. Musiał mieszkać w innej części niż ja, bo go nie kojarzyłem. Albo po prostu wcześniej nie zwróciłem uwagi. Niczym się nie wyróżniał, ot, zwykły starszy pan. Nie miał pojęcia, że go obserwuję, szedł nieśpiesznie, ciągnąc ten swój wózek. Powinienem oczywiście dać sobie spokój, ale – również oczywiście – nie byłem w stanie. Narobił mi wstydu przy ludziach, a wielu, którzy oglądali zajście z odległości, pewnie myślało, że jestem zwykłym chamem. Weszliśmy wreszcie w pustą uliczkę między dwoma ciągami bloków. Przyspieszyłem kroku i zrównałem się z mężczyzną.
– Słuchaj, dziadku – powiedziałem głosem nabrzmiałym wściekłością – ktoś ci kiedyś zrobi kłopot. Nie ja, bo taki nie jestem, ale ktoś to zrobi!
Zatrzymał się, spojrzał na mnie.
– Czego pan chce? – spytał. – Ja tylko zwróciłem uwagę...
– W swojej chałupie zwracaj uwagę! – przerwałem mu.
– Pan mi grozi?
– Nie grożę – odparłem.
Trochę się już opanowałem, mówiłem wolniej, ale wciąż byłem rozeźlony.
– Zwracam po prostu uwagę, dotarło? Jak będziesz się tak ciskał, ktoś straci wreszcie do ciebie cierpliwość.
Zostawiłem go w tej uliczce. Czułem, że patrzy za mną, ale nie odwróciłem głowy. Nie, nie byłem z siebie dumny, gdyby się ktoś pytał. Ale uznałem, że przyda się zrzędzie mała nauczka. Może następnym razem zastanowi się dwa razy, zanim zacznie pouczać. Chociaż, prawdę mówiąc, nie miałem na to wielkiej nadziei. Sprawa jak sprawa, konflikt jak konflikt. Niebawem zapomniałem o tym zdarzeniu. Owszem, jeszcze pół dnia po incydencie zastanawiałem się nad nim, myślałem, jak powinienem się zachować. Zdawało mi się, że zbyt łagodnie potraktowałem kierowniczkę w markecie. Ale chciałem już wyjść, zakończyć żenujące widowisko. Chociaż mogłem to rozegrać do końca, zażądać rozmowy z jej przełożonym, złożyć skargę. Tylko że w sklepie skupiłem się na czepliwym dziadku. To on mnie wytrącił z równowagi, a nie pracownica sklepu, ani nawet sam fakt, że trzymali na półkach przeterminowany towar. Pewnie, mogłem zwrócić szynkę kasjerce z odpowiednim komentarzem, a wówczas obyłoby się bez awantury. Ale w tamtej chwili tak nie myślałem.
Czytaj także:
„Mój sąsiad to burak. Zachowuje się, jakby cała ulica należała do niego. Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy”
„Złośliwy sąsiad uprzykrzał mi życie, lecz byłem sprytniejszy. Wredna menda uciekała w popłochu, a ja mam wreszcie święty spokój”
„Sąsiad to niezłe ciacho, ale nie ma podejścia do kobiet. Zamiast zaprosić mnie na randkę, robi podchody jak przedszkolak”