Moja żona już od dawna suszyła mi głowę, żebym uporządkował skrawek ziemi za naszym płotem. W sumie miała rację, bo ten ugór wyglądał okropnie. W końcu więc pod koniec lata nawiozłem dobrej ziemi i posiałem tam trawę. Zielone źdźbła zaczęły pojawiać się szybko i cieszyły oczy, a Magda jeszcze posadziła trochę kwiatków tuż przy naszej bramie wjazdowej. Wyszło super. Wreszcie zrobiło się tam równie ładnie jak w naszym zadbanym ogrodzie.
Byłem wdzięczy żonie, że zagoniła mnie do tej pracy, bo sam to bym się pewnie nie zebrał jeszcze przez długie miesiące. I wszystko byłoby pięknie, gdybym pewnego dnia nie zobaczył parkującego na mojej trawce wielkiego jeepa!
Zdziwiłem się bardzo, bo nie oczekiwaliśmy z żoną żadnych gości, a poza tym samochód nie stanął na naszym wyłożonym kostką podjeździe, tylko bezceremonialnie wjechał sobie na trawę. Lecę więc do bramy, bo może to jakiś kurier, chociaż samochód zdecydowanie nie „kurierowy”, a wraz z żoną niczego ostatnio nie zamawialiśmy. Wybiegam przed bramę, a tam jakiś facet stoi w wyluzowanej pozie oparty o swój samochód i pali papierosa jak gdyby nigdy nic.
Nawet na mnie nie spojrzał!
No to podchodzę do niego, oceniając po drodze straty – kwiaty żony połamane, zadowolona nie będzie, a na trawniku, miękkim po ostatnim deszczu, wyżłobione głębokie koleiny. Nie ma szans, żeby je od ręki zlikwidować. Trzeba będzie wałować cały trawnik!
– Pan kogoś szuka? – zagadnąłem go wściekły, ale nadal bardzo uprzejmy.
Facet spojrzał na mnie jak na psa, buchnął mi dymem w twarz i wycedził:
– Palę! Nie widzisz pan?
Wytłumaczyłem więc gościowi, że trawnik to nie parking, a prywatna posesja. Kazał mi iść do diabła, rzucił peta na trawnik, wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon. Zniszczył przy tym kwiatki!
„Nie pierwszy cham w moim życiu i nie ostatni” – pomyślałem zrezygnowany i poszedłem do domu po narzędzia, aby się zająć naprawianiem szkód. Właśnie przed chwilą zastanawiałem się, co by tu zrobić z tak pięknym sobotnim przedpołudniem – to już miałem zajęcie.
Minęło kilka dni i już prawie zapomniałem o tym niemiłym incydencie, bo trawnik udało się jakoś „zaszpachlować”, a resztki kwiatów uratować, gdy tymczasem wracam sobie któregoś dnia z pracy, a tu trawnik przed płotem… kompletnie rozjechany! Ktoś musiał mieć niezłą zabawę, jeżdżąc po nim w tę i z powrotem. Najwyraźniej złośliwie!
Gula mi w gardle urosła
Znów poleciałem po narzędzia, ziemi w koleiny dosypałem, żeby dziur nie było; naprawiłem trawnik. Niestety, nie udało mi się doprowadzić go do idealnego stanu, więc co chwilę z żoną klęliśmy na tego buraka, który wziął się tutaj nie wiadomo skąd, bo żaden z sąsiadów jakoś nie chciał się przyznać do takiej znajomości.
Domyślałem się, że to nic nie da, ale na wszelki wypadek zrobiłem wielką tabliczkę z napisem: „Nie parkować” i ustawiłem ją na trawie. Efekt? Została rozjechana, a ciężki samochód zostawił na moim trawniku koleiny głębokie na piętnaście centymetrów! Po urokliwej trawce i kwiatach Magdy nie zostało nic. Masakra!
Stwierdziłem, że pora skończyć tę zabawę. Zamiast zrelaksować się przed telewizorem, zawróciłem i pojechałem do miasta. Do sklepu. A po powrocie przez godzinę siedziałem w garażu nad „nauczycielem grzeczności”. Następnego dnia miałem w pracy wolne, o czym pan z jeepa oczywiście nie wiedział. Pojawił się w południe, wjechał z rykiem silnika na mój trawnik i…
Po chwili usłyszałem głośne przekleństwa, jakieś szamotanie i trzaskanie drzwiami. Po czym pan jakoś odjechał na swoich czterech przebitych oponach. Bo ja poprzedniego dnia pojechałem do marketu budowlanego i kupiłem dwie szerokie deski i kilogram długich gwoździ.
A potem wbiłem gwoździe w deski w trzech równych rzędach, po czym położyłem na trawniku, maskując je trawą. Po tej przykrej dla siebie przygodzie burak z jeepa więcej się nie pojawił. A moja trawa i kwiatki żony rosną swobodnie i cieszą oczy. Nie tylko moje.
Czytaj także:
„Żona zrobiła rozróbę, gdy zastała mnie w łóżku z kochanką. Nie wiem, czego się spodziewała. Że będę żył za granicą jak mnich?”
„Wszyscy współczuli mi tego, że się rozwodzę, a ja wreszcie poczułam, że żyję. Zakochałam się, wyjechałam i zaczęłam być na swoim"
„Mąż kuzynki oczekiwał, że do końca życia będzie jego służącą. Wpadł w szał, kiedy zaczęła mieć hobby poza staniem w garach”