Mam wrażenie, że większość rodzin rozpada się przez nieporozumienia finansowe. Naszą czwórkę natomiast poróżniła… Nie, nie kasa. Miłość.
– Nie wpuszczę go więcej do swojego domu. Nie ma mowy! – oznajmiła Ada.
– Wpuścisz, przecież to twój brat – stwierdziłam z rezygnacją, ale siostra popatrzyła na mnie niemal z pogardą w oczach.
– Nie! – odwróciła się do mnie plecami i zatrzasnęła drzwi do sypialni. „Nic tu po mnie” – pomyślałam i wyszłam z naszego rodzinnego domu.
Jest nas czworo
Adrianna ma 58 lat i uważa, że jako najstarsza ma prawo nas pouczać, karcić za złe zachowanie i wymagać posłuszeństwa. Adam przyszedł na świat jako drugie dziecko naszych rodziców. Potem pojawiłam się ja, a na koniec niespodziankę sprawił im Artur… Mama była pewna, że jest chora.
Ciąża była ostatnią przyczyną złego samopoczucia, o której wtedy mogła pomyśleć. W sumie najmłodsza latorośl okazała się najlepszym podarunkiem od losu. Nasz brat nigdy nie sprawiał kłopotów wychowawczych, doskonale się uczył, zawsze spełniał pokładane w nim nadzieje. Dziś, w wieku 46 lat jest profesorem uznanej amerykańskiej uczelni, ma piękny dom na zachodnim wybrzeżu w Stanach, drugi w Polsce. Zdobył zaszczyty i duże pieniądze…
Jesteśmy zgranym i bardzo zżytym rodzeństwem. W pierwszej kolejności zawdzięczamy to naszym rodzicom, którzy poza wychowaniem i wpojeniem nam zasady, że rodzina jest najważniejsza, oznaczyli nas tak, byśmy stanowili swego rodzaju komplet jednej serii: mama miała na imię Alicja, a tata Andrzej. Dlatego każde z nas dostało imię zaczynające się pierwszą literą alfabetu: Adrianna, Adam, Amelia i Artur – tak powstał nasz klan.
Zakochał się? To wspaniale!
Pamiętam lata dzieciństwa. Rodzicom nie było lekko nas utrzymać i wykształcić. Nosiliśmy ubrania jedno po drugim, używaliśmy tych samych książek, nie dostawaliśmy z byle powodu prezentów. Pamiętam gwiazdkę, kiedy cała czwórka dostała pod choinkę jeden prezent. Była to zwykła gra planszowa.
Ada, która już była studentką, czekała na jakiś wymarzony sweterek, Artur chciał żelaźniaka. Najmniejszy zawód spotkał mnie i Adama, lubiliśmy planszówki. Nie pamiętam jednak dąsów: rodzice mieli wtedy duże wydatki, a my to rozumieliśmy. W pierwszy dzień świąt cała czwórka zgodnie usiadła do gry, w której zresztą mistrzostwo najszybciej zdobył siedmioletni wówczas Artur.
Poczucie więzi z najbliższymi tkwi w nas do dziś, choć już od kilku lat nie żyją rodzice, a każde z nas ma swoje odrębne życie. Brat i siostra to dla nas najważniejsze pojęcia. Wciąż sobie pomagamy, wspieramy się w każdej sprawie, nawet gdy któreś z nas zrobi jakieś głupstwo… Z wyjątkiem Artura, który nigdy się nie ożenił, każde z nas jest rozwodnikiem.
Wszyscy bez wyjątku mamy dzieci
Żadne nie umiało stworzyć trwałej rodziny. Adę porzucił mąż, gdy jej bliźniaki zdały maturę, Adam rozstał się z drugą żoną, kiedy zorientował się, że Jola – matka jego dwóch synów – romansuje ze swoim szefem. Ja zostałam sama z córką, bo stwierdziłam, że nie dam rady dłużej grać roli Penelopy, czekając nieustannie na powrót ukochanego. Złożyłam pozew o rozwód 6 lat temu, gdy mój mąż akurat zawijał do portu w Jokohamie.
Z naszej czwórki tylko Artur nie stawał na ślubnym kobiercu. Ma wprawdzie córkę, szesnastoletnią Lilianę, ale jego związek z Amerykanką okazał się wielkim błędem i porażką. Poznali się na uczelni, razem startowali w konkursach naukowych, w tym samym czasie dostali posady na uniwersytecie.
Nie wzięli jednak ślubu, bo gdy Miriam zaszła w ciążę, okazało się, że jest silnie uzależniona od narkotyków. To był straszny cios dla naszego brata. Zupełnie się wtedy załamał. Bał się, że dziecko urodzi się chore. Na szczęście córka Artura jest okazem zdrowia. Nie ma kontaktów z matką.
Brat sam wychowuje Lilę, jak ją tutaj nazywamy. Odkąd przyszła na świat, przywoził ją do Polski na każde wakacje i dzięki temu nasza bratanica mówi pięknie po polsku… Musiało upłynąć kilkanaście lat, aby brat się zakochał i znów zaufał kobiecie. O Rose dowiedzieliśmy się dopiero kilka miesięcy temu.
Przeżyli ze sobą ponad dwa lata, trzymając swój związek w tajemnicy. Lila czegoś się domyślała, bo już kilka miesięcy temu zwierzyła się przez Skype’a:
– Wiesz, ciociu, tata chyba ma kogoś. Tak się elegancko ubiera, no i w ogóle dba o siebie, znika wieczorami. Już nie siedzi po nocach przy kompie…
– A ty nie będziesz zazdrosna, jak się okaże, że to prawda?
– Nie, skąd. Ja bym chciała, żeby tata był szczęśliwy. Ja już jestem duża, nie musi się cały czas mną zajmować. Zresztą to nawet lepiej dla mnie, będę miała więcej luzu – zaśmiała się. Rose jest piękna, zachwycająca Słowa Lili jeszcze teraz dźwięczą mi w uszach. Tak bym chciała, żeby wszystko inaczej się potoczyło… Artur i Rose przyjechali do Polski prawie miesiąc temu.
Lila już była u mnie. Razem z Agnieszką – moja córka jest starsza o 6 lat od bratanicy – sprzątały w rzeszowskim domu brata. Lila jeszcze w Stanach poznała Rose i była bardzo szczęśliwa, że tata ma taką fajną dziewczynę, że się pobiorą.
– Może wezmą ślub w Polsce. Byłoby super! – zastanawiała się na głos. Razem z Adą urządziłyśmy powitalne przyjęcie w domu Artura. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Miałyśmy sporo przy tym zabawy, bo nasza bratanica zadbała o każdy szczegół i wszystko odbyło się jak w amerykańskim filmie. W salonie na głównej ścianie zawisł nawet ogromny napis w dwóch językach: „Witajcie w domu! Welcome home!”.
Z lotniska przywiózł ich Adam. Byli zmęczeni podróżą, ale chyba szczęśliwi. Obie z siostrą uwijałyśmy się w kuchni, żeby obiad smakował bratu i jego wybrance. Rose zrobiła na nas oszałamiające wrażenie, jest po prostu piękna. Pewnie dlatego, że w jej żyłach płynie włoska krew...
Niestety, największe wrażenie nasza niedoszła bratowa zrobiła na Adamie. Nie wiem, co działo się w drodze z lotniska do domu, ale po minie Artura widziałam, że coś poszło nie tak. Przez cały czas, gdy siedzieliśmy przy stole, obserwował Adama. Nie patrzył na swoją śliczną ukochaną, tylko śledził każdy ruch starszego brata… A ten? No cóż, gapił się prowokująco na Rose. Nie odrywał od niej wzroku.
Kilka razy podchodził blisko i niemal ocierając się o nią, częstował przystawkami, dolewał wina. Widziałam to wszystko, a jednak nie docierało do mnie znaczenie tych gestów. Po pierwszej godzinie, kiedy wszyscy trochę ochłonęliśmy z emocji, zaprosiłam Rose do ogrodu. Usiadłyśmy pod pergolą. Za nami przyszła większość rodziny.
Wszystkie dzieciaki – to znaczy bliźniaki Ady z żonami, moja Agnieszka, Łukasz, młodszy syn Adama z narzeczoną, no i oczywiście Lila. Wszyscy chcieli poznać, a nawet dotknąć nową ciocię.
Rose uśmiechała się, próbowała zapamiętać imiona, lecz widziałam, że jest oszołomiona. Nic dziwnego, po tak długiej podróży potrzebowała odpoczynku. Dlatego nasza sjesta w ogrodzie trwała zaledwie kilka minut.
Może czas zagoi rany…
Nie wiem Kiedy Rose poszła na górę, żeby się położyć, reszta rodziny zasiadła w salonie. Nasz najmłodszy brat miał zdecydowanie niedobry nastrój.
– Artek, co ty taki niewyraźny? Coś się stało? Źle się czujesz? – spytałam, ale nie odpowiedział. Powoli wszyscy zaczęli wychodzić.
– Widziałaś, mamo, jak wujek Adam patrzył na Rose? – Agnieszka spytała cichutko, gdy na chwilę zostałyśmy same w kuchni.
– No, znasz wujka. Wrażliwy jest na damskie wdzięki, a trzeba przyznać, że Rose jest bardzo… kobieca.
– Ale ona na wujka też patrzyła zachłannie – stwierdziła moja córka, chichocząc pod nosem. – Adam zawsze podobał się kobietom. Sama byłam kiedyś o niego zazdrosna – wyznałam córce.
– Ale to było dawno.
Rose ma teraz Artura, a on też jest bardzo przystojny, no i w ogóle… To przecież wspaniały człowiek. Nawet nie wiesz, jaka jestem dumna, że mam takiego brata! Od przyjazdu brata upłynęły ledwie dwa tygodnie, gdy w rodzinie gruchnęła wieść: Rose wyprowadza się od Artura i przenosi do Adama!
– To niemożliwe! Chyba oszalałaś?! – aż krzyknęłam w słuchawkę, gdy mi Ada przekazała tę nowinę. – Niemożliwe? A ty nie widziałaś, jak ten stary cap się ślinił na widok tej ślicznotki? A nie zauważyłaś, że i ona miała rozbiegane oczka? Jestem pewna, że piorun w nią strzelił już na lotnisku. Mówię ci, Mela, ten łajdak zniszczył życie własnemu bratu… Boże! Co teraz będzie z Arturem?
Po kilku dniach sytuacja całkiem się wyjaśniła. Artur spakował walizki, zabrał Lilę i oboje polecieli do San Francisco. Adam ma nową partnerkę i… uczy się angielskiego. W najbliższym czasie nie zamierza kontaktować się z rodziną, chociaż jak twierdzi, na nikogo się nie gniewa.
– On się nie gniewa? A czemu miałby się gniewać? – zdziwiłam się.
– W imieniu całej rodziny nawymyślałam mu od najgorszych padalców – Ada nie panowała nad zdenerwowaniem.
– Lepiej przepisz mi coś na uspokojenie i przyjedź z receptą. Zamknęłam swój gabinet i pojechałam do naszego rodzinnego domu, w którym mieszka Ada. Patrząc na stare, poszarzałe mury niewielkiej chałupki, poczułam straszny żal.
Oj, na pewno nie takiego losu chcieli dla swoich dzieci nasi rodzice… Niby każdemu z nas coś w życiu nie wyszło, ale zawsze trzymaliśmy się razem. A teraz siostra mówi, że brata nie wpuści za próg domu, drugi brat nic nie mówi, bo z nami nie chce rozmawiać. Ja nie wiem, co robić. Może po prostu czas zagoi rany i wkrótce pokaże, jak dalej mamy żyć…
Czytaj także:
Teść wystawił na stół wódkę. Byłem zgorszony, że planuje pić przy 3-latku
Edyta płacze, że rozwiodłam ją z mężem. A ja tylko zgodziłam się być jej świadkiem w sądzie
Były mąż zabawiał się z kochanką, a ja wypruwałam sobie żyły, by utrzymać synów