„Były mąż zabawiał się z kochanką, a ja wypruwałam sobie żyły, żeby utrzymać synów. W końcu mój organizm nie wytrzymał”

kobieta, która ciężko pracuje na utrzymanie synów, bo były mąż zabawia się z kochanką fot. Adobe Stock, agenturfotografin
„Cena, jaką za to płaciłam, była wysoka. Bywało, że ze zmęczenia omal nie zasypiałam na stojąco. Jadłam co bądź, mało spałam, byłam chronicznie zmęczona. To musiało się tak skończyć. Gdy dostałam L4, zaplanowałam że nadrobię domowe obowiązki - umyję w końcu okna”.
/ 07.10.2021 12:11
kobieta, która ciężko pracuje na utrzymanie synów, bo były mąż zabawia się z kochanką fot. Adobe Stock, agenturfotografin

Kiedy po rozwodzie zostałam sama z chłopcami, nie było mi łatwo. Ich ojciec, poza wysyłanymi co miesiąc alimentami, nie poczuwał się za bardzo do odpowiedzialności. Czułam się, jakbym samodzielnie dźwigała na plecach cały świat.

Jestem kobietą aktywną i męczy mnie bezczynność

Żeby jakoś związać koniec z końcem, imałam się różnych zajęć: po pracy dawałam korepetycje z angielskiego, tłumaczyłam dla zaprzyjaźnionej firmy teksty, zapisałam się na kurs instruktorski, żeby chwilę potem w osiedlowym klubie prowadzić zajęcia fitnessu. Dzięki temu miałam do dyspozycji trochę więcej gotówki. Wreszcie było na nowe górskie rowery dla chłopaków i buty, o których marzyłam; na kosmetyczkę i weekendowy wyjazd w góry. Jednak cena, jaką za to płaciłam, była wysoka. Bywało, że ze zmęczenia omal nie zasypiałam na stojąco. Jadłam co bądź, mało spałam, byłam chronicznie zmęczona. To musiało się tak skończyć.

– Wirus – lekarka nie pozostawiła złudzeń i zaordynowała zwolnienie do końca tygodnia.
– Nie mogę tak długo! – powiedziałam. – Przez tydzień bierze pani lekarstwa, witaminy, wyciska sobie soczki, poza tym dużo śpi i wypoczywa – dodała, jakby nie słyszała mojego sprzeciwu.
– Mam zbyt wiele zobowiązań – weszłam jej w zdanie i już chciałam wyliczyć swoje wszystkie zadania, kiedy lekarka zdjęła okulary, popatrzyła na mnie cieplejszym już wzrokiem i powiedziała tonem, jakim matki mówią do swoich upartych córek:
– Moja droga, nic nie dzieje się bez przyczyny. Pani organizm jest nadwerężony, w innym razie sam by się obronił. On po prostu nie miał już siły. Baterie się zupełnie wyczerpały. Musi pani odpocząć.

W moim wypadku nie było to łatwe. Jestem kobietą aktywną, która odpoczywa pływając, biegając albo jeżdżąc na rowerze. Tymczasem wysoka temperatura i ogólne osłabienie uniemożliwiały mi to.

– Nie daję rady, bezczynność mnie wykańcza – żaliłam się koleżance, która wiedziała, jaka to była dla mnie kara.
– Wiesz co? Obejrzyj zaległe filmy, poczytaj, faktycznie – kup sobie witaminy i wyciśnij sok. Zadbaj o siebie, bo ostatnio nie wyglądasz dobrze – powiedziała, jakby słowo w słowo słyszała to, co powiedziała mi lekarka.

Zamiast sprzątać dom położyłam się do łóżka

To dało mi do myślenia. Usiadłam przy stole w kuchni, zrobiłam sobie filiżankę kawy i zamyśliłam się. Kiedy zastanowiłam się, co ostatnio zrobiłam dla siebie, poza kupieniem nowych butów, okazało się, że nic. W dodatku tylko stawiałam sobie wymagania: kazałam efektywniej pracować, więcej zarabiać, mniej spać, szybciej jeść...

Postanowiłam wykorzystać to zwolnienie tylko dla siebie, faktycznie odpocząć, żyć wolniej i z większym rozmysłem. I chociaż początkowo miałam w planie wykorzystać L4 na nadrobienie domowych obowiązków: umycie okien, upranie firan, posprzątanie w kuchennych szafkach, machnęłam na to wszystko ręką. Chyba pierwszy raz w życiu.

Zamiast tego położyłam się z książką i oddałam lekturze. Po południu, kiedy nakarmiłam chłopaków, obejrzałam film, a potem następny. Wyrzuty sumienia, że leżę zamiast porządkować dom, szybko odepchnęłam od siebie.

– Zupełnie dobrze wychodzi mi to odpoczywanie – relacjonowałam koleżance, która zadzwoniła wieczorem.

Z biegiem dni czułam się faktycznie coraz lepiej. Dużo czytałam, spałam, oglądałam telewizję. Nie tylko już nie gorączkowałam i nie miałam kataru, ale jakby odzyskiwałam dawno temu utracony wigor i życiowy optymizm. Chyba już dawno nie byłam w tak dobrej formie psychicznej.

– Mamo, ciągle się do siebie samej uśmiechasz – mówił Pawełek, mój sześciolatek.

Kiedy patrzyłam w lustro, widziałam kobietę z ładnie zarumienionymi policzkami i błyszczącymi włosami. Postanowiłam iść za ciosem i zweryfikować swoje życie. Wziąć się z nim za bary, a nie jak dotąd pozwalać, by obowiązki tak znacząco wzięły górę nad przyjemnościami.

– Pieniądze są ważne, ale nie mogę się dla nich zabijać – myślałam, układając swój tygodniowy harmonogram przy filiżance herbaty.

Ustaliłam, że zajęcia sportowe w naszym osiedlowym klubie będę prowadziła tylko w dwa weekendy w miesiącu, za to jak będzie trzeba – zgodzę się na wyjazdowe kursy, za które płacili podwójnie. Podniosłam też swoją stawkę za tłumaczenia. Dzięki temu nie straciłam zbyt wiele gotówki, a zyskałam całkiem sporo czasu.

Teraz mam czas i na pracę i na odpoczynek

– Że wcześniej na to nie wpadłam! – mówiłam koleżance. – Mam teraz całkiem sporo czasu dla siebie!

Dzisiaj jestem przekonana, że ten wirus, który niespodziewanie zaatakował mnie pewnego dnia wysoką temperaturą i ogólnym osłabieniem, był dzwonkiem alarmowym.

– Nic w naszym życiu nie dzieje się przypadkiem, także choroba – uważam i cieszę się, że odebrałam ten sygnał i wreszcie zweryfikowałam swoje życie.

Nie wiadomo, co stałoby się, gdybym znowu zlekceważyła swoje zmęczenie. Mało to razy zdarza się, że pracoholiczki trafiają do szpitali? Ja na szczęście już nie podzielę ich losu. Mam czas na wszystko: dla swoich chłopaków, na pracę, dodatkowe zajęcia, a także na swoje małe, babskie przyjemności: kosmetyczkę i fryzjera.

Czytaj także:
Wiem, że mój mąż pije przeze mnie. Nie odejdę, bo powstrzymują mnie wyrzuty sumienia i miłość
Nasza 8-letnia córka zmarła, a moja żona nie umie przejść żałoby. Ciągle szykuje jej ubrania
Gdy wygrałem w totka, nagle przypomnieli sobie o mnie wszyscy krewni

Redakcja poleca

REKLAMA