Wyszłam z pracy później niż zwykle, a jeszcze musiałam zrobić zakupy. Zdyszana dobiegłam do przystanku i zobaczyłam odjeżdżający autobus. „Cholera, kolejne 10 minut do tyłu – pomyślałam i spojrzałam nerwowo na zegarek. – Mam nadzieję, że nie zamkną mi sklepu osiedlowego”.
Nagle usłyszałam głos za plecami. Martyna – moja koleżanka z działu.
– Co się tak spieszysz? – zapytała z uśmiechem. – Umówiona jesteś?
– Nie, ale muszę kupić parę rzeczy na kolację, a boję się, że nie zdążę.
– To dlaczego nie robisz zakupów tutaj? Mają całkiem dobrą wędlinę i własną piekarnię. Ja zawsze wychodzę podczas przerwy śniadaniowej, spokojnie się obkupię i mam z głowy – podniosła do góry wypchaną siatkę.
Wiem, że mają dobrą wędlinę. Sama kiedyś kupowałam w tym markecie. Jednak nie mogłam wyjaśnić Martynie, dlaczego teraz już tu nie chodzę.
Chciał, żeby mu pokazać zawartość torby
Pół roku temu robiłam tak jak ona. Wyskakiwałam w czasie przerwy, kupowałam co trzeba. Tutejszy sklep jest całkiem dobrze zaopatrzony. Mają żywność i chemię gospodarczą. I właśnie przez tę chemię już tu nie chodzę. Pewnego dnia musiałam kupić szampon, farbę do włosów, mydło, więc wstąpiłam do drogerii. A potem przypomniało mi się, że nie mam pieczywa i sera, i pobiegłam jeszcze do marketu. Wrzuciłam co trzeba do koszyka i poszłam do kasy. Zapłaciłam i już podchodziłam do wyjścia, gdy zaczepił mnie ochroniarz.
Poprosił, żebym pokazała mu zawartość siatki. Bez żadnych oporów rozchyliłam torbę i podałam mu paragon, gdy nagle… zrobiło mi się gorąco. Ochroniarz bezbłędnie wyłowił z siatki to, co chwilę wcześniej kupiłam w drogerii.
– Tych produktów nie ma wyszczególnionych na paragonie – powiedział surowym tonem.
– Bo ich tu nie kupowałam – wyjaśniłam, ale było mi strasznie głupio. – Najpierw poszłam do drogerii…
– A dowód zakupu z innego sklepu pani ma? – zapytał, patrząc na mnie ironicznie.
Wściekłam się. On podejrzewał mnie o kradzież! Co za bezczelność!
– Takie same szampony i farby są w naszym asortymencie – zauważył i nagle złapał mnie mocno za łokieć. – Proszę pójść ze mną na zaplecze.
Poszłam, a wszyscy, którzy robili zakupy, patrzyli na mnie z potępieniem. Czułam, że oglądają się za mną i obgadują.
– No więc, ma pani ten paragon? – zapytał kierownik sklepu, do którego zostałam zaprowadzona. – Produkty są nowe, nierozpakowane; skoro nabyła je pani przed chwilą, powinna mieć paragon.
– Może i powinnam, ale szczerze mówiąc, nie zawsze przywiązuję do tego wagę – odparłam, starając się mówić spokojnie.
Byłam jednak bardzo zdenerwowana. Trzęsącymi się rękami otworzyłam portfel i zaczęłam przeglądać wszystkie zakamarki. Papierków było w nim co niemiara, w tym kilka paragonów, ale wszystkie stare… Gdzie ja mogłam go wsadzić?!
Więcej mnie w tym miejscu nie zobaczą
– Wie pani, w naszym sklepie jest ochrona, monitoring – kierownik siedział za biurkiem i patrzył z politowaniem na moje poczynania. – Jeszcze niedawno mieliśmy codziennie duże straty. Ludziom się wydaje, że jak wezmą, nazwijmy to „po cichu”, mydło czy szampon, to właściciel nie zubożeje, a oni zaoszczędzą parę groszy. Ale gdy takich cwaniaków jest w ciągu dnia kilkudziesięciu, to jednak straty są ogromne. Prawda? A teraz widzę poprawę. Ochrona się sprawdza.
On mówił, a ja przetrząsałam torebkę. Nawet nie starałam się go zapewniać, że zakupy zrobiłam gdzie indziej, że nic nie ukradłam. Widać było, że mi nie uwierzy, taki był pewny swego. Wkurzył mnie!
– Wie pan co, możemy iść do tej drogerii, to niedaleko – powiedziałam. – W kasie siedziała taka drobna blondynka, miała piękne kolczyki. Zagadnęłam ją na ich temat, więc myślę, że mnie zapamiętała. Byłam tam zaledwie pół godziny temu, nie sądzę, żeby ktoś ją zmienił.
– Nie będziemy nigdzie chodzić – kierownik przestał się ironicznie uśmiechać. – Pani powinna mieć paragon albo zostawić zakupy przy wejściu do sklepu. Przecież są specjalne szafki dla klientów!
Czułam, że zaraz spłonę ze wstydu i wściekłości – gdy nagle mnie olśniło! Przecież resztę i paragon wsunęłam do kieszeni spodni… Z triumfem na twarzy podałam papierek kierownikowi.
– Rozumiem, że musi pan dbać o interesy, ale dopóki nie udowodni pan komuś winy, należy go traktować z szacunkiem. Więcej tu nie przyjdę. Sama trafię do wyjścia, do widzenia – rzuciłam i nie czekając na jego reakcję, odeszłam.
Wychodząc, widziałam minę i spojrzenia sprzedawców. Dlatego już tam nie robię zakupów. Ale chociaż nic złego nie zrobiłam, to wstyd czuję nadal.
Czytaj także:
„Moja podopieczna zakochała się w koledze, który nie odwzajemnił jej uczuć. Nastolatka wpadła w rozpacz i zrobiła głupstwo”
„Sądziłam, że młodzi muszą się dotrzeć, a dziecko ich połączy. Ignorowałam sygnały, a w ich domu rozgrywał się koszmar”
„Siostra twierdzi, że powinnam udawać smutek na pogrzebie męża, bo wezmą mnie na języki. Jak mam płakać, skoro mi wesoło?”