„Zostałam bezrobotna po 50-tce. Nie miałam szans z młodymi, więc sama stworzyłam sobie miejsce pracy”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Peter Cade
„Mijały kolejne tygodnie, a mnie udało się dostać jedynie kilka małych zleceń. Nic więcej. Ze strachem myślałam o momencie, w którym skończą mi się oszczędności. Nie chciałam szukać wsparcia u rodziny”.
/ 04.04.2024 07:15
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Peter Cade

Strata pracy to prawdziwy dramat. Kiedy jednak zostajesz bezrobotna w wieku 50 lat, jest jeszcze gorzej. Jaka firma chce zatrudnić księgową w tym wieku? Co z tego, że mam 25 lat doświadczenia, jestem na bieżąco z przepisami i znam wykorzystywane w księgowości programy komputerowe?

Uświadomiłam sobie, że zasiłek dla bezrobotnych będę dostawać tylko przez rok, a później...Później nikogo nie obchodzi, co się ze mną stanie. Wprawdzie miałam trochę oszczędności, ale wiedziałam, że na długo ich nie wystarczy. 

Sytuacja wydawała się beznadziejna

Regularnie pojawiałam się w urzędzie pracy, śledziłam oferty w sieci, pukałam do drzwi różnych firm i instytucji –  niestety, efektów nie było żadnych. W pośredniaku arogancka młoda dziewczyna poradziła mi, abym zmieniła branżę lub założyła własną firmę. Kiedy zapytałam ją o szczegóły, jak mogłabym to zrobić, odesłała mnie do działu szkoleń. Tam dowiedziałam się, że z uwagi na wiek nie przysługuje mi dofinansowanie na przekwalifikowanie. Mogę liczyć na to tylko wtedy, jeśli przyniosę pisemne zobowiązanie pracodawcy do zatrudnienia mnie.

Jeżeli chodzi o szkolenia proponowane przez urzędy pracy, to do wyboru były tylko dwie opcje – kurs na operatora koparek i ładowarek lub szkolenie z obsługi wózków jezdniowych. Zapytałam, co zrobić, żeby przekonać potencjalnego szefa, aby zatrudnił kobietę po pięćdziesiątce, która wielu rzeczy dopiero będzie musiała się nauczyć. Co robić, aby zatrudnił mnie, a nie kolejną młodą osobę? Pani za biurkiem wzruszyła tylko ramionami i stwierdziła z przekąsem, że to moje zadanie. Jeśli nie wiem, jak to zrobić, powinnam porozmawiać z doradcą zawodowym. Kiedy się z nim spotkałam, usłyszałam, że powinnam mieć w sobie więcej optymizmu i asertywności.
Wyszłam niezadowolona i sfrustrowana.

Zaczynało robić się coraz trudniej

Kiedy dotarłam do domu, od razu wskoczyłam na rower treningowy i zaczęłam szybko kręcić pedałami. Aktywność fizyczna zawsze poprawiała mi nastrój. Kochałam sport, zwłaszcza gimnastykę i ruch na łonie natury. Nawet kiedy moja mama chorowała i wymagała opieki, nie zrezygnowałam z regularnych treningów. Zainwestowałam w sprzęt do ćwiczeń: rowerek, bieżnię, stepper i ławeczkę. Dzięki temu nie musiałam mamy zostawać samej.

Tymczasem mijały kolejne tygodnie, a mnie udało się dostać jedynie kilka małych zleceń. Nic więcej. Ze strachem myślałam o momencie, w którym skończą mi się oszczędności. Nie chciałam szukać wsparcia u rodziny. Zresztą z mojej najbliższej rodziny nikt już nie żył. Zostały tylko dalekie kuzynki, które same ledwo wiązały koniec z końcem.

Któregoś dnia wracałam z zakupami do mieszkania. Szukałam okazji, dzięki którym mogłam wydać chociaż trochę mniej. To wiązało się z chodzeniem po całym mieście dwa-trzy razy w tygodniu. Starałam się wszędzie chodzić pieszo. Dzięki temu nie musiałam wydawać pieniędzy na bilety komunikacji miejskiej. W efekcie wlokłam za sobą koszyk na zakupy i energicznie przemierzałam kolejne ulice.

Podsłuchałam pewną rozmowę

Do mieszkania miałam jeszcze spory kawałek, więc zdecydowałam na chwilę przysiąść na przystanku. W pobliżu siedziały dwie kobiety. Na oko wydawały mi się, że musiały mieć około sześćdziesięciu lat. Jedna z nich zwróciła uwagę na znajdujący się w pobliżu klub fitness. Miał duże, przeszklone szyby, co sprawiało, że z łatwością można było zobaczyć trenujące w nim młode dziewczyny.

– Zobacz Wandzia. Marzy mi się taki trening. Przecież to samo zdrowie, a i sylwetka robi się lepsza!

– To, czemu się nie zapiszesz? Kup sobie karnet.

– Wiesz, jak to jest. Tak mi trochę niezręcznie.

– Niby dlaczego niezręcznie?! – kobieta aż podniosła brwi ze zdziwienia.

– Wiesz, miałabym ćwiczyć wśród młodych, wysportowanych, atrakcyjnych dziewczyn? Od razu poczuję się dwa razy starsza niż jestem.

– A co ci szkodzi chociaż raz tam zajrzeć?

– Wiesz, już raz tam byłam. Ale kiedy chciałam pogadać z trenerką, spojrzała na mnie jak na jakiś relikt z przeszłości. Do tego dziewczyny przestały ćwiczyć i też zaczęły się na mnie gapić. Pewnie zastanawiały się, co taka stara baba tam robi. Zrobiłam się czerwona i uciekłam. Za plecami słyszałam tylko śmiechy.

– Faktycznie, niezbyt miłe… Szkoda, że nie ma u nas takiego miejsca dla starszych kobiet. Nikt by się z nas nie śmiał, ani nie dziwił się, że kobieta w naszym wieku też chce ćwiczyć.

Miałam pewien pomysł

Resztę rozmowy zagłuszył autobus, do którego obie panie wsiadły. Te kilka zdań, które usłyszałam, skłoniły mnie jednak do refleksji. Przez całą drogę do domu w mojej głowie brzmiało to, co powiedziała jedna z tych kobiet: " Szkoda, że nie ma u nas takiego miejsca dla starszych kobiet. Nikt by się z nas nie śmiał, ani nie dziwił się, że kobieta w naszym wieku też chce ćwiczyć".

– Właściwie to dlaczego nie ma takiego miejsca? – zapytałam siebie następnego ranka, włączając moją bieżnię. – Przecież nie każda kobieta w naszym wieku, która chce ćwiczyć, może sobie pozwolić na zakup własnego sprzętu. Jednych nie stać, drugie nie mają go gdzie wstawić.

Wręcz zbiegłam z bieżni i popędziłam prosto do piwnicy. Kiedyś ojciec miał tam pracownię stolarską, aktualnie pomieszczenia były puste. Kiedy tata zmarł, mama rozdała wszystkie jego narzędzia. Pobiegłam na górę po zeszyt i jakiś długopis.

Wymyśliłam, co robić

Musiałam teraz tylko wymyślić, jak wprowadzić mój pomysł w życie. Wizja rozmowy z naburmuszonymi paniami z urzędu pracy nie napawała mnie optymizmem. Ostatecznie jednak przecież od tego tam były. Kilka tygodni biegania w kółko, wypełniania formularzy i kompletowania dokumentów przyniosły oczekiwany efekt – udało mi się dostać dotację na otwarte studia fitness. Nie marnowałam ani sekundy. Zrobiłam w piwnicy remont, dokupiłam potrzebny sprzęt, zamówiłam plakaty i ulotki reklamowe. Jasno wynikało z nich, że powstał klub  „Forma 50+". Tak właśnie nazwałam moje dzieło.

Nadeszła chwila oczekiwania na pierwsze klientki. Telefon zadzwonił naprawdę szybko. Okazało się, że jako pierwsze zadzwoniły do mnie kobiety, których rozmowę podsłuchałam na przystanku. Od razu rozpoznałam ich głosy, gdyż ich rozmowa zapadła mi w pamięć. Po pani Wandzie i pani Eli pojawiły się kolejne klientki. Liczba chętnych na ćwiczenia w nowym miejscu rosła w szybkim tempie. Informacja o moim klubie rozchodziła się pocztą pantoflową. Dość szybko wprowadziłam do oferty zumbę oraz nordic walking.

Trenowałam razem z kobietami, które przychodziły do mojego klubu. Z czasem nawiązałyśmy bliższe relacje, a niektóre z nich mogę śmiało nazwać przyjaciółkami. Nie tylko prowadziłam zajęcia, ale pracowałam też intensywnie nad swoją formą i umiejętnością. Zależało mi na tym, aby w moim klubie dostępna była jak największa oferta różnych aktywności. Znowu poczułam, że żyję. Zaczęłam z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Pasja stała się pracą

Mimo tego, że nie udało mi się znaleźć nowej pracy jako księgowa, byłam naprawdę zadowolona. Z hobby uczyniłam sposób na życie i źródło dochodu.

„Forma 50+" prężnie funkcjonuje od trzech lat i cieszy się ogromną popularnością. Zainteresowanie jest tak duże, że zatrudniłam dwie trenerki i osobę do prowadzenia recepcji. Obie instruktorki to kobiety po pięćdziesiątce. Dzięki temu nasze klientki czują się w ich towarzystwie naprawdę swobodnie. Szukając personelu, przekonałam się, jak wiele jest wysportowanych kobiet w zbliżonym do mojego wieku. Ada i Roma to pełne życia dziewczyny, które kochają swoją pracę. W typowej siłowni nie mogłyby jednak liczyć na zatrudnienie. Zostałyby bowiem uznane za stare.

Dałam im pracę i możliwości na doskonalenie swoich umiejętności zawodowych. Stworzone przeze mnie miejsce okazało się być szansą nie tylko dla mnie, ale również innych kobiet, które z uwagi na wiek miały problem ze znalezieniem pracy. Jestem naprawdę szczęśliwa i cieszę się, że udało mi się osiągnąć sukces. Myślę, że mogę być z siebie dumna.

Gdy moje życie się zawaliło, nie poddałam się.  Wykorzystałam pomysł i dałam też szansę na nowe życie innym. Z moją pomocą kobiety mogą dbać o zdrowie i sylwetkę. Moje klienci cieszą się, bo mają gdzie trenować. A ja ciągle powtarzam, że nie wolno bać się realizacji własnych pomysłów.

Czytaj także: „Już na weselu zniszczyłam małżeństwo przyjaciółki. Zasłużyła na to. Dobrze wiedziała, za co się mszczę”
„Mąż wszędzie widział moich potencjalnych kochanków. Z zazdrości nawet zaczął mnie śledzić”
„Teściowa chciała mnie nauczyć, jak być dobrą żoną. Bezczelna dała mi nawet listę zasad w sypialni”

Redakcja poleca

REKLAMA