„Mąż wszędzie widział moich potencjalnych kochanków. Z zazdrości nawet zaczął mnie śledzić”

pewny siebie mężczyzna fot. Getty Images, Morsa Images
„– Nie! Teraz ty będziesz słuchał! Tolerowałam twoją zazdrość. Znosiłam twoją manię kontroli. Podporządkowywałam się, gdy nalegałeś, bym nie zakładała na siebie niczego wyzywającego. I najwyraźniej dałam sobie wejść na głowę! Ale koniec z tym! Rozumiesz? Miarka się przebrała!”.
/ 01.04.2024 19:15
pewny siebie mężczyzna fot. Getty Images, Morsa Images

Kochać znaczy ufać. Jedno z drugim tworzy nierozerwalną parę. Jednak mój mąż nie potrafi tego pojąć. Nie rozumiem dlaczego. Nigdy nie dałam mu powodów do zazdrości, a on stara się kontrolować mnie na każdym kroku. Doszło nawet do tego, że objął mnie całodobowym elektronicznym nadzorem, a ja zaczynam czuć się w tym związku, jakbym była więźniem.

Bartek ujął mnie swoją nieśmiałością

Zaczęliśmy spotykać się jeszcze na studiach. Poznałam go w osiedlowym sklepie, w którym wtedy pracowałam. Bartek regularnie przychodził na zakupy, chyba nawet znacznie częściej niż faktycznie potrzebował. Bo gdy kupił jedną rzecz, za godzinę wracał po coś jeszcze. Tak było niemal codziennie.

Wyraźnie widziałam, że próbuje zebrać się na odwagę, by zaprosić mnie na kawę. Początkowo jego nieśmiałe zachowanie wydawało mi się zabawne, ale z czasem stało się ujmująco urocze. Na tyle urocze, że postanowiłam dać mu szansę.

– Raz jeszcze cześć – przywitał się, gdy po kilkunastu minutach zjawił się w sklepie po raz drugi.

– No proszę, a to ci niespodzianka – powiedziałam ironicznie i uśmiechnęłam się do niego.

– No, chyba mam kiepską pamięć. Tym razem zapomniałem o kawie.

– Proszę –  podałam mu moją ulubioną robustę.

– Przychodzę tu już tak długo, że powinnaś wiedzieć, że piję inny gatunek – powiedział z udawanym żalem.

– Ale ja lubię właśnie ten. Chyba że wolisz dalej bawić się w podchody i każesz mi jeszcze poczekać na zaproszenie na filiżankę małej czarnej. Powiedz tylko słowo, a podam ci twoją arabicę – rzuciłam mu wyzwanie.

– Wezmę robustę – powiedział i nieśmiało się uśmiechnął.

Na początku zazdrość mi schlebiała

Poznałam go jako nieśmiałego faceta, ale każdy człowiek ma drugą twarz. Trzeba tylko poczekać, aż ją odsłoni. Gdy zostaliśmy parą, zorientowałam się, że Bartek bywa nieco zazdrosny. Wystarczyło, że jakiś chłopak spojrzał na mnie na ulicy, a już wyrażał swoje niezadowolenie. Nie przeszkadzało mi to. Przeciwnie. Wtedy jeszcze uważałam, że w ten sposób udowadnia, jak bardzo mu na mnie zależy. W końcu każdy mężczyzna, który kocha kobietę, bywa o nią zazdrosny, a Bartek nie był przy tym zaborczy.

– Widziałaś, jak ten ohydny typ patrzył na twoje nogi? – zapytał zirytowanym głosem, gdy pewnego dnia spacerowaliśmy parkowymi alejkami.

Może sobie patrzeć, w końcu to żaden grzech – powiedziałam z zadowoleniem. – Chyba że wolisz, żebym zamiast spódniczek zakładała spodnie. Powiedz tylko słowo.

– W życiu. Ja też chcę podziwiać te piękne nóżki. Poza tym, bardzo się cieszę, że moja dziewczyna odwraca głowy wszystkich facetów. To mi przypomina, że dobrze wybrałem. 

Nie nakazywał mi, jak mam się ubierać. Nie kontrolował z kim się spotykam ani nie wszczynał awantur, gdy jakiś facet uśmiechnął się do mnie. To była nieszkodliwa i niedojrzała zazdrość i nie miałam powodów by przypuszczać, że z czasem stanie się to problemem. Przekonałam się o tym dopiero, gdy zostałam jego żoną.

Po ślubie stał się zaborczy

Po czterech latach poprosił mnie o rękę. Zgodziłam się bez chwili wahania. Było mi z nim dobrze. Nawet bardzo dobrze. Nie brakowało nam tematów do rozmów, oboje lubiliśmy te same filmy, słuchaliśmy tych samych płyt i czytaliśmy te same książki. Mieliśmy masę pomysłów na wspólne spędzanie czasu i nigdy nie nudziliśmy się w swoim towarzystwie. No i najważniejsze – kochałam go.

Kocham go nadal, choć przyznaję, jego zachowanie niemal zapędziło nasz związek na samą krawędź przepaści. Bo to, co przed ślubem było nieszkodliwą zazdrością, po wypowiedzeniu sakramentalnego „tak” zaczęło przybierać rozmiary prawdziwej obsesji.

– Zamierzasz tak jechać ubrana? – zapytał mnie mąż tuż przed wyjazdem w podróż poślubną.

– A co jest nie tak z moim strojem? – zdziwiłam się.

– Żartujesz sobie ze mnie? Ta koszulka odsłania ci połowę biustu, a szorty są tak krótkie, że równie dobrze mogłabyś niczego nie zakładać na bieliznę.

– Bartek, przypominam ci, że lecimy na Kanary. Jak niby mam się ubrać? W kożuch? Będzie mi trochę za gorąco – stwierdziłam ironicznie.

– Nie mam zamiaru pozwalać, by faceci na lotnisku  i w samolocie obłapiali cię wzrokiem. Załóż na siebie coś przyzwoitszego.

To była pierwsza sytuacja, w której nakazał mi, w co mam się ubrać. Pierwsza, ale nie ostatnia.

Byłam pod kontrolą

Z czasem przestał się zadowalać wyłącznie kontrolą stroju. Zawsze, gdy wychodziłam z domu, musiałam tłumaczyć się mu, gdzie idę i kiedy wrócę, a gdy po powrocie i tak musiałam odpowiadać na milion głupich pytań. W końcu zaczęło mnie to irytować.

– Bartek, czy ty mi w ogóle ufasz?

– Oczywiście, że tak. Skąd to pytanie?

– Bo na każdym kroku starasz się mnie kontrolować, a mnie zaczyna już to drażnić.

– To żadna kontrola. Po prostu martwię się o ciebie. Dobrze wiem, jak działasz na mężczyzn.

– Ale żaden z nich nie zrobi niczego bez mojej zgody, a ja jestem twoją żoną i kocham tylko ciebie. Pojmij to wreszcie i zaufaj mi choć trochę.

Myślałam, że szczera rozmowa zmusi go do refleksji. I rzeczywiście, przez pewien czas było lepiej. Jednak stare nawyki szybko wróciły do głosu.

Coraz bardziej mnie to złościło

Pod koniec lutego wybierałam się na spotkanie z przyjaciółmi ze szkoły średniej. Mieliśmy zobaczyć się pierwszy raz od 15 lat, więc byłam podekscytowana. Chciałam zrobić dobre wrażenie, ale nie chciałam wysłuchiwać tyrad mojego męża. Na szczęście, wciąż jeszcze zimowa pogoda nie zachęcała do założenia odważnej kreacji. Wybrałam oversize'owy sweter, obcisłe dżinsy z dziurami na kolanach i czarne kozaki. Ciekawy, ale jednak zachowawczy i stonowany zestaw, prawda? Nie dla Bartka.

– Baśka, przecież te spodnie wyglądają jak getry! Wszystko ci podkreślają!– powiedział i złapał się za głowę, jakbym próbowała wyjść z domu bez ubrania.

– Przecież wiesz, że noszę tylko taki fason. Daj już spokój z tą zazdrością i przestań psuć mi wieczór.

– Jasne, bo spotkanie z obcymi facetami jest ważniejsze od tego, co myślę.

– Po pierwsze, nie spotykam się z obcymi facetami, tylko z koleżankami i kolegami z klasy. Po drugie, nie idę na żaden podryw, więc bardzo cię proszę, opanuj się.

Po tych słowach obraził się na mnie i zamknął się w sypialni. Nie chciałam się tym przejmować. Wieczór zapowiadał się wyśmienicie i w tamtej chwili myślałam tylko o tym.

Byłam w szoku

Bawiliśmy się wspaniale. Na tyle dobrze, że po zamknięciu lokalu postanowiliśmy przedłużyć spotkanie. Robert, jeden z kolegów z mojej dawnej klasy, zaproponował, byśmy przenieśli się do niego. „Mam duży dom, w którym nie czeka na mnie żona ani dzieciak, więc bawmy się dalej”. Wszyscy przystaliśmy na tę propozycję.

Impreza trwała w najlepsze, ale po pierwszej w nocy zaczęłam robić się senna. Pożegnałam się ze wszystkimi, zamówiłam taksówkę i wyszłam przed dom Roberta. Przy chodniku zauważyłam zaparkowany samochód. Wyglądał zupełnie jak auto Bartka. Pomyślałam: „Niemożliwe, przecież nie wie, gdzie jestem”. Byłam w błędzie. Bartek wyskoczył z auta jak poparzony i zaczął się awanturować.

Narobił mi wstydu

– Wiedziałem! Wiedziałem, że masz kogoś! – wykrzykiwał. – Kim on jest?

– Możesz przestać się wydzierać? Obudzisz wszystkich w okolicy.

– Mam to w nosie! Za chwilę tam wpadnę i zrobię porządek z tym twoim gachem!

Krzyki mojego męża nie zostały zignorowane przez pozostałych imprezowiczów. Wszyscy wyszli przed dom i zaczęli się nam przyglądać.

– Basia, wszystko w porządku? – zapytała Justyna, moja koleżanka. 

– Tak, to tylko mój mąż. Bartek, poznaj wszystkich. Wszyscy, poznajcie Bartka.

Zrobiło mu się głupio, bo natychmiast udał się do samochodu i pociągnął mnie za sobą. Odjechał spod domu Roberta z piskiem opon.

– Nie uważasz, że należą mi się przeprosiny? – zapytałam wściekłym głosem.

– Jakie przeprosiny? Za co?

– Bawiłam się z przyjaciółmi, a ty podejrzewasz mnie o romans. Za kogo ty mnie masz, człowieku?

– Miałem prawo się niepokoić. Z restauracji wyszłaś tuż po północy i od razu pojechałaś do tego domu. Każdy na moim miejscu pomyślałby to samo.

– Chwileczkę, skąd wiesz, o której wyszłam z restauracji? Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? Bartek, ty mnie śledzisz! – stwierdziłam.

– Żartujesz? Nie mam na to czasu.

– Nie powiedziałam ci, że jadę do Roberta, bo sama nie wiedziałam, że szykuje się mały after. Skoro mnie nie śledziłeś, to skąd niby się dowiedziałeś?

Tego było za wiele

Przez chwilę milczał, jakby zbierał się na odwagę. W końcu powiedział (już znacznie spokojniejszym tonem), że bez mojej wiedzy zainstalował mi w telefonie aplikację szpiegującą. Po prostu nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.

– Nie jestem dzieckiem, które trzeba kontrolować! Nie jestem też twoją własnością, więc nie traktuj mnie w taki sposób! – wykrzyczałam, a raczej wydarłam się.

– Basiu, posłuchaj...

– Nie! Teraz ty będziesz słuchał! Tolerowałam twoją zazdrość. Znosiłam twoją manię kontroli. Podporządkowywałam się, gdy nalegałeś, bym nie zakładała na siebie niczego wyzywającego. I najwyraźniej dałam sobie wejść na głowę! Ale koniec z tym! Rozumiesz? Miarka się przebrała!

– Basiu...

– Żadne Basiu! Zacznij mi ufać, albo następną poważną rozmowę odbędziemy w sądzie, na sprawie rozwodowej. Bo ja po prostu nie mogę już tak żyć!

Kobieta czasami musi pokazać, że drzemie w niej zołza. Podziałało. Jeszcze tej samej nocy Bartek odinstalował z mojego telefonu aplikację śledzącą. Przestał mi mówić, w co mam się ubierać i nie okazuje już nieuzasadnionej zazdrości, gdy spojrzy na mnie obcy facet. Zobaczę, czy naprawdę się zmienił, czy tylko przez chwilę próbuje zamydlić mi oczy.

Czytaj także: „Patrzę na swoje przyjaciółki i jest mi ich żal. Wolą klepać schabowe dla mężusiów, niż szaleć i o siebie dbać”
„Chciałem poderwać piękną kobietę, ale miała obrączkę na palcu. Jej mąż w niczym nam jednak nie przeszkodził”
„Od 20 lat pudruję siniaki i pozwalam sobą pomiatać. Żałuję, że nie uciekłam od męża od razu po ślubie”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA