„Zostałam babcią w wieku 32 lat. Nie sądziłam, że córka powtórzy mój błąd i zajdzie w ciążę w wieku 16 lat”

Nastolatka w ciąży fot. Adobe Stock
– On ma dopiero 19 lat, jaka przyszłość go czeka? Załatwmy to szybko – mówił jego ojciec, wciskając mi pieniądze.
/ 29.04.2021 11:11
Nastolatka w ciąży fot. Adobe Stock

Nie, to nie może być prawda! Patrzyłam na moją szesnastoletnią córkę i przecierałam oczy ze zdumienia. „Z pewnością żartuje sobie ze mnie, młodzież teraz lubuje się w różnych dziwacznych wybrykach” – usiłowałam jeszcze przez chwilę sama siebie przekonywać, jednak faktom nie dało się dłużej zaprzeczać.

Musiałam zmierzyć się z tym, co właśnie usłyszałam od córki. Widziałam, jak w napięciu oczekuje mojej reakcji. A ja od razu wiedziałam: muszę pomoc mojemu dziecku. Przecież sama, ledwie szesnaście lat temu, byłam w podobnej sytuacji.

Zaimponował mi obyciem, luzem i dorosłością

Zawsze dobrze się uczyłam. W podstawówce miałam co roku świadectwo z czerwonym paskiem. Rodzice wychowywali mnie bardzo tradycyjnie. Mój ojciec uznawał za normalne coś, co teraz w mediach nazywa się „przemocą wobec dziecka”, a co kiedyś było po prostu „utrzymywaniem dyscypliny”. Zwłaszcza w takiej śląskiej rodzinie jak nasza. Pasek wisiał w widocznym miejscu i kiedy trzeba było, ojciec nie wahał się po niego sięgnąć. Szczęśliwie, ja z całego rodzeństwa nie przysparzałam mu żadnych kłopotów. Przynajmniej do czasu…

Słuchałam rodziców, chodziłam w niedzielę do kościoła, pomagałam mamie w domu, byłam miła, posłuszna i uczynna. Słowem – ideał dziewczynki. Jako pierwsza osoba w naszej rodzinie miałam iść na studia. Na samą myśl o moim awansie społecznym rodziców rozpierała duma. Tymczasem ja… poznałam Przemka.

Przyjechał z rodzicami z Niemiec. Starszy ode mnie o cztery lata, zachowywał się tak, jakby życie znał od podszewki. Swobodny, jak to się teraz mówi – wyluzowany. Śmiał się z zakazów nakładanych nam przez dorosłych, z tego, że musimy na wszystko mieć ich zgodę i boimy się powiedzieć im o gorszej ocenie, jakby to był koniec świata. On miał ze swoimi rodzicami zupełnie inne relacje: do ojca mówił po imieniu, z mamą żartował na tematy, na które w moim domu nigdy się nie rozmawiało. Nic dziwnego, że dla mnie był jak powiew lepszego świata, niczym nieskrępowanej wolności!

I za ten nowoczesny luz wielbiły go wszystkie dziewczyny z naszej okolicy. Jednak on wybrał mnie, choć do dziś nie wiem dlaczego. Czułam się jak Kopciuszek w ramionach swojego księcia z bajki. I za nic nie chciałam obudzić się z tego snu. Przemek zabierał mnie na wycieczki swoim skuterem, opowiadał o Frankfurcie, z którego pochodził, czarował nieco obcym akcentem i wprowadzał mnie w każdy aspekt dorosłego życia.

A ja? No cóż, miałam dopiero 15 lat… Byłam straszliwie naiwna i wręcz szaleńczo w nim zakochana. Oczywiście, że się nie zabezpieczaliśmy. Ja bym w życiu nie śmiała pójść do apteki po prezerwatywy. Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Robiłam wszystko, czego chciał mój „książę”, a on do tego, co mogło się stać, nie przywiązywał wagi. Nie starczyło mu wyobraźni, dojrzałości, sama nie wiem czego; w każdym razie efekty naszego szaleństwa łatwo było przewidzieć.

Tuż po moich 16. urodzinach zaczęłam podejrzewać, że jestem w ciąży. Wiedziałam o objawach: spóźniający się okres, poranne mdłości i tak dalej. Nie dowiedziałam się tego od mamy, tylko z młodzieżowych pisemek, które czasem wpadały mi w ręce. Przeraziłam się, ale i ucieszyłam w przekonaniu, że jak zwykle mój „książę” zatroszczy się o mnie, a potem będziemy żyli razem długo i szczęśliwie… Oczywiście z naszym ukochanym dzidziusiem.

Zrozumiał, co jest grane, i zbladł jak ściana

Nigdy nie zapomnę miny Przemka, który czekał w napięciu pod gabinetem ginekologa umówionego przez jego matkę. Gdy tylko wyszłam od lekarza, zrozumiał, że jednak prawdą jest „najgorsze”. Blady niczym ściana pociągnął mnie za sobą do mieszkania rodziców, a potem jego ojciec wyciągnął pliki pieniędzy, które wciskał mi lodowatymi dłońmi.
Przemek ma dopiero 19 lat, ta historia zmarnuje mu życie, całą przyszłość – mówił mi ten dobrze ubrany pan sztucznie opanowanym tonem, jakby opowiadał bajkę niesfornemu dziecku. – Ty pewnie też chcesz się uczyć. Załatwimy to szybko. Tu masz pieniądze, a my znajdziemy lekarza.

Pewnie inna dziewczyna by się ugięła z przerażenia i samotności, bo gdy tylko pojawił się „problem”, mój „książę” nagle przestał „kochać mnie nad życie”. Nagle okazało się, że byłam tylko przelotną znajomością, że nie mamy tak naprawdę o czym rozmawiać… Jakby tego było mało, rodzice zapowiedzieli mi, że wyrzucą mnie z domu, jeśli „przyniosę im wstyd i urodzę bachora”. Bo akurat w tej kwestii zgadzali się z moim ukochanym, uważając, że aborcja będzie najlepszym rozwiązaniem.

Zostałam sama, lecz oni wszyscy się pomylili, nie doceniając mojej siły woli. Zawsze kochałam dzieci. Marzyłam o gromadce własnych, dlatego latem jeździłam jako opiekunka na kolonie i obozy harcerskie i dlatego nawet przez chwilę nie wątpiłam w słuszność mojej decyzji, chociaż wszyscy byli przeciwko nam – mnie i mojej córeczce.

Ale jak to często bywa w życiu, wszystko w końcu jakoś się ułożyło. Rodzice przełamali swój wstyd i zgodzili się mi pomóc. Umieścili mnie u ciotki na drugim końcu Polski. To tam urodziła się Kinga. Nie wróciłam już na Śląsk, nie miałam po co. Mój związek z Przemkiem już nie istniał, w domu też nikt na mnie nie czekał. Ojciec niedługo po narodzinach wnuczki zmarł na zawał – krewni natychmiast obarczyli mnie winą za to, co się stało, ale dałam sobie radę.

Nie powiem, jestem z siebie dumna. Kingusię wychowałam jak należy, właśnie poszła do liceum. Uczyła się na samych szóstkach, nigdy nie sądziłam, że powtórzy mój błąd. W najśmielszych snach nie przypuszczałam, że zostanę babcią, mając… trzydzieści dwa lata! Przecież w tym wieku kobiety nieraz rodzą dopiero swoje pierwsze dzieci.

Nie przyszło mi do głowy, żeby już o tym rozmawiać

Teraz są zresztą inne czasy. Młode dziewczyny lepiej umieją o siebie zadbać, nie są tak naiwne, mają większą wiedzę na temat seksu. Inne pewnie tak, jednak nie moja Kinga, z którą nigdy nie rozmawiałam na ten temat, uważając naiwnie, że wciąż na to za wcześnie. Po drugie, tak naprawdę nie miałam głowy do tego, by z nią rozmawiać o takich sprawach.

Czułam się winna, że moja córka wychowuje się w tak skromnych warunkach, żyjąc w niepełnej rodzinie i w ten sposób płacąc za mój błąd. Dlatego ze wszystkich sił starałam się jej to zrekompensować, więc chwytałam się różnych dodatkowych prac i przez to właśnie trochę się w domu mijałyśmy. Wiadomo – jeden etat rano, drugi po południu, jakieś sprzątanie u ludzi, żeby związać koniec z końcem… Interesowałam się nauką Kingi, śledziłam jej pasje, ale do głowy mi nie przyszło, że moja mała, kochana córeczka może uprawiać seks. W moich oczach ona naprawdę była jeszcze dzieckiem!

Owszem, ostatnio spotykała się z pewnym chłopakiem, miał na imię Igor. Wiedziałam, że jest zakochana; która matka nie rozpozna takiego stanu u nastolatki? Te wszystkie serduszka, misiaczki, wpisy w internecie, „przytulone” zdjęcia… Czasami ten chłopak do nas przychodził, nawet wydawał mi się sympatyczny. Z porządnej rodziny, grzeczny, dobrze wychowany, zawsze „dzień dobry” mi mówił, kiedy mijaliśmy się w drzwiach.

Nie zabraniałam Kindze się z nim widywać, zawsze jej ufałam. Pracowałam czasami nocami, mieli więc wiele okazji, żeby być sam na sam, jednak do głowy mi nie przyszło, że mogą je wykorzystać, i to w ten sposób… Jaka ze mnie matka? Ślepa i naiwna! Tak jakbym podświadomie nie chciała uwierzyć, że moja córka może myśleć o sprawach, o jakich ja sama już dawno temu zapomniałam! I oto teraz moje szesnastoletnie dziecko stało przede mną, zalewając się łzami i przez które ledwo mówiło:
– Mamo, przepraszam… Ja wiem, że ty się czegoś takiego po mnie nie spodziewałaś… Że cię rozczarowałam… Ale co ja mam teraz zrobić? Naprawdę nie wiem… – wydusiła Kinga, z każdym zdaniem coraz bardziej kuląc się w sobie.

Patrzyłam na nią – i jednocześnie jakbym widziała samą siebie sprzed szesnastu lat. Zagubioną, przerażoną, szukającą oparcia w dorosłych. Mnie wiele lat temu nikt nie pomógł. Może gdybym miała wsparcie w moim ojcu, może gdyby moi rodzice nie oglądali się bardziej na to, co ludzie powiedzą, niż na moje dobro – moje życie potoczyłoby się inaczej? Nie mieszkałabym dzisiaj w obcym mieście, wśród obcych ludzi, z całej rodziny mając tylko ciotkę, która kiedyś przygarnęła mnie pod swój dach… Która pomagała mi wychować Kingę, podczas gdy ja kończyłam zaocznie liceum, a potem studium.

Może gdybym potem nie musiała tak tyrać, żeby zapewnić nam obu utrzymanie na jakim-takim poziomie, Kinga nie czułaby się tak samotna i nie szukała pocieszenia w ramionach, choćby najwspanialszego, chłopaka? Może… Ale teraz miała tylko mnie, a ja od razu wiedziałam, jak postąpię, bo w tym momencie moja córka potrzebowała mnie najbardziej na świecie. Przytuliłam ją mocno.
Nie martw się, kochanie, damy sobie radę – powiedziałam spokojnie. – Dziecko to nie tragedia, to zawsze radość, zobaczysz – starałam się ze wszystkich sił, aby mój głos brzmiał radośnie. – Może na początku będzie ci trudno, ale w przyszłości będziesz się cieszyła, że zostałaś mamą! Nie ma większego szczęścia niż maleństwo w domu.
Po tych słowach Kinga jeszcze bardziej wtuliła się we mnie.
– Dziękuję, mamusiu – wyszeptała. – Bardzo ci dziękuję! Wiedziałam, że mnie nie zostawisz, chociaż ja wszystko zawaliłam. Liceum, studia…
– Ależ, kochanie – przerwałam jej, bo czułam, że za chwilę sama się rozpłaczę. – Nic nie jest ważniejsze od ciebie, rozumiesz? Żadne szóstki w dzienniku czy świetne studia. Dla mnie liczysz się tylko ty. I pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze.

Po tych słowach Kinga spojrzała na mnie tak jak jeszcze nigdy dotąd. Zrozumiałam, że w tej właśnie chwili moje dziecko stało się kobietą, mądrą i odpowiedzialną. Silną – jak ja. Od tego czasu minęły dwa lata. Nasze słoneczko, jak obie z Kingą nazywamy Dawidka, niedawno obchodziło pierwsze urodziny. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być na świecie. Nie pamiętam już nawet, jak żyłyśmy bez niego.

Oczywiście, czasem bywa nam ciężko. Nawet nie zliczę, ile razy ludzie na ulicy zaczepiali mnie, mówiąc:
– No, w końcu się pani zdecydowała! Kingusia całe życie nie może być jedynaczką, czas najwyższy! A jaki podobny do pani, jak dwie krople wody!
A ja, przyznaję, przez lekko zaciśnięte zęby odpowiadając:
– To nieporozumienie. To nie jest mój syn, tylko wnuk. Dawidek.
Zazwyczaj wtedy mieli takie miny, jakby usłyszeli, że właśnie na trawniku przed naszym urzędem miasta wylądowało UFO. Po czym, gdy nieco ochłonęli, zaczynali ze współczuciem kiwać głowami, ale i na to miałam odpowiedź:
– Pani (panu) także życzę tak cudownego, zdrowego i spokojnego wnuka. I uśmiechałam się z satysfakcją, gdy czmychali pospiesznie, jakby ciąża była zaraźliwa.

Na spacerze z wnukiem poznałam pewnego pana

Z czasem jednak gadanie ustało. Kinga chodzi do szkoły, ja pomagam jej wychowywać małego. Widzę, że lepiej układa jej się z Igorem niż ułożyło się mnie i jej ojcu. Nie wiem, czy młodzi w przyszłości będą razem, ale jestem przekonana, że wszystko jest możliwe. A ja? Cóż, do tej pory myślałam, że po prostu będę już zawsze babcią.

Ostatnio jednak na spacerze z Dawidem poznałam pewnego pana. To dopiero początki, choć obiecujące. Kinga żartuje nawet, że gdybym teraz zaszła w ciążę, przyszły wujek byłby młodszy od jej synka. Wyznam wam w sekrecie, że na myśl o tym się uśmiechnęłam. Bo to dopiero byłaby sensacja na całą okolicę, prawda? A ja wiem, że z późnym macierzyństwem też bym sobie poradziła.

Czytaj także:
Gdy chciałem zerwać z ukochaną, groziła samobójstwem
Traktowałam synową jak córkę, ale zmieniła się nie do poznania
Brzydziłam się jeździć do teściów. Traktowali swoje psy jak bóstwa

Redakcja poleca

REKLAMA