„Gdy chciałem zerwać z Gośką, groziła samobójstwem. Mówiła że skoczy przez okno albo podetnie sobie żyły”

mężczyzna załamany myślami samobójczymi partnerki fot. Adobe Stock
„Gdy tylko ściągałem jej walizki z pawlacza, krzyczała, że mnie kocha i nigdzie nie pójdzie. A jeśli ją do tego zmuszę, to skoczy z dziesiątego piętra albo podetnie sobie żyły. Nie chciałem mieć jej na sumieniu, ale byłem coraz bardziej nieszczęśliwy.”
/ 26.04.2021 14:43
mężczyzna załamany myślami samobójczymi partnerki fot. Adobe Stock

Wydawało mi się, że Gośka jest miłością mojego życia. Miła, opiekuńcza, czuła, cicha. Idealna partnerka dla takiego faceta jak ja. Byłem nią tak zachwycony, że po roku znajomości zaproponowałem, żebyśmy razem zamieszkali w mojej kawalerce. I wtedy czar prysł. Okazało się, że moja ukochana nie jest wcale tak idealna, jak myślałem. Z pełnej wewnętrznego ciepła dziewczyny bardzo szybko zamieniła się w zrzędliwą babę.

O wszystko się czepiała, wszystko jej przeszkadzało

Próbowałem przegonić ją na cztery wiatry, ale nie chciała słyszeć o wyprowadzce. Gdy tylko ściągałem jej walizki z pawlacza, krzyczała, że mnie kocha i nigdzie nie pójdzie. A jeśli ją do tego zmuszę, to skoczy z dziesiątego piętra albo podetnie sobie żyły. Nie chciałem mieć jej na sumieniu, ale byłem coraz bardziej nieszczęśliwy. To kumpel podsunął mi pomysł, jak raz na zawsze pozbyć się Gośki.

Któregoś dnia spotkaliśmy się przy piwku. Gdzieś po piątym kufelku zacząłem zwierzać mu się ze swoich problemów. Ryzykowałem, że Emil zacznie ze mnie żartować, bo faceci raczej nie zwierzają się z takich kłopotów, ale byłem już tak zmęczony życiem z Gośką, że musiałem się wygadać. Kumpel na szczęście wcale mnie nie wyśmiał. Wręcz przeciwnie, bardzo mi współczuł.

– Cholera, naprawdę myślisz, że Gośka jest zdolna popełnić samobójstwo? – zapytał, gdy skończyłem opowieść.
– Na sto procent. To desperatka… Zabije się jak nic, a potem będzie straszyć mnie po nocach – westchnąłem.
– W takim razie musisz zrobić coś spektakularnego, coś takiego, żeby nie chciała zostać w twoim mieszkaniu nawet dnia dłużej.
– Łatwo ci powiedzieć! Próbowałem już wszystkiego. Prosiłem, groziłem, zniechęcałem do siebie. Nic nie pomogło. Przyczepiła się jak rzep do psiego ogona – jęknąłem. Eryk zamyślił się na chwilę.
– Wiesz, chyba mam pomysł – odezwał się w końcu, zerkając na mnie czujnie.
– Naprawdę? Jaki? – ucieszyłem się.
– Ale obiecaj, że nie weźmiesz mnie za wariata – zastrzegł.
– Ok, przysięgam! – podniosłem dwa palce.
Kup w sklepie zoologicznym mysz. Nie, nie mysz. Szczura. Dużego i tłustego.
– Co?!
– Powaga. Wszystkie baby panicznie boją się gryzoni! Jak Małgośka zobaczy takiego lokatora, to ucieknie z piskiem w siną dal.
– No, nie wiem… – wahałem się.

Wstyd było mi przyznać, że sam też nie przepadam za tego typu zwierzętami

– Co, boisz się? – domyślił się kumpel.
– Nie, raczej brzydzę…
– Człowieku! To bardzo miłe i inteligentne stworzenia. Cezary z Ochoty ma trzy albo cztery i jest zachwycony. Twierdzi, że każdy z jego szczurów jest bardziej pojętny od najmądrzejszego psa! A zresztą pomyśl o korzyściach. Dom bez Gośki… Cisza… Spokój…
– Przekonałeś mnie! Jutro z samego rana jadę do sklepu zoologicznego! – uciąłem.

Pomyślałem, że warto pokonać obrzydzenie, by wreszcie pozbyć się niechcianej partnerki. Jak obiecałem, tak zrobiłem. Następnego dnia wziąłem wolny dzień w pracy i pojechałem kupić szczura. W pierwszej chwili nie chciałem go dotknąć, ale gdy już się przemogłem, byłem mile zaskoczony. Miał takie mięciutkie futerko i śliczne okrągłe oczy. Wpatrywał się nimi we mnie z zaciekawieniem.

– Chyba pana polubił – uśmiechnął się sprzedawca, podając mi zwierzątko.
– Naprawdę? – pogłaskałem gryzonia.

Błyskawicznie wskoczył mi na ramię i usadowił się wygodnie.

– To może weźmie pan także jego towarzysza z klatki? Chłopcy są bardzo ze sobą zaprzyjaźnieni. Nie będzie pan żałował…

Zgodziłem się. Pomyślałem, że przed dwoma szczurami to Małgośka na pewno już skapituluje. Zapakowałem oba zwierzaki do pudełka, kupiłem klatkę, jedzenie, wszystkie potrzebne akcesoria i pojechałem do domu. Reszta dnia upłynęła mi na oswajaniu się z nowymi lokatorami. Po kilku godzinach byliśmy już właściwie zaprzyjaźnieni.

Małgośka wróciła do domu wczesnym wieczorem. Gdy zobaczyła klatkę ze szczurami, to aż ją wbiło w podłogę.

– Co… Co to jest? – wykrztusiła w końcu.
– Atos i Portos. Nasi nowi pupile, fajni, nie? – rzuciłem od niechcenia.
– Ża… Ża… Żartujesz? – jąkała się.
– Nie. To naprawdę bardzo sympatyczne zwierzaki. Zresztą sama zobacz – otworzyłem klatkę, a oba szczury natychmiast z niej wyskoczyły i ruszyły w stronę stóp Gośki.

O rany, co się potem działo! Krzyk, pisk, płacz!

Małgośka ucichła nieco dopiero wtedy, gdy zapędziłem szczury do klatki i wyniosłem do łazienki.

– Masz natychmiast pozbyć się tych… – zacięła się, bo zabrakło jej słów.
– Mowy nie ma. To żywe stworzenia. Nie mogę ich tak po prostu wyrzucić! To byłoby nieludzkie – udawałem oburzenie.
W takim razie ja się wyprowadzam. Nie zostanę tu dłużej ani minuty – warknęła i… zaczęła pakować walizki.

Godzinę później już jej nie było. Od tamtej pory minął miesiąc. Małgośka codziennie wydzwania. Jęczy, że za mną tęskni, dopytuje się, czy ciągle jeszcze mam szczury. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że tak. I wcale nie chcę się z nimi rozstać. Portos i Atos są moimi najlepszymi kumplami. Zawdzięczam im przecież to, co lubię najbardziej. Ciszę i święty spokój.

Czytaj także:
Byłam pewna, że to kochanka mojego męża. Okazało się, że to... dorosła córka
Mamie nie pasowała żadna moja dziewczyna. Z Justyną było inaczej
Mając 40 lat, musiałam wprowadzić się do rodziców. Za nic mieli moją prywatność

Redakcja poleca

REKLAMA