Tamtego dnia, gdy wróciłem z pracy, moja żona siedziała w kuchni z jakąś młodziutką dziewczyną. Na mój widok Agnieszka skrzywiła się nieznacznie, a dziewczyna uśmiechnęła nieśmiało. Pomyślałem, że to uczennica żony, że obgadują jakiś problem, więc miałem zamiar zaszyć się w swoim pokoju.
– Ej, Michał, poczekaj! – zawołała za mną Aga, więc posłusznie wróciłem do kuchni i stanąłem w progu.
– Ta pani twierdzi, że jest twoją córką – powiedziała Agnieszka pozornie beznamiętnym tonem.
– Słucham? – zapytałem, choć przecież usłyszałem każdziutkie słowo.
Agnieszka milczała, więc spojrzałem na dziewczynę. Miała długie włosy i wyglądała na jakieś osiemnaście lat. Jej duże oczy były intensywnie niebieskie i… wydały mi się znajome.
– To jakaś bzdura – wyjąkałem.
Dziewczyna sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej gruby zeszyt w niebieskiej, zniszczonej okładce. Rzucając go na stół, powiedziała:
– Znalazłam to po śmierci mamy. Ja nic nie chcę, ale nie może pan… nie możesz, tato – poprawiła się – mówić, że to bzdura. Jestem twoją córką.
Sięgnąłem po zeszyt. Przerzucałem pożółkłe kartki i nagle dotarło do mnie, że znam te drobne, pochylone litery. Już wiedziałem, do kogo należał.
– Jesteś córką Zośki? – zapytałem.
– I twoją – odparła dziewczyna.
– Moją? Jak? Skąd moją?
– Nie udawaj, że nie pamiętasz.
Pamiętałem, owszem. Ale to było tylko jedno lato, a właściwie dwa tygodnie tego ostatniego lata przed moim wyjazdem na studia.
Niemożliwe… Przecież by mi powiedziała
A ona znikła, wyjechała z miasteczka. Nikt właściwie nie wiedział dokąd. No fakt, za bardzo jej nie szukałem, wciągnęło mnie studenckie życie, nowe, ciekawe, absorbujące.
– Ile masz lat?
– Siedemnaście – dziewczyna uśmiechnęła się smutno. – A urodziłam się w kwietniu – dodała.
Agnieszka, która dotychczas siedziała bez ruchu i o której zupełnie zapomniałem, nagle wstała. Wyciągnęła z szafki butelkę czerwonego wina i trzy kieliszki. Postawiła je na stole.
– No to napijmy się – powiedziała.
– Na powitanie nowego członka rodziny – dodała kpiąco, ale głos jej drżał.
Rozlała wino i duszkiem wypiła swoje. Jakby to była woda.
– Niedługo dziewczyny wrócą ze szkoły – zwróciła się do mnie. – Zastanów się, jak im to wyjaśnisz.
Popatrzyłem na żonę i nagle zaczęło do mnie docierać to, co się dzieje.
– Ty naprawdę uważasz, że jesteś moją córką? – zapytałem dziewczynę.
– Ja nie uważam – roześmiała się. – Ja jestem tego pewna.
– A ja nie – zaprotestowałem.
– Ale znałeś jej matkę? No, znałeś? – zapytała Agnieszka.
– Znałem, ale…
– Znałeś – przerwała mi. – Znałeś i sypialiście ze sobą – właściwie nie zapytała, tylko stwierdziła – więc istnieje możliwość, że Emilia… – po raz pierwszy wymieniła głośno imię dziewczyny – …jest twoją córką? – teraz zakończyła zdanie pytajnikiem.
Tylko kiwnąłem głową. Oczywiście, że istniała taka możliwość.
– Tylko dlaczego twoja mama nic mi o tobie nie powiedziała? – zapytałem.
– A nie powiedziała? – dziewczyna chyba mi nie wierzyła.
– Nie – pokręciłem głową. – Nie miałem pojęcia, że istniejesz.
Mówiłem prawdę. Od tamtego lata nie widziałem Zośki na oczy. Nawet na spotkanie klasowe, które ktoś kiedyś zorganizował, nie przyjechała.
Dziewczyna od początku wierzyła w zapiski matki
– Musimy zrobić badania genetyczne – zdecydowałem.
– Jak chcesz – Emilka wzruszyła ramionami, udając lekceważenie.
Widziałem wyraźnie, że robię jej przykrość, ale nie mogłem inaczej. Moja „córka” wychowała się w jakiejś niewielkiej miejscowości gdzieś w Lubelskiem. Dlaczego Zośka tam wyjechała, nie miałem pojęcia. Nigdy też nie wyszła za mąż, sama wychowała dziecko. Zmarła kilka miesięcy temu na raka. Emilka nagle została sama.
– A jacyś dziadkowie, wujkowie? – dopytywała Agnieszka.
– Nie mam – stwierdziła spokojnie Emilia. – Mama była jedynaczką, swojego dziadka nie pamiętam, a babcia zmarła kilka lat temu.
– A gdzie się zatrzymałaś?
W odpowiedzi Emila machnęła ręką.
– Nigdzie, dziś przyjechałam.
Spojrzałem na Agnieszkę bezradnie. Nie miałem odwagi prosić żony, żeby Emilka została u nas, ale nie mógłbym też jej wyrzucić. Byłem zupełnie zdezorientowany. Moja żona podjęła decyzję za nas wszystkich, zatrzymała Emilkę na noc.
– Ale naszym dzieciom wytłumaczysz wszystko sam – powiedziała. – Chociaż może nie od razu – dodała. – Na razie powiedzmy im… – zamyśliła się na chwilę. – Powiedzmy, że Emilka jest twoją daleką kuzynką.
Stanęło na tym, że Emilia zostanie u nas do czasu, aż odbierzemy wyniki badań, później mieliśmy się wspólnie zastanowić, co dalej. Czekałem na wyniki z niepokojem, ona za to bardzo spokojnie. Chyba rzeczywiście była pewna, że to, co matka napisała w pamiętniku, jest prawdą. A Zośka napisała wyraźnie, kto jest ojcem jej córki. I jak się okazało, napisała prawdę. Emila jest moją córką.
– Jak mogła to zrobić? – powtarzałem uparcie. – Zabrała mi tyle lat z życia mojej córki. Dlaczego?
– Przestań już! – wkurzyła się w końcu moja żona. – Mam dość słuchania twoich żalów. Nie wiem, dlaczego tak zrobiła. I nie obchodzi mnie to. Gdyby ci powiedziała, może nie byłoby na świecie naszych dzieci. Więc jak dla mnie, postąpiła słusznie.
Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem, ale nagle przyszło mi do głowy, że dla Agnieszki ta cała sytuacja też przecież nie była łatwa.
– Przepraszam cię – przytuliłem żonę. – Jesteś wspaniała. Mogłaś mnie wywalić na zbity pysk.
– Dokąd? – roześmiała się. – Zresztą nie znaliśmy się wtedy jeszcze.
– Ale teraz co? Co zrobimy?
– Musisz powiedzieć dzieciakom.
Wcale nie byłem pewien, jaka będzie reakcja moich dzieci, przede wszystkim córek, bo najmłodszy Kacper bardzo szybko przywiązał się do Emilki.
– Jak to twoją córką? – zapytała Ewa. Obie dziewczyny patrzyły na mnie zadziornie. Nasze bliźniaczki nie tylko wyglądały identyczne, one miały identyczne charakterki. I to niełatwe.
– A dlaczego my się dopiero teraz o tym dowiadujemy? – to Edyta.
– Dlatego, że ja też dopiero niedawno się dowiedziałem.
– Jak to niedawno? Coś kręcisz, tato.
Musiałem wszystko im opowiedzieć.
– I co, teraz ona z nami zamieszka? – Edyta mierzyła mnie spojrzeniem jak prokurator czekający na przyznanie się mordercy do winy.
– Nie wiem – przyznałem się.
– To byłoby super – odezwał się nieoczekiwanie Kacper. – Miałbym jeszcze jedną siostrę, może trochę mądrzejszą od tych dwóch.
– Cicho bądź, młody! – ucięła Ewa.
– Na niczym się nie znasz.
– Ty się nie znasz!
Najwyraźniej szykowała się kłótnia, trzeba było jakoś ich spacyfikować.
– Dajcie spokój, nie wiadomo, czy Emilia będzie z nami mieszkała. Ona jest dorosła, ma swoje życie.
Emilka rzeczywiście była dorosła, ale oprócz nas właściwie nie miała nikogo. Jedyną bliską jej osobą była jakaś przybrana ciotka, przyjaciółka matki. Tak naprawdę do rodzinnej miejscowości nie miała po co wracać. I nie chciała.
To, że nam się udało, zawdzięczam Agnieszce
Pomogłem jej sprzedać mieszkanie po matce, dołożyłem trochę pieniędzy, w końcu należało jej się coś ode mnie, nigdy nie płaciłem alimentów, i kupiliśmy mieszkanko w Poznaniu. Chciała tu zostać, tu iść na studia, spróbować ułożyć sobie życie. Ja właściwie też chciałem mieć ją blisko, poznać lepiej, nadrobić stracone lata. Przynajmniej spróbować jakoś jej wynagrodzić trudne dzieciństwo bez ojca.
Chciałem także, żeby wszystkie moje dzieci poznały się, polubiły, utrzymywały ze sobą kontakty. Ewa i Edyta długo okazywały niezadowolenie, były zazdrosne, stroiły fochy. Nawet próbowały ustawiać brata.
Największym zaskoczeniem było dla mnie to, że Agnieszka zaprzyjaźniła się z Emilką. Fakt, moja żona jest nauczycielką, w dodatku sporo ode mnie młodszą, traktowała więc Emilę jak koleżankę, a nawet jak przyjaciółkę. A obawiałem się, że to właśnie ona będzie o moją nową córkę zazdrosna. Jednak Aga zachowywała się tak, jakby Emilka była przybyszem z mojego, zupełnie innego życia, z życia przed nią.
Dzisiaj już jakoś poukładaliśmy nasze niełatwe przecież relacje.
Emilka studiuje, całkiem dobrze jej idzie. Odwiedza nas, ostatnio nawet ze swoim chłopakiem, na szczęście polubiłem go od razu. Ewa i Edyta skończyły właśnie szkołę podstawową i chyba zaczynają doceniać obecność starszej siostry. A może po prostu przyzwyczaiły się do niej i uznały jej obecność za normalną. Tylko ja nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego Zośka nie powiedziała mi, że była wtedy w ciąży.
Czytaj także:
„Gdy oświadczałem się żonie, myślałem o innej. Basię poślubiłem z przymusu”
„Nie dałam córce pieniędzy na leczenie zięcia, bo on zmarnował jej życie. Przez moje skąpstwo umierał w męczarniach”
„Koleżanka z pracy zaszła ze mną w ciążę i nie chce mnie znać. Twierdzi, że nie jestem ojcem, a ja wiem, że to brednie”