„Nie dałam córce pieniędzy na leczenie zięcia, bo on zmarnował jej życie. Przez moje skąpstwo umierał w męczarniach”

Kobieta, która zraniła córkę fot. Adobe Stock, georgerudy
„Jestem niewolnikiem we własnym domu. Zajmuję się Kajtkiem. Natalia dużo pracuje. Powtarza, że zbiera pieniądze, żeby >>jak najszybciej wyprowadzić się od kobiety, która zabiła jej ukochanego męża<<. W ten sposób mogę odpokutować swoją winę”.
/ 03.01.2022 06:33
Kobieta, która zraniła córkę fot. Adobe Stock, georgerudy

To ja teraz wyskoczę do sklepu, a ty zajmij się Kajtkiem – Natalia jak zwykle trajkotała jak nakręcona, tak że z trudem za nią nadążałam. Ale przyzwyczaiłam się już nie protestować. Nie chciałam znowu wszczynać kłótni.

A do tych, wstyd się przyznać, moja córka była wyjątkowo skora. Powtarzała, że taką złośnicą stała się po tym, co jej się przydarzyło, ale znam ją całe życie i mam co do tego wątpliwości. Ale nic nie mówię. Nie chcę znowu słuchać oskarżeń.

Zamiast tego wolę zająć się wnukiem z zespołem Aspergera, chociaż wiem, że jeśli odważę się z nim wyjść, znowu będę musiała słuchać komentarzy ludzi, którzy nie rozumieją, że Kajtuś nie jest źle wychowany, tylko chory. Trudno. 

W życiu popełniłam wiele błędów. Pierwszym z nich było to, że późno urodziłam Natalkę. Miałam ponad trzydzieści lat. Dziś zdarzają się i starsze mamy i nikt nie robi z tego afery, ale kiedy ja przyjechałam do szpitala, słyszałam, jak pielęgniarki szeptały między sobą, że przywieźli im starą pierworódkę. Miałam wtedy trzydzieści dwa lata.

We wcześniejszym zajściu w ciążę nie przeszkodziły mi problemy medyczne. Nie, już wtedy byłam zajęta przede wszystkim karierą. Jestem pracownikiem naukowym. Moje badania zawsze stały dla mnie na pierwszym miejscu. Niewiele się zmieniło, kiedy na świat przyszła Natalia.

Wciąż były konferencje, sympozja, wyjazdy…

Córką zajmowałam się w przerwach od aktywności zawodowej. Za to jak się wtedy zajmowałam! Usiłowałam w tym krótkim czasie zmieścić wszystko, co – jak mi się wydawało – porządne matki powinny robić ze swoimi dziećmi.

Stawiałam przede wszystkim na rozwój intelektualny córki. Natalka nie miała skończonych czterech lat, kiedy płynnie czytała. Podsuwałam jej lektury i nie były to książeczki dla dzieci. Moja córka miała wyrosnąć na kogoś wyjątkowego – i od najmłodszych lat o to właśnie dbałam.

Kiedy skończyła siedem lat, zapisałam ją do szkoły muzycznej. Nie zdała śpiewająco egzaminów i pewnie normalnie by jej nie przyjęli, ale od czego znajomości mamusi? Porozmawiałam z kim trzeba i Natalia została uczennicą w klasie fortepianu. Wyjątkowo nie lubiła tego zajęcia.

– Mamo, wypisz mnie z tej szkoły – prosiła. – Jestem najgorsza w grupie. Dzieci się ze mnie śmieją. Pani bije mnie linijką po rękach.

– W takich warunkach hartuje się stal – powtarzałam, jak zwykle niezłomna.

Fortepian mi zresztą nie wystarczał. W głowie coraz mocniej klarowało mi się, kim moja Natalka ma zostać. Miała być sławnym chirurgiem, a do tego kobietą z klasą, żoną wyjątkowego, oczywiście zamożnego, człowieka. Do tej roli ją przygotowywałam. I jak do wszystkiego w życiu, do tych przygotowań też podchodziłam poważnie.

Zapisałam moją dziewczynkę na chemię trzy razy w tygodniu. Do tego doszły zajęcia artystyczne, bo wierzę, że człowiek powinien rozwijać się w każdym kierunku. Natalka żyła w tamtym czasie wyjątkowo intensywnie. Wstawała przed siódmą, wychodziła do szkoły, później szkoła muzyczna, dodatkowe zajęcia… Do domu nierzadko wracała przed dwudziestą.

Zdarzało jej się oczywiście buntować. Czasami prosiła, czy mogłaby choć jedną sobotę mieć wolną, bo chciałaby iść do koleżanki na urodziny – ale ja byłam nieugięta.

– Po co ci takie koleżanki ze zwykłej powszechnej szkoły, do której każdy może iść? Koleżanki ze szkoły muzycznej… O, to coś zupełnie innego! – mówiłam.

Z czasem Natalia nawet przestała prosić. Myślałam, że zrozumiała, co jest dla niej najlepsze. Niestety – tak mi się tylko wydawało.

Przed samą maturą córka zaczęła zachowywać się dziwnie. Dostawałam sygnały, że opuszcza zajęcia. W szkole muzycznej potrafiła nie pojawiać się po dwa tygodnie. Oczywiście nie mogłam tak tego zostawić.

– Marnujesz sobie życie! – krzyczałam na nią. – Teraz są najważniejsze miesiące, one zadecydują o całej twojej przyszłości!

– To nie jest moja przyszłość! – odwarknęła mi pokorna zwykle Natalia. – To przyszłość, którą ty dla mnie zaplanowałaś! Nie chcę żyć niczym obraz w wykonanej przez ciebie ramce! Nie chcę być lekarzem! I nie będę!

– Ty chyba zwariowałaś – popatrzyłam na Natalię, jakbym widziała ją pierwszy raz w życiu. – Co ci się stało, dziecko? To przecież kariera, o której marzyłyśmy od lat!

– Ty marzyłaś! – nie przestawała krzyczeć Natalia. – Czy kiedykolwiek pomyślałaś, czy spytałaś, czego ja chcę? A ja pragnę być projektantką wnętrz. Chcę bawić się kolorami. Chociaż tyle przyszło z zajęć, na które na mnie wypychałaś. Odnalazłam tam swoją pasję.

– Ale… Natalko… – aż mi głos odebrało z wrażenia. – Przecież projektant wnętrz to nie jest prawdziwy zawód. To jest… to może być hobby. Kiedy już wyjdziesz dobrze za mąż, będziesz mogła zatrudniać projektantów, pewnie… Ale to oni będą u ciebie i twojego męża pracowali.

– A skąd ty wiesz, że ja chcę wyjść za mąż za kogoś, kogo będzie stać na profesjonalnie urządzone wnętrze? – warknęła wtedy Natalia. – A może ja już kogoś poznałam? Może go kocham i chcę z nim spędzić resztę życia?

Nie mogłam w to uwierzyć. Moja zawsze rozsądna, poukładana córka – miała zaprzepaścić szanse na karierę dla jakiejś, pożal się Boże, miłości?! To mi się po prostu nie mieściło w głowie! A jednak kilka tygodni później ziściły się moje najgorsze obawy. Natalia przyprowadziła do domu chłopaka.

– To jest Franek – powiedziała głośno i wyraźnie. – Kochamy się i chcemy być razem.

– A pan, przepraszam, jakie ma plany? – wyjąkałam na widok niepozornego chłopaka w mocno zniszczonej kurtce.

– Pewnie przygotowuje się pan do matury?

– Mam jeszcze rok – odpowiedział jak gdyby nic ten człowiek, a w odpowiedzi na moje zdziwione spojrzenie dodał:

– Chodzę do technikum. Uczę się na mechanika samochodowego.

– Me… mechanika samochodowego – powtórzyłam, kompletnie zbita z tropu. Tymczasem chłopak mojej córki kontynuował jakby nigdy nic:

– Tylko wie pani, ja nawet nie jestem przekonany, że będę podchodził do tej matury. Po co mi papierek? Mam już załatwioną pracę w warsztacie wuja. Zarobię trochę grosza i możemy brać z Natalką ślub.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz

– Chyba żartujesz, dzieciaku! – krzyknęłam, tracąc nad sobą panowanie. – Zapomnij o Natalii! To nie jest dziewczyna dla ciebie! Widzisz, jak my mieszkamy?! A ty i twoja rodzina gnieździcie się w dwóch pokojach! Co ty chcesz jej zapewnić?! Jeśli naprawdę kochasz Natalię, daj jej spokój i pozwól robić karierę, do której jest stworzona.

– Nigdy nie zabronię Natalce się rozwijać, jeśli tego będzie właśnie pragnęła – usłyszałam w odpowiedzi poważne słowa. – Ale z tego co wiem, pani córka nigdy nie chciała być chirurgiem. To są pani marzenia i to pani powinna je spełniać.

– Ty bezczelny gówniarzu! – krzyknęłam. – Precz z mojego domu! Nie chcę cię tu więcej widzieć!

– Jeśli wyrzucisz Franka, wyrzucisz też mnie – usłyszałam nagle głos Natalii.

Córka stała obok nas i przyglądała się całej scenie z maskowanym spokojem.

– I gdzie niby pójdziecie? – prychnęłam pogardliwie. – Zostawiłabyś wygodne życie, żeby być z tym… z tym czymś?

– Jak śmiesz tak o nim mówić?! To wspaniały człowiek, którego kocham i z którym będę miała dziecko – usłyszałam w tamtym momencie i mój świat się zawalił.

Nie chciałam już znać Natalii. Nie mogłam uwierzyć, że ukochana jedynaczka mogła mi sprawić tak wielkie rozczarowanie. Nie reagowałam, kiedy pakowała w pośpiechu swoje rzeczy i wybiegała z tym czymś, jak myślałam o Franku, z domu.

W głębi duszy miałam nadzieję, że po kilku dniach Natalia wróci z podkulonym ogonem do domu. Ale tak się nie stało. Dochodziły mnie pogłoski, że podeszła do matury i zdała ją całkiem nieźle, ale potem nie złożyła papierów na żadne studia. Zamiast tego zaczęła naukę w jakiejś szkole, jak to się mówi – bansu i lansu.

Ktoś mi powiedział, że chce być projektantką wnętrz, ale nawet nie chciałam tego słuchać, bo nie mieściło mi się w głowie, żeby osoba, której tyle poświęciłam, mogła wybrać tak banalną i praktycznie nic nieznaczącą karierę.

Przez kolejne lata nie miałam kontaktu z córką

Gdy znajomi o nią pytali, kłamałam, że wyjechała na studia za granicę. Tak często powtarzałam to kłamstwo, że w końcu sama zaczęłam w nie wierzyć. Dlatego bardzo się zdziwiłam się, kiedy pewnego dnia na telefonie wyświetlił mi się numer Natalii.

– Musimy się spotkać – usłyszałam po drugiej stronie twardy głos, który ledwo co przypominał głos mojej delikatnej córeczki.

– Przez tyle lat jakoś nie widziałaś takiej potrzeby. A teraz co, kochaś cię zostawił i biegniesz pod moje skrzydła? – nie mogłam się powstrzymać od komentarza.

– Przede wszystkim Franek to nie jest żaden mój kochaś. Kilka lat temu wzięliśmy ślub. Jesteśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem. Mamy synka… Ale pojawiła się sytuacja wyjątkowa. Spotkajmy się, proszę.

Coś takiego było w głosie córki, że postanowiłam dłużej nie przeciągać tej rozmowy. Umówiłyśmy się w centrum miasta. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale wygląd Natalii mnie zaskoczył. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie córkę w przyszłości. Miała być nowoczesną kobietą sukcesu – szczupłą, zadbaną i pachnącą. Tymczasem przede mną siedziała lekko zapuszczona, wyraźnie zmęczona życiem… kobiecina. Momentalnie poczułam atak gniewu.

– Nie wyglądałabyś tak – warknęłam, taksując córkę wzrokiem – gdybyś mnie posłuchała i wybrała karierę, którą dla ciebie przygotowałam. Zamiast… zamiast tego czegoś.

– Nie życzę sobie, żebyś mówiła w taki sposób o moim mężu – usłyszałam w odpowiedzi zadziwiająco stanowczy, zimny głos. – Zresztą właśnie w jego sprawie do ciebie przychodzę.

– A co? Franek cię zdradza i potrzebujesz dobrego adwokata? – prychnęłam.

Natalia tylko wzruszyła ramionami.

– Franek ma guza – powiedziała po chwili cicho. – Dowiedzieliśmy się kilka miesięcy temu. W Polsce nic mu już nie można zaproponować. Ale znaleźliśmy klinikę w Stanach… Tylko że potrzeba pieniędzy. Dużo pieniędzy. A ty je masz.

– Chyba żartujesz! – krzyknęłam z oburzeniem, wstając. – Jak śmiesz! Przychodzisz do mnie po latach, tylko po to, żeby żądać pieniędzy! I to dla kogo! Dla tego czegoś, co zmarnowało ci życie! To już jest bezczelność!

– Franek mówił, że to nie ma sensu – odpowiedziała cicho Natalia. – Ale ja musiałam spróbować. Poszłabym i do piekła prosić o pieniądze dla niego.

– I też byś nic nie uzyskała – syknęłam. – Tak wybraliście, więc teraz liczcie się z konsekwencjami.

– To twoja ostateczna decyzja? – usłyszałam wtedy dziwną twardość w głosie Natalii. A gdy skinęłam głową, że tak, warknęła: – Jeszcze będziesz jej żałowała.

Pół roku później dowiedziałam się o śmierci zięcia

Naiwnie liczyłam, że to koniec koszmaru i że córka pokornie wróci do domu. Ale nic nie było dalsze od prawdy. Natalia, owszem, wróciła. Stanęła w moich drzwiach dwa tygodnie po śmierci swojego męża z wnukiem i jedną walizką.

– Musisz mnie przyjąć – powiedziała ostro, a kiedy usiłowałam roześmiać się szyderczo, dodała ze złośliwym uśmiechem: – Jeśli tego nie zrobisz, wszyscy twoi znajomi i współpracownicy na uczelni dowiedzą się, co zrobiłaś. Że zabiłaś zięcia, odmawiając mu pomocy, że wcale nie byłam na studiach za granicą, że w ogóle nie mam studiów, że urodziłam dziecko jako panna i dziewiętnastolatka… Tego chcesz? Chcesz skandalu?

Nie. Całe swoje życie właśnie skandalu usiłowałam najbardziej na świecie uniknąć. Nie miałam innego wyjścia. Przyjęłam Natalię i Kajtka pod swój dach. Jeśli liczyłam na to, że się pojednamy, strasznie się pomyliłam. Moja córka bardzo się zmieniła przez te wszystkie lata.

Ona woli mówić, że życie ją zahartowało. Stała się konfliktowa i pyskata. Praktycznie codziennie dochodzi między nami do kłótni. A wnuk? Wnuk choruje na zespół Aspergera. Ma ataki agresji, krzyczy, gryzie… Każde wyjście z nim do ludzi jest jak droga przez mękę.

A jednak to głównie ja zajmuję się Kajtkiem. Natalia dużo pracuje. Powtarza, że zbiera pieniądze, żeby „jak najszybciej wyprowadzić się od kobiety, która zabiła jej ukochanego męża”. Tak o mnie mówi i myśli. Codziennie mam okazję przekonać się, że moja córka mnie nienawidzi.

Jestem niewolnikiem we własnym domu. Jedynym, co mnie cieszy, jest to, że w ten sposób mogę odpokutować swoją winę. Bo w końcu do mnie dotarło, że zniszczyłam życie córce. Nie ma sposobu, żeby za to odpłacić – ale będę próbować, póki starczy mi sił. I ostrzegać innych, żeby nigdy nie popełnili mojego błędu. Bo płaci się za niego najwyższą cenę.

Czytaj także:
„Mąż po 20 latach stwierdził, że mnie już nie kocha. Jednak szybko wrócił, ale chciał układu zamiast małżeństwa”
„Przyjaciółka ukradła mi życie. Romansowała z prezesem dla awansu, który ja miałam dostać”
„Zaprosiliśmy znajomych w wakacje na działkę. Musieliśmy płacić za ich zachcianki i im usługiwać”

Redakcja poleca

REKLAMA