„Gdy oświadczałem się żonie, myślałem o innej. Basię poślubiłem z przymusu”

Mężczyzna, który odzyskał ukochaną fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Zaczęliśmy się całować. Coraz namiętniej, jak w moich snach. Ale tym razem sen trwał dalej. Wziąłem Iwonę na ręce i wyniosłem na brzeg. Drzwi do hangaru z kajakami były uchylone. W rogu leżało kilkanaście kapoków. Niektóre wilgotne, ale nam to nie przeszkadzało”.
/ 03.01.2022 07:10
Mężczyzna, który odzyskał ukochaną fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Nie jestem pewien, czy w Basi byłem naprawdę kiedykolwiek zakochany. Zauroczony? Tak, na pewno. Była najładniejszą dziewczyną na roku, więc kiedy się okazało, że się jej podobam, nie było opcji, żeby nie skorzystać! Zostaliśmy parą na imprezie połowinkowej. Basia poprosiła mnie do tańca, choć didżej nie grał białego tanga. Ale taka była Basia – jak czegoś czy kogoś chciała, to po prostu to brała. I już.

Nie mam pojęcia, czemu wybrała mnie. Nie jestem ani nadmiernie przystojny, ani sympatyczny, a już na pewno wtedy nie zanosiło się, że kiedykolwiek będę bogaty. Rodzice Basi mieli szklarnie za miastem. Na uczelnię przyjeżdżała piękną cytrynową toyotą. Miała szałowe ciuchy i zawsze wystarczająco dużo gotówki w portfelu, by biednym koleżankom i kolegom z roku postawić piwo.

Studia na anglistyce to był kaprys, wszyscy wiedzieli, że Basia nigdy nie będzie musiała pracować. Jej tata już zaplanował jej przyszłość – wyjdzie za Ryszarda, syna znajomego badylarza. Może Basia zainteresowała się mną tylko na złość rodzicom? To jedna z moich hipotez.

Jak łatwo się domyślić, nigdy nie byłem ulubieńcem teściów. Kiedy pierwszy raz przyszedłem do nich na kolację, mama Basi przesłuchała mnie jak rasowy ubek. Musiałem opowiedzieć o rodzinie trzy pokolenia wstecz, a potem o moich planach na życie. Pytanie: „A jak zamierzasz zapewnić Basi życie na takim poziomie, do jakiego jest przyzwyczajona?” nie padło wtedy tylko dlatego, że rodzice uważali mnie za kaprys córki, o którym szybko zapomni.

Skończyliśmy studia i dalej byliśmy parą

Dzięki Basi poznałem wszystkie ekskluzywne warszawskie kluby. Ba, nawet zacząłem czuć się w nich swobodnie! Był rok 1999, w Polsce otwierało przedstawicielstwa wiele zagranicznych firm. Szukali ludzi biegle znających angielski. Ja znałem jeszcze całkiem nieźle francuski i włoski (mam talent do języków po prostu) – więc szybko znalazłem dobrą pracę. Basia niby coś tłumaczyła dla jakiegoś niszowego wydawnictwa, ale dalej żyła z pieniędzy tatusia. Chyba się nudziła, bo nagle bardzo zapragnęła pobawić się w dom. I zaczęła nalegać, żebyśmy się pobrali.

– Basia, przestań, co by na to powiedzieli twoi rodzice, nie o takim zięciu marzyli – próbowałem obracać temat w żart. Ale Basia jak coś sobie postanowi, to nie odpuści.

Oświadczyny to jednak nie taniec. Basia nie mogła tak po prostu sama poprosić mnie o rękę. Chciała, żeby wszystko było jak należy: pierścionek, kwiaty, ja na kolanach.

Więc zaczęła wszystko przygotowywać. A ja tylko miałem w odpowiednim momencie odegrać swoją rolę. To był piątek. Rano w pracy było ważne zebranie. Siedziałem na nim lekko zaspany i nie bardzo zwracałem uwagę na to, co się dzieje wokół mnie.

– A to jest właśnie Tomasz, z którym będziesz przy tym projekcie współpracować – dopiero moje imię wyrwało mnie z letargu. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, więc tylko głupio się uśmiechałem.

Koło szefa stała niewysoka brunetka i domyśliłem się, że to z nią mam współpracować. Ale przy czym? Nie miałem pojęcia. Ani kim była ta kobieta.

– No, to teraz do roboty! Jeszcze parę godzin wysiłku i już weekendzik – zakończył spotkanie szef. Wszyscy wyszli z sali, zostaliśmy tylko ja i ta kobieta. Nie wiedziałem, co powiedzieć, na szczęście odezwała się ona:

– Ok, zaraz ci wszystko wyjaśnię, bo zauważyłam, że na zebraniu drzemałeś. Rozumiem, też nie jestem skowronkiem. Mam na imię Iwona, od dwóch tygodni pracuję w marketingu. I mamy razem stworzyć grupę, jak to powiedział szef, task force. Tu masz wszystkie papiery. To może je przejrzyj i pogadamy przy lunchu?

Wróciłem z papierami do biurka, ale nie mogłem się na nich skupić. Nawet nie zdążyłem się tej Iwonie dobrze przyjrzeć, ale nie mogłem przestać o niej myśleć. Cały czas miałem przed oczami jej uśmiech i mały pieprzyk tuż nad wargą.

Do lunchu udało mi się przerzucić te papiery na tyle, że z grubsza wiedziałem, o co chodzi. Na lunchu spędziliśmy razem ponad godzinę. Z tematów służbowych szybko przeszliśmy na inne.

– To widzimy się w poniedziałek o 11, ja mniej więcej o tej godzinie zaczynam funkcjonować, ty chyba też – Iwona znowu się uśmiechnęła. Mnie stać było tylko na skwapliwie pokiwanie głową.

Wróciłem do domu o 18. Myślałem, że Basi nie ma, bo wszędzie było ciemno. Ale zanim zapaliłem światło, zobaczyłem, że w salonie palą się świeczki. Na stole stał szampan i dwa kieliszki. Oraz bukiet róż w wazonie i małe pudełeczko, a przy nim kartka: „Wiesz, co masz robić”. Otworzyłem pudełeczko – na aksamitnej poduszeczce leżał pierścionek z dużym niebieskim oczkiem.

Dopiero wtedy zobaczyłem Basię. Siedziała na fotelu, wystrojona jak na wesele. I wtedy pomyślałem o Iwonie. A chwilę później, z poczuciem winy, że myślę o innej, zrobiłem to, czego chciała Basia.

– Tak, tak, oczywiście kochanie, że za ciebie wyjdę – moja już teraz narzeczona odegrała scenę, jakiej nie powstydziłaby się żadna mydlana opera.

Nasz wspólny projekt z Iwoną trwał pół roku

Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Nasza relacja tylko raz wyszła poza profesjonalne ramy. To była służbowa wigilia. Oboje dużo wypiliśmy. Poprosiłem ją do tańca. Iwona położyła mi głowę na ramieniu. Było ciemno, nikt na nas nie patrzył. Powoli przesunąłem rękę z jej pleców na szyję. Miała taką miękką skórę. Pocałowaliśmy się.

– Wiesz, jestem zaręczony – wyszeptałem.

– Wiem – odpowiedziała. Po jej policzkach spłynęło kilka łez.

Potem w pracy parę razy Iwona przyłapała mnie na tym, że się na nią gapię. Czasem się uśmiechała. Ale nigdy nie poruszyliśmy tematu naszych uczuć. Po zakończeniu projektu wróciła do swojego działu. Parę razy spotkaliśmy się w windzie czy na korytarzu. Po dwóch latach odeszła do innej firmy.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nic o niej nie wiedziałem. Czy ma męża, dzieci, psa czy kota? Czy lubi zimę czy lato, słodkie czy słone, muzykę klasyczną czy rocka? I zrobiło mi się smutno, że już nigdy się nie dowiem…

Basia zorganizowała nam ślub godny królewskiej rodziny. Wszystko bym zrobił inaczej, ale nie miałem za wiele do powiedzenia. Płacił teść. Nad ranem, na lekkim rauszu powiedziałem do żony:

– To jest ostatni raz, kiedy bierzemy pieniądze od twojego taty. Serio.

Z mojej pensji spokojnie wystarczało nam na zwykłe wygodne życie. Ale dla Basi to było za mało. A ja zamiast jej powiedzieć: „Widziały gały, co brały” albo „Ty też możesz iść do pracy” poczułem się w obowiązku zapewnić żonie luksusy, do jakich przywykła. Odszedłem z korporacji, razem z kolegą ze studiów założyliśmy małą firmę turystyczną.

Ja zajmowałem się znajdowaniem hoteli i partnerów za granicą, on ogarniał logistykę. Trochę ciężkiej pracy, trochę szczęścia i pięć lat później byliśmy świetnie prosperującą firmą specjalizującą się w kameralnych wyjazdach do nietypowych miejsc. Mój teść wreszcie zaczął mnie zauważać. Na rodzinnych spotkaniach poklepywał mnie po plecach.

Rok po ślubie urodziła się nasza córka Ida

Jej wychowanie (a raczej rozpieszczanie) pochłonęło Basię całkowicie. Po kilku latach łączyła nas już tylko córka. To był jedyny temat naszych rozmów. Ja miałem swoją pracę, a w weekendy rower. Basia miała Idę i zakupy.

Dziś najbardziej żałuję, że pozwoliłem Basi zawłaszczyć Idę. Na szczęście, wyrosła na mądrą dziewczynę. Ku rozpaczy mamy najbardziej lubiła biegać w dżinsach i bluzach z kapturem. Zbliżyliśmy się dopiero, gdy Ida była już nastolatką. Wciągnąłem ją w rowery szosowe. W weekend robiliśmy razem (i od niedawna znowu robimy) nawet i po 200 kilometrów.

Basia poddała się dwa lata temu. I sprawiła sobie dwa yorki. To im teraz kupuje sweterki i wiąże kokardki. Skłamałbym, gdybym powiedział, że przez wszystkie te lata codziennie myślałem o Iwonie. Ale kilka razy śnił mi się ten nasz taniec. Zaczynaliśmy się całować, coraz bardziej namiętnie… I wtedy się budziłem.

Zdarzało mi się, że gdzieś w tłumie na ulicy widziałem kobietę podobną do Iwony. Za każdym razem serce zaczynało mi szybciej bić. Ale nigdy to nie była ona. Trzy lata temu znalazłem jej profil na Facebooku. Był zamknięty, więc niewiele się o niej dowiedziałem. A zaczepić nie miałem odwagi.

Rok temu pojechałem z Basią na wesele syna jej kuzyna. Impreza odbywała się na Mazurach, miała trwać cały weekend. Idzie się upiekło, bo była na obozie sportowym. Ja nie mogłem się wykręcić. Miałem tylko nadzieję, że chociaż uda mi się wykąpać w jeziorze. Taka nagroda za męczenie się w upale w garniturze z gromadą nieznajomych ludzi. Przy meldowaniu w recepcji kątem oka zobaczyłem kobietę. Poprawiła włosy i przez chwilę ten gest wydał mi się znajomy.

– Tomek, opanuj się, pora skończyć z tymi głupotami – skarciłem sam siebie.
Nagle ktoś huknął mnie w plecy.

– No, jesteście, wspaniale! – kuzyn Jurek, ojciec pana młodego, nie był zbyt subtelny. Ale i tak z całej rodziny Basi jego tolerowałem najlepiej. Przynajmniej był dowcipny i nigdy nie udawał wielkiego pana (jego brat Wojtek na przykład zbudował sobie koło szklarni dworek i objeżdżał swoje inspekty na koniu). – Maciek, Kasia, przywitajcie gości!

Maciek był rudym drągalem, podobnym do ojca, tylko kilkadziesiąt kilo chudszym. Jego przyszła żona… Boże, zamarłem. Iwona! Kropka w kropkę. Wyglądała zupełnie jak ona… tyle że… dwadzieścia lat temu. Takie podobieństwo… to musiały być geny. Może naprawdę kobieta, którą widziałem kilka minut temu, była Iwoną? Zrobiło mi się gorąco.

– Bardzo nam miło poznać, jestem Basia, ciocia Maćka, a to mój mąż Tomek – Basia szturchnęła mnie w bok. Opanowałem się i podałem dziewczynie rękę. – Bardzo dziękujemy za zaproszenie, piękne miejsce – wybąkałem.

Musiałem ugryźć się w język, żeby nie zapytać, czy jej mama nie ma przypadkiem na imię Iwona i czy jakiś tatuś jest tu, na pokładzie. Ale od tej pory nie mogłem usiedzieć w pokoju. Obszedłem cały ośrodek, byłem na plaży, na przystani, zajrzałem w każdy kąt. Ale Iwony nie spotkałem.

Zobaczyłem ją dopiero w kościele

Siedziała w ławce po stronie panny młodej z parą starszych państwa. To jeszcze nic nie znaczyło, może mąż będzie prowadzić Kasię do ołtarza? Gdy zobaczyłem, że panna młoda idzie sama, ucieszyłem się jak dziecko. Zupełnie zapomniałem, że nawet jeżeli Iwona jest wolna, to ja ciągle mam żonę.

Iwona zobaczyła mnie dopiero przed kościołem. Ja patrzyłem na nią od dłuższej chwili. I czekałem. Iwona omiotła gości wzrokiem. Minęła mnie, nagle zamarła i spojrzała na mnie znowu. Przechyliła głowę i lekko się uśmiechnęła. Tak jak kiedyś w pracy.

Minęło jeszcze kilka godzin, zanim udało nam się porozmawiać. Było już ciemno. Wyszedłem z sali weselnej na taras. Lekko mżyło, więc nie było tam nikogo. Ale przynajmniej dało się oddychać.

– Tomek… To naprawdę ty? – odwróciłem się. Iwona stała w półmroku. Wyglądała naprawdę świetnie. Jakby te wszystkie lata, które minęły od naszego spotkania, jej nie dotyczyły.

Zaczęliśmy mówić jednocześnie. Ja o tym, co poczułem, jak zobaczyłem jej córkę, ona o spotkaniu przed kościołem. I w tym samym momencie zamilkliśmy i zaczęliśmy się śmiać.

– Wspaniale cię widzieć. Masz piękną żonę – Iwona w końcu podeszła i lekko pocałowała mnie w policzek.

– A więc zauważyła – pomyślałem. – Czyli wszystko stracone.

– Ma na imię Basia. Zaręczyłem się z nią w dniu, w którym się poznaliśmy – chrząknąłem, bo zadrapało mnie w gardle. – Tak naprawdę to ona zaręczyła się ze mną. Zrobiłem to, co chciała, choć myślałem tego wieczoru o tobie.

Zapadła krępująca cisza.

– Ja już wtedy miałam Kasię. Urodziłam ją zaraz po maturze, jej tata zostawił mnie, zanim przyszła na świat. Wychowałam ją sama, bardzo pomogli mi rodzice. Miałam różnych facetów, ale nigdy nie wyszłam za mąż. Po tamtej wigilii, gdy mi powiedziałeś, że jesteś zaręczony, płakałam do rana. Gdybym na tym pierwszym zebraniu wiedziała, że wieczorem się zaręczysz, pewnie rzuciłabym się na ciebie jeszcze w pracy. Ale wydawało mi się, że mamy czas.

W kwadrans oboje wyznaliśmy sobie więcej niż kiedyś przez kilka miesięcy. Czemu teraz to było takie łatwe, a wtedy niemożliwe? Dlaczego ludzie są tacy głupi? Dlaczego nie umieliśmy powiedzieć sobie o swoich uczuciach wtedy, kiedy powinniśmy? A teraz, kiedy jest po wszystkim, to nagle takie proste…

– Po wszystkim? Tomek, nie przesadzaj, mamy jeszcze przed sobą parę ładnych lat – Iwona wzięła mnie pod rękę i lekko położyła mi głowę na ramieniu. – Ale spokojnie, nie namawiam cię do niewierności. Tak tylko mówię. Wracam do środka, obowiązki… To na razie.

Zostałem sam ze swoimi myślami. Co dalej? Czy w niedzielę się po prostu pożegnamy i znowu znikniemy ze swojego życia? Może kiedyś spotkamy się na pogrzebie albo chrzcinach… W końcu byliśmy teraz w pewnym sensie rodziną.

A może pora na zmiany? Dawno przestałem udawać przed sobą, że jesteśmy z Basią szczęśliwi. I byłem pewien, że ona uważa tak samo. Tylko honor nie pozwala jej przyznać, że postawiła na złego konia. Pomyślałem: los daje mi drugą szansę. Pewnie trzeciej już nie będzie. Skorzystać?

Wróciłem do sali. Odnalazłem wzrokiem najpierw Basię. Rozanielona pokazywała kuzynkom zdjęcia swoich piesków. Poszukałem Iwony. Z miną męczennicy tańczyła z jakimś pijanym wujem. No tak, obowiązki.

Podszedłem do nich i klepnąłem faceta w ramię.

– Stary, odbijany – zawołałem i go odepchnąłem. Coś bełkotał, ale nie zwracałem na niego uwagi.

– Dzięki za ratunek. Stałeś tak i się gapiłeś, myślałam, że już nigdy nie podejdziesz.

Tańczyliśmy przytuleni, nic do siebie nie mówiąc. Marzyłem, żeby ta piosenka trwała wiecznie, ale skończyła się po kilku minutach.

– Do zobaczenia – szepnęła Iwona.

Wróciłem do żony. Była już nieźle wstawiona i zasypiała na siedząco.

– Basia, chyba masz już dość, chodźmy spać – zaproponowałem.

Coś zamruczała, więc po prostu wziąłem ją pod rękę i zaprowadziłem do pokoju. Zdążyłem zdjąć jej buty, ale zasnęła w sukience. I zaczęła chrapać. Obrzydliwie. Pomyślałem, że gdybym ją kochał, to uważałbym, że uroczo. I chyba wtedy podjąłem ostateczną decyzję.

Poszedłem na dół i znalazłem Iwonę. Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą nad jezioro. Przestało padać. Woda była idealnie gładka. Zrzuciłem buty, spodnie, marynarkę i koszulę, i wbiegłem do wody.

– Idziesz? – zawołałem do Iwony. I obiecałem sobie, że jak nie przyjdzie, to dam sobie spokój.

Wahała się tylko kilkanaście sekund. Zaczęliśmy się całować. Coraz namiętniej, jak w moich snach. Ale tym razem sen trwał dalej. Wziąłem Iwonę na ręce i wyniosłem na brzeg. Drzwi do hangaru z kajakami były uchylone. W rogu leżało kilkanaście kapoków. Niektóre wilgotne, ale nam to nie przeszkadzało.

Tak wiem, to była zdrada. Rano miałem wyrzuty sumienia. Ale jednocześnie byłem pewien, że wreszcie wiem, czego chcę. Po powrocie do domu powiedziałem Basi o Iwonie. Rzuciła we mnie wazonem i zamknęła się w sypialni. Chyba nie spała, bo rano miała już gotowy plan.

– Wyprowadzisz się z domu. Ida zostanie ze mną. I to ty z nią porozmawiasz, jak wróci z obozu. Moim rodzicom i znajomym powiemy, że decyzję o rozstaniu podjęliśmy wspólnie. Nie ma gorszego wstydu, niż być zdradzoną żoną. Nie chcę połowy twojej firmy, bo nie zamierzam pracować. Będziesz płacił alimenty na Idę, ale i na mnie. No chyba, że znajdę sobie nowego i pewnie lepszego męża. Ostatnio tatuś wspominał, że Ryszard jest wdowcem.  Może najwyższa pora posłuchać taty?

Rozmowa z Idą była trudniejsza. Niełatwo wytłumaczyć dziecku, że się je bardzo kocha, ale decyzja o ślubie z jego matką była błędem. Ida boczyła się na mnie przez prawie pół roku. Dopiero miesiąc temu pojechaliśmy po raz pierwszy od rozwodu na rowery. Wiem, że jeszcze do końca mi nie wybaczyła, ale poznała już Iwonę i chyba zaczynają się lubić.

– Wiesz, ty i mama jesteście teraz dużo bardziej wyluzowani – przyznała niedawno.

Do Iwony wprowadziłem się przed Bożym Narodzeniem, już po rozwodzie z Basią. Dobrze nam razem. Czy żałuję zmarnowanych 20 lat? Trochę tak i trochę nie. Gdybym nie ożenił się z Basią, nie byłoby Idy. A jej istnienia żałować nie mogę. I zresztą kto wie, co stałoby się z nami, gdybyśmy już wtedy zostali z Iwoną parą? Może dawno byśmy się rozstali?

Za miesiąc pierwsza rocznica ślubu Kasi. To także rocznica moja i Iwony, ale o tym wiemy tylko my.

Czytaj także:
„Zakochałem się w zaręczonej dziewczynie. Nie wiedziała, że jej narzeczony… ma drugą dziewczynę, z którą mieszka!”
„Miałam 7 lat, gdy mama zniknęła i zostałam z tatą. Porzuciła nas, żeby zamieszkać z kochanką”
„Synowa nie uszanowała pamięci swojego męża. Po śmierci oddała jego serce do przeszczepu. Ona nigdy go nie kochała”

Redakcja poleca

REKLAMA