„Rodzony wnuczek zakpił z babcinej miłości. Niewdzięczny łajdak ograbił ją z godności i pieniędzy”

Starsza, zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Thanasis Zovoilis
„Starsi ludzie są ostrzegani przed kradzieżami metodą na wnuczka. W przypadku pani Zosi własny wnuczek robił ją na szaro. Gdybym nie była taka wścibska, mogłoby dojść do tragedii”.
/ 28.10.2023 13:15
Starsza, zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Thanasis Zovoilis

Po śmierci córki sąsiedzi wychowywali wnuka najlepiej, jak potrafili. Niestety, nie okazał wdzięczności. Co więcej, stał się bezdusznym potworem bez serca.

Z N. znamy się, odkąd wszyscy wprowadziliśmy się do nowiutkiego wtedy bloku. My mieliśmy córkę i oni też. Dziewczynki szybko się polubiły i razem bawiły w piaskownicy. Pomagaliśmy sobie – jak to sąsiedzi.

A to pani Zofia wpadła pożyczyć sól, a to mój mąż prosił pana Zenka o pomoc w skręceniu szafy. W wakacje podlewaliśmy sobie kwiaty, pilnowaliśmy mieszkań.

Z babci stała się matką

Drogi naszych córek rozeszły się w szkole średniej. Nasza poszła do liceum, N. – do technikum gastronomicznego. W drugiej klasie ich latorośl wpadła w kłopoty. Gdy miała 20 lat, zniknęła na dobre. Pani Zofia chodziła z czerwonymi oczami, o córkę lepiej było nie pytać.

Któregoś dnia usłyszałam na korytarzu płacz niemowlęcia. Na naszym piętrze nie było więcej mieszkań. Zapukałam delikatnie, otworzyła mi pani Zofia z dzieckiem w ramionach.

– To mój wnuk – powiedziała i zaczęła płakać.

Poszłam do kuchni, zrobiłam herbatę i poprosiłam panią Zofię, żeby mi powiedziała, co się dzieje.

– Zadzwonili do nas wczoraj ze szpitala. Powiedzieli, że nasza córka urodziła dziecko, ale były komplikacje i powinniśmy przyjechać. Wie pani, ja nie miałam od Irminy żadnej wiadomości od ponad roku. Pojechaliśmy. Córka wyglądała jak cień człowieka. Podkrążone oczy, żebra na wierzchu. Zanim zmarła, ocknęła się na chwilę. „Mamuś, jak dobrze, że jesteś. Opiekuj się nim, ma na imię Maciek. Odkąd wiedziałam, że jestem w ciąży, nie brałam. Słowo. Przepraszam…”. Zamknęła oczy i już się nie obudziła. Zabraliśmy wnuka do domu. Trochę jestem za stara na pieluchy, ale miałam go do domu dziecka oddać? Przecież on jest nasz…

Maciek był słodkim dzieckiem. Taka przylepka. Moja córka czasem się nim opiekowała, gdy jego dziadkowie chcieli gdzieś wyjść. Czasem, wracając ze spaceru, chłopak biegł prosto do nas.

– Ciocia, jest ciasto? – pytał od progu. Zawsze byłam przygotowana na te wizyty.

Kłopoty zaczęły się, tak jak z jego mamą, w szkole średniej. Dopiero gdy nie zdał do drugiej klasy, pani Zofia dowiedziała się, że pod koniec roku prawie nie bywał w szkole. Sąsiedzi mówili, że widują go często w parku z grupą łysych kiboli.

– Co ja robię nie tak, pani Alu? No co? – załamywała ręce sąsiadka.

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Przestraszyłam się, gdy przestałam ją widywać

Kilka lat później Maciek zniknął. Pani Zofia utrzymywała, że pojechał do pracy w Niemczech, ale sąsiedzi szeptali coś o gangu złodziei samochodów, więzieniu. Sąsiedzi zaczęli nas unikać. Nasze stosunki ograniczyły się do wymienianych na korytarzu uprzejmości.

Cztery lata temu pan Zenon miał udar. Wyszedł z niego, ale miał kłopoty z chodzeniem. Mieszkaliśmy na drugim piętrze, bez windy, więc przestał wychodzić z domu. Kilka razy pytałam pani Zofii, czy mogę w czymś pomóc, ale zawsze odmawiała. W końcu przestałam się narzucać.

Rok temu nagle znowu pojawił się Maciek. Widziałam go na klatce, ale nawet nie powiedział „dzień dobry”. Parę razy pukałam do sąsiadów, żeby się czegoś dowiedzieć, ale nikt nie otwierał. Choć jestem pewna, że byli w domu.

– Widział pan ostatnio N.? – zapytałam kiedyś listonosza.

– Panią Zosię, ostatnio trzy miesiące temu. Powiedziała mi wtedy, że założyli z mężem konto i tam będzie wpływać ich emerytura.

Zdziwiłam się, bo sąsiadka zawsze mówiła, jaka to wygoda, że dostaje emeryturę do domu.

Przez najbliższe dni czatowałam przy drzwiach. W końcu zobaczyłam na schodach ich wnuka. Rzuciłam się za nim do drzwi sąsiadów.

– Panie Macieju, ja muszę zobaczyć panią Zofię, to ważne, trochę się niepokoję – mówiłam i próbowałam nie dopuścić, żeby Maciek zamknął mi drzwi przed nosem. Jednocześnie starałam się zajrzeć do środka i coś zobaczyć, ale drzwi do wszystkich pokoi były pozamykane.

– Proszę zaczekać, zaraz babcia do pani wyjdzie – Maciek w końcu się poddał. Po chwili drzwi uchyliły się i stanęła w nich pani N. Wyglądała strasznie. Zawsze miała szczupłą figurę, ale teraz była jej połowa.

– Czujemy się dobrze, wnuk się nami opiekuje. Proszę się nie martwić – wyrecytowała. Jestem pewna, że tuż za nią, za drzwiami stał wnuk. W głębi domu ktoś szarpał za klamkę. Ale zanim zdążyłam zapytać, co się dzieje, pani Zofia zamknęła gwałtownie drzwi.

To wszystko przestawało mi się podobać, czułam niepokój.

– Tadek. Może powinniśmy iść na policję? W tym mieszkaniu dzieje się coś złego – naciskałam na męża.

– Daj spokój, wyśmieją cię!

Mąż powiedział, że nie da się nikomu zastraszyć

Potem były wakacje, z Hiszpanii przyjechała córka z zięciem i dziećmi. Byłam zajęta, nie miałam czasu zastanawiać się nad sąsiadami.

– Widziałam dzisiaj w oknie N. dwóch starszych panów. Pomachałam, ale wiesz, żaden z nich chyba nie był panem Zenonem. Po chwili jakaś młoda kobieta zatrzasnęła okno i zaciągnęła firanki. Sąsiedzi mają gości? – zapytała mnie córka. Chwilę później doszło do kłótni między moimi wnukami i obie zapomniałyśmy o sąsiadach.

W końcu rodzina wyjechała, a w domu znowu zapanowała cisza. Kilka razy miałam wrażenie, że za ścianą słyszę ciche wołanie.

– Ty to masz bujną wyobraźnię – skarcił mnie Tadeusz.

Przestałam mu się zwierzać, ale coraz bardziej martwiłam się o sąsiadów. Kilka tygodni temu akurat wracałam z zakupami, gdy z ich mieszkania wyszła młoda kobieta. Kobieta spojrzała na mnie spode łba, wrogo i ominęła bez bez słowa.

Wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer. Maciek. Mąż oglądał sport, zawahałam się, ale otworzyłam. Złapał mnie za gardło tak szybko, że nie zdążyłam nawet pisnąć.

– Jak się nie przestaniesz, starucho, wtrącać w nasze życie, to następnym razem cię uduszę. I twojego mężusia też – wysyczał mi do ucha i zniknął w swoim mieszkaniu.

Stałam sparaliżowana strachem i nie mogłam się ruszyć.

– Ala, co jest, co robisz? – zawołał donośnym głosem Tadek.

Gdy weszłam do pokoju, spojrzał na mnie i zerwał się z fotela.

– Jezu. Co się stało? Jesteś biała jak ściana. I co ty masz za ślady na szyi? – zawołał zdenerwowany.

Pokazałam mu ręką na barek. Dopiero po drugim kieliszku wiśniówki poczułam, że mogę mówić.

– W mieszkaniu sąsiadów dzieje się coś złego. Nie słuchałeś. Właśnie ich wnusio groził mi. Zabije nas, jak nie przestanę się interesować tym, co dzieje się u sąsiadów.

Tadeusz pobladł, ale zareagował tak, jak się spodziewałam. Mój mąż za komuny działał w podziemiu. UB przesłuchiwało go kilka razy, nigdy nie dał się zastraszyć. Tym razem też był wściekły, a nie przerażony.

– Miarka się przebrała. Jutro idziemy na policję – zadecydował.

Poszliśmy, i opowiedzieliśmy wszystko ze szczegółami. Myślałam, że skierują tam opiekę społeczną, ale Maciek był już notowany, więc chyba sami zainteresowali się sprawą. Po południu dostrzegłam przez okno samochód, w którym siedziało dwóch mężczyzn. Miałam nadzieję, że to policjanci. 

Jeszcze tego samego dnia, kilka godzin później usłyszałam straszny rumor na klatce. Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam kilku uzbrojonych po zęby policjantów. Po chwili wyważyli drzwi N. i wpadli do środka. Był tumult, krzyki, w końcu wszystko ucichło. Po schodach weszła inspektor, która zbierała od nas zeznania i zniknęła w mieszkaniu.

Po kwadransie pod blok przyjechały na sygnale karetki pogotowia. Gdy ratownicy wyprowadzili na noszach jakąś kobietę, nie wytrzymałam i wybiegłam na klatkę.

– Pani Zosiu, to ja, sąsiadka – w wychudzonej postaci rozpoznałam panią N.. – Wszystko już będzie dobrze, proszę się trzymać.

W ślad za nią ratownicy wynieśli do karetki pana Zenona. Za nimi wyszła inspektor.

– Pani Alicjo, uratowała pani sąsiadom życie

Inspektor poprosiła jeszcze, żebyśmy przyszli następnego dnia na komisariat, bo będą potrzebne nasze szczegółowe zeznania.

–A na razie proszę zaopiekować się państwem N.. Przyda im się jakaś życzliwa dusza – dodała.

Pojechałam do szpitala.

Pani Zofia leżała w izolatce, podłączona do różnych maszyn i kroplówek. Chyba spała. Rozsiadłam się w fotelu i postanowiłam, że nigdzie nie pójdę, dopóki się nie obudzi. Na pewno się ucieszy, gdy zobaczy znajomą twarz. Chyba się zdrzemnęłam, bo gdy usłyszałam cichy głos pani Zofii, przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem.

– Pani Alu, to pani?

Pani Zofia miała otwarte oczy i wyciągała do mnie rękę. Delikatnie ujęłam jej dłoń. Skóra na niej była prawie przezroczysta.

Krzyczała przez okno, ale nikt jej nie słyszał

– Przepraszam, że nie zareagowałam wcześniej, przepraszam – zaczęłam płakać. – Nie wiem, co się stało, ale wiem, że coś strasznego. Już jest pani bezpieczna.

– Maciek i ta jego okropna kobieta. Pani Alu, mój wnuk to potwór. Prawdziwy potwór… – wyszeptała i zamknęła oczy.

– Proszę odpoczywać. Jutro przyjdę, porozmawiamy. Teraz przede wszystkim musi pani odzyskać siły.

Następnego dnia poszliśmy na komisariat. Złożyliśmy i podpisaliśmy zeznania.

– Dziś jeszcze nie mogę państwu wszystkiego opowiedzieć, śledztwo trwa. Ale obiecuję, że gdy przekażemy sprawę do prokuratury, opowiem wam całą historię – zapewniła nas policjantka.

Po dwóch tygodniach pani Zofia wyszła ze szpitala. Pan Zenon zmarł w szpitalu. 

Pomogliśmy jej zorganizować pogrzeb męża  Po pół roku zadzwoniła do nas inspektor i zgodnie z obietnicą opowiedziała nam o szczegółach sprawy. Z informacji, które nam przekazała, i z rozmów z panią Nowak poznaliśmy całą straszną prawdę.

Maciek rzeczywiście siedział parę lat w więzieniu. Gdy znowu się pojawił, obiecywał, że teraz już będzie żył uczciwie i zaopiekuje się dziadkami. Przedstawił im Krystynę, swoją narzeczoną.

– Od razu mi się nie spodobała. Nie patrzyła ludziom w oczy. W ogóle się nie uśmiechała – wspominała pani Zofia.

Przez jakiś czas wnuk udawał, że wszystko jest w porządku. Wprawdzie odbierał od listonosza emerytury dziadków i mówił, że to pożyczka, ale kupował jedzenie i płacił czynsz. Nowakowie cierpliwie czekali, aż znajdzie stałą pracę i odda im wszystkie długi.

Formularze z banku przyniosła im Krystyna.

– Założymy wam konto, tak będzie wygodniej – namawiał Maciek. Od razu upoważnili go do dysponowania nim, bo przecież sami nie mieli o tym pojęcia.

Wnuk zmienił zamki w drzwiach. Gdy wychodził – zamykał ich na klucz z zewnątrz. Po jakimś czasie skobel na kłódkę pojawił się też na drzwiach ich sypialni.

– Dostawaliśmy jedzenie raz dziennie. W pokoju stało wiadro, bo do łazienki mogliśmy pójść tylko rano i wieczorem. Z tygodnia na tydzień jedzenia było coraz mniej. Chleb z margaryną, zupa z torebki. Kiedyś udało mi się otworzyć okno, bo wcześniej Maciek zabił je gwoździami. Zaczęłam krzyczeć, ale nikogo nie było na podwórku. Po chwili do pokoju wpadł Maciek i uderzył mnie w twarz. Mój wnusio, którego wychowałam, wykarmiłam, mnie uderzył. Rozumie pani? Wtedy się załamałam

Drugą część historii opowiedziała nam inspektor. Maciek poznał Krystynę po wyjściu z więzienia. Kobieta miała na koncie kilka odsiadek za napady na starsze osoby, wymuszenia „na wnuczka”. Gdy opowiedział jej, że ma dziadków, którzy mają trzypokojowe mieszkanie i całkiem niezłe emerytury, wymyśliła nowy plan.

Maciej i jego partnerka czekają w areszcie na proces, na pewno czeka ich długa odsiadka. I ja, i mąż będziemy zeznawać jako świadkowie. Pani Zosia całe dnie spędza na cmentarzu. Lepiej przy niej nie mówić o wnuku. Na samo wspomnienie jego imienia zaczyna płakać. Też ma być świadkiem w sądzie. Nie wiem,  czy to dobry pomysł, jej serce może tego naprawdę nie wytrzymać.

Czytaj także:
„Z miesiąca miodowego wróciłam jako rozwódka. Do tanga trzeba dwojga, a ja obracałam obcych typów”
„Ciąża miała być błogosławieństwem i radosnym czasem. Oczekiwanie na mojego syna zamieniło się w koszmar”
„Zostałam młodą wdówką i nie rozpaczam. Otwieram interes dla kolejnego delikwenta”

Redakcja poleca

REKLAMA