„Po wypadku Zosia straciła wiarę w siebie. Stwierdziła, że przez niepełnosprawność nie jest warta miłości”

Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, Yuliia
„Inni potrzebują lat, żeby stanąć na nogi, znów zaakceptować siebie. Zosia była dzielna i opanowana, ale za długo pracowałem w zawodzie, żeby dać się oszukać. Pod tą maską kryła się absolutna rozpacz. Nie wyobrażała sobie życia bez ręki, ani siebie jako czyjejś kobiety”.
/ 26.06.2022 12:15
Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, Yuliia

Ta historia przydarzyła się właściwie całkiem obcym mi ludziom, ale los sprawił, że byłem w nią zamieszany. Moja rola w tym dramacie zaczęła się bodaj w najstraszniejszym momencie. Jestem rehabilitantem, pracuję z ludźmi po wypadkach, ciężkich urazach. Pewnego dnia trafiła do mnie śliczna dziewczyna, jakieś osiemnaście lat, bez ręki…

Zosia i Filip byli parą od podstawówki

Takich szczeniackich miłości nie traktuje się poważnie, ale mijały lata, a oni byli absolutnie nierozłączni i zakochani. Razem poszli do liceum, zdali maturę, razem chcieli pójść na uczelnię.

Ojciec Filipa uparł się jednak, że opłaci synowi studia w Londynie. Filip miał na to wielką ochotę, ale postawił sprawę jasno – albo jadą razem z Zosią, albo nic z tego nie będzie. Ponieważ rodzice Zosi nie byli w stanie zapłacić za taki luksus, pan mecenas wziął na siebie całość kosztów. W sumie było oczywiste, że Zosia za chwilę zostanie jego synową…

Na miesiąc przed planowanym wyjazdem Filip z Zosią pojechali nad morze – z kolegą, jego samochodem. Kolega nie był winien, to inny, pijany kierowca wyjechał z podporządkowanej.

W przypadku kolegi i Filipa skończyło się na zadrapaniach, ale Zosia miała poważne obrażenia. Po dobie spędzonej w szpitalu było jasne, że z tego wyjdzie, ale ręki nie da się uratować…

Pobyt w szpitalu miał trwać kilka tygodni, rehabilitacja – wiele miesięcy. Rzecz jasna o jej wyjeździe do Londynu tej jesieni też nie mogło być mowy.

Dla Filipa było oczywiste, że on w tej sytuacji też nigdzie nie wyjeżdża. Postanowił pójść na rok do pracy i poczekać, aż Zosia będzie mogła z nim wyjechać. Chyba każdy porządny facet by tak rozumował.

Pan mecenas nie był jednak z tego zadowolony

Uważał, że to niepotrzebna strata czasu, że są przecież samoloty, telefony, Skype i że młodzi mogą być w kontakcie. „Rok nie wyrok” – powtarzał. Podejrzewam, że widział pewne plusy tego, co się zdarzyło. Może miał nadzieję, że ostatecznie nie będzie musiał opłacić studiów Zosi…

Jednak Filip nie chciał o tym słyszeć. Tym bardziej że Zosia była w fatalnym stanie psychicznym. Jako rehabilitant spotykam ludzi, których spotkało tego rodzaju nieszczęście. Bardzo trudno jest się pogodzić z utratą sprawności, niektórym nie udaje się to nigdy, wpadają w depresję, staczają się.

Inni potrzebują lat, żeby stanąć na nogi, znów zaakceptować siebie. Zosia była dzielna i opanowana, ale za długo pracowałem w zawodzie, żeby dać się oszukać. Pod tą maską kryła się absolutna rozpacz…

Jak się dowiedziałem już wiele miesięcy później, Zosia miała czarne myśli. Nie wyobrażała sobie życia bez ręki, nie wyobrażała też sobie siebie jako kobiety.

Kiedy jeszcze była na oddziale szpitalnym, Filip prawie nie odchodził od jej łóżka, ale pielęgniarki powiedziały mi, że Zosia na wszystkie sposoby starała się unikać tych spotkań, a kiedy nie dało się inaczej – udawała, że mocno śpi. Pewnego dnia wszystko się zmieniło – zaczęła namawiać chłopaka, żeby sam jechał do Londynu.

Filip obracał to w żart, ale Zosia nie ustępowała

Obsesyjnie wracała do tematu, chciała, żeby jej natychmiast przysiągł, że to zrobi. Filip zachowywał się nad wiek dojrzale. Rozumiał, że Zosia jest w szoku, że potrzebuje czasu, że musi być bardzo cierpliwy.

Nie powtarzał, że „wszystko będzie dobrze”, choć wiedział, że lekarze opowiedzieli już Zosi o nowoczesnych protezach ręki, które przywracają sprawność prawie w stu procentach.

Załatwił już sobie pracę w barze, pochwalił się umową. To było tuż przed tym, kiedy Zosię wypisano z oddziału i skierowano na rehabilitację. Parę dni później Zosia po raz pierwszy pojawiła się u mnie i rozpoczęliśmy pracę.

Rehabilitacja to nie jest bułka z masłem. To trudny i bolesny proces wymagający od pacjenta ogromnej wytrwałości. Zosia nigdy się nie skarżyła. Wiele razy widziałem, że ma łzy w oczach, ale bez słowa protestu wykonywała moje polecenia…

Nie mam zwyczaju spoufalać się z pacjentami ani nawiązywać luźnych, koleżeńskich relacji – jeżeli sobie tego nie życzą. Zosia mówiła „dzień dobry”, wykonywała ćwiczenia w milczeniu, a na końcu słyszałem „dziękuję” i „do widzenia”.

Po dwóch tygodniach nagle zaczęła rozmawiać. Zapytała, jak zostałem rehabilitantem, gdzie mieszkam, jak dojeżdżam do pracy. Powiedziała mi trochę o sobie, ja opowiedziałem parę szczegółów ze swojego życia. Potem gadaliśmy o muzyce, sporcie, zwierzętach, podróżach… To samo było następnego dnia i następnego.

To było trochę dziwaczne

Któregoś razu zapytała, czy może mi zrobić zdjęcie. Wyjaśniła, że kiedy ćwiczy w domu, chce móc na mnie spojrzeć, żeby się bardziej zmobilizować. To było trochę dziwaczne. Pomyślałem, że się we mnie podkochuje.

Nie żebym był próżny, ale pacjenci czasem zakochują się w ludziach, którzy im pomagają. Mylą profesjonalną życzliwość i uwagę z czymś więcej. A ja miałem wtedy dwadzieścia pięć lat, byłem wysoki, szczupły, wysportowany… Zgodziłem się jednak. Każdy pacjent inaczej radzi sobie ze swoim nieszczęściem i nie mnie to oceniać.

Wszystko wyjaśniło się dwa dni później. Zosia miała rehabilitację o piętnastej, a ja kończyłem pracę o dziewiętnastej. Właśnie wyszedł ostatni pacjent, pakowałem swoją torbę, kiedy Zosia stanęła w drzwiach.

Powiedziała, że chyba zostawiła w gabinecie telefon i spytała, czy może poszukać. Potem zaczęła zaglądać w miejsca, w których jej telefon nie mógł się znaleźć. Miałem wrażenie, że odgrywa przed mną rolę, że oglądam jakiś spektakl. Telefon, rzecz jasna, się nie znalazł, ale ja już byłem spakowany, więc wyszliśmy razem z gabinetu.

Wtedy spytała, czy mógłbym ją odprowadzić na przystanek. Twierdziła, że kręcą tam się jacyś pijani gówniarze i że czułaby się bezpieczniej, gdybym chwilę z nią poczekał. Z daleka widziałem, że na przystanku poza jakąś starszą panią nie ma żywej duszy, ale nie odmawia się dziewczynie w takiej sytuacji.

Co ta smarkula wyprawia?

Kiedy po kilku minutach przyjechał tramwaj, Zosia nagle objęła mnie i pocałowała w policzek. Byłem kompletnie zaskoczony, ale nie zdążyłem nijak zareagować. Zosia wsiadła do wagonu i odjechała, a ja ruszyłem w stronę mojego motocykla.

Byłem zły. Pomyślałem, że jednak moje obawy były słuszne. Dziewczyna się we kocha i będę musiał poprosić szefa o przydzielenie jej innego rehabilitanta… Zacząłem odpinać zabezpieczenie motocykla, kiedy zza drzewa obok wyszedł chłopak.

Szedł w moim kierunku, a na twarzy miał coś, czego bym się przestraszył, gdyby nie był niższy ode mnie o głowę i młodszy o ładnych parę lat. Kiedy stanął przede mną, miałem wrażenie, że chce mnie uderzyć i ledwo się powstrzymuje.

– Zostaw ją w spokoju! Odpieprz się od niej, rozumiesz? Myślisz, że jak dotykasz dziewczyny codziennie, to możesz ją podrywać, tak? Myślisz, że możesz wykorzystać jej rozpacz? Ona cierpi, a ty udajesz, że ją pocieszysz, tak?

Byłem zbyt zaskoczony, żeby odpowiedzieć, a on nakręcał się coraz bardziej.

– Ty jej nie kochasz! Ja ją kocham i będę z nią do końca życia, tak jak sobie przysięgliśmy! Bez względu na to, czy będzie miała rękę czy nie! Jeżeli natychmiast jej nie zostawisz, będę musiał cię zabić. Daję ci czas do jutra, a potem… Jeden z nas dwóch będzie martwy… Jutro. Pamiętaj!

Stałem tam kompletnie osłupiały przez dobrą minutę, a potem wszystko ułożyło się w jedyną logiczną całość. Zosia nie była we mnie zakochana. No tak. Fotografia, spacer, pocałunek… Byłem tylko statystą w jej dziecinnej intrydze.

Postanowiłem działać natychmiast. Wróciłem do szpitala i poszedłem na oddział, gdzie wcześniej leczono Zosię. Przyjaźnię się z pielęgniarkami, więc poznałem całą historię i dowiedziałem się, kim jest ten chłopak.

Mam pewne zasługi w ich szczęściu…

Zdobyłem też adres domowy Zosi i pół godziny później stałem przed drzwiami jej mieszkania. Otworzyła mi kobieta, jak się domyśliłem – matka. Przedstawiłem się i powiedziałem, że chciałbym porozmawiać z Zosią w jej obecności…

– On cię naprawdę kocha. Nie oszukuj go, nie manipuluj nim. Wiem, że chcesz to zrobić dla niego, z miłości, żeby nie tracił szans, ułożył sobie życie. Ale to ci się i tak nie uda. Oboje będziecie nieszczęśliwi. Facet zachowuje się tak, jak porządny mężczyzna powinien, nie odbieraj mu tego. Będziesz miała świetną protezę i jeszcze skończycie te studia w Londynie. A na razie Filip przez rok pracuje w barze, a my pracujemy na rehabilitacji, OK? Umowa stoi?

Kiedy wszystko sobie wyjaśniliśmy, wyszedłem. A potem? Zosia dostała protezę i doskonale sobie z nią radzi.

Filip pracował w barze do wiosny, a w maju byłem na ich ślubie. Do Londynu wyjechali już jako małżeństwo i zostali tam po studiach na stałe. Mają córeczkę. A ja dostaję od nich zawsze kartki na święta i urodziny.

Wiele razy mnie zapraszali i może w końcu kiedyś skorzystam. Ostatecznie – mam pewne zasługi w ich szczęściu…

Czytaj także:
„Przyjaciółka przez 7 lat nigdzie nie wyszła bez dzieci. Chciała być idealną mamą, chociaż ze zmęczenia wpadała w obłęd”
„Mąż dobrze zarabia, a zapuścił dom jak ostatni menel. Mieszkamy w kompletnej ruinie, bo nie chce się zgodzić na remont”
„Wybaczyłam mężowi pierwszą zdradę, ale drugiej kochanki nie przebolałam. Teraz prowadza się z młodszymi o 20 lat laskami”

Redakcja poleca

REKLAMA