Byłam szczęśliwa. Wygrałam! Po kilkunastu latach bojów o remont domu mąż wreszcie wyraził zgodę. Chociaż mój triumf nie należał do absolutnych – Jurek zgodził się tylko na wymianę okien. W sypialni szpary były już tak wielkie, że wiatr poruszał firanką. Co roku, zimą, się mąż przeziębiał z powodu hulających przeciągów. Pomyślałam, że gdy zobaczy piękne, nowe okna i odmienione, jasne mieszkanie, zaakceptuje dalsze ulepszenia.
Jurek nienawidził zmian. Buntował się przy każdej próbie wymiany mebli, kupowania sprzętów AGD, a nawet uprzątnięcia jego papierów, którymi zasypywał całe mieszkanie. Ściany były ciemne od brudu, podłoga ze startym lakierem też nie prezentowała się najlepiej. A jednak mój mąż na sugestie wpuszczenia do mieszkania ekipy remontowej reagował wręcz agresywnie. Wdawał się ze mną w długie dyskusje. Pod koniec jego monologów z przykazaniami, jak powinny wyglądać wzorowo przeprowadzone prace, odechciewało mi się wszystkiego.
I tak rok po roku dom popadał w ruinę. Kredens w pokoju gubił ze starości drzwiczki, terakota w kuchni odpadała kafelek po kafelku, glazura w łazience również. Kiedyś podjęłam heroiczną próbę odgracenia mieszkania, które wyglądało jak u patologicznych zbieraczy. Grad nieprzyjemnych uwag, które wtedy usłyszałam, odebrały mi całą radość z uporządkowanego wnętrza. Odechciało mi się wszelkich działań na kilka lat. Miałam dość pretensji, że nic nie można znaleźć, choć o każdej przełożonej rzeczy informowałam Jerzego. Odgruzowanie wystarczyło na pół roku. Potem stan permanentnego bałaganu powrócił.
Ze wstydu nikogo nie zapraszałam
Pewnej wiosny odwiedził nas kolega Jerzego z Australii. Gościliśmy go przez tydzień. Któregoś dnia poprosił o chwilę rozmowy. Z powagą spytał, czy nie potrzebujemy finansowej pomocy. Chciał nas wesprzeć, widząc, w jakich warunkach mieszkamy. Byliśmy okropnie zażenowani. Po tym incydencie przestaliśmy zapraszać znajomych, wstydząc się zaniedbanego wnętrza.
Wtedy właśnie przeforsowałam wymianę okien. Przejrzałam oferty w internecie, popytałam znajomych, wreszcie zdecydowałam się na firmę, która instalowała okna u Magdy, mojej najbliższej przyjaciółki. Plastikowe, białe, tradycyjne, o lekko wypukłej ramie. Ustaliłam cenę, pokazałam mężowi prospekty. Nie raczył ich obejrzeć. Umówiłam się z ekipą na pomiary i rozmowę o szczegółach.
Jurek oczywiście nie mógł być obecny, więc wszystkie decyzje podejmowałam samodzielnie. Nie byłam z tego zadowolona, bo czułam przez skórę, że po zamontowaniu okien mąż zacznie wynajdywać w nich różne wady. No ale trudno. Zastanawiam się, jakim cudem tacy inteligentni, wykształceni ludzie jak my, mający dobrą pracę i niezły status materialny – nie potrafią zadbać o własny dom.
Jerzy naprawdę ciężko pracował. Osiągnął sukces w swoim fachu, dorobił się wysokiego stanowiska. Chętnie pomagał innym, ale bywało to zaletą i wadą. Nie potrafił odmówić prośbom, a potem nie dawał rady ich spełnić. To go dodatkowo obciążało. Po powrocie do domu przeważnie zapadał się w ulubionym fotelu, brał do ręki pilota i bawił się przełączając kanały. Potem coś jadł, znowu fotel, drzemka, kilka godzin pracy przy komputerze. Dobrze po północy szedł spać.
Ponieważ ja także lubiłam swoją pracę i nieraz wieczorami przy laptopie opracowywałam nowe projekty, doskonale rozumiałam, co znaczy zawodowa pasja. Pod tym względem zgadzaliśmy się idealnie. Przyznaję, że dla świętego spokoju nie inicjowałam rozmów o mieszkaniu. Jednak ostatnio usłyszałam kilka uwag od najbliższych przyjaciółek. Dziwiły się, jak można tak zapuścić dom:
– Przecież to wasze mieszkanie popada w ruinę! Wygląda jak u zgrzybiałych emerytów, co to nie mają siły i pieniędzy, żeby zrobić cokolwiek w domu!
Było mi wstyd. Oczywiście miały racje. Ale nie znały dobrze Jerzego i jego alergii na punkcie remontów i porządków. Czy raczej w ogóle jakichkolwiek zmian w jego otoczeniu. Nie wiem, z czego to wynikało. Miał bardzo dobry gust, sam sobie kupował ubrania i zawsze były to trafione wybory. Dlaczego więc nie mógł zaangażować się w urządzenie otoczenia? Może od początku za bardzo mu pobłażałam i nie stawiałam żadnych wymagań? Zwolniłam go z wszelkiej odpowiedzialności i to obróciło się przeciwko mnie…
Nie spodobały mu się... uszczelki
Postanowiłam wziąć wolne. Z Janką, moją przyjaciółką, zabezpieczyłyśmy meble przed pyłem. Narobiłyśmy się jak woły. Odsunęłyśmy sprzęty od okiem, folią okryłyśmy wszystkie meble. Po czterech godzinach dom był przygotowany. Janka ciosała mi kołki na głowie.
– Powinnaś poprosić Jurka o pomoc. Kto to widział, żeby chłop w domu nawet nie ruszył palcem! Rozpuściłaś go jak dziadowski bicz…
– Jak pomyślę, ile bym się nasłuchała na temat sztuki zabezpieczania mebli, to jednak wolę zrobić to na własną rękę.
– Źle postępujesz – orzekła.
Wieczorem Jurek jeszcze dobrze nie zamknął drzwi, a już zaczął krytyczną przemowę.
– Nie wiedziałem, że mam tak naiwną żonę – usłyszałam. – To powinni zrobić robotnicy, nie ty. To oni muszą przykryć meble, a potem posprzątać po sobie.
– Oni zakrywają płachtami tylko podłogę, a pył będzie unosił się po całym domu – tłumaczyłam.
– Widocznie wybrałaś złą firmę! – parsknął mąż.
Ze strachem pomyślałam: „Co będzie dalej?!”.
Nazajutrz bez słowa wyszedł do pracy. Robotnicy przyszli pół godziny po nim i zaczęła się wymiana okien w czterech pokojach i kuchni. Duże przedsięwzięcie. Panowie pracowali rewelacyjnie. Zrobili sobie tylko krótką przerwę na obiad i zakończyli osadzanie wszystkich okien późnym popołudniem. Następnego dnia mieli okna wykończyć i zabezpieczyć.
Wieczorem Jurek urządził piekło. Okna z lekko wypukłą ramą nie przypadły mu do gustu. Wściekł się też o czarne uszczelki. Jego zdaniem powinny być białe. Dawno nie widziałam go tak rozsierdzonego. Na moją głowę posypały się gromy. Zażądał usunięcia właśnie wstawionych okien, zamontowania ramy w innym kształcie i zainstalowania białych uszczelek.
Moje nadzieje legły w gruzach
– Ja tego nie zrobię! – postawiłam się. – Zgodziłam się na takie okna i oni wykonali swoją pracę bez zarzutu. Nie możesz podważać moich decyzji. Przecież o wszystkim cię informowałam i wtedy nie protestowałeś.
Jerzy sięgnął po walizkę.
– Co robisz? – spytałam.
– Nie wrócę do domu, dopóki oni nie wymienią uszczelek.
Spakował rzeczy osobiste i laptopa.
– Jutro wpadnę się z nimi rozmówić – dodał na odchodnym.
Przepłakałam całą noc. Mimo to rano postanowiłam, że prace będą kontynuowane. Bez względu na Jurka ekipa musi skończyć. Ja się z nimi umawiałam, a oni wykonali to, czego wymagałam. W ciągu dnia przyjechał Jurek i wdał się w awanturę z robotnikami. Wymiana uszczelek nie wchodziła w grę. Owszem – powiedzieli – dowiedzą się, jakie są możliwości i jutro poinformują o nich Jerzego. Wiedziałam, że z chwilą, gdy im zapłacę, do wymiany nie dojdzie.
Zastanawiałam się, czy przez uszczelki runie moje małżeństwo. Kolejna nieprzespana noc… Rano robotnicy dokończyli wymianę. Podziękowałam, zapłaciłam i z ulgą zamknęłam za nimi drzwi.
Mieszkanie zyskało na wyglądzie. Nowe oka wpuszczały więcej światła, ale jednocześnie uwidoczniły fatalny stan ścian. Kwalifikowały się do natychmiastowego odmalowania. W nocy przemyślałam postępowanie Jurka. Starałam się obiektywnie spojrzeć na całą sytuację. Musiałam przyznać, że mój mąż zachował się skandalicznie. Podjęłam decyzję. Nie będzie chciał wrócić – trudno. Koniec ze łzami!
Po dwóch dniach mąż wrócił do domu. Skruszony. Na przeprosiny podarował mi złoty pierścionek. Tłumaczył, że ma kłopoty w pracy i stargane nerwy. Korzystając z uległości Jurka, zaproponowałam… malowanie. Poprosiłam, żeby sam wybrał firmę remontową. Mija właśnie trzeci miesiąc, a sprawa ścian nie posunęła się o krok. Moje nadzieje legły w gruzach. Robi mi się słabo na myśl, że już do końca życia będę walczyła z mężem o to mieszkanie. Czy wytrzymam?
Czytaj także:
„Ojczym był tyranem. Ja uciekłam z domu, ale mama i siostra widocznie lubiły być poniewierane i traktowane jak służba”
„Ojciec zakorzenił we mnie nienawiść do mężczyzn. Traktowałam męża jak psa i obwiniałam go o całe zło tego świata”
„Pozwoliłam córce jechać na casting, choć wiedziałam, że to głupota. But ma więcej talentu aktorskiego niż ona”