„Żona wydzielała mi pieniądze z emerytury. Ciężko harowałem całe życie, a teraz baba będzie mi dawać kieszonkowe?!”

Żony wydzielały nam pensje fot. Adobe Stock, fizkes
„Nasze żony uznały, że to one muszą przejąć sprawy finansowe rodzin. Najpierw weszły więc na nasze pensje, a potem na emerytury. A gdyby się ich pozbyć? – To byłoby coś najcudowniejszego na świecie. Zostać samemu. Mogę wstać o której chcę, jeść co chcę. Spotkać się z wami, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. O matko, to byłoby życie!”.
/ 10.07.2022 14:30
Żony wydzielały nam pensje fot. Adobe Stock, fizkes

Wszyscy trzej od lat mieszkamy z rodzinami w jednym bloku. A że mieszkania mamy małe, to żeby pogadać, spotykamy się na skwerku. Smarkul, Zibi i Kuśtyk. To my.

Żony twierdzą, że jesteśmy jak duże dzieci

Smarkul to ja. Oczywiście dlatego, że jestem najstarszy. Nie ma co kryć, niedawno skończyłem 72 lata, ale zdrowie mi dopisuje, jakbym skończył… no, 66! Zibi niedawno świętował 69. urodziny. Zawsze był fanem Bońka i piłki nożnej, więc jakie inne przezwisko może nosić? Z Kuśtykiem, który ma 67 lat, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Z jednej strony można pomyśleć, że przezwisko wziął od ciągłego utykania z powodu jednej nogi krótszej. A to nie tak! Bowiem kiedy czasami uda nam się uskładać drobniaki, które podbieramy żonom z portfeli, kupujemy alkohol. I kiedy ja, jako najstarszy, biorę do ręki butelkę, żeby rozlać alkohol do kieliszków, ten zawsze woła:

– Mnie tylko kuśtyczek!

Nasze żony mówią na nas „chłopcy” również dlatego, że spędzamy ze sobą stale czas jak za dawnych lat, gdy na podwórku kopało się piłkę i dumało, czy jak się pocałuje dziewczynę, to od tego człowiekowi szybciej rośnie zarost. Tak właśnie kombinowaliśmy. A dzisiaj? Szkoda gadać. Niedawno, kiedy mojej wnuczce córka zamierzała wyjaśnić, czym chłopcy różnią się od dziewczynek, 13-letnia Kasia westchnęła głęboko, jakby miała do czynienia z osobą ociężałą umysłowo.

– Mamo, zapominasz, że w internecie można zobaczyć wszystko.

– Oglądałaś strony dla dorosłych?! – dobiegł mnie oburzony głos córki.

Wyszedłem do chłopaków, żeby nie słuchać dalszego ciągu coraz głośniejszej wymiany zdań, która – jestem tego pewien – jak zwykle zakończyła się kłótnią. Ale jeszcze na chwilę chcę wrócić do tego podbierania drobnych żonom z portfeli. Otóż, nie ma co kryć...

Wszyscy zostaliśmy finansowo ubezwłasnowolnieni

Nasze żony uznały, że jest ciężko i to one muszą przejąć sprawy finansowe rodzin. Najpierw weszły więc na nasze pensje, a potem na emerytury.

„Powinniśmy coś zrobić!” – tymi słowami zawsze wita nas Zibi, kiedy codziennie spotykamy się na ławce. Na przykład:

– Powinniśmy coś zrobić. Nie po to 40 lat harowałem w fabryce jak wół, żeby teraz prosić o 16 złotych na papierosy – Zibi gniewnie kopnął kilka kamyków, zanim opadł ciężko na ławkę.

– Przecież ty nie palisz! – zdziwiłem się.

To była taka przenośnia – Zibi wzruszył ramionami i prychnął jak wściekły byk.

Wiedzieliśmy jednak, że na prychaniu się skończy. Nasze kobiety to światowej klasy matadorki. Żadne byki, wkurzone czy nie, nie były w stanie ich pokonać. Jednak dziś świat przewrócił się do góry nogami. Najpierw na ławce zjawił się Kuśtyk. Potem ja zająłem obok swoje miejsce. Czekaliśmy na ostatniego kolegę 15 minut, potem pół godziny, godzinę i nic… Wreszcie wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia.

Może coś mu się stało? – pierwszy odezwał się Kuśtyk.

– Co?

– No wiesz, jesteśmy w takim wieku…

– Jakim? Ja się doskonale czuję, a jestem z was najstarszy, więc nie gadaj głupot.

Moment później zobaczyliśmy biegnącego Zibiego. No, truchtającego raczej. Kiedyś to on miał sprint, ale dziś z pewnością prześcignąłby go nawet 3-latek, który jeszcze niedawno nie umiał chodzić.

– Chłopaki – Zibi stanął na wprost nas zasapany. – Stało się.

– Co? – powiedzieliśmy unisono.

– Muszę odsapnąć, bo z tego wszystkiego zaraz serce wyskoczy mi przez gardło.

– Co się stało? – niecierpliwiłem się.

Wygraliśmy w totolotka.

Jak na komendę, ja i Kuśtyk złapaliśmy się za serce. Każdy za swoje, rzecz jasna.

– Ile? – szepnąłem.

– Trochę ponad 35 tysięcy.

Kuśtyk przeżegnał się i jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy. Najwyraźniej jego serce również zamierzało mu wyskoczyć przez otwarte w zaskoczeniu usta. Pół godziny później wszelkie emocje opadły już na tyle, że każdy z nas mógł formułować zdania podrzędnie złożone. Przed tygodniem (jak mogłem o tym zapomnieć?) złożyliśmy się wszyscy na kupon lotto. Spędziliśmy wtedy fajny wieczór… Kuśtyk (jako najmłodszy) poleciał kupić kupon.

Kiedy wrócił, puściliśmy wodze fantazji

Każdy opowiedział o tym, co zrobi, jak trafimy milion i przypadnie mu  część wygranej – 300 tysięcy! Kuśtyk zawsze marzył o dalekich podróżach. Zatem, mając do dyspozycji górę szmalu stwierdził, że pojechałby do Sopotu i wynająłby apartament w Grand Hotelu.

– Na tydzień – zrobił szeroki gest ręką, jakby rzucał pieniądze na ziemię. – A co! Kto zabroni biednemu bogato żyć? I kupiłbym sobie parę nowych butów. Co tam jedną parę. Dwie. I jedna będzie musiała koniecznie skrzypieć.

– Jak to skrzypieć? – zaciekawiło mnie dziwne marzenie kumpla.

– Jak byłem mały, to mój tata codziennie odprowadzał mnie do przedszkola.

– Każdego z nas ojciec odprowadzał – Zibi wzruszył obojętnie ramionami.

Ale ja teraz mówię o swoim – nadął się Kuśtyk. – No więc pewnej niedzieli szliśmy do tego przedszkola. Był siarczysty mróz. Ja byłem okutany od stóp do głów. Na ustach miałem szalik, który zaraz zaślinił mi się od środka. Świeciło słońce, a mój tata szedł i wokół nas rozlegało się jedno wielkie skrzypienie.

Spojrzeliśmy na siebie z Zibim niepewni, czy Kuśtyk czasem nie mówi od rzeczy. Ale ten patrzył gdzieś w dal, jakby widział siebie maszerującego obok taty.

– To skrzypiał zmrożony śnieg i nowe skórzane buty ojca – ciągnął. – Wtedy postanowiłem sobie, że jak będę duży, to kupię sobie właśnie takie buty. I wszyscy będą wokół wiedzieli, że na pewno jestem dorosłym facetem… A! I w tym hotelu codziennie rano do łóżka zamawiałbym ulubione rurki z bitą śmietaną.

Myślałem, że jakąś ładną panienkę – zażartował Zibi.

Kuśtyk zmarszczył brwi i przez chwilę się zastanawiał. Wreszcie zdecydował.

– Żadnej panienki. Bab mam już potąd – zrobił kreskę nad czubkiem swojej głowy. – Sopot, apartament w hotelu i chrupiące rurki z bitą śmietaną.

Potem przyszła kolej na Zibiego.

– Jak wygramy, to pójdę do sklepu i kupię największy telewizor, jaki będą mieli na składzie. Największy z największych.

– 75-calowy! – powiedział Kuśtyk, najlepszy z techniki.

– Właśnie taki. Albo większy. I opłaciłbym abonament za 10 lat z góry, żeby oglądać wszystkie mecze piłkarskie. Siedziałbym w wygodnym fotelu i oglądał od rana do wieczora.

– Nie masz fotela – przypomniałem.

– To sobie kupię. Albo kanapę, żebyśmy mogli oglądać razem.

– Ale mnie mecze nie za bardzo… – Kuśtyk skrzywił się.

– To od czasu do czasu obejrzelibyśmy jakiś film. Zadowolony?

Kuśtyk uśmiechnął się z aprobatą. Kiedy przyszła kolej na moje marzenia, przymknąłem oczy. Zawsze chciałem być ptakiem (jako dziecko).

Gdy dorosłem, marzyłem, żeby zostać lotnikiem

Okazało się jednak, że jestem za wysoki. Chłopaków sięgających dwóch metrów nie chcieli w Wyższej Szkole Lotniczej w Dęblinie.

– Ja – nabrałem w płuca powietrze – kupiłbym 3 bilety lotnicze i 3 miejsca wczasowe w Egipcie. I…wysłałbym nasze żony na wczasy.

– Jezu – westchnął głośno Zibi. – Dlaczego sam o tym nie pomyślałem? To byłoby coś najcudowniejszego na świecie. Zostać samemu w mieszkaniu. Mogę wstać o której chcę, jeść co chcę. Spotkać się z wami, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. O matko, to byłoby życie!

Tamtego dnia wszyscy postanowiliśmy, że jak wygramy, to pozbędziemy się naszych żon. Co prawda, tylko chwilowo, ale i tak byłoby cudnie!

Teraz siedzieliśmy na ławce i każdy wygrzebywał z pamięci swoje niedawne marzenia. Kuśtyk wyjazd do Sopotu i te rurki z kremem w łóżku, Zibi wielki telewizor i mecze piłkarskie, a ja wakacje.

– Wiecie co – pierwszy ciszę przerwał Kuśtyk. – Nasz piecyk gazowy już ledwo dycha. Kominiarz powiedział, że trzeba kupić nowy, gdyż ten już pracuje na wariackich papierach. Wymienić, ale z czego, jak oboje mamy tylko 1600 emerytury.

– Moja Kasia… – Zibi również westchnął, mówiąc o żonie – …ma dwie protezy do wymiany. Wiecie, kiedy dali jej termin wizyty u protetyka?

– Mówiłeś – potwierdziłem kiwnięciem głowy. – Za 2 lata.

– No a do prywatnego to choćby i jutro. Ja też mam do poprawienia górną szufladę, chociaż jakoś jeszcze od biedy pogryzę to, co mi Kasia da na obiad.

Zapadło milczenie.

– A ty? – Zibi spojrzał mi w oczy. – Nie powiedziałeś, co ty zrobisz ze swoją kasą.

– Ja? – zmrużyłem oczy przed zachodzącym słońcem, które świeciło jak w Egipcie; tak sądzę. – Zabiorę swoją Sabinkę do najelegantszego domu handlowego i kupimy wnukom ciepłe palta. I coś dla córki. Jej chłop wszystko przepija. Może zostanie trochę na jej rozwód?

– Chłopcy!!! Na obiad! – nagle rozległo się gdzieś z góry.

Popatrzyliśmy po sobie z uśmiechem. Chłopcy. Tak… Pora do domu. Dziewczyny nas wołają.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA