„Żonie zachciało się bawić w naukowca i zostawiła mnie ze zbuntowaną córką. Nie dałem rady, zawiodłem jako mąż i ojciec”

Mężczyzna, który opiekuje się córką fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Uspokajałem się i docierało do mnie, że zachowanie Magdy to objaw tego, iż nie radzi sobie z nieobecnością matki. Nie wytężona nauka, a bunt – to był jej sposób na radzenie sobie z tym, co my, jej rodzice, którzy powinni dbać o jej bezpieczeństwo i dobrostan psychiczny, wyprawialiśmy”.
/ 05.08.2022 16:30
Mężczyzna, który opiekuje się córką fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Za naszą rodziną bardzo trudny test, który, jak myślę, zdaliśmy na piątkę. Po drodze były różne zakręty i ciężkie chwile, ale dzięki łączącej nas miłości, wszystko dobrze się skończyło. Bardzo kochałem moją żonę. Kiedy się poznaliśmy, to było jak piorun z jasnego nieba, dla nas obojga – choć ja byłem świeżo po rozstaniu i nie czułem się gotowy na nowy związek, a ona chciała sobie zrobić przerwę od komplikacji miłosnych.

Madzia była istotą doskonałą w każdym calu

Ale to uczucie po prostu nas zmiotło, nie mieliśmy nic do gadania. Nie, żeby to nas martwiło. Po pół roku się zaręczyliśmy, a po roku wzięliśmy ślub. Teraz, siedemnaście lat później, kochałem moją żonę nie mniej, a może nawet bardziej niż wtedy.

Prawie dwie wspólne dekady, tyle odkryć i przeżytych razem doświadczeń scementowało nas na amen. Te wszystkie radosne, smutne i trudne momenty sprawiały, że zbliżaliśmy się coraz bardziej. A najmocniej trzymała nas w kupie Magda, nasza córka.

O ile Joasię kochałem, to na punkcie Madzi zwariowałem ze szczętem od pierwszej chwili, gdy tylko ją zobaczyłem. Położna podała mi zawiniątko i żartem zapytała, czy udźwignę ciężar odpowiedzialności. Mnie tymczasem unosiło. Czułem się, jakbym pływał w oceanie, który sam tworzę, tyle miłości ze mnie wypływało z siłą fal tsunami.

Madzia była istotą doskonałą w każdym calu. Śliczna, cichutka, mądra. Chowała się zdrowo i nim się obejrzeliśmy, stała się nastolatką. Szykowaliśmy się do świętowania jej szesnastych urodzin, gdy…

– Jacek, musimy porozmawiać – Joasia usiadła przy stole i nerwowo wyłamywała palce.

Oho, pomyślałem, kłopoty w raju. Zwolnili ją? Rozwiązują jej dział? Może jest chora, nie daj Boże!

– Dostałam się do programu badawczego. Mam całkiem niezłe stypendium…

– Kobieto, omal nie dostałem zawału! Przecież to wspaniała wiadomość. Gratuluję.

– Nie tak szybko. To… potrwa osiem miesięcy.

– Stypendium na osiem miesięcy, ho, ho.

2 tygodnie później zostałem słomianym wdowcem

Joanna pracowała jako biotechnolog na uniwersytecie przyrodniczym. Takie stypendia były rzadkością i naprawdę byłem z niej dumny.

– Kochanie, to jest stypendium na uniwersytecie w Nicei.

– Gdzie? – wolno usiadłem.

Nicea. Z jednej strony fantastyczna wiadomość, szansa na rozwój, małą sławę w środowisku i tak dalej. Z drugiej – rozłąka, tęsknota, zdalne kontakty. Ja to zniosę, ale Magda niekoniecznie.

Niby była już dużą panną, dałaby sobie radę, ale nastolatka to nadal dziecko. Mimo wszystko zaryzykowaliśmy. To była zbyt duża okazja, żeby z niej zrezygnować. Mogła oznaczać dla Joasi awans, większe pieniądze, prestiż. To tylko osiem miesięcy, mówiliśmy, przy dzisiejszej technologii będziemy codziennie rozmawiać, a na jakiś dłuższy weekend czy ferie polecimy do Francji razem z Magdą. To brzmiało jak plan.

– To co, tato? Kiedy imprezki, panienki i alkohol lejący się strumieniami? – kpiącym głosem zapytała latorośl, gdy wieczorem rozłożyłem się z książką na kanapie.

– To jedyna imprezka, na jaką mam ochotę, ty jesteś jedyną panienką, jaka mnie interesuje, a alkohol… Szkodzi mi, więc sobie odpuszczę, ale jakbyś robiła herbatę, to nie odmówię.

I tak sobie żyliśmy, z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Pierwszy miesiąc bez żony był ciężki. Nigdy dotąd nie rozstawaliśmy się na tak długo i mocno tęskniłem. Uciekałem w pracę, a wieczory spędzałem z córką w domu. Magda znalazła swój sposób: coraz dłużej uczyła się u koleżanek.

– Strasznie dużo wam zadają… – zagadnąłem pewnego ranka. – Dzięki, skarbie, jutro ja robię kanapki.

Kochane dziecko. Ja się nią opiekowałam w trybie ojca i matki, ona robiła nam kanapki do pracy i szkoły, oraz kolacje. Joasia była pod wrażeniem, że tak dobrze sobie radzimy. Codziennie dzwoniliśmy do siebie. Spędzaliśmy na rozmowach tyle czasu, ile się dało. Wiedziałem, że się o nas martwi, ale zapewniałem ją, że nie ma potrzeby.

Nie dopilnowałem naszej córki

– Ale ja nadal mam wyrzuty sumienia, że wybrałam pracę ponad rodzinę…

– Nie ujmuj tego w ten sposób. Nie porzuciłaś nas, nie zrezygnowałaś z rodziny dla ambicji i kariery. Po prostu, hm, wyruszyłaś w dłuższy rejs. Jak marynarz. Odbijemy sobie, jak wrócisz. To już tylko sześć miesięcy… – odliczałem każdy dzień.

I wtedy zadzwoniła wychowawczyni Magdy. Przyłapano moją córkę na paleniu papierosów za szkołą. Nauczycielka chciała też porozmawiać o ostatnich nieobecnościach mojej córki w szkole i jedynkach, które złapała, hurtem. Ze wstydem musiałem przyznać, że zapomniałem o sprawdzaniu elektronicznego dziennika na bieżąco.

Szybko się zalogowałem i… Boże! Magdy częściej nie było w szkole, niż była. Dwóje i jedynki leciały z każdego przedmiotu. Uwagi o nieprzygotowaniu do zajęć pojawiały się w zasadzie każdego dnia, gdy już dziewczę raczyło się pojawić się na lekcjach.

O matko, Joanna mnie zabije, pomyślałem. Nie dopilnowałem naszej córki. Uznałem, że nie muszę, bo jest świetnie. Nie było. Tylko… skąd te pały, skoro niemal codziennie uczy się u koleżanek…? No tak, naiwny ja.

Wsiadłem w samochód i pojechałem do Zuzi, u której miała być Magda. Usłyszałem, że wybrały się do kina. Pojechałem więc do galerii, w której znajdowało się kino. A pod galerią, na ławce, z grupą jakichś znajomych i z butelką piwa w ręku, siedziała moja córeczka!
Wpadłem między tych smarkaczy, chwyciłem Magdę za rękę i podniosłem z ławki.

– Zostaw mnie! Nie masz prawa!

– Naprawdę chcesz w tej sytuacji dyskutować o swoich prawach? – warknąłem, bojąc się, że jeszcze sekunda, a wybuchnę.

Zaciągnąłem ją do samochodu i zawiozłem do domu.

– Od jutra masz być codziennie w szkole. A po szkole zaraz do domu. Zero koleżanek, kolegów, wyjść. Papierosy, piwo? Zwariowałaś?! Co to za dwóje i jedynki? Co mama by na to powiedziała?

Zapukałem. Magda mruknęła coś zza szyby

Miałem ochotę nią potrząsnąć, żeby się ocknęła. Co będzie następne? Białe kreski narkotyków? Znajdzie sobie sponsora? Rzuci szkołę? Nie mogłem znieść natłoku tych okropnych myśli. Zawiodłem. Żonę, córkę, siebie…

– …gdzieś!

– Co? Co powiedziałaś?

– Że mam to gdzieś. Jak mama mnie! Pojechała sobie za granicę i bawi się w naukowca! Gdybym ją cokolwiek obchodziła, to by została! – wykrzyczała i uciekła do swojego pokoju.

Uspokajałem się i docierało do mnie, że zachowanie Magdy to objaw tego, iż nie radzi sobie z nieobecnością matki. Nie wytężona nauka, a bunt – to był jej sposób na radzenie sobie z tym, co my, jej rodzice, którzy powinni dbać o jej bezpieczeństwo i dobrostan psychiczny, wyprawialiśmy. Oczywiście, że stypendium było dla mojej żony wielką szansą, ale powinniśmy lepiej przygotować nasze dziecko do wyjazdu mamy.

Wszedłem i bez słowa ją przytuliłem. Próbowała mnie odepchnąć, ale nie dałem się. Tuliłem ją bardzo długo, jak dawniej moją małą córeczkę. A ona płakała. Zrozumiałem, że nie wywalczę niczego zakazami, krzykiem i udawaniem twardego.

Za to mogę jej pomóc swoją obecnością i miłością. Magda musi wiedzieć, że ją kocham i że jej mama, choć chwilowo jest daleko, także ją kocha. Miłość do dziecka nie oznacza, że trzeba ze wszystkiego dla niego rezygnować.

Od tamtego dnia starałem się pracować mniej

Nie zamierzałem mówić Joasi o wyczynach córki. Pełna poczucia winy, rzuciłaby wszystko i wróciła do domu. Postanowiłem wziąć problem na klatę i sam powalczyć o młodą.

– Kochanie, zawsze będziesz ważna dla nas obojga. I zawsze, ale to zawsze będziesz naszą śliczną, mądrą córeczką. Nawet jak dorośniesz, będziesz mieć swoje dzieci i kredyt na mieszkanie. Okej? Mama dostała dużą szansę i byłoby grzechem z niej nie skorzystać. Ale dzwoni do ciebie codziennie. Wiem, że teraz ten czas bez niej to dla ciebie kosmos, ale uwierz mi, to tylko mały wycinek twojego życia. Nim się obejrzysz, mama wpadnie tu w berecie i z bagietką pod pachą – mówiłem jej cicho różne słowa, które powinienem był mówić częściej, żeby nie zaczęła w nas wątpić. Oby poskutkowały.

Zamieniałem się z kolegami na dyżury i spędzałem czas z córką. Szliśmy do kina albo zjeść coś dobrego. Kiedyś nawet zaproponowałem, że zabiorę ją na zakupy.

– Doceniam poświęcenie, ale obejdzie się – skwitowała. – Oszczędzam miejsce w szafie na to, co mi przywiezie mama.

Obiecałem, że nie powiem Joasi o wagarach, paleniu i złych ocenach, ale Magda postara się poprawić swoje zachowanie i stopnie przynajmniej na tyle, żeby na koniec roku nie było wstydu. Największą bolączką były jej urodziny. Do tej pory zawsze obchodziliśmy je we trójkę. Zorganizowałem więc córci pewną niespodziankę…

– Pakuj się! – obudziłem ją. – Bielizna na zmianę, dwie sukienki i jedziemy.

– Gdzie? – potarła zaspane oczy. – Jezu… trzecia rano… Tato, co z tobą?

– Na lotnisko! Jedziemy do mamy!

Spędziliśmy razem cały weekend. Cudowne dni! Mogliśmy godzinami ze sobą gadać, przytulać się i po prostu być razem. Mniejsza o innych gości. Patrzyłem na dwie najważniejsze kobiety w moim życiu i nie mogłem przestać się uśmiechać. Byłem szczęściarzem.

A kiedy Joanna wróciła do domu, dwa miesiące później, staraliśmy się nadrobić brak rzeczywistego kontaktu. Wzięliśmy długie urlopy i pozwoliliśmy Magdzie na kilka dni wagarów. W końcu musiała naplotkować się z mamą za wszystkie czasy. Tak w cztery oczy, jak kobieta z kobietą.

Postawiłem na miłość do mojej córki

Wiem, że przyznała się do swojego gorszego okresu w szkole, kiedy nie mogła się skoncentrować na nauce. Ponieważ jednak nadrobiła te braki, nie wracaliśmy do tematu. Reszta pozostała naszą słodką tajemnicą, moją i Madzi. Grunt, że choć nie było nam łatwo, pokonaliśmy trudności.

Mogliśmy się skłócić na amen, zbudować mury i zapętlić się we wzajemnych żalach. Dobrze, że tamtego dnia, gdy emocje odrobinę opadły, postawiłem na miłość do mojej córki. To dzięki temu nie przecięliśmy łączących nas więzów, a bardziej je zacieśniliśmy. Teraz wie, że zawsze może na mnie liczyć, choćby nie wiem co.

Joasi też nie było lekko znieść tyle miesięcy rozłąki. Ona faktycznie była sama. Kiedy wróciła, stęskniona i rozkochana w nas jeszcze mocniej, wiedziałem, że ten czas umocnił nasze małżeństwo. Znowu chodziliśmy za rękę, całowaliśmy się pięć razy dziennie, powtarzaliśmy sobie, jak bardzo się kochamy.

A skoro przetrwaliśmy bunt Magdy i osiem miesięcy rozłąki, to przetrwamy wszystko. Dzięki miłości, która łączy naszą trójkę.

Czytaj także:
„Koledzy nie pomagali w domu, cały tydzień siedzieli na kanapie, a potem narzekali, że żona nie jest w nastroju na amory”
„Syn wypiął się na moje plany. Nie chce pracować w mojej firmie ani mieszkać na działce, którą mu kupiłem. Łaski bez!”
„Moi pacjenci, zamiast się leczyć, przychodzą do mnie romansować. Przylgnęła do mnie łatka >>swatki emerytów<<”

Redakcja poleca

REKLAMA