„Syn wypiął się na moje plany. Nie chce pracować w mojej firmie ani mieszkać na działce, którą mu kupiłem. Łaski bez”

Mój syn nie jest zainteresowany moimi planami co do niego fot. Adobe Stock, JackF
„Alina ma teraz pretensje, bo kto to widział, żeby imputować rozwód, gdy się dostaje zaproszenie na ślub. Guzik mnie to obchodzi, tak samo, jak syna mało interesują moje uczucia i plany. Najwyraźniej postanowił mieć je w głębokim poważaniu, a ja nie zamierzam robić za dojną krowę. Jeszcze z tą jego małą cwaniarą w charakterze adwokata!”.
/ 31.07.2022 15:15
Mój syn nie jest zainteresowany moimi planami co do niego fot. Adobe Stock, JackF

Kiedy skończyłem pięćdziesiątkę, podsumowałem swoje życie i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Naprawdę dobrze mi poszło, aż trudno uwierzyć, gdy się wspomni początki!

Pamiętasz, jak płakałaś, gdy zaszłaś w ciążę z Krzysiem? – przypomniałem Alinie, która sprzątała ze stołu po przyjęciu.

– Nawet nie przypominaj – machnęła ścierką. – Ojciec chciał, żebym oddała do adopcji, rzuciła cię i skończyła studia.

– To był chyba pierwszy i ostatni raz, gdy nasi rodzice się zgadzali – roześmiałem się. – Ale im pokazaliśmy!

Rozejrzałem się wokół

Takiej chałupy w naszych rodzinach dotąd nikt nie miał. I to wszystko własnymi rękami zbudowałem, od A do Z, tylko dzięki ciężkiej pracy i głowie do interesów! Ileż ja się najeździłem, żeby zarobić na handlu. Noce w pociągach, dni na targowiskach, ciągle zmarznięty i niewyspany, żeby Alinie i małemu niczego nie brakowało. Potem założyłem firmę budowlaną, a dziś zatrudniam prawie setkę ludzi!

Mam nadzieję, że Krzysztof w końcu zmądrzeje – znalazłem w beczce miodu łyżkę dziegciu. – Bo komu ja to wszystko zostawię?

– Spokojnie, Radziu – żona postawiła przede mną pojemnik z lekami. – To mądry chłopak. Trochę chce sam życia spróbować… A jakby co, mamy jeszcze przecież Joasię.

Córa jest w porządku, ale to przecież dziewczyna! Nie, żebym był męskim szowinistą, ale baba w branży budowlanej to porażka. Poza tym zdecydowałem już dawno, że interes zostawię pierworodnemu. Posłałem chłopaka do technikum budowlanego, potem na studia, bo bardzo chciał. Skąd mogłem przypuszczać, że się potajemnie przeniesie i zamiast dyplomu inżyniera przyniesie tytuł magistra psychologii? Dałem się zrobić w bambuko jak dziecko, żeby za takie farmazony płacić z własnej kieszeni!

Najpierw byłem wściekły

Ale potem musiałem docenić niewątpliwy spryt pierworodnego. Nie przewidziałem tylko, że cymbał dziś razem z prezentem przyniesie mi nowinę, że podjął pracę w ośrodku opiekuńczym dla trudnej młodzieży…

– Śpisz? – szepnęła żona, gdy już leżeliśmy w łóżku.

– Nie, myślę o Krzyśku. Strasznie się jakiś tajemniczy zrobił ostatnio.

– Może się zakochał?

Tobie, Aluś, tylko romanse w głowie! – parsknąłem. – Mówię ci, że znów coś kombinuje.

– Nasz Krzysio? Daj spokój.

Już ja tam swoje wiem i własnego dzieciaka znam. Najpierw ta robota od czapy, o której bał mi się powiedzieć sam na sam, tylko musiał przy obcych. Potem prezent. Zawsze się ze mnie podśmiewał, że jestem admiratorem Napoleona, a teraz nagle daje mi książkę o epoce… Za stary wróbel jestem na takie plewy!

I się nie pomyliłem

To tak jak w tych zabawach, które były w dawnych gazetach: znajdź dziesięć szczegółów, którymi różnią się obrazki. Alina też zresztą miała nosa…

Dwa tygodnie po moich urodzinach, Krzyś zadzwonił i zaprosił nas do restauracji na obiad.

Mam się pchać do miasta, żeby jeść? – żachnąłem się. – Może ty przyjedź do nas? Matka i tak lepiej gotuje niż którakolwiek z najemnych kucht.

– Tata – jęknął na to syn. – To ma być oficjalne spotkanie, chcę wam kogoś przedstawić.

Królową angielską, że nie można jej do nas zaprosić? Już mu miałem nagadać, ale Alina, która nie wiedzieć skąd znalazła się tuż za moimi plecami, posłała mi sójkę pod żebro.

„A nie mówiłam?” – wyczytałem z ruchu jej warg. Umówiłem nas z gamoniem na następną sobotę – miałem wyjście?

– Obowiązuje dress code? – ulżyłem sobie. – Frak, smoking?

– Tataaa – jęknął. – Bylebyś tylko nie przyjechał prosto z budowy w kufajce i walonkach.

Jednak królowa!

Strasznie mnie kusiło, żeby się pojawić chociaż w kasku na głowie, ale Alina oświadczyła, że mnie zabije. Strasznie była podekscytowana, kogo to Krzyś sobie znalazł, i już nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć przyszłą synową.

– Puknij się w główkę, Aluś – poradziłem. – Takich synowych będzie jeszcze z dziesięć. Ty wiesz, jacy młodzi są teraz przebierni?

– Nie ma takiego słowa – burknęła tylko i poszła buszować po internecie w poszukiwaniu odpowiedniej kiecki.

Trochę mnie ta sytuacja wkurzała, bo to żadna frajda pchać się w takie zimno do miasta… Ale ciekaw też byłem, a także pełen obaw, czy aby Krzyś nie wdał się we mnie, i nie zmajstrował już jakiegoś potomka. Alinie nawet o tym nie mówiłem, tym bardziej że roiły jej się jakieś romantyczne bzdety, sam nie wiem, świece na stole, kwiaty, może nawet skrzypek przy stoliku? Co najmniej, jakby to ją ktoś zapraszał na kolację w celach matrymonialnych! Pojechaliśmy odstrzeleni jak stróże w Boże Ciało.

Osobiście wolę blondynki, ale to Krzyśkowi miała się ta cała Marzenka podobać i, sądząc po tym, jak ją ściskał pod stołem za rękę, warunek był spełniony. Dziwne było widzieć syna zakochanego, czy to możliwe, żebym i ja gapił się kiedyś na Alinę jak cielę na malowane wrota? Najlepsze, bo się okazało, że się już trzy lata razem prowadzają, a synek dopiero teraz raczył starych rodziców poinformować. Na ślub nas chcieli zaprosić, poinformowali łaskawie.

– A zaręczyny? – moja Alinka już dech traciła od tego tempa.

Okazało się, że zaręczyli się w tajemnicy

Marzenka okazała łapkę z pierścionkiem i uśmiechnęła się miło. Powiedziałby chłopak wcześniej, to bym mu przecież dołożył. Mikry ten brylancik, jakby go wcale nie było, a może to nawet jakaś cyrkonia? Wszystko tak nagle na mnie spadło, że pierwszy raz zapomniałem języka w gębie. Alinka się dopytywała o wesele, coś tam się marszczyła, że tylko skromne przyjęcie, wpadało mi jednym uchem, a drugim wylatywało, bo akurat wielkie weseliska to uważam za głupotę – kto to widział, żeby tyle kasy wywalać w błoto, po to, żeby darmozjadom kałduny napchać, a i tak potem tyłek obrobią.

Myślałem raczej, jak to małżeństwo syna logistycznie wykorzystać, bo najwyraźniej skończyły się gówniane roboty i wynajmowanie mieszkania za ciężkie pieniądze, a zaczęło prawdziwe życie, i tylko czekać, aż się mi wnuki na świecie pojawią.

Cieszę się waszym szczęściem – wkroczyłem wreszcie. – Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że założenie rodziny to sprawa poważna i wymaga długofalowej strategii.

Alina aż buzię otworzyła, Krzysio się skulił w sobie, tylko Marzenka patrzyła mi odważnie w oczy, ale co się zdziwić, skoro pierwszy raz mieliśmy przyjemność?

– Uzbrojona działka budowlana już czeka na wasz dom, dobra praca także jest – wyjaśniłem. – Mnie nikt nie pomagał i przyrzekłem sobie, że nasze dzieci będą miały łatwiej.

Nie czekałem na jakieś specjalne podziękowania

Ale na pewno się nie spodziewałem, że Marzenka machnie rączką i stwierdzi, że im nic nie potrzeba. Zarówno ona, jak i Krzyś mają świetną pracę, a będą mieszkać jak dotąd, w jej czteropokojowym mieszkaniu w kamienicy na rynku. Spojrzałem na Krzysia, głupkowato się uśmiechał, widać rad, że jego przyszła żonka pacyfikuje tatusia. Oj, tak łatwo ci nie pójdzie, pomyślałem, wychowywałem cię na mężczyznę, a nie pantoflarza.

– A ty, Krzysztof, co o tym myślisz? – zapytałem, celowo używając dorosłej formy imienia.

– Myślę, tato – tu się trochę zacukał, zanim dokończył. – Myślę, że byłoby lepiej sprzedać działkę i za te pieniądze zrobić generalny remont mieszkania Marzenki.

Cóż, to, jak sam powiedziałeś, mieszkanie Marzenki – zauważyłem, bo chyba jeszcze się nie zorientował. – A w życiu różnie bywa, synu, chociaż, oczywiście, życzę wam, byście zawsze byli tacy zakochani i jednomyślni jak dziś.

Nastrój się trochę zważył, ale jakoś dosiedzieliśmy do końca. Alina ma teraz pretensje, że postąpiłem nietaktownie, bo kto to widział, żeby imputować rozwód, gdy się dostaje zaproszenie na ślub. Guzik mnie to obchodzi, tak samo, jak syna mało interesują moje uczucia i plany. Najwyraźniej postanowił mieć je w głębokim poważaniu, a ja nie zamierzam robić za dojną krowę. Będzie chciał pomocy, to po nią przyjdzie, tylko sam, a nie z tą małą cwaniarą w charakterze adwokata!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA