„Żonie nie wystarczyło, że przyprawiła mi rogi, chciała mnie jeszcze zrobić w bambuko. Z kochasiem gorzko tego pożałują”

przebiegły mężczyzna fot. Getty Images, Westend61
„Chcieli pognębić mnie tak, by odejście Gośki wyglądało jak ucieczka ze szponów potwora. Niestety, nie mailowali już tak często, musiałem więc czytać między wierszami. Na wszelki wypadek archiwizowałem całą korespondencję”.
/ 02.10.2023 10:30
przebiegły mężczyzna fot. Getty Images, Westend61

Jak się czuje mężczyzna, który nagle dowiaduje się, że ukochana kobieta nim gardzi? Paskudnie. Żona i jej kochaś nie tylko wieszali na mnie psy za moimi plecami, ale także planowali doprowadzenie mnie do upadku.

Straciłbym wszystko – dobre imię, wolność, a przede wszystkim syna. Nie mogłem na to pozwolić. Na szczęście przejrzałem ich zawczasu.

To był dla mnie szok

Składałem litery w słowa, lecz nie mogłem uwierzyć w to, co czytam. Kilkadziesiąt maili, które otworzyłem w skrzynce pocztowej mojej żony, ukazywało rozmiar trwającej od sześciu miesięcy zdrady. Wynikało z nich nie tylko, że związek Gosi z tajemniczym Markiem rozkwita i wchodzi na coraz wyższe poziomy, ale również, że moja żona planuje podstępem pozbawić mnie praw do opieki nad synem oraz obarczyć winą za rozpad naszego związku. A we wszystkim wspierała ją moja teściowa.

Przyznaję, ostatnio w naszym małżeństwie nie działo się najlepiej. Wiązało się to z kłopotami finansowymi firmy, w której pracowałem. Przez formalne niedociągnięcia straciliśmy ważny rządowy kontrakt i stanąłem przed wyborem: szukam nowej pracy lub zgadzam się na zmniejszenie zarobków.
Wybrałem drugie rozwiązanie, bo wierzyłem, że firma wykaraska się z problemów, poza tym dobrze się tam czułem. Taki obrót sprawy nie spodobał się Gosi, która nie chciała zaciskać pasa. Musieliśmy zrezygnować z wymiany jej nieco już wysłużonego forda fiesty na nowy model. Odwołać też trzeba było wakacyjny wyjazd do Włoch i Francji. To wywołało jej frustrację, były awantury.

Czego ja się nie nasłuchałem na temat mężów koleżanek, którzy bez wyjątku byli ludźmi sukcesu i konsumowali go, jeżdżąc na zagraniczne wycieczki tudzież dokonując spektakularnych zakupów. Zadziwiające, jak szybko nasz związek zaczął się sypać… Żona przeniosła się do pokoju gościnnego i praktycznie ze mną nie rozmawiała. Naiwnie jednak liczyłem na to, że sprawa rozejdzie się po kościach i w końcu wszystko wróci do normy. Adaś miał pięć lat. Widziałem, jak przeżywa wiszący w powietrzu konflikt.

Coś przeczuwałem

Dlaczego sprawdzałem skrzynkę mailową Gośki? Wydaje mi się, że podskórnie coś przeczuwałem. Dziwnie się zachowywała, wychodziła gdzieś wieczorami i nawet nie raczyła się wytłumaczyć, dokąd ani z kim. Zalogowanie się do jej skrzynki było banalne. Sam ją przed laty zakładałem, nadałem login i hasło. Żona albo o tym szczególe zapomniała, albo do głowy jej nawet nie przyszło, że odważę się ją kontrolować.

Gdy zobaczyłem maile, które wymieniała z tym całym Markiem, załamałem się. Wynikało z nich, że spotykali się ze sobą, współżyli, kochali i planowali wspólną przyszłość. Romans zaczął się dwa tygodnie po tym, jak obwieściłem w domu nasze kłopoty finansowe. Cóż za zbieg okoliczności…

Przez tydzień nie mogłem myśleć o niczym innym. Nie jadłem, nie spałem. Nie czytałem też maili, ani starych, ani nowych, które się pojawiały, bo bałem się własnych reakcji. Gośka krążyła po domu obrażona jak zawsze. Ignorowała mnie lub burczała pod nosem, gdy już musiała coś powiedzieć. Rano zawoziła Adasia do przedszkola i jechała do pracy. Z zawodu była farmaceutką i od pięciu lat trwała na znienawidzonym etacie w aptece w centrum.

Pewnego poniedziałku, gdy wyszła, postanowiłem bliżej przyjrzeć się całej tej korespondencji. Wziąłem dwa dni urlopu. Opróżniłem duszkiem dwa piwa, po czym zasiadłem z laptopem na kanapie i zacząłem lekturę.
Czytając wiadomości bardziej wnikliwie, szybko ustaliłem wiele szczegółów.

Marek M.mieszkał we Włoszech i prowadził tam firmę informatyczną. To wiele wyjaśniało. Gośka jeszcze przed naszym poznaniem jako młoda dziewczyna spędziła we Włoszech dwa lata, pracując w restauracjach i hotelach. Zakochała się w tym kraju, o czym często opowiadała. Ta jej miłość skutkowała naszymi obowiązkowymi, corocznymi wycieczkami do Rzymu, Mediolanu, Neapolu lub Wenecji. Często miałem wrażenie, że tylko jej w tych podróżach przeszkadzam.

 

Z kontekstu wczesnych wiadomości wywnioskowałem, że M. był jej znajomym z tamtego okresu. Facet opisywał swoją decyzję o pozostaniu we Włoszech i zrobieniu studiów. Potem założył tam firmę. Gośka żałowała, że nie poszła jego śladem. Z biegiem czasu wymiana informacji przybierała coraz bardziej poufały charakter, aż umówili się na spotkanie. M. miał przylecieć do G.

W korespondencji mailowej nastąpiła tygodniowa przerwa, z czego wywnioskowałem, że zaczęli się spotykać na żywo. Nietrudno się było domyślić, że randka miała finał w hotelowym łóżku. Ich zażyłość postępowała z każdym tygodniem. Kolejne maile zawierały sporo intymnych szczegółów, zwierzeń, a nawet, co już kompletnie mnie dobiło, nagich zdjęć. Kochanek zaczął regularnie krążyć na trasie z Rzymu.

Imponowały jej jego pieniądze

Później maili było nieco mniej, więc prawdopodobnie częściej rozmawiali telefonicznie. Ponieważ mamy telefony komórkowe w jednym abonamencie, bez problemu zalogowałem się do konta abonenckiego operatora, by sprawdzić wykaz rozmów. Odkryłem, że wisieli na telefonie godzinami, tyle że dzwonił głównie on, co nie zwiększało rachunku Gośki i nie wzbudzało moich podejrzeń.

Gdy przeczytałem o tym, jaką odrazę czuje do mnie żona, jakim koszmarem jest dla niej życie ze mną pod jednym dachem, zrobiło mi się słabo. W pewnym momencie do tematu dołączyła teściowa, która ewidentnie wiedziała o zdradzie Gośki, i ją aprobowała.

To był kolejny cios. Wydawało mi się zawsze, że mam z teściami dobry kontakt, nigdy nie było między nami kłótni ani konfliktów. Nie pojmowałem, jak może się tak zachowywać. Dlaczego wspiera córkę w rozwalaniu rodziny?

Postanowiłem zlokalizować Marka M. w internecie. Z tego, co przeczytałem, wynikało, że gość jest od pięciu lat rozwodnikiem. Bez problemu znalazłem go na Facebooku. Wysoki, wysportowany, łysiejący facet około czterdziestki z szerokim uśmiechem ukazującym białe zęby, i opalenizną południowca, pozował na tle błękitnego morza i eleganckiego domu. Na niektórych fotkach widać go było za biurkiem w dużym gabinecie, na innych za kierownicą bmw. Pojawiały się również ujęcia w stroju płetwonurka w jakiejś egzotycznej miejscowości.

Facet ewidentnie mógł kobiecie wiele zaoferować. Nic dziwnego, że Gośka zwariowała na jego punkcie. Zanurzona w szarości krajowej jesieni, w swoim odczuciu poniżona wyrzeczeniami narzuconymi przez męża nieudacznika, spotyka księcia z uwielbianego, słonecznego Południa, który oferuje jej królestwo i dostatnie życie. Szybko zdecydowała się skorzystać z tej oferty. Miała tylko jeden problem: męża, który nie pozwoli jej tak łatwo odejść z dzieckiem. Okazało się, że dla własnego szczęścia była gotowa na każdą podłość.

Mieli pomysł, jak się mnie pozbyć

Trzy tygodnie przed dniem, w którym odkryłem zdradę, zaczęli knuć intrygę. Chcieli pognębić mnie tak, by odejście Gośki wyglądało jak ucieczka ze szponów potwora. Niestety, nie mailowali już tak często, musiałem więc czytać między wierszami. Na wszelki wypadek archiwizowałem całą korespondencję.

To było coś nieprawdopodobnego! Gośka z największym wstrętem zgodziła się na powrót do mnie, tylko po to, żeby dosypywać mi do napojów
i posiłków jakieś środki chemiczne. Kochaś miał kontakty, dzięki którym miał załatwić i dostarczyć odpowiednie prochy. Potem zamierzali podrzucić mi do samochodu jakąś partię podejrzanych pakunków i anonimowo zawiadomić policję.

Według ich planów powinienem zostać zatrzymany, oskarżony o posiadanie, a może nawet o handel tymi substancjami. Badania potwierdzą, że również ćpałem. W tym momencie „przerażona” i „oburzona” Gośka dla dobra dziecka ode mnie odejdzie, złoży pozew o rozwód i zakaz kontaktów z synem. Nawet już wytypowali słynącego ponoć ze swojej skuteczności adwokata. Liczyli, że się załamię, stracę pracę, może zacznę pić. Oni zaś uwiją sobie gniazdko w słonecznej Italii. Boże…

Niedowierzanie szybko zastąpił gniew. Początkowo chciałem rzucić jej dowodami w twarz i zobaczyć reakcję; potem może zawiadomić policję, prokuraturę i samemu złożyć pozew rozwodowy. Po kilku godzinach ochłonąłem jednak. Nie byłem prawnikiem, nie wiedziałem, czy zwykłe zrzuty ekranowe obrazujące mailowanie wystarczą.

Gośka mogła w kilka minut wykasować całą korespondencję. Pewnie dałoby się ją odzyskać, lecz przypuszczałem, że uzyskanie zgody operatora poczty lub wręcz wydania nakazu sądowego zajmie miesiące. Zwłaszcza że mieli kasę na dobrych prawników. A jeśli sam się pogrążę? W końcu to nie była moja skrzynka. Zacznie się wojna rozwodowa i oskarżenia. Gośka i tak się wyprowadzi. Z pewnością zabierze Adasia, będzie mi utrudniać kontakt z synem. Jeszcze tego brakuje, by chłopak nabawił się nerwicy lub traumy.

Myślała, że jestem głupi

Pomysł na wyjście z impasu i zemstę podsunął mi kochanek Gośki. Zapraszał ją we wrześniu na wypad do Rio de Janeiro, gdzie jego firma brała udział w międzynarodowych targach. Ten wyjazd miał uczcić realizację ich planu. Żona na hasło „Copacabana” oszalała z radości. Był czerwiec, spodziewałem się, że wkrótce zrobią pierwszy krok. Na szczęście ja też miałem plan.

Gdy dwa dni później usłyszałem…

– Możemy porozmawiać?

…zmroziło mnie tak, jakby ktoś przyłożył mi lufę pistoletu do skroni.

– Jasne – odparłem, siląc się na spokój.

Siedziałem w kuchni i jadłem naprędce przygotowany obiad. Gośka usiadła naprzeciwko mnie z miną anioła.

– Wiele o tym myślałam – rzekła.

– Wiesz, o naszym małżeństwie i o całej tej sytuacji. To moja wina. Wiem, że to głupie wytłumaczenie, ale mam dość tej dziecinady. Rozumiem, że się starasz. Spróbujmy zacząć od nowa. Dla Adasia.

Boże święty! Gdyby nie te wszystkie straszne rzeczy, które przeczytałem, pewnie rzuciłbym się jej z wdzięczności do stóp. Grała jak urodzona aktorka. Patrząc w jej przepełnione smutkiem oczy, musiałem sam siebie przekonywać, że to jedna wielka ściema. Oczywiście zrobiłem minę spaniela i przyjąłem jej przeprosiny. Tej nocy kochaliśmy się jak szaleni. Pierwszy raz od wielu miesięcy. Nie traktowałem tego jednak jak namiętnego pożegnania z żoną; raczej jak seks z prostytutką oczekującą hojnej zapłaty.

Gośka realizowała plan z żelazną konsekwencją. Wiedziałem, że podając mi kawę, herbatę, ciasto, tak naprawdę faszeruje mnie prochami. Starałem się nie wzbudzać podejrzeń. Dyskretnie wylewałem napoje, a jedzenie wyrzucałem do przygotowanych wcześniej woreczków.

Po kilkudniowym cyrku przystąpiłem do kontrataku. Gdy niczego nie podejrzewała, w jej telefonie zainstalowałem pluskwę. Sprzęt kupiłem w specjalistycznym sklepie internetowym. Odtąd mogłem podsłuchiwać jej rozmowy i czytać SMS-sy.

Rodzinna sielanka trwała dwa tygodnie. Byliśmy nawet razem u teściowej na obiedzie. Nie wiem, czy orientowała się w planach córki, ale już za to, że knuła przeciw mnie, z całego serca jej nienawidziłem. Gośka oczywiście nadal trajkotała przez telefon z kochankiem.

Wtedy przystąpiłem do ataku

Z jej sprawozdań dowiedziałem się, że łykam prochy regularnie według planu, a ona katusze musi znosić, kochając się ze mną. Decydująca informacja nadeszła w piątek wieczorem. Żona podrzuci pod siedzenie mojego auta pakunki z dziwną substancją, a M. powiadomi anonimowo policję o dilerze, który rozwozi prochy po okolicy. Realizacja podstępnego planu zaczęła się w poniedziałek wieczorem.

Żona oznajmiła, że jedzie odwiedzić mamę, a ja udałem, że jej wierzę. Wiedziała, gdzie trzymam zapasowe kluczyki do samochodu, i je zabrała. Przez cały czas ich podsłuchiwałem. Minutę po wyjściu zameldowała się telefonicznie kochankowi i umówili się na parkingu pod sąsiednim blokiem. Dwadzieścia minut później Gośka zadzwoniła do niego i potwierdziła wykonanie zadania.

Ich konsekwencja w chęci zniszczenia mnie była porażająca. Nie zrobiłem im przecież żadnej krzywdy, w niczym im nie zagrażałem. Stanowiłem po prostu przeszkodę, którą należało usunąć. W nocy wymknąłem się z mieszkania i ruszyłem na parking. Pakunek odnalazłem bez problemu. Włożyłem rękawiczki i wyjąłem paczkę. Na wszelki wypadek przeszukałem dokładnie auto, ale nic więcej nie znalazłem. Narkotyki zabrałem i wróciłem do domu.

Nazajutrz ucałowałem żonę i syna, po czym wyszedłem do pracy. Czekał mnie trudny dzień, który musiałem rozegrać po mistrzowsku. Wyjechałem z podwórka na ulicę i tak jak zwykle skierowałem się ku skrzyżowaniu. Skręciłem w prawo i dalej pojechałem prosto, gdy drogę zajechał mi nieoznakowany samochód policyjny. Uzbrojeni funkcjonariusze kazali mi wysiąść i zakuli w kajdanki.

Odegrałem szok i strach. Krzyczałem, że to nieporozumienie. Dwóch mężczyzn przez czterdzieści minut przeszukiwało moje auto. Zrobili mi też test na obecność narkotyków. Oba działania nie przyniosły rezultatów. W końcu się poddali i mnie przeprosili. Udawałem maksymalne wkurzenie. Po chwili wolny i zadowolony pojechałem dalej.

Zatrzymałem się na parkingu i odpaliłem laptopa z zainstalowanym programem obsługującym podsłuch. Moi prześladowcy gadali non stop! Początkowo byli podnieceni całą sytuacją, potem nieco zdenerwowani, wreszcie zniecierpliwieni. Nie wiedzieli, co się dzieje.

Kontynuowałem podsłuch w pracy. Od kilku godzin spodziewali się informacji o moim zatrzymaniu. W końcu Gośka zadzwoniła do mnie pod błahym pretekstem i gdy odebrałem, nie ukrywając dobrego nastroju, zatkało ją. Nie mieli pojęcia, co poszło nie tak.

Udanych wakacji w Brazylii!

Pomimo fiaska ich planu nie zrezygnowali z wypadu do Brazylii. Po powrocie zamierzali przeprowadzić skuteczniejszą akcję przeciwko mnie. M. leciał do Rio z Rzymu, Gośka zaś miała dołączyć do niego dwa dni później lotem z Warszawy. Znałem rozkład, bo wymieniali się mailami dotyczącymi szczegółów lotów. Gośka wcisnęła mi kit o konferencji farmaceutów w Pradze, a ja grzecznie nie zadawałem zbędnych pytań.

Wprowadziłem za to mój własny plan w życie. Chemikalia, które mi podrzucili, przesypałem w piwnicy do małych woreczków. Było ich w sumie około pięćdziesięciu. Gdy Gośka dwa dni przed wyjazdem zaczęła się do niego przygotowywać, znów ją „uśpiłem”. Część woreczków zaszyłem w dnie walizki, część w jej ubraniach, głównie bluzach.

Dzień przed wylotem żony wybrałem się do centrum miasta. Połączyłem się z internetem z publicznego WiFi i wysłałem do brazylijskiej służby antynarkotykowej anonimowego maila o próbie przemytu prochów w bagażu. Podałem numer lotu, datę i nazwisko Gośki.

Informację o zatrzymaniu żony przekazała mi trzy dni później roztrzęsiona teściowa. Udałem zdziwienie, również tym, że zamiast w Pradze moja żona znajduje się na drugim końcu świata. Sprawa romansu wyszła na jaw.
Gośka została aresztowana i oskarżona o przemyt. Groziło jej nawet dwanaście lat więzienia. Kochanek, gdy tylko się o tym dowiedział, natychmiast czmychnął z powrotem do Europy. Musiał być przerażony możliwością wmieszania go w narkotykowy szwindel.

Pewnie podejrzewał Gośkę, że zwinęła przekazane przez niego prochy, by na nich dorobić w Brazylii. To tłumaczyło fiasko policyjnej akcji w Polsce.
Dziś od aresztowania mojej żony mija rok. Sprawa jest w toku. Wyrzuty sumienia, które po pewnym czasie się u mnie pojawiły (w końcu to matka mojego syna), kazały mi się zapożyczyć i wziąć dobrego adwokata. Istnieje szansa, że skończy się na trzech latach więzienia.

Gośka zgodziła się na rozwód i podpisała korespondencyjnie wszystkie papiery. Gdy wróci do Polski, to ja będę dyktował warunki odnośnie jej kontaktów z synem, a nie odwrotnie. Wieczorami, gdy nachodzą mnie wątpliwości, odpalam laptopa, loguję się do skrzynki żony i czytam maile. 

Czytaj także:
„Leżąc w gipsie, przeszkadzałem żonie w zabawach z kochasiem. Kombinowała jak mogła, żebym się nie domyślił”
„Mąż w łóżku zamiast ze mną figlować, chrapał jak stara lokomotywa. To jego wina, że przespałam się z włoskim kochankiem”
„Czekał mnie ślub jak z filmu. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, aż w końcu poznałam brudny sekret narzeczonego”

Redakcja poleca

REKLAMA