„Żona zginęła w wypadku, a ja myślałem, że już nigdy się nie zakocham. Miłość przyszła, jak grom z jasnego nieba"

Po śmierci żony, nie chciałem więcej brać ślubu fot. Adobe Stock, stockme
„Spojrzała w moją stronę, zmarszczyła brwi. Dopiero teraz zobaczyłem, że ma ładne, chabrowe oczy, kontrastujące z rudymi, półdługimi włosami, teraz rozsypanymi uroczo wokół twarzy. Twarzy o pięknych, interesujących rysach. I nagle rozdrażnienie z poczuciem krzywdy minęły. A właściwie zmieniły kierunki wektorów i teraz byłem zły na siebie".
/ 22.12.2022 10:53
Po śmierci żony, nie chciałem więcej brać ślubu fot. Adobe Stock, stockme

Z początku nic nie zapowiadało, że zdarzy się coś nadzwyczajnego. Zresztą, kiedy wspominam to z perspektywy ponad półtora roku, w ogóle nie działo się nic, co by świadczyło o tym, że właśnie rozgrywają się ważne sprawy. 

Często właśnie tak bywa, że doniosłe w efekcie rzeczy mają niepozorne początki, wypływają z przypadkowych zdarzeń. To był zwyczajny dzień, zwyczajny samoobsługowy sklep, zwyczajna kasa i zwyczajny kasjer. Przewrotnie przyszedł mi na myśl wiersz Gałczyńskiego „Zaczarowana dorożka”, gdzie wszystko było magiczne: i dorożka, i dorożkarz, i koń. A tu – zero magii, zero wzruszeń, zero fascynacji.

Cóż zresztą może być magicznego w koszyku z zakupami? Chleb? Mleko? Keczup albo szynka? Nawet pierwszorzędny żółty nie budzi w człowieku większych emocji. W dodatku zapowiadało się monotonne popołudnie po męczącym dniu w pracy. Klasyczny „dzień jak co dzień”.

Stałem w kolejce do kasy

Niezbyt długiej, jednak czułem, jak wzbiera we mnie zniecierpliwienie. Ech, dotrzeć wreszcie do domu, zjeść coś, wypić kawę (może nawet z odrobiną koniaku, jeśli jeszcze coś zostało) i przed telewizor. Jedynym czynnikiem mogącym rozproszyć wszechogarniającą nudę był dzisiejszy mecz Ligi Mistrzów.

Nie to, żebym był wielkim fanem piłki nożnej, ale zawsze to jakaś rozrywka. Dotarłem wreszcie do taśmy przy kasie, zacząłem wykładać rzeczy, pilnując, żeby zachować należytą odległość od zakupów poprzednika. Niestety, nie było tutaj tych plastików do oddzielania towaru poszczególnych klientów.

Kątem oka zauważyłem, że ktoś za mną jednak za bardzo się nie starał odsunąć swoich sprawunków od moich. Westchnąłem ciężko. No cóż, czasem tak bywa. Nie chciało mi się nawet obejrzeć i sprawdzić, kto tak niefrasobliwie postępuje. Co zresztą za różnica? Miałem większe problemy na głowie.

Czekała mnie trudna rozmowa z szefem

Mój projekt wygrał w przetargu na budowę nowej galerii handlowej na drugim końcu Polski i trzeba było omówić szczegóły. Szef bardzo nie lubił, kiedy ktoś z zespołu wychodził przed szereg, a mój zawodowy sukces tak właśnie był odebrany przez niego.

No tak, ale to na mnie czekała premia specjalna i gratulacje kierownictwa. Może nie za wysoka ta premia, ale zawsze parę groszy. Znów westchnąłem, tym razem na myśl, że dobrze by było mieć dla kogo te pieniądze zarabiać. Odkąd Aneta odeszła…

– Państwo razem? – głos kasjera przebił się przez moje zamyślenie.

Spojrzałem na taśmę. Moje sprawunki zostały już przesunięte przez czytnik kodów, a chłopak trzymał w dłoni paczkę kawy osoby za mną. Obejrzałem się.

To była kobieta. Też się musiała nad czymś zamyślić, bo nie zareagowała od razu. A mnie nagle dopadł frywolny nastrój. Może dlatego, że kobieta wydała mi się atrakcyjna.

– Czemu nie? – uśmiechnąłem się. – Mogę nawet za wszystko zapłacić. Chyba że pani woli…

Obrzuciła mnie chmurnym spojrzeniem.

– Nie, nie jesteśmy razem – rzuciła ostro. – Co pan sobie wyobraża?

Widać było, że chce jeszcze dodać coś przykrego, a może nawet dosadnego, ale powstrzymała się.

– Proszę już załatwić tego pana.

To słowo „załatwić” wymówiła takim tonem, jakby zlecała młodemu mężczyźnie zabójstwo.

Poczułem się trochę głupio

Może mój żart nie był zbyt wysokich lotów, ale dlaczego zaraz taka gwałtowna reakcja? Zgarnąłem zakupy do reklamówek, odprowadziłem wózek i wyszedłem ze sklepu. Wrzuciłem torby na tylne siedzenie auta i wtedy zobaczyłem tę kobietę zmierzającą do swojego samochodu.

Wysoka, szczupła, zgrabna, pięknie się poruszała. Naprawdę bardzo atrakcyjna. I nagle poczułem jakieś dziwne rozdrażnienie, graniczące ze złością, a jednocześnie żal. wziąłem głęboki oddech i poszedłem w jej stronę. Podobnie jak ja, umieściła sprawunki na tylnej kanapie samochodu.

Spojrzała w moją stronę, zmarszczyła brwi. Dopiero teraz zobaczyłem, że ma ładne, chabrowe oczy, kontrastujące z rudymi, półdługimi włosami, teraz rozsypanymi uroczo wokół twarzy. Twarzy o pięknych, interesujących rysach. I nagle rozdrażnienie z poczuciem krzywdy minęły. A właściwie zmieniły kierunki wektorów i teraz byłem zły na siebie.

Powinienem od razu pomyśleć. Taka babka na pewno jest tyle razy podrywana, że reaguje od razu ostro, tak na wszelki wypadek.

– Przepraszam – powiedziałem, kiedy stanąłem dwa kroki przed nią. – Głupio wyszło, naprawdę nie miałem nic złego na myśli.

Nie odzywała się, obserwowała mnie badawczo.

– Wie pani, miałem ciężki dzień, to wyszedł mi trochę przyciężki żart… Naprawdę przepraszam. Za to, tam, w sklepie – brnąłem dalej.

Powinna coś odpowiedzieć, a nie tak milczeć, bo robiło się coraz bardziej niezręcznie.

– Nie powinienem… No dobrze, w każdym razie przepraszam.

Machnąłem ręką, widząc, że mówię jak do ściany i odwróciłem się, żeby odejść. Teraz dopiero mi było głupio...

– Ja też przepraszam – doleciało z tyłu.

Zatrzymałem się, zdumiony. Nie przypuszczałem, że kobieta w ogóle się odezwie, a już na pewno nie liczyłem na przeprosiny.

– Słucham? – spytałem, odwracając się.

– Przepraszam – powtórzyła. – Chyba trochę zbyt ostro zareagowałam.

Roześmiała się na widok mojej zaskoczonej i chyba jeszcze zniesmaczonej miny.

– No dobrze, na pewno zareagowałam za ostro. Ja też miałam ciężki dzień…

Spoważniała, oczy jej posmutniały

– Tak to już bywa – powiedziałem powoli, najpierw, żeby coś w ogóle powiedzieć, a potem reszta jakby sama wypłynęła z moich ust. – W dodatku trzeba wrócić do pustego domu, zrobić coś ze sobą przez całe popołudnie i wieczór, a rano znów wstać do pracy…

Spojrzała zaskoczona.

– Jakby pan czytał w moich myślach – mruknęła.

– Mam to samo, więc wiem doskonale – odparłem, wzruszając ramionami.

– Dawno po rozwodzie? – spytała i zakryła usta dłonią. – Przepraszam, nie powinnam zadawać takich pytań.

– Nie szkodzi – uśmiechnąłem się smutno. – Jestem wprawdzie sam, ale nie po rozwodzie.

Miała ochotę zapytać, widziałem to dobrze, jednak nie chciała popełnić kolejnej niezręczności. Za to w mojej głowie zaczęło coś kiełkować.

– A właściwie – powiedziałem – skoro oboje mamy czas dziś wieczorem…

Szczerze mówiąc, nie przypuszczałem, że się zgodzi. Miałem wrażenie, że właśnie – jak to się mówi – zdrowo przeginam.

Na moją propozycję najpierw się roześmiała

– Dziś mam w planach samotny wieczór – wyjaśniła – ale też muszę odbębnić papierkową robotę, bo mnie w końcu wyleją z pracy. Ale może jutro? – dodała.

Nie wiedziałem, czy to nie wybieg, nie wiedziałem, czy na pewno zjawi się w umówionym miejscu. Nie wymieniliśmy się numerami telefonów, więc gdyby mnie wystawiła, nie miałbym nawet szans jej znaleźć. No i na pewno bym nie szukał. Wiem, co znaczy, kiedy kobieta mówi „nie”.

Nie musi nawet mówić – wystarczy, że nie przyjdzie na spotkanie. A zatem znałem tylko jej imię, bo wypadało się przecież przedstawić, skoro już się umawiałem na… randkę? Chyba tak – to miała być randka.

Nie czekałem w środku kawiarni. Popołudnie było ciepłe, a siedzenie przy stoliku i przyglądanie się każdemu wchodzącemu klientowi jakoś mi się nie uśmiechało. Tym bardziej, że, jeśli by się nie pojawiła, nie miałem ochoty w samotności pić kawy i zajadać się jakimś ciastkiem.

Za pięć 17 zacząłem mieć ostrą tremę

Na próżno sobie tłumaczyłem, że jeśli Mariola się nie zjawi, świat się nie zawali, a jeśli przyjdzie, to rozmowa jakoś się potoczy, nie zanudzę jej sobą. A gdyby nie wyszło i nie przypadniemy sobie do gustu, to rozejdziemy się każde w swoją stronę i tyle.

Tak, można sobie logicznie wszystko wyjaśniać, ale to nie znaczy, że człowiek te racjonalne argumenty przyjmie nie tylko umysłem, ale i emocjami. Denerwowałem się i koniec.

Przyszła.

– Witam, bardzo się cieszę, że pani jest.

– A myślał pan, że pana wystawię? – roześmiała się.

Miała bardzo przyjemny głos i wdzięcznie się śmiała. Żadnego tam piskliwego „hi-hi” albo nieprzyjemnego „he-he”. Jej śmiech był objawem beztroskiej radości, a to wbrew pozorom wcale nie jest takie częste…

– Przyznam, że przeszło mi to przez myśl – przyznałem.

– To nie jest w moim zwyczaju – odparła. – Jeśli się na coś umawiam, dotrzymuję słowa.

Spędziliśmy wspaniałe popołudnie

Wprawdzie z początku rozmowa trochę się nie kleiła, jak to z reguły bywa. Przecież nie znaliśmy swoich upodobań, zainteresowań, nie wiedzieliśmy o sobie nic.

– Wie pani – powiedziałem w pewnej chwili – zwykle nie zaczepiam kobiet na ulicy.

Nie mam pojęcia dlaczego, ale chciałem to jasno powiedzieć.

– Nigdy bym się nie odważył do pani podejść, gdyby nie to nieporozumienie przy kasie…

– Wiem, wiem – odpowiedziała. – Widać było doskonale brak wprawy w podrywie. Poza tym, o ile zgaduję, z początku zamierzał mnie pan ochrzanić, a nie zapraszać na kolację.

Roześmialiśmy się razem.

– Ja też nie dałabym się zaprosić jakiemuś obcemu facetowi – stwierdziła z godnością.

– Na pewno ma pani sporo tego typu propozycji – zauważyłem. – Przy takiej urodzie…

– Dziękuję – odparła poważnie. – Ale też właśnie dlatego nie zwykłam umawiać się z natrętami.

– Czyli dobrze się stało, że nawarczała na mnie pani w sklepie – podsumowałem, a ona pokiwała głową.

– Czy dobrze się stało, to się jeszcze okaże, prawda? – powiedziała przekornie.

– Jakoś mam wrażenie, że to było bardzo pozytywne wydarzenie.

We fraszce Krasickiego mamy taki wers: „Miłe złego początki, lecz koniec żałosny”. W tym przypadku mam nadzieję, że mogę powiedzieć „złe miłego początki”. Śmiała się, a oczy jej błyszczały. Od tej chwili rozmowa potoczyła się swobodnie.

Dwie godziny minęły niepostrzeżenie

A w ciągu tych dwóch godzin przeszliśmy na „ty”. Tak było wygodniej i bardziej naturalnie. Wreszcie zadała to pytanie, które ją nurtowało od początku, a którego się spodziewałem.

– Nie jesteś po rozwodzie. Ale nie chce mi się wierzyć, że taki fajny gość jest jeszcze kawalerem. Co w takim razie? Nieformalny związek się rozpadł? Separacja?

Jestem wdowcem – odpowiedziałem. – Od czterech lat…

– Przepraszam.

Tak samo, jak pod sklepem położyła dłoń na ustach, jakby chciała cofnąć pytanie.

– Ależ nie ma za co. Przecież to żadna tajemnica ani krępująca sprawa. Aneta miała wypadek. Potrącił ją śmiertelnie pijany drań za kółkiem.

Ból znów powrócił na chwilę, ale zaraz wziąłem się w garść. Nie wolno wciąż rozdrapywać dawnych ran, tak nie dałoby się żyć…

– W każdym razie przepraszam – powiedziała cicho Mariola. – Jestem ciekawska.

Patrzyłem na nią, w jej błyszczące oczy i myślałem o danym sobie lata temu słowie, że nigdy więcej się nie ożenię. A jednocześnie myślałem, że z taką kobietą, jak ta przede mną, można by spędzić życie. Nie znaliśmy się wprawdzie jeszcze prawie wcale, ale takie rzeczy się czuje.

Tylko czy ona byłaby gotowa na związek bez ślubu?

Bo ja przecież nie cofnę postanowienia. Otrząsnąłem się. Co mi się w głowie roiło? To przecież dopiero pierwsze spotkanie! Jakoś po ósmej Mariola wstała od stolika.

– Muszę się zbierać – oznajmiła.

– Zobaczymy się jeszcze? – spytałem.

Popatrzyła mi głęboko w oczy.

– Jeśli tylko będziesz miał ochotę…

– Będę! – odpowiedziałem szybciej i głośniej, niż zamierzałem.

Nagrodą za tę niewczesną gorliwość był jej uśmiech.

– W takim razie postanowione.

Dawno nie czułem się taki szczęśliwy

Jak pisałem na początku, ważne rzeczy, jakie zdarzają nam się w życiu, miewają niepozorne początki, a przypadek odgrywa tutaj decydującą rolę. Spotkanie, do którego mogło nie dojść, wypowiedziane lekko i bez namysłu słowa, małe nieporozumienie…

Wszystko może się rozpłynąć bez konsekwencji, ale może też doprowadzić do niezmiernie ważnego punktu, wywrócić cały świat do góry nogami. Dlaczego tak bardzo to podkreślam? Cóż, mam powody…

Dziesięć miesięcy po naszym pierwszym spotkaniu wzięliśmy z Mariolą ślub. Złamałem wprawdzie dane sobie samemu słowo, ale niech mnie piorun strzeli, jeśli dzisiaj tego żałuję! 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA