Trzy lata temu na imprezie urodzinowej u mojego przyjaciela od razu zwróciła moją uwagę. Zawsze miałem słabość do długonogich, szczupłych, niebieskookich blondynek. Oczywiście najpierw przykuła moją uwagę właśnie swoim wyglądem, a potem okazało się, że to niezwykła kobieta. Na samej imprezie kilka razy zatańczyliśmy, zamieniliśmy kilka zdań i to w zasadzie tyle. Na drugi dzień zapytałem przyjaciela, kim była ta piękność.
– To córka brata mojego ojca. Nie znam jej zbyt dobrze, ale to najbliższa rodzina. Fajnie, jeśli wpadniecie sobie w oko – powiedział z uśmiechem i dał mi jej numer telefonu.
Zadzwoniłem od razu, bo bałem się, że nie będzie mnie długo pamiętała. Wszak byłem jedną z wielu osób na imprezie urodzinowej jej kuzyna, więc nie ma opcji, by wszystkich zapamiętała. Ja natomiast nigdy nie uważałem się za nikogo wyjątkowego. Odebrała po dwóch dzwonkach.
– Cześć, nie wiem, czy mnie pamiętasz – powiedziałem drżącym głosem. – Poznaliśmy się na urodzinach twojego ciotecznego brata.
– Arek? – zapytała. Nie mogłem uwierzyć, że mnie pamiętała. – Miałam nadzieję, że zadzwonisz.
I tak zaczęła się nasza znajomość. Spotykaliśmy się jeszcze przez rok i świetnie się rozumieliśmy. Okazało się, że Iwona jest nie tylko piękna, ale i bardzo inteligentna. Po tym czasie oświadczyłem się i wzięliśmy ślub. To niezwykłe wydarzenie w naszym życiu miało miejsce prawie dwa lata temu.
Cieszyłam się, że mam partnera do rozmów
Jestem właścicielem dużej firmy budowlanej. Realizujemy kontrakty na naprawdę duże przedsięwzięcia i to nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Zajmuję się nie tylko budowlanką, ale także posiadam hurtownię materiałów budowlanych. Dużo więc pracuję, a tematyka nie jest zbyt pociągająca dla większości kobiet.
Właśnie – dla większości. Nie wiem, czemu wcześniej na to nie wpadłem, bo w zasadzie zorientowałem się gdzieś po pół roku spotykania z Iwoną, że ona bardzo zna się na tym, czym ja się zajmuję. Powinienem o tym wiedzieć, ponieważ jej ojciec również pracuje w branży. Dotarło to do mnie na pierwszej wspólnej kolacji, gdy Iwona zaprosiła mnie do siebie. Zacząłem tam bowiem prowadzić ożywioną dyskusję z jej ojcem, a ona cały czas towarzyszyła nam w rozmowach. Nie wydawała się znudzona, była aktywna.
Byłem niezwykle szczęśliwy, że po ciężkim dniu pracy, gdy wrócę do domu, mam z kim porozmawiać, a mój towarzysz doskonale rozumie, o czym mówię. Byłem po uszy zakochany w mojej cudownej kobiecie, która była spełnieniem moich największych marzeń. Dlatego też zupełnie nie spodziewałam się tego, co przyszło potem.
Kilka miesięcy po ślubie, Iwona zapytała, czy mogę ją u siebie zatrudnić.
– Po co mam pracować u taty, skoro pomogę z Tobą zarabiać na wspólny dom.
– A co byś chciała robić?
– Znam się na obsłudze kadrowo–księgowej, więc chętnie w zakresie.
W sumie rzeczywiście był to idealny pomysł, ponieważ dotychczas korzystałem z biur zewnętrznych, ale nigdy jakoś nie wypełniały one swoich obowiązków w taki sposób, że byłbym zadowolony. Iwona zajęła się rozliczaniem delegacji pracowników, ich diet, dniówek, nadgodzin i ogarniała księgowość.
Rzeczywiście bardzo dobrze się sprawdzała, a pracownicy ją uwielbiali za terminowość rozliczeń. Wiadomo – kasa musi się zgadzać.
Nie zauważyłam, że dzieje się coś złego
W sumie powinienem wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, o której również w tamtym czasie nie pomyślałem. Jak wiadomo, jestem właścicielem dużej firmy budowlanej. Najważniejsze dla mnie było, by zabezpieczyć żonę, by w razie trudnej sytuacji na rynku i popadnięcia w długi, nie pociągnąć jej za sobą. Dlatego też podpisaliśmy intercyzę. Rozmawialiśmy zresztą o tym z Iwoną, że w tej branży to konieczność, ponieważ czasem jeden kontrakt potrafi odwrócić sytuację materialną o 180°.
Dlatego być może nie zwróciłem uwagi na różne symptomy, które sugerowały, że dla mojej żony liczy się tylko kasa. Po pewnym czasie bowiem, gdy pracowała już u mnie firmie, zapytała, czy nie mogłaby robić czegoś jeszcze.
– Ale kochanie co chciałabyś robić więcej w firmie budowlanej? – zapytałem. – Przecież nie masz uprawnień, by być kierownikiem na budowie czy inspektorem.
– Ale mogłabym zostać współwłaścicielem – rzuciła.
– No ale to ja nie rozumiem – powiedziałem. – Z bycia współwłaścicielem nie wynikają żadne obowiązki, które chciałabyś mieć na co dzień. Za to w zasadniczy sposób wzrasta odpowiedzialność.
Nie domyślałem się wtedy niczego, bo żona i tak miała dostęp do wszystkich pieniędzy, a jeśli na coś brakowało, to zawsze mi o tym mówiła, a ja nie odmawiałem. Czasem jakaś inwestycja musiała odłożyć się w czasie, jak np. remont sypialni, w której planowała poza malowaniem wymienić również wszystkie meble. Takie rozmowy wracały kilka razy, ale moim zdaniem kończyły się bez echa i zupełnie spokojnie. Wydawało mi się, że żona po prostu szuka dla siebie dodatkowego zajęcia i stąd te cykliczne rozmowy.
Kilka miesięcy temu zatrudniła mi nową sekretarkę. Młodą dziewczynę, blondynkę, niebieskie oczy i nogi do samej ziemi. Śliczna studentka ekonomii, która miała zastąpić pracującą u mnie dotychczas sekretarkę. I rzeczywiście ta dotychczasowa wspominała jakiś czas temu, że być może będzie musiała odejść, żeby zająć się niedomagającymi rodzicami. Oferowałem jej wtedy, że może będzie przychodziła na krócej, a dzięki temu nie straci pracy. Tymczasem wyglądało na to, że jednak zrezygnowała – a przynajmniej tak twierdziła moja żona.
Jej zachowanie było niepokojące
Nowa sekretarka była grzeczna, miła, wywiązywała się ze swoich obowiązków nie gorzej od poprzedniej, ale robiła też rzeczy, które wydawały mi się dziwne. Zdarzało jej się bowiem, że ubierała się w sposób, który śmiało określiłbym jako wyzywający. Niby była to biała koszula, spódnica do kolana, rajstopy i buty na obcasie, ale jednocześnie koszula miała duży dekolt i byłam półprzeźroczysta, a spódnica miała duże rozcięcie.
– Pani Sylwio – zagadnąłem do niej w końcu któregoś dnia. – Wolałbym, aby nie ubierała się pani tak wyzywająco do pracy. Nie chodzi o mnie, mam cudowną żonę, ale widzę, jak patrzą na panią pracownicy. Jednak warto zwrócić uwagę, że pracują to przede wszystkim mężczyźni, którzy za pani plecami pozwalają sobie na niewybredne komentarze. Nie chciałbym, aby spotkała panią jakaś przykrość.
Dziewczyna niby pokiwała głową, ale jeszcze parę razy ubrała się w takim sposób. Dopiero po kolejnej rozmowie zmieniła styl na bardziej schludny. Wtedy jednak zaczęły się inne dziwne historie. Zdarzało się, że na przykład, gdy przechodziła koło mnie, otarła się o mnie udem, sięgając mi przez ramię, zrobiła tą samo piersią, ale także sięgając z biurka dokument czy długopis, znacząco przesunęła dłonią po mojej ręce.
– Iwona – zagadnąłem żonę w domu i opowiedziałem jej o całej historii z nową sekretarką, a następnie powiedziałem. – Może ty z nią porozmawiaj, bo ja nie chciałbym być potem oskarżony np. o mobbing czy molestowanie. Być może w świecie młodych ludzi dzisiaj inaczej przebiegają konwenanse, ale uważam to wszystko za niestosowne. Jeśli nie zrozumie, będzie trzeba zatrudnić kogoś innego.
Iwona pokiwała głową, choć bez entuzjazmu. Wtedy pomyślałam, że być może poczuła się trochę zazdrosna bądź było jej przykro, że pracownica, którą dla mnie zatrudniła, zachowuje się w ten sposób. Nawet nie wiedziałem, jak bardzo się mylę.
Uratowała mnie uczciwość
Kilka tygodni temu przyszła do mnie moja sekretarka, usiadła naprzeciwko mojego biurka i się rozpłakała.
– Muszę z panem porozmawiać, bo dłużej tak już nie dam rady.
– Co się stało?– zapytałem i usiadłem naprzeciwko niej. Byłem przekonany, że moje prognozy, że wyzywające zachowanie może wywołać niepożądane reakcje pracowników, jednak się spełniły.
– Pan jest najlepszym pracodawcą, jakiego można sobie wymarzyć. Nie dość, że pozwala mi pan spokojnie studiować, nie robi problemów przy egzaminach, to jeszcze godziwie się u pana zarabia. Dlatego muszę powiedzieć prawdę – powiedziała szlochając.
Opowiedziała mi, jak i na forum studenckim, gdzie szukała pracy, zaczepiła ją moja żona i zaoferowała pracę sekretarki. Na rozmowie kwalifikacyjnej odpowiedziała jej, że jej mąż, czyli ja, jestem wrednym mężczyzną, który nie traktuje dobrze ani pracowników, ani żony. Powiedziała, że planuje się ze mną rozwieść i potrzebuje dowodów mojej zdrady, bo przez intercyzę nie dostanie nic, a tak będzie miała alimenty i może prawa do firmy.
Dość szybko okazało się, że te wszystkie kalumnie na mój temat to nieprawda. Tymczasem moja żona dopłacała jej pewną kwotę pieniędzy, aby uzyskać nagrania czy zdjęcia, które by mnie kompromitowały. Tymczasem póki co ani jednego takiego nie udało się zrobić.
W najśmielszych snach nie pomyślałbym, że moja żona jest zdolna do czegoś takiego. Nie po to zatrudniłem ją w firmie. Co więcej – do tej pory sądziłam, że stanowimy dobre małżeństwo. Może nie zawsze zgodne, ale kto się nie kłóci? Zresztą co to były za spory, gdy później i tak wszystko było tak, jak chciała moja żona.
– Powiedziała, że potrzebuje tego wszystkiego, by potem przy podziale majątku dostać jak najwięcej pieniędzy i nie zostać na lodzie. Miałam pana uwieść i to udokumentować – powiedziała pani Sylwia.
Naiwny ja postanowiłem to jeszcze skonfrontować z moją żoną. W głębi serca liczyłem, że to nie prawda. Wróciłam do domu wcześniej i wprost jej zapytałem o te wszystkie rzeczy.
Tu nastąpił kolejny szok, ponieważ bez ogródek przyznała się do tego. Wręcz powiedziała, że wyszła za mnie tak naprawdę tylko dla pieniędzy i liczyła na to, że kiedyś przejmie moją firmę. Tym sposobem aktualnie jesteśmy w trakcie rozwodu, a ja już nie jestem pewien, czy możliwe jest spotkać kogoś, kto będzie prawdziwym partnerem w życiu.
Czytaj także:
„Dzieci mnie ignorowały, a wnuki wolały iść na burgera drwala, zamiast zjeść rosół u babci. Przecież ja ich wychowałam”
„Mąż wyjechał do USA za chlebem, ale nie przesyłał mi żadnych dolarów. Łajdak bez honoru po prostu mnie zostawił”
„Szukałam mężowi kochanki. Chciałam, żeby w sądzie orzeczono rozwód na moją korzyść. Nie oddam tej ciamajdzie majątku”