– Ojciec dał znać, że wkrótce przyjeżdża i chciałby się z tobą spotkać – oznajmił beznamiętnie piętnastoletni Miłosz, nie odwracając się od komputera.
– Świetnie – stwierdziła trzynastoletnia Blanka.
– Nie z tobą, ale z mamą – zaznaczył brat, serwując jej brutalny powrót do rzeczywistości.
Byłam zaskoczona
Krzysztof po dekadzie nagle zdecydował się na spotkanie. Co dziwniejsze, nie czułam z tego powodu kompletnie nic, żadnego entuzjazmu na myśl o tym, że znowu go zobaczę. Serce biło miarowo, dłonie nie były spocone. Oczy też mi jakoś nie zwilgotniały.
Kiedyś było inaczej. Wydawało mi się, że nigdy nie wyrzucę go ze swoich myśli. A ile łez przelałam nocami, kiedy wciskałam twarz w poduszkę, żeby Miłosz i Blanka mnie nie usłyszeli. Nie chciałam ich obarczać dodatkowymi zmartwieniami. Wystarczyło, że ojciec ich porzucił i wyjechał szukać lepszego życia tysiące kilometrów stąd – zbyt daleko, aby być ojcem czy choćby zadbać o regularne wizyty w domu.
Początkowo pomysł wyjazdu do Ameryki wydawał mi się fantastyczny. Racja, dość odległe miejsce, ale w końcu Krzysiek miał tam przyjaciela, który zadeklarował wsparcie w poszukiwaniu pracy, lokum i wszystkiego, co niezbędne do przeżycia w obcym kraju.
– Nie będę was tam przecież ciągnął wszystkich ze sobą. Lepiej, jeśli ty zostaniesz z dziećmi, a ja wszystko przygotuję, a potem zaproszę was na gotowe, jak tylko się tam urządzę. Zamierzam porozsyłać moje CV wszędzie, gdzie to możliwe, a jak podpiszę jakąś umowę, od razu zabieram was do Stanów.
Tak bardzo cieszył się z nowych możliwości, jakie się przed nim otwierały, że nie mogłam go nie wesprzeć. Uznałam, że dobra, niech jedzie tam, gdzie w końcu go docenią. Po co ma się dłużej zmagać z zazdrosnym o sukcesy przełożonym, o którym mówił mi każdego wieczoru. Gdy Krzysiek odnajdzie szczęście i stabilizację, cała rodzina na tym skorzysta. Wreszcie pojawi się w naszym gronie coś zamiast notorycznego niezadowolenia i braku humoru.
Pożegnaliśmy go na lotnisku we trójkę, mimo że była już późna pora. Nie miałam z kim zostawić dzieci – musiałam je zabrać ze sobą, jeśli chciałam być z mężem do ostatniej chwili. Tęsknota i strach opanowały mnie już w drodze powrotnej do domu. Jak sobie poradzę bez Krzyśka? Trzyletnia Blanka spała mocno na moim ramieniu, a dwa lata starszy Miłosz również chciał, żebym wzięła go na ręce. Narzekał, że jest zmęczony i ciągle dopytywał o tatę. Nie mogłam tego wytrzymać. Czułam się tak samo bezradna jak dzieci, zupełnie nieprzygotowana na to, co mogło nadejść kolejnego dnia.
Tęsknota za Krzyśkiem była ogromna. Pomimo to, nie było aż tak źle, żebym miała sobie nie poradzić. Moje dzieci już dawno wyrosły z pieluch. Miłosz chodził do przedszkola – tego samego, w którym Blanka miała wkrótce się znaleźć w grupie Krasnali. Spokojnie przygotowywałam się do powrotu do pracy w urzędzie, co nawet budziło we mnie pewną radość.
Doszłam do wniosku, że to takie miłe urozmaicenie po wyczerpujących latach, pełnych nocnych łez i gotowania zup. Nie zamierzałam martwić się na zapas – wszystko na pewno się ułoży i zanim się obejrzę, Krzysiek zaprosi nas do siebie za ocean.
A może sam się po nas zjawi? Zajmiemy miejsca w samolocie i polecimy! Do Krzyśka i spokojnego bytu. Muszę przyznać, że byłam wtedy bardzo młodziutka, naiwna i pozbawiona jakiegokolwiek doświadczenia.
Trudno mi było dbać o codzienność rodziny, niechętnie, ale z coraz większą pewnością odkrywałam w sobie zdolności organizacyjne w roli samotnej matki. Miotałam się między przedszkolem, domem i pracą, wszędzie wpadając spóźniona i czując się przy tym nie na miejscu. Dzieci wyczuwały mój nastrój i pewnie przez to stały się bardzo marudne. Nieodmiennie zadawały pytania o tatę. Kiedy wróci i kiedy wróci... Obiecywałam, że niedługo wszyscy się spotkamy, i to na razie musiało dzieciom wystarczyć. Gorzej było ze mną.
Bez Krzyśka nic nie było takie samo
Był moją największą miłością. W liceum zawsze byliśmy razem. Właściwie nie istniałam jako jednostka – zawsze był on i ja. Najpierw spełniałam się w roli dziewczyny, a później żony Krzyśka, matki jego dzieci. Nigdy nie postrzegałam siebie inaczej.
Po trzech miesiącach pracy w USA Krzysiek poinformował mnie, że znalazł tymczasowe zatrudnienie, za które niestety nie dostanie zbyt wiele, dlatego na razie nie będzie w stanie ani przesłać pieniędzy, ani zabrać nas do siebie. Zapytał, czy sobie poradzę. Przytaknęłam, bo nie chciałam go niepokoić.
Moje zarobki z pracy urzędniczej wystarczały jedynie na pokrycie rachunków i pierwszy tydzień miesiąca, postanowiłam jednak nie mówić o tym Krzyśkowi. Miałam nadzieję, że jakoś zagryzę zęby, przynajmniej do czasu, aż on znajdzie lepiej płatną pracę. Pół roku później nie miałam już od kogo pożyczać gotówki, a mąż nadal nie dokładał się do domowego budżetu. Wtedy wsparcia udzieliła mi Agata, moja przyjaciółka jeszcze ze szkolnych lat.
– Nie będę ci pożyczać pieniędzy, bo wiem, że nigdy nie zdołasz mi ich oddać. Mogę jednak zaoferować ci staż w mojej firmie. Będziesz agentką nieruchomości, co o tym myślisz?
– Nie, kompletnie się do tego nie nadaję – odpowiedziałam, potrząsając głową. – Nie byłabym w stanie poradzić sobie ze wszystkimi zawiłościami takich transakcji.
– Pewności nie masz. Przynajmniej póki nie spróbujesz. Nauczę cię wszystkiego, czego sama się nauczyłam i dam ci rozwinąć skrzydła.
– Po co? – zapytałam. – Wkrótce i tak wyjeżdżam do Stanów, a poza tym, zapominasz, że już mam pracę w biurze.
– Jako urzędniczka bez kwalifikacji, zarabiająca najniższą krajową.
– Nie jest tak strasznie – stwierdziłam niepewnie, w duchu zgadzając się z Agatą.
– Iza, nie sugerowałabym ci zmiany profesji, jeżeli nie byłabym przekonana, że ci się uda. Posiadasz wszystkie cechy skutecznego negocjatora, umiesz przekonywać ludzi, a to już połowa sukcesu. Szczerze powiedziawszy, nie spotkałam jeszcze osoby z takimi umiejętnościami nawiązywania relacji interpersonalnych, jak ty.
– Gdybyś miała dwójkę dzieci, które cały czas się sprzeczają, też byś rozwinęła te umiejętności – zaśmiałam się, zadowolona z komplementu.
Zapytałam Krzyśka, co myśli o propozycji Agaty. Mój mąż nie tylko się z nią zgodził, lecz także obiecał zapewnić mnie i dzieciom nieco środków, abyśmy mogli przetrwać czas mojego kształcenia.
Praktyka w biurze pośrednictwa nieruchomości była prawdziwą męczarnią. Wieczorami analizowałam materiały, wkuwając wszystko na pamięć, natomiast w ciągu dnia starałam się zastosować nowo zdobytą wiedzę w praktyce. Mimo wszystko, radziłam sobie i co ważne, ta praca zaczęła mi się podobać. Natomiast kiedy udało mi się sprzedać pierwszą nieruchomość, poczułam, że to jest to, co naprawdę chcę robić.
Agata się nie pomyliła – byłam stworzona do tej roboty
– Wyjedziemy po tatę na lotnisko? – zapytał Miłosz, odrywając wzrok od monitora komputera.
– Proszę! To byłoby super – dodała Blanka.
Byłam nieco zestresowana, ponieważ miałam spotkać się z mężem po raz pierwszy od naszego rozstania. Dzieci miały o wiele łatwiej – kiedy zrobiły się większe, zaczęły spędzać ferie z ojcem. Nawet polubiły jego nową partnerkę, Cindy.
Z początku trudno mi to było zaakceptować, ale po długim namyśle doszłam do wniosku, że robię to dla ich dobra. Nie utrzymywałam kontaktu z Krzyśkiem, pozostawiając to Miłoszowi i Blance, a on nie wysyłał wiadomości ani nie dzwonił. Między nami pojawiła się solidna bariera z ciszy, tak, jakby nasza wieloletnia miłość i dwójka dzieci nic nie znaczyła.
To zaskakujące, jak łatwo mój mąż odrzucił przeszłość. Mi zeszło na to nieco więcej czasu.
Krzysiek prawie nie się nie zmienił – dostrzegłam u niego tylko więcej siwych włosów. Powitałam go bez emocji i zaprosiłam do auta.
– Chyba wiesz, dlaczego tu jestem? – zapytał, oceniając mój najświeższy nabytek.
– Chcesz rozwodu – domyśliłam się, Potem uruchomiłam silnik.
System rozpoznawania mowy zadziałał perfekcyjnie. Krzysztof w końcu pękł.
– Ale maszyna! Musiała cię dużo kosztować.
– To samochód służbowy, w leasingu. – Skręciłam dość gwałtownie, zirytowana jego zachowaniem.
Byłam świadoma, że nie osiągnął sukcesu za granicą – od wielu lat zajmował drugorzędne stanowisko w fabryce kabli, w związku z tym nigdy nie dopraszałam się o wsparcie finansowe dla naszych dzieci. A teraz miał czelność czepiać się mojego pierwszego w życiu porządnego samochodu!
– Kto by przypuszczał, że osiągniesz sukces. Dzieci wspominały, że przeprowadziliście się do większego domu.
– Biuro agencji zajmuje połowę, ale nie skarżymy się, mamy wystarczająco dużo przestrzeni. Agata, moja wspólniczka, zamieszkała na sąsiedniej działce, co daje nam dobre towarzystwo.
– Kto by przypuszczał, że tak się ustawisz. Poszczęściło ci się. – Krzysztof zerknął na mnie z niedowierzaniem.
– Rzeczywiście, sama o siebie zadbałam, miałam wsparcie przyjaciół. Chyba masz świadomość, że mogłam polegać tylko na sobie, prawda? – zapytałam.
Zignorował mnie.
Skupił się na rozmowie z dziećmi, kompletnie mnie olewając. Nie planowałam tak łatwo odpuszczać.
– Gdzie mam cię zawieźć?
Zdawało mi się, że go zaskoczyłam. Ostatecznie przyznał, że nie zarezerwował miejsca do spania. Prawdopodobnie ze względów oszczędnościowych.
– Ja mogę odstąpić tacie swój pokój – oznajmiła Blanka. W związku z tym ponownie zamieszkałam z Krzyśkiem w jednym domu.
– Chyba naprawdę ci się udało! – zauważył, patrząc z zachwytem na dom i biuro.
– Nic mi się nie udało, tylko ciężko na to wszystko zapracowałam, a przecież nigdy nie byłam pewna, jaki będzie finał tego wszystkiego – stwierdziłam szczerze. – Płakałam miesiącami, ale teraz jestem spokojna, spełniona i zadowolona. A ty? – zapytałam.
– Ja też. Tak mi się wydaje – odparł bez przekonania i ruszył do dzieci.
Opadłam na huśtawkę w ogrodzie i pozwoliłam sobie na westchnienie ulgi. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, jak wymagający życiowy test zdołałam zdać.
Czytaj także:
„W tym roku święta spędzamy pod palmami. Mam dość stania w garach. Niech się synowa na trudzi”
„Przypadkiem odebrałam telefon siostry i usłyszałam głos mojego męża. Mruczał do słuchawki, że tęskni za jej ciałem”
„Przygarnęłam pod swój dach drugą żonę mojego byłego męża. Połączyła nas niechęć do tego samego mężczyzny”