Musiałam pozbyć się mojego męża – nieudacznika, fajtłapy i brzydala. No i miałam genialny plan.
– Mówię ci, to jest genialny plan. Podsunę mu inną babę i w ten sposób się go pozbędę. On się zakocha, a ja w końcu będę wolna – tłumaczyłam swój plan siostrze.
– Czyś ty zdurniała do reszty? – patrzyła na mnie, jak na wariatkę. – Chyba sobie żartujesz, prawda?
– Nie, no mówię całkiem serio. Niech idzie w cholerę, z kim tam sobie chce.
Z zawodu byłam marketingowcem, więc do zakończenia mojego małżeństwa podeszłam, jak do sprzedaży czegoś, czego się już nie chce. Ja już się tym nacieszyłam, a teraz niech się przyda komuś innemu. Grunt to dobra reklama.
Musiałam działać
Z Grześkiem jesteśmy małżeństwem od ponad dziesięciu lat. Ja nie wiem, co sobie myślałam, kiedy za niego wychodziłam, ale on chyba się zatrzymał w rozwoju dawno temu. Liczyłam na to, że trochę zmężnieje, a on nic – ciepła klucha, bez finezji i polotu, po prostu dupa z uszami.
Od studiów pracuje w tym samym miejscu, ale nie wspina się po szczeblach kariery. Skończył świetne studia i jest niezłym fachowcem, ale jemu awanse i wyższa pensja do niczego nie są potrzebne.
– Grzesiek, musisz się bardziej cenić – gderałam mu nad uchem. – Idź i powiedz, że żądasz podwyżki, albo wyższego stanowiska, albo odchodzisz. Szanuj się trochę!
A on wgapiony w telewizor tylko się uśmiechnął pod nosem.
– Ale po co? Mi na tym nie zależy. Ci, co mają mnie szanować, to szanują, a resztę mam w nosie – powtarzał.
Kiedy awans w jego firmie dostał chłopek roztropek, który dwa lata temu był tam stażystą, poważnie się wściekłam.
– Czemu nie powiedziałeś szefowi, że to leń i tuman? Sam tak mówiłeś, a teraz ten nierób będzie zarabiał więcej od ciebie!
– A co miałem zrobić? Donieść na niego? – oburzył się. – Mam swoje zasady.
– Przez te twoje zasady ledwo wiążemy koniec z końcem – fuknęłam i wyszłam z domu.
Prawda jest taka, że tylko ja spłacałam kredyt na mieszkanie, mimo że zaciągnęliśmy go razem. Ja spłacałam leasing za samochód, mimo że to Grzesiek nim jeździł do pracy, bo miał dalej. Ja robiłam zakupy etc. On ze swojej pensji tylko płacił czynsz i miał na swoje wydatki. Chciałam, żeby mnie odciążył, żeby żyło nam się wygodniej. Ale nie, on wolał się niczym nie stresować i pierdzieć w jeden stołek do emerytury.
Coraz bardziej miałam dość
Patrzyłam na mężów moich koleżanek i szczerze im zazdrościłam. Nie tylko dbali o siebie, ale też mieli jakieś ambicje, cele. Do tego adorowali je, a ja co? Smutna, zmęczona kwoka.
Rozwód za porozumieniem stron nie wchodził w grę. To dzięki mojej pracy mieliśmy ten nasz skromny majątek, i nie chciałam się nim dzielić. Ale mój mąż nie dawał żadnego powodu do tego, żeby go o coś oskarżyć. Ani mnie nie zdradzał, stronił od alkoholu, nie był agresywny, nawet nie miał kolegów. Po prostu kartofel bez charakteru, który gnije na kanapie.
Wyszłam za niego bardzo młodo. Z perspektywy czasu myślę, że imponowało mi to, jak metodycznie dąży do celu, że jest najlepszy na studiach i oczytany. Mając dwadzieścia lat, człowiek nie widzi wad w drugim człowieku. Teraz gdy znam go na wylot, wiem, że to jego dążenie do celu, to było tylko zahaczenie się w pierwszej lepszej firmie i marna egzystencja do końca życia.
Musiałam się od niego uwolnić, tylko jak?
Pierwszym problemem był fakt, że Grzesiek nie był specjalnie atrakcyjny. Ot przeciętny chłop. Jasne, moje znajome go lubiły, bo był grzeczny i zawsze powiedział im coś miłego. Ale żadna by się nie pokusiła, żeby go poderwać.
Dlatego potrzebowałam porady i zwierzyłam się mojej siostrze. Ona jednak nie podzielała mojego entuzjazmu. Stwierdziła, że jestem podła i bez serca. Ale co ona tam wiedziała? Ta stara panna wzięłaby pierwszego lepszego, który by ją zechciał. No nic, musiałam działać.
Przyznam, że byłam dla Grześka okrutna. Czepiałam się wszystkiego, non stop na niego fuczałam i kręciłam nosem. Po prostu zmieniałam codzienność w piekło. Chciałam, żeby terror w domu pchnął go w ramiona jakiejś pocieszycielki.
Robiłam awanturę o byle drobiazgi, wreszcie wywaliłam go z sypialni i kazałam spać na kanapie. Liczyłam, że brakiem seksu go podjudzę do poszukiwań kochanki. Kiedy pytał, o co mi chodzi, mówiłam bezczelnie, że jestem nim znudzona, nasz związek umiera, a ja potrzebuję jakiejś odmiany.
Widziałam, że to go boli, że dotknęłam wrażliwej struny. Zamiast coś zrobić, nie wiem, zaszaleć, to on jeszcze bardziej zamknął się w sobie. Przestał mnie przepraszać, a to było mi na rękę.
Każde miało swój świat
Grzesiek obrał sprytną taktykę, mianowicie był kompletnie obojętny. Dawniej przepraszał mnie nawet za to, że zupa jest za słona, a to ja ją ugotowałam. Teraz mijał mnie bez słowa, unikał, miał swoje sprawy. Kiedy próbowałam go prowokować, żeby się chociaż pokłócić, on po prostu odwracał się na pięcie.
Po kilku miesiącach takiego bezsensownego życia musiałam wreszcie coś zrobić. „Albo się ogarnie, albo zażądam rozwodu. Dosyć tego!” – postanowiłam.
Okazja do rozmówienia się, sama się napatoczyła. Moja siostra zaprosiła nas na swoje urodziny, czyli po prostu wino i ciasto. Wiedziałam, że muszę go zdeptać przy świadku, wtedy będzie musiał jakoś zareagować.
– Basia, a może ty byś sobie wzięła mojego Grzesia? Przecież jesteś samotna. A my w ogóle nie pasujemy do siebie, choć mój mąż nie chce się do tego przyznać. Razem byłoby wam lepiej.
I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Żadne nie zaprotestowało. Baśka wbiła wzrok w podłogę, a Grzesiek się uśmiechał. No to dalej grałam w tę grę.
– Wszyscy wiemy, że mam rację. Może spróbujecie? Ja na pewno nie będę miała nic przeciwko. Jakoś się dogadamy. Co myślicie?
– Zgoda. Czemu nie? – powiedział Grzesiek.
Nie powiem, zdębiałam. Moja cicha siostra i ten nieudacznik? Że też niczego nie zauważyłam? Ona jakoś ostatnio wyładniała, zadbała o siebie, zaczęła się malować. Baśka jak nic jest zakochana!
Romans? Z moim mężem. No pięknie
– Jaja sobie robicie? – spytałam z nadzieją.
No i nie żartowali. Wyjaśnili mi, że jest dokładnie tak, jak to sobie wymyśliłam. Grzesiek się ze mną rozwiedzie, zostawi mi mieszkanie i co tam zechcę, a on zamieszka z Baśką.
Ale to nie wszystko! Basia nosi pod sercem jego dziecko, więc im zależy na czasie.
– Grześ zmienia pracę na lepszą – mówiła spokojnie. – Jutro się od ciebie wyprowadzi. Zresztą, część rzeczy i tak już tu jest, rozejrzyj się. Tak jesteś wpatrzona w czubek własnego nosa, że nie zauważyłaś tego, że on pije z ulubionego kubka. Tylko w moim mieszkaniu! – syknęła.
Nawet nie byłam zła. Ale rzeczywiście zauważyłam, że wokół jest mnóstwo jego bibelotów. Ale on też inaczej wygląda. Jakoś lepiej. Jest dobrze ubrany i nie wydaje się taką ciapą. Włosy też ma ścięte inaczej. No fajny facet, zupełnie taki, jakim go poznałam na studiach.
– Chwileczkę – otrząsnęłam się. – Widzę, że zaplanowaliście wszystko w najdrobniejszym szczególe. Ale chyba w tych planach zapomnieliście o mnie.
– Nie zapomnieliśmy – Grzesiek się roześmiał. – Po prostu cię w nich nie uwzględniliśmy. Nie rozumiem, czemu cię to dziwi?
– Przyznam, że zaskakuje mnie twoja buńczuczność – postawiłam się. – A co jeśli się nie zgodzę na rozwód?
– A kogo to obchodzi? – drwił. – Nic nas nie łączy, nawet nie śpimy w jednym łóżku. Basia urodzi moje dziecko. Zresztą kilka twoich koleżanek poświadczy, że chciałaś mnie wrobić w romans.
– Ale ja żartowałam! – mówiłam oburzona. – Chciałam, żebyś wziął się w garść!
– No to się wziąłem. Tylko nie z tobą. Chciałaś mnie oddać za półdarmo, jak stary mebel? No to znalazła się chętna.
– Nie sprzedam! Znaczy, nie dam ci rozwodu! – krzyczałam.
– Już sprzedałaś.
– Marlena, myślę, że już czas na ciebie – powiedziała Baśka, nadal nie podnosząc wzroku.
Od tamtej pory minęło pół roku. Właśnie dostałam smsem zdjęcie mojego siostrzeńca. Na razie ze sobą nie rozmawiamy. Za dwa tygodnie jest pierwsza rozprawa.
Gwoli ścisłości, nie znalazłam sobie na razie nikogo lepszego, niż Grzesiek.
Czytaj także:
„W łóżku nie jestem kłodą, lubię pofiglować, ale mój mąż przesadza. Chyba chce ze mnie zrobić pannę lekkich obyczajów”
„Mój zięć traktował mnie jak popychadło. Zaczął się do mnie łasić, kiedy okazało się, że mam spory majątek”
„Jak co roku w pracy będą świąteczne upominki i bony. Wkurzam się, bo najwięcej dostają dzieciaci, to jest dyskryminacja”