„Żona z uśmiechem na ustach rzuca mi kłody pod nogi. Wołam o pomstę do nieba, by ta hetera w końcu poszła do diabła”

mąż ma dość żony fot. iStock, zeljkosantrac
„Co ja w niej widziałem te szesnaście lat temu? Szczególnie szpetna nie jest, ale też żadna piękność – tysiące takich chodzi, że też akurat trafiłem na nią! Inna może byłaby milsza i bardziej chętna do zgody”.
/ 18.08.2023 06:45
mąż ma dość żony fot. iStock, zeljkosantrac

Dużo radości dało mi to zaproszenie na grilla od K. Może brzmi banalnie, ale tylko dla niewtajemniczonych; w istocie, to krok w górę na społecznej drabinie. Nie zaprasza się byle kogo na prywatną imprezę do burmistrza, gdzie będzie cała elita miasta!

Do ostatniej chwili oszukiwałem się, że Teresa się ucieszy, zawsze przecież narzeka na prowincjonalną nudę. Mało się nasłuchałem, że w kinie lecą tylko ekranizacje komiksów i kreskówki, a na stadionie koncertują na wpółżywe gwiazdy lat osiemdziesiątych?

– Grill? – spojrzała teraz na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby coś śmierdzącego przylepiło jej się pod nosem. – Grill w tę sobotę? Jestem umówiona z Wojtkami na brydża.

– Daj spokój – udawałem wyluzowanego, chociaż już zaczynała mi pulsować żyłka w prawej powiece. – Na brydża możesz iść zawsze. A u K. nigdy nie byłaś i nie wiadomo, czy trafi się druga okazja.

– Nie ma mowy! – obruszyła się Teresa. – Za parę dni Wojtki lecą do Hiszpanii i koniec kart na miesiąc.

Jak dla mnie mogą nie wracać w ogóle

Dwoje nadętych nudziarzy. Teresa leżała na sofie z nogami zarzuconymi wysoko wysoko na oparcie. W jednej ręce książka, w drugiej lampka wina. Paczka ciastek leżała na dywanie ściągnięta chwilę wcześniej przez kota ale mojej małżonce bajzel nigdy nie przeszkadzał. Zaplanowała sobie relaks i choćby w międzyczasie ogłoszono wojnę, nie ruszy tyłka ani na milimetr.

– Masz brudne stopy – powiedziałem ze złością.

Co za wredna baba, ja się zwracam z prośbą, a ta nawet nie zada sobie trudu, by się zastanowić. Cała Teresa – ma być, tak jak ona chce i koniec!

– Mam – stwierdziła, rzucając okiem na swoje pięty. – Ale to ci chyba nie stanowi, Juruś, co? W końcu, kto w tym domu czyści tapicerkę?

Co ja w niej widziałem te szesnaście lat temu? Szczególnie szpetna nie jest, ale też żadna piękność – tysiące takich chodzi, że też akurat trafiłem na nią! Inna może byłaby milsza i bardziej chętna do zgody… Łatwa we współżyciu moja żona nie była nigdy, ale odkąd ma tę swoją galerię, to już w ogóle zadziera nosa i ma się za ekspertkę praktycznie od wszystkiego.

Jezu, to przecież tylko sklep z łachami! We wnętrzu stuknęły drzwi i po chwili zobaczyłem syna i jego kolegę przemykających do przedpokoju. Czy nie mieli czasem składać modelu statku na wakacyjny konkurs w Domu Kultury?

– Maciek! – krzyknąłem ale odpowiedziało mi tylko trzaśniecie drzwi.

Teresa parsknęła śmiechem, udając, że akurat przeczytała coś zabawnego.

Co za żmija, słowo daję

A przecież, zamiast urządzać śmichy-chichy i rzucać mi kłody pod nogi, mogłaby być pomocna. Ba, przynajmniej docenić moje osiągnięcia! Mam kierownicze stanowisko, zostałem radnym, ludzie się ze mną liczą i szanują mnie. Teraz, jeśli to dobrze rozegram, wespnę się jeszcze wyżej, Kalinowski sugerował, że widzi mnie w Radzie Powiatu!

Ale nie, nie stać jej nawet na to, by zjeść kiełbasę dla dobra małżonka. Do cholery, tak przecież nie można!

– Bardzo cię proszę, Teresa – zaskomlałem, mając jednocześnie ochotę nakryć jej ten farbowany łeb poduszką i trzymać, dopóki nie wyda ostatniego tchnienia. – Chodź ze mną na tego grilla. Spójrz na to jak na zdobywanie rynku: przecież te babki mają wór kasy, nie chciałabyś, by zostały twoimi klientkami?

– K. moja klientką? – prychnęła żona. – Chyba, gdy się przekwalifikuję na producentkę worów na ziemniaki! Nawet mnie nie obrażaj! 

– Brudne giry na sofie, ciągnie wińsko ledwo z roboty przyszła, a zgrywa francuską damę! Józefina Bonaparte z bożej łaski!

– Że niby z ciebie taki Napoleon? – burknęła nawet nie odrywając wzroku od książki. – Wielka szycha z pipidówy!

Co ja w niej widziałem?

Och, jakby ktoś wymyślił machinę czasu, to zwiewałbym w poskokach zaraz, gdy ujrzałem pierwszy raz tę zołzę. Drzwi wejściowe stuknęły. Myślałem, że Maciek wrócił, ale to Madzia przyszła z basenu. Ciągnąc za sobą ręcznik po podłodze, mruknęła jakieś „cześć” i zamknęła się u siebie. Teresa zerwała się, jakby chciała za nią biec ale ostatecznie usiadła z powrotem.

– Co się stało z chłopakiem, którym kiedyś byłeś? – popatrzyła na mnie, wypoczęta, lekko podchmielona i najwyraźniej gotowa do starcia.

– Ze mną?!

– Nie chciałeś założyć garnituru na ślub, bo taki byłeś zbuntowany a teraz mnie ciągniesz na grill do jakiegoś buraka… Nie czytasz nic oprócz partyjnych szmatławców, w teatrze nie byliśmy od lat. Stałeś się postacią z filmu Barei.

– Przynajmniej staram się coś osiągnąć. Ty potrafisz tylko krytykować i podcinać skrzydła. Stajesz się żoną, przy której można się rozpić z rozpaczy.

– Świnia!

– Gdyby nie dzieci, rozwiódłbym się z tobą od razu. Ot, tak – strzeliłem palcami. Przez chwilę wyobraziłem sobie, że to prawda i poczułem się szczęśliwy i wolny.

– Jeśli o mnie chodzi, możecie się rozwieść – niespodziewanie w drzwiach pokoju zmaterializował się Maciek. – Żrecie się jak wściekłe psy, nawet kolegi nie można zaprosić, bo obciach.

– Maciek! – krzyknęła Teresa ostrzegawczo. – Uważaj, co mówisz.

– To prawda – wzruszył ramionami. – Po co macie być razem? Tylko się kłócicie.

– Właśnie – obok brata pojawiła się Madzia. – Tak się cieszyłam na wakacje, a teraz wolałabym siedzieć w szkole. Żałuję, że nie urodziłam się w innej rodzinie – powiedziała i poczułem, jakby ktoś obracał mi nóż w sercu. – Na przykład u Marzenki.

– Dorośli ludzie się czasem kłócą – powiedziała Teresa.

Drzwi ich pokojów trzasnęły równocześnie

– Ale się nieraz godzą, co nie? – burknął Maciek. – Starzy Tomka, gdy mieli problemy, to poszli na terapię… Dla dobra dzieci! Mnie tam wszystko jedno – machnął zrezygnowany ręką – idę do internatu od września, ale Madzia? Co z nią?

– Właśnie, co ze mną? – powtórzyła córka i w jej oczach pojawiły się łzy.

– Sama widzisz, do czego doprowadziłaś, Teresa – stwierdziłem. – Pogratulować! Chodźcie tutaj, moje skarby – wstałem, by objąć dzieciaki. – Hej, gdzie idziecie, co z wami?!

Spojrzałem na Teresę, ale odwróciła wzrok. Powinniśmy się rozwieść, czy co? Przecież na żadną terapię nie pójdę! To by dopiero było, jakby mnie ktoś zobaczył u psychiatry! Miałbym po karierze! 

Czytaj także:
„Nie wierzę, że mama nas zostawiła. Boję się, że moje dzieci nigdy nie poznają babci, a ja straciłam mamę bezpowrotnie”
„Były narzeczony ciotki prześladował ją do końca życia. Okrutnie mścił się za to, że odeszła i go upokorzyła”
„Przez niego siedziałem w więzieniu. Poprzysięgłem, że zniszczę jego rodzinie życie, a teraz drżę o własne”

Redakcja poleca

REKLAMA