Zaplanowałem to dokładnie. Nie szczędziłem wysiłków, pieniędzy i czasu. Zwłaszcza czasu. Jednak byłem cierpliwy: zemstę najlepiej smakować na zimno. Czekałem bardzo długo, ale wreszcie, już wkrótce…
– Staruszku, co tam piszesz? – Lilka podeszła do mnie od tyłu, objęła ramionami i oparła brodę na moim ramieniu.
Zamknąłem laptop.
– Nic specjalnego, smarkulo. Takie tam wynurzenia starszego pana, rozrachunki z przeszłością. Może kiedyś dam ci przeczytać. Teraz nie podglądaj.
– Gdzież bym śmiała – szepnęła, muskając wargami moje ucho i kąsając je delikatnie. – Poza tym mam ciekawsze zajęcie – zachichotała, a jej ręka zanurkowała pod mój gruby, zimowy sweter.
Starałem się o drobną blondyneczkę
Kiedyś byłem młody i naiwny. Wierzyłem w przyjaźń, lojalność, miłość, szczęście... Teraz wierzę już tylko
w zemstę, bo to przede wszystkim myśl o niej pozwoliła mi przetrwać najgorsze. Wiele razy chciałem się zabić, skończyć z tym potwornym cierpieniem, lecz zawsze brałem się w garść, przełykałem gorycz upokorzeń, tłamsiłem rozpacz. Bo martwy bym się przecież nie zemścił.
Po maturze pojechałem z kumplem do Francji, do pracy przy zbieraniu winogron. Mieliśmy z Grześkiem plany na własny biznes i potrzebowaliśmy kasy na rozruch. Obu nam wpadła w oko córka naszego gospodarza, Simone. Drobna blondyneczka o ustach w kształcie serca była najśliczniejszą dziewczyną, jaką w życiu widziałem. Niestety, w przeciwieństwie do mojego przyjaciela, nie znałem francuskiego na tyle dobrze, by jej wyznać, co czuję.
Gdy raz spróbowałem, wyszła z tego totalna żenada. Chciałem wspomnieć o jej cudnych ustach i o tym, że mógłbym się w niej zakochać, a ona zrozumiała, że proponuję... miłość francuską! Najpierw spojrzała na mnie z taką miną, jakbym ją uderzył, a potem sama strzeliła mnie w pysk tak mocno, że aż zadrapała mi paznokciami policzek.
Drobna Simone nie tylko okazała się krewka. Poskarżyła się ojcu. Gospodarz nie wyrzucił nas tylko dlatego, że Gega (Grzesiek) załagodził sprawę, choć pośredniczyć między mną a obrażoną dziewczyną nie chciał.
Wtedy nie wydało mi się to podejrzane. A przecież, gdybym choć chwilę pomyślał…
Wydaje ci się, że mnie kochasz
– Michał, musimy porozmawiać.
Lilka stanęła przede mną, zasłaniając mi telewizor. Gdy przesunąłem się na kanapie, ona też zrobiła kroczek w bok. Starała się wyglądać groźnie, w czym mocno jej przeszkadzał falujący biust wychylający się z rozcięcia koszuli. Mojej koszuli, w której wyglądała cudnie...
– Kiedy mówisz do mnie per Michał, wiem, że sprawa jest poważna – uśmiechnąłem się.
– Bo jest – odparła krótko. – Musimy w końcu o nas powiedzieć moim rodzicom. I tak się domyślają, że kogoś mam. Chciałabym się tobą pochwalić… Nie bój się, wizyta w domu moich rodziców to jeszcze nie żadna deklaracja!
Westchnąłem ciężko.
– Nie boję się – odpowiedziałem spokojnie. – Po prostu wiem, że nie będą zachwyceni. Po co ich denerwować? Jesteś jeszcze taka młoda… Dziś wydaje ci się, że mnie kochasz, a jutro zawróci ci w głowie uroczy rówieśnik…
– Nie waż się tak mówić! – krzyknęła, rzuciła się na mnie, przewróciła na plecy i zaczęła okładać pięściami po torsie. – Ile razy mam powtarzać, że od kiedy cię poznałam, nikt inny się nie liczy?! Wiek nie ma znaczenia, skoro jesteś moją pokrewną duszą, drugą połówką jabłka! Odnoszę wrażenie, jakbyś czytał mi w myślach, jakbyś mnie znał od wieków. I tak było od samego początku, od pierwszej chwili… Ale może ty czujesz inaczej? Może po pół roku już ci się znudziłam?
– Nie, skarbie, nie znudziłaś mi się. Kocham cię – mówiąc to, wcale nie czułem, że kłamię, bo przecież mógłbym ją pokochać, mógłbym być z nią szczęśliwy, gdybym wierzył w miłość i szczęście…
– Więc o co chodzi? – zrobiła smutną minkę. – Czuję, że coś ukrywasz, że coś… nas dzieli. Jakaś tajemnica.
Zmartwiałem się. To aż tak widać?
– Wydaje ci się, skarbie.
– Nie wydaje mi się, Michał – pokręciła głową. – Kocham cię, wiem, że jesteś tym jedynym. To się wie albo nie. Ja wiem. Wyszłabym za ciebie choćby dziś, bez zaręczyn, wesela, wielkiej szopy, o jakiej marzą dziewczyny. Gdybyś tylko poprosił…
– Poproszę… – zawahałem się.
– Co? Żartujesz, staruszku?
– Nie, pobierzemy się – odparłem stanowczo. – Tak szybko, jak to możliwe. Twoim rodzicom powiemy po fakcie. Wtedy będą mnie musieli zaakceptować.
On mnie pogrążył
Obudził mnie w środku nocy i powiedział, że musimy uciekać. W stodole zdarzył się wypadek, Simone potknęła się, spadła z górnego sąsieku i nie żyje. „To był nieszczęśliwy wypadek – powtarzał w kółko – ale
ponieważ jesteśmy obcy, na pewno nas oskarżą!”. Gdybym wtedy pomyślał, zastanowił się choć przez moment… Ale wyrwał mnie ze snu, skołował, zaraził swoim strachem.
W pośpiechu opuściliśmy winnicę. Postanowił, że musimy się rozdzielić, bo będą szukać dwóch młodych Polaków. I znowu, gdybym chwilę pomyślał… Jednak już mnie zdążyła ogarnąć panika i zgodziłem się, że do granicy Niemiec każdy dociera autostopem na własną rękę, odzywając się jak najmniej.
Dopadli mnie na przejściu granicznym. Słabo znałem język, nie umiałem się bronić, zresztą niespecjalnie chcieli słuchać. Bo mój przyjaciel wrócił do winnicy, ledwie zniknąłem mu z oczu. I zwalił winę na mnie.
Za co? Nie od razu się połapałem, nie od razu znaleźli oficjalnego tłumacza, lecz w końcu dowiedziałem się, że oskarżono mnie o próbę gwałtu i zabójstwo Simone. Czyli ich zdaniem dziewczyna nie spadła, ale ktoś ją zepchnął. I, na Boga,… gwałtu?!
Byłem w szoku – zdradzony przez kumpla, oskarżony o straszne rzeczy. Dowody świadczyły przeciwko mnie. Przede wszystkim – uciekłem. Krew za paznokciami dziewczyny była grupy 0 Rh plus, jak moja. Ojciec Simone pamiętał, że dziewczyna się na mnie poskarżyła, ale pierwsze słyszał, by mnie skaleczyła; nie dziwota, w oczy mu nie lazłem.
Tylko Simone znała prawdę. No i Grzegorz, ale on mnie pogrążył, zeznając, że miałem na punkcie Simone obsesję. Twierdzili, że jak się przyznam, to dostanę mniejszy wyrok. Ale ja nie mogłem się przyznać do czegoś, czego nie zrobiłem! Dostałem trzydzieści lat.
Czy miałem prawo przyjąć tę miłość?
Pobraliśmy się w urzędzie, bez wielkiej fety, tylko ze świadkami. Lilka wyglądała ślicznie w koronkowej kremowej sukience. Czemu ta młoda, piękna dziewczyna zgodziła się wyjść za cynika po przejściach, za faceta w sile wieku, ale z duszą starca? Bo mnie kochała, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Czy miałem prawo przyjąć tę miłość tylko dlatego, że mi ją ofiarowała? Gdy patrzyła na mnie ze szczęściem w oczach, czułem… Tak, coś wreszcie czułem… Co to było? Wyrzuty sumienia, skrupuły? Nie, one nie uskrzydlają. A mnie rozpierało dziwne uczucie… lękliwej radości. Dziwna mieszanka.
W więzieniu było ciężko. Upokorzyli mnie, stłamsili, jednak nie dałem się złamać. Okazałem się silny, bezwzględny, sprytny; robiłem, co musiałem, by przetrwać.
„Kiedyś wyjdę”– powtarzałem sobie. – Nieważne, ile to potrwa; kiedyś wyjdę i wymierzę sprawiedliwość! Za siebie, za nieszczęsną Simone… Ten skurwiel mi zapłaci. Odbiorę mu wszystko. Zostanie nagi, samotny i sponiewierany w ciemności. Jak ja.
Noc poślubna
Lilka wyszła z łazienki tylko w satynowej haleczce i podeszła do łóżka, kołysząc ponętnie biodrami. Spojrzałem na nią lekko poirytowany. Nie lubiłem, kiedy ktoś mi przeszkadzał w tym, co robię.
– Znowu piszesz te swoje wspomnienia? W naszą noc poślubną? – szepnęła, pochylając się nade mną i zabierając mi laptopa. Zamknęła go i odłożyła. – A może popisałbyś na mnie, staruszku…
Złapałem ją i przewróciłem na łóżko.
– Bardzo chętnie, smarkulo…
Moja ręka ożyła. Sunęła wzdłuż jej smukłej talii, przez kształtne biodro, dziewczęce udo, aż do zgrabnej łydki i z powrotem… Dotarłem do piersi, bujnej i jędrnej, ująłem ją od dołu niczym dorodny owoc i ścisnąłem namiętnie.
Jęknęła cicho, i znowu, głośniej. Naparła piersią na moją dłoń i bezwiednie, choć wielce zachęcająco rozchyliła uda…
Uległem. Kamień by uległ.
– Oj, tak, staruszku, daj nam piękne wspólne wspomnienie… Udowodnij mi, że wcale nie jesteś takim staruszkiem…
– Cicho, smarkulo, bo pasa zdejmę!
Paska nie miałem, lecz zdjąłem z siebie i niej wszystko inne, do ostatniego łaszka.
Zostaliśmy nadzy, owładnięci tylko pożądaniem. I przez ten krótki czas, gdy kołysaliśmy się, wspólnie szukając rozkoszy – ból, gniew, gorycz zniknęły, zastąpione spełnieniem, ukojeniem i ciszą. Gdy zasnęła, siadłem znów do laptopa.
Czas na zemstę
Żeby nie oszaleć w więzieniu, musiałem coś robić; uczyłem się francuskiego, studiowałem podręczniki ekonomiczne. Jedyną osobą, która wierzyła, że jestem niewinny, była moja matka; ojciec i siostra zerwali kontakt, ale ona wciąż słała listy i starała się o apelację. Umarła ze zgryzoty, nim zaczęto powszechnie stosować w kryminalistyce badania DNA.
Wzięto wtedy na cel niewyjaśnione dotąd sprawy oraz te budzące wątpliwości. Okazało się, że moja sprawa jednak je budziła; choćby dlatego że nigdy się nie przyznałem. Gdybym to zrobił, nie zawracano by sobie mną głowy. W każdym razie zbadano DNA zabójcy na podstawie próbek pobranych zza paznokci Simone. Po dziewięciu latach wyszedłem z więzienia.
Pieniądze z odszkodowania zainwestowałem w akcje i obligacje; okazało się, że mam talent do gry na giełdzie. Po dalszych dziesięciu latach byłem na tyle bogaty, by od chęci zemsty, przejść do jej wprowadzania w życie. Zajęło mi to kolejne trzy lata.
Moja świeżo poślubiona żona westchnęła i się obróciła. Wstałem poprawić kołdrę, która zsunęła się z jej nagiego ciała. Wyglądała tak słodko. Jak dziecko.
– Moja żona – powiedziałem na głos.
– Kocham cię, staruszku… – szepnęła.
Coś bliskiego panice złapało mnie za gardło. Ona stanowiła tylko część planu.
Powoli niszczyłem mu życie
Nie poznał mnie. Kiedyś miałem w sobie jakąś miękkość, łagodność. Teraz nie byłem już nieśmiałym chłopcem, kryjącym się za rozwleczonymi swetrami. Zmieniłem się, dojrzałem, stwardniałem. Nabrałem mięśni, opaliłem się, modnie się strzygłem i ubierałem. Niemniej liczyłem się z dekonspiracją.
Zaryzykowałem, bo finał zemsty trzeba smakować z bliska. Jednak na przyjęciu zorganizowanym na moją cześć, Grzegorzowi nawet do głowy nie przyszło, że monsieur Michel, pochodzący z Francji biznesmen, zaskakująco dobrze mówiący po polsku, to jego dawny kumpel.
Zbyt wiele wiązał ze mną nadziei. O tamtym Michale, z mrocznej przeszłości, wygodnie mu było zapomnieć. Może przekonał sam siebie, że nigdy nie istniał?… Dawnego Gegę też wymazał. Zmienił nazwisko, miasto, środowisko. Nic to nie dało. Znalazłem go i pojawiłem się w jego życiu.
Najpierw jako tajemnicze fatum – snułem sieć, skupowałem długi, odstręczałam kooperantów, płoszyłem dystrybutorów, robiłem zły PR, rozsiewałem plotki… Nie ja osobiście, ludzie, których wynająłem.
Wkrótce jego firma stanęła przed wizją bankructwa. I wtedy pojawiłem się ponownie, już we własnej osobie: biznesmen z Francji, nowy inwestor…
Odbiorę mu wszystko
Przedstawił mi swoją żonę i córkę, studentkę romanistyki. Tęgą małżonkę traktował nieco protekcjonalnie, lecz dziewczyna była wyraźnie jego oczkiem w głowie… Jeżeli kogoś kochał prócz siebie, to ją. Lilkę.
Zrobiłem na niej wrażenie. Wiedziałem, że woli starszych od siebie facetów. Czyli takich jak ja. Detektyw przekazał mi wszystko na temat jej upodobań, przyzwyczajeń, rozrywek, typowych i spontanicznych zachowań. Poznałem dobrze jej charakter.
Dlatego najpierw ją ignorowałem, potem celowo z niej podkpiwałem – bo lubiła wyzwania. Ceniła u mężczyzn inteligencję, pozycję, siłę, pewność siebie. Udany seks też był dla niej ważny, a ja, nadrabiając lata więzienia, nabrałem w tym biegłości.
Uwiodłem ją bez trudu. Moja zemsta dopełni się, gdy zdepczę nadzieje Grzegorza, zniszczę jego firmę, do reszty pozbawię go pieniędzy, poczucia bezpieczeństwa, snu, a na koniec odbiorę mu córkę. Bo Lilka była emocjonalna i uczciwa. Taka dziewczyna mogłaby zrozumieć zbrodnię w afekcie, jednak nie wybaczyłaby celowej, zaplanowanej w szczegółach podłości.
Jej wspaniały ojciec wykręcił się od kary, zrzucając winę na przyjaciela. Pytanie, czy ona wybaczy mnie. Premedytację, z jaką manipulowałem jej uczuciami, kłamałem, niszczyłem jej ojca i rodzinę.
Chyba dlatego jej się oświadczyłem… Żeby nie mogła tak łatwo się ode mnie uwolnić. Może to dziwne uczucie, ta mieszanka uskrzydlającej radości i przejmującego do trzewi lęku jest… Niech to szlag! Dlatego tak łatwo przychodziło mi mówić: „Kocham cię, smarkulo”. Bo nie kłamałem.
Szukając zemsty, znalazłem miłość! A teraz umieram ze strachu, że ją stracę... Muszę wyznać Lilce całą prawdę i zdać się na jej łaskę.
Czytaj także:
„Przez rodzinne niesnaski, nauczycielka miała mnie za śmiecia. Chciałam, by mi za to zapłaciła, lecz zemsta nie była słodka..."
„Szwagierka w ramach zemsty zrujnowała moje wesele. Podstępna żmija uknuła plan i urządziła moim kosztem cyrk stulecia”
„Zdradziłam Szymona, ale mi wybaczył. Nasz ślub miał być jego zemstą. Upokorzył mnie i zostawił przed ołtarzem”