„Wybaczam żonie, że mnie bije, bo miała trudne dzieciństwo. Ale nie wyobrażam sobie mieć z nią dzieci”

Mężczyzna, którego bije żona fot. Adobe Stock, New Africa
Muszę przyznać, że coraz bardziej się boję. Bo ja – to ja. Jestem dorosły, zniosę wszystko. Potrafię trzymać nerwy na wodzy i na pewno nie dam się sprowokować. Chociaż naprawdę nie lubię, kiedy żona bije mnie w twarz, bo to mnie bardzo upokarza.
/ 21.02.2022 07:37
Mężczyzna, którego bije żona fot. Adobe Stock, New Africa

– Chyba drabinę bierze, żeby cię w gębę strzelić! – usłyszałbym.

Ano nie, nie bierze drabiny. Potrafi tak przyskoczyć nagle i… Plask!

Kiedy miesiąc po ślubie dostałem od niej w twarz po raz pierwszy, oniemiałem. Tym bardziej że naprawdę nie było powodu, aby mnie uderzyła. Moim zdaniem zwyczajnie sobie rozmawialiśmy, jednak Aldona uważała, że było inaczej. Wykrzyczała mi, że jej nie szanuję, i że moje argumenty były poniżej pasa.

Potem nawet nie potrafiłem sobie przypomnieć, co ja takiego powiedziałem. Nie było przecież żadnych inwektyw, bo ich nie uznaję. Podobnie jak bicia.

W rodzinie Aldony agresja była normą

Przez wiele lat przed naszym ślubem uprawiałem sporty walki i to one mnie tak wyciszyły. Trenerzy nauczyli mnie, że agresja jest moim wrogiem numer jeden. Bo człowiek wściekły to człowiek zaślepiony, który nie używa mózgu i wali na odlew, zamiast stosować przemyślaną strategię.

A przede wszystkim nigdy bym nie uderzył kobiety. Damski bokser to dla mnie najgorszy gatunek faceta. Zwyczajny mięczak, który rzuca się do słabszych i ucieka przed równymi sobie. Dlatego nawet do głowy mi nie przyszło, aby Aldonie oddać. Ani za pierwszym razem, ani później.

Bo na tym pierwszym razie wcale się nie skończyło. Co ciekawe, wtedy ja przeprosiłem żonę, że się na mnie tak zdenerwowała. Potem już nie miałem przekonania, czy powinienem przepraszać. Moja ukochana miała wyraźne problemy z agresją. Próbowałem jej to uświadomić, usiłowałem z nią rozmawiać…

Aldonka pochodzi z niezbyt szczęśliwej rodziny. Jej ojciec pił, co matka znosiła przez wiele lat
z pokorą. Ale pewnego razu, kiedy znowu wrócił do domu na czworakach, i okazało się, że przepił całą wypłatę, podobno nie wytrzymała. Uderzyła go.

– Tata chyba był tym zdziwiony, bo jej nie oddał, ale następnym razem już się nie krępował – usłyszałem od żony.

W jej głosie nagle zabrzmiało przerażenie tamtego pięcioletniego dziecka, którym wtedy była.
Jej rodzice zaczęli się bić, kiedy chodziła jeszcze do przedszkola, i potem przemoc w rodzinie stała się rzeczą normalną.

– Czasami bywało naprawdę ostro! Mama rzucała się na tatę z pięściami, a potem już z czym popadło. Co jej tylko wpadło w ręce. Kiedyś trzasnęła go rozgrzanym żelazkiem, tak że musiało przyjechać pogotowie!

Gdy słuchałem tych opowieści, było mi bardzo żal Aldony. Owszem, w mojej rodzinie zdarzały się kłótnie, i chociaż zapadły mi w pamięć – najwyraźniej przy tym, co kiedyś przeżywała moja żona, to były tylko drobne sprzeczki.

I, oczywiście, moi rodzice nigdy nie podnieśli na drugiego ręki. Aldona tak krytycznie odnosiła się do swoich rodziców, że byłem pewny, iż nigdy, ale to przenigdy nie pójdzie w ich ślady!
Jakże się myliłem.

Ja dam sobie radę, ale boję się o dzieci

Moim zdaniem ona zwyczajnie ma wpojone od małego, że przemoc to sposób na rozwiązanie wszelkich problemów. Rzuca się do bicia, bo napatrzyła się na takie zachowanie w dzieciństwie, i nawet jeśli wtedy je potępiała, to dzisiaj inaczej nie umie. Ona nie potrafi rozmawiać…

Dlatego, uważam, Aldona potrzebuje spotkania z psychologiem. Niestety, ona się na to nie zgadza. Mało tego: uważa, że chcę z niej zrobić wariatkę!

– Sam się idź leczyć! To ty masz problem! – powtarza.

Tłumaczę, że przecież w zasadzie pójdziemy do psychologa oboje, bo terapia powinna być rodzinna, ale moje słowa trafiają jak kulą w płot! Aldona jest kompletnie zamknięta na wszelkie moje argumenty.

Muszę przyznać, że coraz bardziej się boję. Bo ja – to ja. Jestem dorosły, zniosę wszystko. Potrafię trzymać nerwy na wodzy i na pewno nie dam się sprowokować. Chociaż naprawdę nie lubię, kiedy żona bije mnie w twarz, bo to mnie bardzo upokarza.

Ja się boję o dzieci! Chcemy je mieć. Co najmniej dwoje. I kiedy sobie pomyślę, że agresja żony skupi się na nich, to robi mi się dziwnie. Czuję wtedy takie ssanie w żołądku jak przed walką. Bo ja swoich dzieci bić nie pozwolę! Absolutnie nie zgadzam się na kary cielesne!

Tylko co wtedy zrobię? Nie uderzę Aldony, przynajmniej dzisiaj jestem tego pewny,
i mam nadzieję, że nigdy nie zmienię zdania. Co mi więc pozostanie? Rozwód? Przecież żaden sąd mi nie przyzna opieki nad dziećmi ot tak, chyba że żona by je skatowała.

A ona pewnie tylko będzie je „karciła”, tak jak z nią robiła jej mama. Bo używała przemocy także w stosunku do córki. A to plasnęła Aldonę w twarz, aby ta znała swoje miejsce, a to przeleciała jej przez głowę kuchenną ścierką. Niby nic poważnego, nic, co by zostawiało ślady na ciele. Ale na psychice – to już owszem. I te rany są naprawdę głębokie.

Na szczęście jestem cierpliwy i nie tracę nadziei, że jednak uda mi się właściwymi argumentami dotrzeć do żony, i Aldona w końcu zdecyduje się na terapię. Byłbym wtedy szczęśliwy.

Czytaj także:
„Biologiczny ojciec porzucił mnie, gdy miałem 1,5 roku. To obcy człowiek, ale boli mnie, że jestem niechcianym dzieckiem”
„Uratowałam przyjacielowi życie, a on miał do mnie o to pretensje. Wolał umrzeć szczęśliwy, niż żyć sparaliżowany”
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”

Redakcja poleca

REKLAMA