– Odwieziesz jutro Roksankę pod adres, który ci zapisałam na lodówce, dobrze? – moja żona mówiła z takim entuzjazmem, jakby od tego spotkania zależało całe jej życie.
– Haniu, mówiłem ci, że jutro nie mogę. Mam umówione spotkanie z klientem… – zdołałem tylko powiedzieć, zanim Hanka mi przerwała:
– Ty chyba naprawdę masz problem z ustaleniem priorytetów! – napadła na mnie. – Być może od jutrzejszego spotkania zależy kariera Roksany, chyba nie muszę ci znowu tego samego tłumaczyć, a dla ciebie ważniejszy jest jakiś tam klient. Wstyd!
Nie mogłem dłużej tego słuchać. Mruknąłem coś o tym, że szef nadchodzi i muszę przerwać rozmowę, i po prostu się rozłączyłem. Po prostu nie miałem najmniejszej ochoty rozmawiać z żoną, tym bardziej że świetnie potrafiłem przewidzieć, co będzie dalej. Prawda jest taka, że Hanka zwariowała – i nie było w rodzinie mądrego, który potrafiłby jej to powiedzieć w oczy.
Kiedyś zachowywała się zupełnie normalnie. Problemy zaczęły się, kiedy Roksana poszła do przedszkola.
– Śliczna ta państwa córeczka – usłyszała pewnego dnia moja żona od wychowawczyni. – Te loczki, błękitne oczy… Urodzona modelka!
Tego dnia, kiedy Hania powtórzyła mi te miłe słowa, nic nie zapowiadało jeszcze początku katastrofy. Owszem, miło słyszeć, że twoja córka nie jest brzydulą, z drugiej strony nie jestem zwariowanym tatusiem, żeby przeżywać każde ciepłe słowo wypowiedziane pod adresem mojego dziecka, co to, to nie! Dla mnie i tak Roksanka zawsze będzie najpiękniejsza, bez względu na to, co mówią o niej inni ludzie.
Czy to przypadkiem nie za wcześnie?
Byłem przekonany, że i Hania myśli tak samo i opowiada mi o słowach wychowawczyni tylko po to, żeby sprawić mi przyjemność. Niestety – bardzo serio wzięła je sobie do serca, dużo bardziej niż myślałem. Kilka dni później przyszła do mnie z wesołą nowiną:
– W końcu znalazłam to, czego szukałam – oznajmiła mi, jakby rzeczywiście dokonała niezwykłego odkrycia. – Szkoła dla małych modelek! Fajny pomysł, prawda?
– Ale to… dla ciebie, tak? – zapytałem niezbyt mądrze, bo w pierwszej chwili nic sensowniejszego nie przyszło mi do głowy, przecież nasza córka miała wtedy dopiero trzy latka!
– Taki stary, a taki głupi! – Hanka obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem – Mówię ci przecież. Dla m-a-ł-y-ch modelek – przeliterowała powoli, jakbym naprawdę był niezbyt bystry. – Będę tam jeździła z Roksanką. Ma takie dobre warunki, nie wolno nam tego zmarnować. Przecież słyszałeś, co mówiła jej pani w przedszkolu, a przecież kto jak kto, ale takie nauczycielki mają porównanie!
– Ale… czy to nie jest za wcześnie? – nie śmiałem protestować bardziej stanowczo, choć pomysł żony nie wzbudził mojego entuzjazmu.
W naszym małżeństwie zwykle to Hania podejmowała wszystkie decyzje dotyczące dziecka i robiła to dobrze, teraz jednak zrodziły się we mnie pewne wątpliwości. Wolałbym, żeby żona chociaż skonsultowała ze mną ten pomysł! Niestety wyglądało na to, że Hania już wie, co robić.
– Za wcześnie? – spojrzała na mnie pogardliwie. – Ty w ogóle wiesz, na jakim świecie żyjesz? Teraz małe dziewczynki od najmłodszych lat przygotowywane są do tych wszystkich konkursów, uczone ładnego chodzenia, sztuki makijażu...
– No teraz to już chyba przesadziłaś! Makijażu?! – nie mogłem wytrzymać, bo tego było dla mnie za wiele.
Po prostu w głowie mi się nie mieściło, że moja śliczna mała córeczka, która ledwo chodzić zaczęła, ma występować pomalowana jak lalka przed starymi dziadami! Co to, to nie!
– No dobrze, może na malowanie się przychodzi czas później – Hania najwyraźniej postanowiła się nieco wycofać zaskoczona moją gwałtowną reakcją – ale co do innych spraw, to nigdy nie jest na to za wcześnie. Trzeba korzystać ze swoich warunków, chwytać każdą szansę. Kariera sama nie przyjdzie, kochany, bądź tego pewien. Później Roksana będzie nam dziękować.
Faktycznie, ciężko było się z taką logiką nie zgodzić. Pozostawała mi tylko nadzieja, że albo mojej żonie, albo – co bardziej prawdopodobne – Roksance, znudzą się po kilku tygodniach te całe wygłupy i zabawa w modelkę, tym bardziej że szkoła mieściła się na drugim końcu miasta.
W praktyce taka lokalizacja oznaczała, że dwa razy w tygodniu Hanka z Roksaną, zmęczoną po kilku godzinach w przedszkolu, wsiadała w tramwaj, pokonywała kilkanaście przystanków, spędzała dwie intensywne godziny na zajęciach i wracała umordowana przed dwudziestą pierwszą. Nie wierzyłem, żeby w końcu któraś z nich nie miała dość.
Niestety. Hania była niezrównana w podsycaniu entuzjazmu Roksany. Nawet, jeśli moja córka miała momenty załamania, jak każde małe dziecko, moja żona potrafiła przekonać ją, że warto jeszcze raz spróbować, że jeśli opuści choć jeden trening (tak określała te spotkania), to koleżanki wyprzedzą ją o głowę w tańcu, eleganckim chodzeniu czy jakichś tam innych umiejętnościach wymaganych od młodych modelek. I Roksanka godziła się jechać.
Ale to było jeszcze nic. Hanka zaczęła kupować naszej córce coraz to nowe stroje, sukieneczki, rajstopki… Czasem to aż się bałem wejść do domu, żeby nie zobaczyć kolejnych siatek i siateczek z ciuchami!
Początkowo było to nawet zabawne. Jak się ma jedną córkę, to miło widzieć ją z coraz to nowymi spineczkami i kokardkami. Kiedy jednak pasja mojej żony do kupowania ubrań dla dzieci zaczęła przeradzać się w obsesję, i Hanka nie potrafiła przejść spokojnie obok żadnego sklepu z ubrankami dla maluchów, przestało mnie to śmieszyć. A to nadal nie było wszystko.
Po etapie przygotowań Roksany do roli modelki, nadszedł etap planowania kariery naszej córki. Początkowo byłem przekonany, że Hania żartuje, kiedy pierwszy raz wspomniała mi o castingu do jakichś tam wyborów miss przedszkola czy innej tym podobnej imprezie. Okazało się jednak, że mówiła całkiem poważnie:
– Nie po to obie z Roksanką przygotowywałyśmy się przez trzy lata, żeby teraz ot tak sobie odpuścić!
Po tej porażce przepłakała całe popołudnie
Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. W końcu zgodziłem się zawieźć je na te całe wybory, tym bardziej że Roksanka również z całych sił mnie o to błagała. Jakby tego było mało, mojej żonie udało się przekonać naszą córeczkę, że wygraną ma w kieszeni. Bo jakże by inaczej!
– Przecież nikt nie ma chyba wątpliwości, że Roksanka jest z tych wszystkich amatorek, które tam przyjadą, najpiękniejsza i najbardziej profesjonalna – mówiła Hanka głośno, wcale nie starając się, żeby nasza córka jej nie słyszała.
Szykowały się obie do tej imprezy jak do jakiegoś, nie przymierzając, weseliska. Hania kupiła Roksance nową sukieneczkę, pantofelki do kompletu, ba… Ufarbowała jej nawet, oczywiście bez mojej zgody, pasemko włosów. Muszę przyznać, że moja córeczka wyglądała tamtego dnia jak marzenie, jak prawdziwa sześcioletnia księżniczka! Niestety, najwyraźniej sędziowie konkursu uważali inaczej. Całe te wybory okazały się dla Roksany potworną klęską i traumą. Nie zajęła żadnego z punktowanych miejsc, po prostu przeszła całkowicie niezauważona.
Po wszystkim przepłakała całe popołudnie. To wtedy po raz pierwszy postanowiłem ostro porozmawiać z Hanką. Nie mogłem patrzeć na to, jak cierpi moje jedyne dziecko. Dopóki to nie wykraczało poza niewinną zabawę, przebieranki i marzenia o wybiegu, byłem w stanie się zgodzić na takie szaleństwa, choć hobby żony uważałem za głupie. Teraz jednak w grę wchodziły zranione uczucia mojego jedynego dziecka.
Nie jestem żadnym psychologiem, ale czułem, że nic dobrego z tego nie wyniknie, jeśli Hanka będzie kontynuowała tę swoją obsesję. Niestety z moją żoną na ten temat nie dało się normalnie porozmawiać. Zacząłem powoli podejrzewać, że Hania chyba przez Roksankę leczy jakieś swoje kompleksy. Może w przeszłości sama marzyła o karierze modelki, ale się nie udało, więc teraz postanowiła zrobić gwiazdę z naszej córki…Jak bowiem inaczej wytłumaczyć to, że tak bardzo uparła się, żeby wbić Roksanie do głowy ten wybieg?!
Po pierwszym szoku spowodowanym porażką w wyborach miss przedszkola, Hanka zaczęła jeszcze intensywniej działać w celu zapewnienia Roksanie w przyszłości kariery modelki. Nie zraziło jej nawet to, że nasza córka właśnie zaczęła naukę w pierwszej klasie i okazało się, że nie idzie jej najlepiej. Nauczycielka kilka razy zwracała żonie uwagę. Mówiła, że Roksana potrzebuje dłużej przysiąść nad książką, bo nauka czytania i pisania nie przychodzi jej łatwo. Po Hani te uwagi spływały jak woda po kaczce.
– A po co jej czytanie i pisanie?! – prychała tylko. – Niech sobie ta głupia stara baba sama czyta i pisze godzinami, jak się do niczego innego nie nadaje! Roksanka jest stworzona do wyższych celów. Jak będzie już zarabiała miliony jako modelka to nawet nie spojrzy w stronę tej szkółki!
Aż się za głowę złapałem, jak to usłyszałem. Usiłowałem przemówić Hani do rozsądku, mówiłem coś o tym, że przecież wykształcenie to podstawa w dzisiejszych czasach, ale moja żona tylko machnęła ręką, jak to ostatnio miała w zwyczaju.
– Wykształcenie? To ja ci zaraz pokażę wykształcenie, jak nam liczba zer na koncie wzrośnie – i to bez tych twoich szkół! – zawołała.
Już miałem zapytać, w jakiż to sposób zamierza tego cudu dokonać, bo jak na razie o żadnych podwyżkach w mojej firmie ani widu, ani słychu, a i u niej, z tego co wiem, szef raczej biedę klepie, gdy Hania pokazała mi wydrukowane gdzieś z internetu ogłoszenie. Szukano siedmioletnich dziewczynek do reklamy płatków.
– Chyba nie zamierzasz zgłaszać tam Roksanki – zacząłem ostrzegawczo, bo to wszystko naprawdę przestawało mi się podobać. – Kobieto, ty przecież nawet nie wiesz, co to są za ludzie. Może to jacyś pedofile…
– Pedofile, co ty gadasz! – Hanka jak zwykle nie dała mi nawet dokończyć zdania. – Jak ja bym się tak wszystkiego bała jak ty, to nigdy bym do niczego nie doszła. Jeszcze jutro tam zadzwonię i zgłoszę Roksankę.
Rzeczywiście, jak powiedziała, tak zrobiła. Jak można się było spodziewać, moja córka, od dzieciństwa pchana przez Hankę w określonym kierunku, oszalała z radości.
– Tatusiu, będę w telewizji, będę w telewizji! – rzuciła mi się na szyję, podśpiewując pod nosem, gdy tylko wróciłem z pracy.
Muszę ją jakoś powstrzymać
Oczywiście usiłowałem Roksanie wytłumaczyć, że zaproszenie na casting jeszcze nic nie znaczy i może być tak jak z wyborami Małej Miss. Bo przecież równie ładnych i chętnych dziewczynek jak ona, mogą się zgłosić dziesiątki. Ale do mojej córki nic nie docierało. Myślę, że była po prostu za mała i za bardzo przekonana przez żonę o swojej wyjątkowości, żeby przyjąć do wiadomości, że samo zgłoszenie się do konkursu nie gwarantuje wygranej.
Niestety i tym razem Roksankę czekało srogie rozczarowanie. Hanka pieniła się ze złości, ciskała gromami, groziła organizatorom prokuratorem, policją i czym tam jeszcze. Fakty były jednak nieubłagane. Roksana nie została wybrana do reklamy. Rolę dostała inna dziewczynka.
Tę porażkę moja córka przeżyła jeszcze gorzej niż ostatnią. Przez dwa dni siedziała zamknięta w swoim pokoju, odmawiając jedzenia i rozmowy z kimkolwiek. Słyszałem, jak mówiła do swoich lalek, że dorośli kłamią i tak naprawdę jest najbrzydszą dziewczynką na całym świecie. To był prawdziwy horror! Naprawdę zacząłem się o nią bać.
Kocham moją córkę nad życie i dopiero w tamtym momencie dotarło do mnie z pełną siłą, że Hankę trzeba jakoś w tym szaleństwie powstrzymać. Ale to już jest chyba niemożliwe. Moja żona najwyraźniej wierzy, że jeśli Roksana weźmie udział w odpowiedniej liczbie castingów, to gdzieś w końcu się spodoba i do jakiejś reklamy ją zatrudnią!
Nie bierze przy tym pod uwagę tego, że ostatnio Roksanka odmawia jeżdżenia na takie imprezy, bo to już dawno przestała być dla naszej córki zabawa. Castingi stały się dla niej obowiązkiem – i to obowiązkiem naprawdę przykrym.
Hanki nic nie przekonuje. Kolejne porażki tłumaczy sobie na różne sposoby. Albo organizatorzy to „mafia”, albo „reklama jest kupiona”, a poza tym „pewnie wybrali córkę sponsora”. Nie potrafi przyjąć prostej prawdy, że, choć dla nas Roksanka jest najpiękniejsza na świecie, obiektywnie rzecz biorąc całkiem zwykła z niej dziewczynka. Taka, jakich wiele.
Na dodatek ostatnio Hania usłyszała od organizatora castingu, że Roksanka może być nieco za pulchna, by reklamować ten konkretny towar. Takie słowa dla Hanki były jak policzek! Na własne uszy słyszałem, jak mówiła wieczorem naszej córce, żeby przestała jeść słodycze...
Co będzie dalej? Tyle się teraz słyszy o anoreksji wśród młodych dziewczynek. Boję się, że przez swoje wariackie pomysły Hania wpędzi naszą córkę w poważną chorobę. Ale kompletnie nie mam pomysłu, jak przeciwstawić się żonie, i jak w końcu wytłumaczyć jej, że siedmiolatka ma ważniejsze rzeczy do zrobienia w życiu niż udział w reklamie! A może to Hania ma rację i rzeczywiście nie powinienem przeszkadzać Roksance w karierze? Sam już nie wiem, co mam z tym zrobić...
Czytaj także:
„Mąż chce zrobić z syna mężczyznę. Uczy go grać w nogę i zmusza do majsterkowania. Mały boi się przyznać, że woli… tańczyć”
„Moja żona miała obsesję. Postanowiła, że zrobi z syna Kubicę. Gdy się nie udało, zapisała córkę na lekcje tenisa”
„Córka dostała rolę w reklamie. Żona pękała z dumy, póki nie wyszło, że reżyser bardziej ceni jej urodę niż talent Amelki”