„Żona siedziała w domu, sam harowałem na jej drogie ciuchy i luksusowe wakacje, a i tak nazywała mnie nieudacznikiem”

Zarabiałem na zachcianki żony fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
– Przecież nie jesteśmy żebrakami. Mamy mieszkanie, samochód, na jedzeniu nie oszczędzamy, że o twoich modnych ciuchach nie wspomnę… – Tylko nie wypominaj mi ubrań! – usłyszałem. – Chyba nie myślisz, że będę kupować ciuchy w lumpeksie?
/ 19.10.2021 14:39
Zarabiałem na zachcianki żony fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Aż żal patrzeć na to, jak się z Hanią rozmijamy. A przecież kiedyś byliśmy taką szczęśliwą parą. Kochaliśmy się, rozumieliśmy nawzajem, spędzaliśmy razem czas... A dziś? Nie żyjemy ze sobą, lecz obok siebie...

– Jadę z dziećmi na działkę do moich rodziców – oświadczyła żona w sobotni poranek.

Nie zdążyłem dobrze otworzyć oczu, a co dopiero zareagować.

Już dawno była spakowana

Usłyszałem tylko, jak bierze kluczyki ze stolika w przedpokoju. Po chwili wszyscy troje objuczeni plecakami zniknęli za drzwiami. Poczułem, że rośnie mi ciśnienie i zaczynają drżeć ręce. Jak Hanka może wycinać taki numer, gdy najbardziej jej potrzebuję?

Uważałem ją za najbliższą osobę, a w chwili, gdy zdrowie zaczęło mi się sypać, po prostu zostawiła mnie samego ze wszystkimi problemami. Od jakiegoś czasu zaczęły mnie nękać znane mi już objawy. Znów budziłem się w środku nocy z przerażenia, zupełnie straciłem apetyt.

Hanka ciosała mi kołki na głowie, że dziećmi się nie interesuję, że o nic nie można mnie spytać, bo zaraz się awanturuję, że już nigdzie razem nie chodzimy. A ja nie miałem nawet ochoty rano wstać z łóżka, a co dopiero iść gdzieś do ludzi po pracy. Wymawiałem się bólem głowy, mówiłem, że mam robotę… A tak naprawdę nic mi się nie chciało.

Byłem na skraju zupełnego załamania

Już przedtem kilka razy dopadała mnie depresja, ale zawsze jakoś sobie radziłem i po kilku tygodniach, najwyżej po miesiącu, odzyskiwałem dawną równowagę. Początkowo myślałem, że to tylko praca tak wykańcza mi nerwy i że wszyscy tak mają.

Długo trwało, zanim wreszcie dotarło do mnie, że jest jeszcze jedna przyczyna. U nas w banku układy nigdy nie były najlepsze. Taka niczym nie uzasadniona nieżyczliwa atmosfera, a i bezinteresowne podkładanie innym świń nie należały do rzadkości. Jeśli tylko ktoś się wyróżnił, to zawsze znaleźli się chętni, żeby boleśnie odczuł, że nie warto się wychylać.

W każdej chwili mogłem spodziewać się więc zarzutów i awantury, choćbym nie wiem jak się starał. Donosy stały się codzienną praktyką. Na dodatek byli wśród nas równi i równiejsi, znajomi, kuzyni kierowników, krewni dyrektora…

Taka atmosfera była dla mnie nie do zniesienia, choć muszę przyznać ze zdziwieniem, że wiele osób czuło się w tym bagnie jak ryby w wodzie.

Chodziłem do biura z poczuciem ciągłego zagrożenia

Coraz częściej zdarzało się, że rano na myśl o wyjściu do pracy zaczynały mi się trząść ręce. Jednak nie miałem wyjścia. Nie było w pobliżu innej firmy, która chciałaby mnie zatrudnić, a już na pewno nie w mojej branży. żona w tym czasie nie pracowała, zajmowała się naszą dwójką dzieci. Były jeszcze za małe na przedszkole i ktoś musiał zostać z nimi w domu.

Hanka chętnie się na to zgodziła. Nie wyrywała się do pracy zarobkowej ani wtedy, ani później. Utrzymywaliśmy się więc jedynie z moich dochodów. Poza etatem starałem się o dodatkowe zajęcia. Czasem wpadały mi tłumaczenia jakichś dokumentów, a poza tym udzielałem korepetycji z angielskiego.

W czasach szkolnych mój tata bardzo nalegał, żebym uczył się języków obcych i dzięki temu mogłem teraz dorobić do pensji. Kiedyś doprowadzał mnie do szału swoim uporem, a dziś byłem mu za to naprawdę wdzięczny.

Hanka pochodzi z zamożnego domu

Zawsze była oczkiem w głowie swoich rodziców i jako jedyna z całej rodziny skończyła studia. Ciągle chwalona i niemal noszona na rękach przez najbliższych, nabrała przekonania, że jest pępkiem świata.

Przed naszym ślubem jakoś nie zwróciłem uwagi na jej nadmierną pewność siebie i przekonanie, że wszystko jej się należy. Dobrze nam było ze sobą, nie kłóciliśmy się, a przede wszystkim mieliśmy podobne zainteresowania. Przepadaliśmy za dobrą muzyką.

Wzmacniacz i głośniki to był nasz pierwszy poważny wspólny zakup. Poza tym bardzo lubiliśmy wspólne wycieczki i wyjazdy. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu.

Naprawdę czuliśmy, że świetnie pasujemy do siebie

Właściwie wszystko między nami układało się całkiem dobrze. Dopiero gdy dzieci przyszły na świat, coś powoli zaczęło się psuć. W miarę, jak rosły, było między nami coraz gorzej.

Coraz częściej słyszałem zarzuty i pretensje o jakieś głupoty: że zamiast kupić synowi nową komórkę, dałem mu starą i teraz dzieciaki będą się z Kuby śmiały, że ma takiego rzęcha. Albo że nie zauważyłem, jak Wiktoria wyrosła z kurtki i nie przyszło mi do głowy, że trzeba jej kupić nową…

Musiałem wysłuchiwać tyrad z powodu nieistotnych drobiazgów. Początkowo nie rozumiałem, dlaczego Hanka chodzi naburmuszona i spogląda na mnie niechętnie. W końcu pewnego dnia urządziła mi scenę o to, że zaplanowałem wyjazd na Mazury. Hania chciała wtedy jechać nad morze, a w ogóle to marzył jej się Egipt.

– Jak ty to sobie wyobrażasz? – spytałem spokojnie. – Nie możemy sobie pozwolić na zagraniczne wakacje we czwórkę!

Bo ty za mało zarabiasz! – wypaliła.

Poczułem się, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Skąd nagle Hanka nabrała takich poglądów? Dotychczas wydawało mi się, że jest ze mną szczęśliwa, a pieniądze nie były dla niej najważniejsze.

– Przecież zasuwam od świtu do nocy jak mały samochodzik. Etat, dodatkowe dyżury, zastępstwa, korepetycje… – zacząłem wyliczać. – Nie mam większych możliwości – stwierdziłem na koniec.

– Dobrze wiedziałeś, jakie mam wymagania, kiedy się ze mną żeniłeś. W moim domu ojciec potrafił zarobić tyle, żeby zapewnić nam odpowiedni standard życia. Naprawdę nigdy nie przyszło ci do głowy, że twoim dzieciom i mnie też się to należy? – spytała.

Wytrzeszczyłem na nią oczy. Przecież z kolei Hanka dobrze wiedziała, że ja nie jestem krezusem, nie mam taty milionera.

Podobno wzięła ze mną ślub z miłości

– Przecież nie jesteśmy żebrakami – próbowałem zachować spokój. – Mamy mieszkanie, samochód, na jedzeniu nie oszczędzamy, że o twoich modnych ciuchach nie wspomnę…

– Tylko nie wypominaj mi ubrań! – usłyszałem. – Chyba nie myślisz, że będę kupować ciuchy w lumpeksie?

– Haniu, posłuchaj. Nie dam rady sam zarobić więcej. Dzieci już podrosły, jedno w szkole, drugie w przedszkolu. Naprawdę możesz pójść do pracy – powiedziałem wprost i liczyłem na zrozumienie.

Niestety, pomyliłem się. Hanka urządziła kolejną ze swoich scen i demonstracyjnie zamknęła się w pokoju. Wyszedłem z domu i kręciłem się po okolicy, starając się uspokoić i zrozumieć jej punkt widzenia. Czułem się bezsilny.

Nie miałem pojęcia, co dalej robić

Żona właśnie okazała się zupełnie inną kobietą od tej, z którą się ożeniłem. Kochałem Hanię i tym bardziej bolesne było moje rozczarowanie. Czułem, że któreś z nas musi ustąpić i że do porozumienia potrzebny jest nam wspólnie spędzony czas. Pojechaliśmy wtedy nad morze…

Dałem za wygraną, chociaż wiedziałem, że po tych dwóch tygodniach będziemy spłukani. Po jakimś czasie jednak nasze relacje się poprawiły. Najwyraźniej Hanka wzięła sobie do serca moje słowa, bo w końcu zaczęła pracować w firmie swoich rodziców. Wpadała tam na cztery godziny dziennie, niewiele robiła, ale najważniejsze, że dostawała niezłą pensję.

Początkowo mnie to cieszyło. Z czasem jednak zauważyłem, że ten układ psuje moją żonę. Traktowała pracowników z góry, a oni kłaniali się w pas – wiadomo, córka właścicieli. Ledwie zaczęła pracować, a już uznała, że jest wybitną specjalistką, choć tak naprawdę niewiele umiała.

Stała się jeszcze bardziej pewna siebie i uznała, że jest już zupełnie niezależna. Przestała liczyć się z moim zdaniem. Nie dość, że w domu miałem niemiłą sytuację, to los dołożył mi kolejnego kopniaka.

Nasz bank połączył się z drugim, większym. Żeby nie dublować stanowisk zarządzono redukcję etatów.

Niespodziewanie znalazłem się na bruku

Gdy dostałem wypowiedzenie, po raz pierwszy w życiu poszedłem się upić. Siedziałem w knajpie z Jaśkiem, wielkim chłopem z sąsiedniego działu. Był w rozpaczliwej sytuacji, tak jak ja.

– Nie masz układów, to idziesz na dno – stwierdził smętnie znad kieliszka, gdy obaj byliśmy już nieźle wstawieni. – Jest dla nas robota, ale sto kilometrów stąd. Będziemy codziennie dojeżdżać? – zastanawiał się na głos.

Na koniec ponurego spotkania zdecydowaliśmy, że dajemy sobie dwa tygodnie na zastanowienie.

Po powrocie do domu usłyszałem wymówki od żony

Wyciągnęła ze mnie informację o zwolnieniu. Miałem nadzieję, że spróbuje mnie pocieszyć i wspólnie zaangażujemy się w poszukiwanie nowego zatrudnienia. Bardzo się pomyliłem. Spojrzała na mnie z niechęcią i pokiwała głową.

– Wreszcie się na tobie poznali, co? Jesteś życiowym nieudacznikiem! – nie przebierała w słowach.

Nie wiem, jakiego księcia z bajki sobie wymarzyła. Najwyraźniej ja w niczym go nie przypominałem, a nasz związek wisiał na włosku. Na myśl o rozwodzie przeszedł mnie zimny dreszcz. Niestety, wkrótce przekonałem się, że zdaniem żony również jako ojciec zupełnie się nie sprawdzałem.

– Czas wziąć się za lekcje! – zawołałem do Kuby i Weroniki, gdy któregoś wieczoru szaleli w swoim pokoju, kopiąc piłkę.

Hanka pozwalała im na to, choć już raz syn stłukł żyrandol.

– Jeszcze nie musicie odrabiać lekcji! — wrzasnęła żona.

Spojrzałem na nią wtedy ze zdumieniem

Innym razem, gdy chciałem zabrać dzieciaki na rower, żona stwierdziła, że właśnie jest czas na sprzątanie ich pokoju, w czym oczywiście mają uczestniczyć. „O co jej chodzi? Chce mi dokopać w tak perfidny sposób?”.

Nie mieściło mi się w głowie, że starała się nadszarpnąć mój autorytet w oczach dzieci. Nie rozumiałem, co chciała w ten sposób osiągnąć. Przecież tylko robiła im krzywdę, traktując mnie jak jakieś popychadło.

Najbardziej bolało mnie to, że Hanka zdawała sobie sprawę z mojego stanu. Wiedziała, że od czasu do czasu muszę się ratować antydepresantami, żeby jakoś funkcjonować.

Teraz też tak było, a ona mnie zostawiła na pastwę losu

Pewnie całkiem bym się załamał, gdyby nie Majka, najbliższa przyjaciółka mojej żony. Przyszło mi do głowy, że może ona zdoła mi jakoś pomóc, wyperswadować to i owo Hance… Poprosiłem ją więc o spotkanie.

Usiedliśmy z Majką przy kawiarnianym stoliku i bez zbędnych wstępów zacząłem zwierzenia. Wysłuchała mnie i pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Problem między wami jest zupełnie inny, niż myślisz – odezwała się. – Hanka dużo ze mną rozmawiała o waszych układach. Ona od dawna ma do ciebie żal, bo nie miałeś dla niej czasu. Ciągle pracowałeś, brałeś te dodatkowe zlecenia, i nawet gdy byłeś z nią pod jednym dachem, to właściwie i tak cię nie było dla niej.

Co to za bzdury? Aż wierzyć mi się nie chciało, kiedy tego słuchałem... Przecież to ja chciałem od niej trochę ciepła i wsparcia!

– Sama zajmowała się dziećmi i je wychowywała, bo przecież nie miałeś czasu. Gdy teraz je pouczasz, ona traktuje to, jakbyś wkraczał na jej osobisty teren – tłumaczyła mi Majka.

– Coś mi się tu nie zgadza – wtrąciłem. – Przecież to ona żądała ode mnie coraz więcej pieniędzy.

– Nie dawałeś jej ciepła ani wsparcia w codziennym życiu, więc wymyśliła sobie właśnie taką rekompensatę. Poza tym czuła się od ciebie zależna i bardzo jej to przeszkadzało.

Zależna? Myślałem, że pasuje jej rola utrzymanki... Majka kontynuowała.

– Hanka nie potrafi pewnych rzeczy powiedzieć ci wprost, więc jak to baba, zaczęła ci dokuczać, żebyś wreszcie zauważył jej obecność jako żony, kobiety, partnerki… Nawet nie wiesz, jak jej na tobie zależy – dokończyła Majka, a ja gapiłem się na nią, nie wierząc własnym uszom.

Wożenie ciętych kwiatów na działkę może wydawać się dość głupie, ale ja właśnie tak zrobiłem. Następnego dnia wsiadłem do podmiejskiego pociągu, potem przeszedłem trzy kilometry piechotą. Hania, gdy mnie zobaczyła na drodze, podbiegła i zarzuciła mi ręce na szyję, przygniatając bukiet swoim ciałem.

Pomyślałem, że jeszcze nie wszystko stracone. Musimy sobie jednak nawzajem wiele spraw wyjaśnić. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA