Gdy moja żona powiedziała, że zapisała się na kurs prawa jazdy, aż wybałuszyłem oczy ze zdziwienia. Aśka za kółkiem? To niemożliwe… Przecież odkąd pamiętam, powtarzała, że nigdy nie będzie kierowcą, bo się do tego nie nadaje.
Nie wiedziałem, dlaczego tak uważa, bo gdy pytałem, ucinała rozmowę lub szybko zmieniała temat. A tu nagle taka niespodziewana zmiana…
Była cała zapłakana
– Chcę awansować w firmie. Ale bez prawka nie mam na to najmniejszych szans – wyjaśniła, jakby czytając w moich myślach.
Praca zawsze była dla niej ważna, więc byłem pewien, że zdobędzie uprawnienia raz dwa. Prawdę mówiąc, bardzo się z tego cieszyłem. Do tej pory to ja musiałem odwozić dzieci do szkoły, jeździć po większe zakupy, wieźć rodzinę na wakacje i siedzieć o suchym pysku na działce u znajomych, bo przecież trzeba wrócić do miasta… Teraz była szansa na to, że będę miał zmienniczkę.
Z teorią Aśka poradziła sobie bez najmniejszego problemu. Zawsze miała świetną pamięć, więc opanowanie iluś tam reguł i zapamiętanie kilkudziesięciu znaków zajęło jej kilka dni. Gorzej było z praktyką. Po pierwszej jeździe z instruktorem zamknęła się na godzinę w łazience. A gdy w końcu wyszła, była cała zapłakana.
– Co się stało? – przeraziłem się.
– Wszystko robię źle! Milion razy mi zgasł! Miałam rację, nie nadaję do tego!
– Spokojnie, początki zawsze są trudne. Następnym razem pójdzie ci lepiej – przytuliłem ją.
Rzeczywiście w miarę upływu czasu było lepiej. Ale tylko troszkę. Aśka świetnie radziła sobie z manewrami na placu. Gdy jednak wyjeżdżała na ulicę, wpadała w panikę. Była tak przerażona, że natychmiast zapominała, czego się nauczyła. Myliła gaz z hamulcem, zapominała o kierunkowskazach, nie zwracała uwagi na znaki.
Już chciała zrezygnować z kursu
Zdesperowana wzięła dodatkowe jazdy z instruktorem, ale na niewiele się to zdało. Pusty plac manewrowy – żadnych problemów. Ulica, po której jechał choćby jeden samochód – panika.
– Mam dość! Nigdy nie będę kierowcą. Niepotrzebnie w ogóle próbowałam – oświadczyła załamana po kolejnej nieudanej jeździe po mieście.
Tłumaczyłem jej, że za szybko się poddaje, ale nie chciała słuchać. I pewnie by się poddała, gdyby nie moja mama. To było miesiąc temu. Nasz starszy syn miał urodziny, więc wpadła, by złożyć mu życzenia. Kiedy już go wycałowała i wręczyła prezent, usiadła przy stole i zaczęła bacznie przyglądać się Aśce.
– Dlaczego jesteś taka przybita i markotna? – zapytała w pewnym momencie.
– Ja? Nie… Wydaje się mamie – żona próbowała przywołać na twarz uśmiech.
– Nie zaprzeczaj… Przecież widzę.
– Asia ma kłopoty z nauką jazdy samochodem. Próbuje, ale jej nie wychodzi. Chce zrezygnować – wyjaśniłem.
Mama spojrzała na żonę zdumiona.
– Chcesz się poddać? Ty? Przecież zawsze byłaś bardzo waleczną kobietą.
– Tak, ale tym razem nie dam rady. Gdy wyjeżdżam na ulicę, od razu nachodzą mnie złe myśli. Boję się, że za chwilę zrobię coś nie tak i wydarzy się tragedia. Próbowałam sobie tłumaczyć, że to tylko moja wyobraźnia, ale nie pomogło. Tabletki na uspokojenie też nie. Ciągle ogarnia mnie takie przerażenie, że ledwie mogę oddychać – wykrztusiła i się rozpłakała.
Chcę, żebyś teraz ty nosiła to serduszko
Mama patrzyła na nią przez chwilę ze współczuciem, a potem nagle zdjęła łańcuszek z serduszkiem, który miała na szyi.
– Wiesz, kto nosił kiedyś to serduszko? – zapytała Aśkę.
– Nie, nie wiem – odparła.
– Moja mama Halina. Nie wiem, czy Robert ci kiedyś o niej opowiadał…
– Mówił, że była łączniczką w Powstaniu Warszawskim. Miała wtedy tylko czternaście lat… Aż dziw, że się nie bała…
– Bała się. I to bardzo. Ale opowiadała mi kiedyś, że zanim wybiegła z meldunkiem, zamykała na chwilę oczy i ściskała mocno to serduszko. Wierzyła, że uchroni ją przed kulami, bo dostała je na szczęście, od swojej mamy, gdy szła do powstania.
– I uchroniło? – Asia otarła łzy.
– To chyba jasne. Inaczej nie byłoby mnie na tym świecie. No i Roberta…
– A, no tak… Ale dlaczego mama mi to opowiada akurat teraz?
– Bo chcę, żebyś teraz ty nosiła to serduszko. Zwłaszcza jak pójdziesz na kolejną jazdę. Gdy wsiądziesz do samochodu, zrób tak, jak robiła moja mama: zamknij na chwilę oczy i mocno ściśnij serduszko. Strach minie…
– Nie, nie mogę go przyjąć… To przecież pamiątką rodzinna…
– Nie tylko możesz, ale nawet musisz! Koniec dyskusji – ucięła mama.
– Dziękuję… Naprawdę dziękuję… Nie wiem, co powiedzieć… – pociągnęła nosem wzruszona Asia.
– Nic nie musisz mówić. Po prostu obiecaj mi, że jutro na kolejnej lekcji ruszysz z impetem w miasto.
– Obiecuję… A na razie przyniosę kawę i tort, bo z tego wszystkiego zapomniałam – zakrzyknęła żona i pobiegła do kuchni.
Gdy zniknęła za drzwiami, zdumiony spojrzałem na mamę.
– Pierwszy raz w życiu słyszałem, że babcia Halina miała w powstaniu jakiś talizman… I z tego, co pamiętam, serduszko kupił ci tata na którąś rocznicę ślubu…
– Możesz zostawić tę wiedzę dla siebie – mama spiorunowała mnie wzrokiem. – Nieważne, skąd jest to serduszko. Najważniejsze, że twoja żona uwierzyła w jego magiczną moc. I być może jak wsiądzie jutro do samochodu, to przestanie się bać.
Naprawdę uwierzyła w jego moc
Asia dotrzymała słowa danego mamie. Następnego dnia wróciła na kurs prawa jazdy. Z niecierpliwością czekałem na jej powrót. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się cudów. Myślałem, że jak zwykle wróci przybita i załamana. Tymczasem wpadła do mieszkania rozpromieniona.
– Nawet nie wiesz, jak świetnie mi poszło! Pół godziny krążyłam po mieście i ani razu nie spanikowałam. Tylko raz zapomniałam włączyć kierunkowskaz. Mówię ci, instruktor był w szoku. Powiedział, że jeszcze kilka jazd i mogę stawać do egzaminu. I na pewno zdam – opowiadała podekscytowana.
– Naprawdę? – popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.
– No! A wiesz dlaczego?
– Dlaczego?
– Bo miałam na sobie to serduszko. Ono naprawdę jest magiczne! – zawołała.
Cóż, nie zaprzeczyłem. Przecież pomogło Asi pokonać strach…
Czytaj także:
„Oczerniałam wytatuowanego sąsiada, bo wyglądał jak pomiot szatana. Otworzyłam oczy, dopiero gdy uratował mi życie”
„Dla świętego spokoju nie podrywałem kobiet, bo bałem się, że mnie wyśmieją. Monika pokochała mnie takim, jakim jestem”
„Wybłagałam pokłóconych rodziców, by na spotkaniu z moimi teściami grali wzorowe małżeństwo. Efekt zaskoczył wszystkich”