Ja też miałem dla swojego zięcia kilka rad. Niech wie, jak z żoną postępować.
Mirka i Piotrek są po ślubie od pół roku, a już są zgrzyty między nimi. Zwykle o drobiazgi. Gdy tylko wszedłem do domu i zobaczyłem na wieszaku kurtkę Mirki, tknęły mnie złe przeczucia. Po pierwsze, nie urzędowały z matką jak zwykle w saloniku, plotkując przy kawie, ale zamknęły się w kuchni. To oznaczało, że mają do obgadania jakieś ważne, babskie sprawy.
Po drugie, Mirka była dopiero pół roku po ślubie i problemy małżeńskie bywały najczęstszym tematem jej rozmów z mamą. Wiedziałem więc, że na obiad to na razie nie mam co liczyć. Spokojnie poszedłem więc do garażu, by podłubać pod maską mojego forda staruszka. Niestety, dwie godziny później, sytuacja na kuchennym froncie nic a nic się nie zmieniła.
Mój żołądek stanowczo upominał się o swoje, więc podniosłem dłoń, aby zapukać do drzwi. Wtedy usłyszałem głos żony:
– Chyba wymiana zawiasów to żadna filozofia? Chyba każdy to potrafi.
– Właśnie, ale do Piotrka to można mówić i mówić, a ja już nie mogę na nie patrzeć, jak tak wiszą – biadoliła Mirka.
– Jesteś za mało stanowcza – odparła na to Jola. – A facetów trzeba krótko trzymać i dopominać się o swoje. Inaczej to na głowę nam wejdą, i już niczego nie wyegzekwujesz, córciu.
Rany boskie, o marną szafkę tyle nerwów! A co to w ogóle za rady dla młodej mężatki? Już miałem wejść i odpowiednio zareagować, ale powstrzymał mnie głos córki, a raczej to, co powiedziała:
– Ale ty też musisz o wszystko się u taty prosić – w głosie Mirki słychać było jakby satysfakcję. – Nieraz sama widziałam, jak go goniłaś do roboty. On tylko mecze wciąż oglądał albo w garażu siedział.
– Bo właśnie popuściłam mu kiedyś cugle i teraz takie są tego konsekwencje – odparła Jolka. – Ale ty nie popełniaj moich błędów i się nie daj, pamiętaj… Czując, że ciśnienie skacze mi do góry, uznałem, że czas przerwać to babskie gadanie. W końcu jestem facetem i jakaś męska solidarność z własnym zięciem mnie obowiązuje! A poza tym powinienem był ukrócić to jeżdżenie nam po głowach. Pchnąłem drzwi i wkroczyłem do kuchni.
– To ty już jesteś? – zdziwiła się moja ślubna. – Jakoś nie słyszałam…
– Nic dziwnego, taką interesującą rozmową jesteś zajęta – popatrzyłem na żonę ironicznie i cmoknąłem córkę w czoło.
– Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko obiad w mikrofali podgrzeję, głodny jestem. Wyciągnąłem z szafki talerz, no i może troszkę za głośno ją zamknąłem.
– A co ty tak drzwiczkami strzelasz? – napadła na mnie Jola. – Uważaj, bo jeszcze z zawiasów wylecą. – Tak jak u nas – Mirka popatrzyła na mnie z wyrzutem, jakbym to ja był temu winien. – Już trzy dni tak wiszą i nie ma kto naprawić, jakby chłopa w domu nie było!
– Na mnie nie licz, córeczko. Twoja matka dba o to, abym nie miał już czasu na nic – rzuciłem zjadliwie, wyjmując talerz z zupą z mikrofali. – A w końcu przecież to taki drobiazg, żadna filozofia. Po co ci chłop do czegoś takiego? Teraz jest równouprawnienie, pewnie sama byś sobie z tym dała radę, pożyczę ci nawet narzędzia – uśmiechnąłem się do niej.
W tym momencie obie panie posłały mi takie spojrzenia, że gdyby wzrok umiał zabijać, padłbym martwy na miejscu. Ale ja skrzywiłem się tylko pod nosem. Bo ja nie pozwolę sobie wejść na głowę! Niech sobie marzą o trzymaniu mężczyzn krótko. Mirka zaczęła się zbierać, twierdząc, że jeszcze zakupy po drodze musi zrobić, bo w lodówce pusto i że jak ona nie zrobi, to będą głodni chodzili, bo na Piotrka to nie ma co liczyć, nawet chleba zapomni kupić. No i że ugotować coś by warto, bo mamine pierogi to dawno się skończyły.
– Jest to uprawnienie, masz rację tato, ale jak ja czegoś nie ugotuję, to jedlibyśmy chleb z keczupem tylko – córka posłała mi jadowite spojrzenie. – Bo Piotrek więcej nic nie potrafi zrobić.
– Ale kończy doktorat, na uczelni dostał etat, na stypendium do Włoch ma jechać, rozwija się facet jak mało który! – murem stanąłem po stronie zięcia. – A ty co, chciałabyś, żeby przed telewizorem z pilotem i puszką piwa leżał? Więc już ty mu nie wymawiaj tych kanapek.
Czyżby moja połowica sięgnęła po groźbę?
I w tym momencie wtrąciła się Jola. Postukała się wymownie palcem w czoło i posłała mi litościwe spojrzenie.
– Tobie to już całkiem na mózg padło, Maciusiu – prychnęła. – Co ma gotowanie do doktoratu? Ty jesteś magistrem inżynierem, a naczynia potrafisz pozmywać, mieszkanie odkurzyć i pralkę naprawić i… – spojrzała na mnie chytrze. – Mam dalej wymieniać?
Wyniosłem się z zupą do pokoju dla własnego bezpieczeństwa. Takie dyskusje z żoną nigdy mi na dobre nie wychodziły. Wieczorem, byliśmy już w łóżku, zadzwonił do mnie zięć. Powiedział, że ma problem, poprosił, żebym mu swoje narzędzia pożyczył, bo musi coś naprawić. I że mu Mirka spokoju nie daje, tylko wciąż głowę o tę szafkę suszy. A te drzwiczki to jedynie trochę wiszą, jak się je założy, to nawet nie widać. Mimo to on, dla świętego spokoju, obiecał, że naprawi. Bo przecież Mirka mu żyć nie da…
– Bo ty jej na to pozwalasz – uświadomiłem zięcia, zniżając głos. – A z kobietami trzeba zdecydowanie, bo jak od początku nie pokażesz, kto w domu rządzi, to ci na głowę wejdą.
– To tata radzi, żeby nie naprawiać tych drzwiczek? – spytał Piotrek, trochę zdezorientowany. – Mogę nie naprawiać, ale co ja powiem Mirce?
– Nie, no napraw, pewnie, ale nie tak od razu – odparłem jeszcze ciszej, tak żeby Jola nie słyszała. – Kiedyś, jak będziesz miał czas. Przecież piszesz pracę naukową, jesteś zajęty, masz inne, ważniejsze sprawy i… – przerwałem, bo poczułem potężnego szturchańca w plecy. Odwróciłem głowę i ujrzałem, że Jola rzuca mi zabójcze spojrzenia. Na migi pokazywała, żebym skończył tę rozmowę, bo ona chce spać. Miałem tylko nadzieję, że nie słyszała wszystkiego, co mówiłem.
Szybko pożegnałem zięcia.
– Kochanie… – nieoczekiwanie żona przytuliła się do mnie. – Może jutro po pracy pojechałbyś do dzieci i zrobił porządek z tymi drzwiczkami?
– Dlaczego ja? – oburzyłem się. – Przecież oni wciąż w pracy, nie mają czasu – żona pocałowała mnie w policzek.
– A ty nudzisz się całymi godzinami w garażu albo przed telewizorem te swoje mecze oglądasz. Dzieciom trzeba pomagać.
– Pożyczę Piotrkowi narzędzia, chłopak poradzi sobie doskonale – starałem się bronić swojej suwerenności.
– Ojej, Maciusiu, sam wiesz, jaki on jest, nie ma do tego drygu tak jak ty – znowu mnie pocałowała, przytulając się do mnie całym ciałem.
– Ty jesteś inżynier…
– Inżynier odlewnictwa, a nie stolarki – odburknąłem, zły jak diabli.
Wiedziałem, że cokolwiek powiem, i tak będę musiał iść i naprawić te drzwiczki. – Ty sobie ze wszystkim potrafisz poradzić, taka złota rączka jesteś, nikt ci nie dorówna – westchnęła Jola, sięgając pod bluzę mojej pidżamy.
– I po co oboje mają się denerwować, przecież spokój w domu jest najważniejszy, prawda, kochanie? Chyba mi się tylko zdawało, ale w ostatnich słowach mojej małżonki usłyszałem jakby odrobinę twardszy ton.
Majster policzył sobie za usługę jak za zboże
Nazajutrz, po pracy, pojechałem do dzieci z narzędziami. Zastałem tylko Piotrka siedzącego z nosem w książkach.
– Strasznie ci tato dziękuję, sam bym sobie nie poradził, zupełnie się na tym nie znam – popatrzył na mnie z wdzięcznością.
– Ale jest sporo czasu, Mirka ma inwentaryzację, wróci pewnie po północy – głową wskazał na lodówkę i puścił mi oczko.
– To jak, napijemy się po browarku, zanim weźmiemy się za te drzwiczki? – Jasne – rozsiadłem się w fotelu i wziąłem do ręki pilota.
– I może sobie w spokoju obejrzymy jaki meczyk. Czas mijał całkiem przyjemnie, wreszcie nikt nam nie gderał nad głowami. Dopiero po dwóch godzinach zabrałem się za te drzwiczki. I okazało się, że sprawa wcale nie jest taka prosta.
– To nie jest drewno, tylko płyta, nie wiem sam, co to za cholerstwo – mruknąłem do Piotrka, rozdrażniony.
– I z tych otworów to już nic nie będzie, trzeba nowe dziury wywiercić, mniejsze. – A te stare zostaną i tak będzie je widać? – zięć popatrzył na mnie niepewnie.
– Mirka to straszna pedantka, nigdy się na to nie zgodzi, zabije mnie, jak zobaczy te dziury. Musimy coś wymyślić.
– Trzeba będzie je czymś zalepić – zastanowiłem się. – I potem czymś okleić, ale ja nie wiem jak i nie mam czym, tu trzeba jakiegoś fachowca… – popatrzyłem na zegarek. – Może wezwiemy kogoś?
– Ale ile taki zedrze za robotę! – Piotrek pokręcił głową, spoglądając na mnie niepewnie.
– Nie stać nas, to już wolę, żeby Mirka mnie zabiła. No, nie było za wesoło.
Westchnąłem, spoglądając ciężkim wzrokiem na zięcia. Cóż mogłem zrobić w takiej podbramkowej sytuacji, trzeba było jakoś ratować spokój rodziny, jego i mojej. Więc sięgnąłem po portfel.
– Dzwoń i szukaj jakiegoś serwisu, czynnego całą dobę – wyjąłem kilka banknotów.
– Mam tu trochę zaskórniaków, forda miałem wyremontować – machnąłem ręką.
– Ale co tam samochód. Może poczekać, spokój rodziny najważniejszy. Majster zdarł z nas skórę, przepadła cała moja lewa, oszczędzana od kilku miesięcy kasa. Nie powiem, drogo mnie ten spokój córki i jej męża kosztował, ale przynajmniej drzwiczki się trzymają. Gdy wróciłem do domu, Jolanta czekała na mnie z kolacją.
– I jak tam skarbie, poradziłeś sobie z tą szafką? – spytała.
– Oczywiście, zresztą czy mogło być inaczej? – uśmiechnąłem się z lekką ironią, ale ona tego nie zauważyła.
– Przecież spokój w rodzinie jest najważniejszy, prawda?
– Jak zawsze, masz absolutną rację – popatrzyła mi w oczy tak jakoś szczególnie. – Spokój w domu nie ma ceny i ty to najlepiej powinieneś wiedzieć, po tylu latach małżeństwa – zaśmiała się. Dobrze, że akurat niczego nie przełykałem, bo jak nic, udławiłbym się pewnie od tego jej jadowitego śmiechu.
Czytaj także:
Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronu
Szewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego syna
Zamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy