Nasze małżeństwo nie było namiętne i szalone, byliśmy dla siebie przyjaciółmi o wspólnych zainteresowaniach. Dlatego też było dla mnie szokiem, że Dagmara nagle dała się ponieść fali pożądania i zabawiała się z młodszym kochankiem.
Między nami wszystko było dobrze
W małżeństwie żyło mi się całkiem dobrze. Ożeniłem się, mając 30 lat i tak to jakoś leciało. Namiętności nigdy mnie nie interesowały – ot, po prostu miałem z Dagmarą wspólne tematy i to nas jakoś połączyło. Ona zresztą też się raczej nie domagała się jakichś eksperymentów czy fajerwerków w łóżku. Właściwie oboje skupialiśmy się na swoich obowiązkach: ja piąłem się po szczeblach kariery, by w końcu stać się ważnym dyrektorem jednego z działów w ogromnej, a zarazem liczącej się w kraju korporacji, ona natomiast zajmowała się domem.
Nie mieliśmy dzieci. Żona jakoś się do nich nie śpieszyła, a ja się w tej sprawie nie przypominałem, bo i nie bardzo marzyłem o ojcowskich zobowiązaniach. Uważałem zresztą, że z dziećmi byłbym stale rozproszony i nie skupiałbym się tak mocno na pracy, jak obecnie, co pewnie znacznie osłabiłoby moją wydajność.
Nie uważałem, żeby Dagmara była nieszczęśliwa. Ona zresztą nigdy nie robiła z siebie niewolnicy czy służącej – sama chciała skupić się na byciu prawdziwą gospodynią. Lubiła gotować, a kuchnia stanowiła jej małe królestwo. Mnie prawie nic nie pozwalała tam zrobić, do czego zresztą za bardzo się nie garnąłem. Myślałem, że jest zadowolona z naszego układu, nawet jeśli nasze małżeństwo wynikało bardziej z rozsądku i pewnego rodzaju przywiązania czy nawet przyjaźni, niż z gorącej, namiętnej miłości. Już wkrótce miałem się jednak przekonać, że każdy ma czasem gorszy moment i skryte pragnienia.
Dagmara zrobiła się jakaś nieobecna
Któregoś popołudnia, gdy odwiedziła nas Gosia, moja młodsza siostra, Dagmara jak zwykle krzątała się w kuchni. Ja nie zauważyłem w jej zachowaniu niczego niezwykłego, ale Gosia od razu spojrzała na mnie z lekkim zaniepokojeniem.
– Coś między wami nie tak? – spytała, a kiedy zaprzeczyłem, dodała: – To co ona taka zamyślona? Jakby się obraziła albo skupiała się na czymś zupełnie innym.
Wzruszyłem ramionami.
– Wydaje ci się – stwierdziłem. – Gotuje, to pewnie myśli, co tam jeszcze przygotować.
Gosia niby nic więcej nie powiedziała, ale wciąż rzucała Dagmarze ukradkowe spojrzenia. Kiedy sobie poszła, i ja zacząłem się przyglądać żonie. I doszedłem do wniosku, że w coś tych spostrzeżeniach mojej siostry jednak jest. Bo Dagmara odpowiadała tylko półsłówkami, a po dłuższej chwili w ogóle przestawała się orientować, o czym w ogóle mówię. Uznałem jednak, że pewnie jest przemęczona i trudno jest jej się skupić na wszystkim wokół.
– Może powinnaś trochę odpocząć? – zaproponowałem. – Wydajesz się czymś przytłoczona…
– Co? – zdumiała się. – Nie, nie, Mariusz. Wydaje ci się. Po prostu… jakoś tak się rozkojarzyłam.
Grzesiu przyszedł do mnie z rewelacjami
Dwa tygodnie później swoim telefonem zaskoczył mnie Grzesiu, jeden z moich bliższych przyjaciół.
– Stary, musisz coś zobaczyć – wyrzucił z siebie na jednym oddechu. – To mega pilne. Chodź do tej knajpy na rogu. Byle szybko.
– Będę za 10 minut – oznajmiłem mu.
Dziwiłem się, co jest aż takie ważne, żeby wyciągać mnie z domu w sobotę skoro świt. Mimo to postanowiłem się zmobilizować i chwilę później byłem we wskazanym miejscu. Grzesiu już na mnie czekał przy jednym ze stolików.
– No jesteś wreszcie! – stwierdził ze zniecierpliwieniem. – A ja tu widzisz, dla twojego dobra. W twojej sprawie?!
– O czym ty mówisz? – zdumiałem się szczerze.
– Ano, o tym, Mariusz. O tym! – wyciągnął jakieś zdjęcie i przesunął je po blacie w moją stronę.
Zamrugałem, nie dowierzając. Na fotografii przedstawiona była moja Dagmara w czułym uścisku z jakimś facetem. Zdecydowanie nie wyglądali jak przyjaciele. To był jeszcze gnojek! Fakt, miał górę mięśni, jakby mieszkał na siłowni i gęstą brodę, która podobno działała na kobiety. Cóż, na moją żonę widocznie też zadziałała, skoro takie namiętne foty im Grzesiu zrobił. No nie wpadłbym na to, że Dagmara mnie zdradzi!
– Cyknąłem, jak się nie spodziewali – stwierdził Grzesiu z mocnym przejęciem. – No, ale nieźle ich uchwyciłem, nie? Uznałem, że musisz się dowiedzieć, a jeszcze byłbyś skłonny nie uwierzyć!
Zachowałem to dla siebie
Po rozmowie z Grzesiem wróciłem do domu trochę rozbity. Dagmara już wstała i robiła coś w kuchni. Zdumiała się, że wyszedłem bez słowa, ale nie dopytywała, gdzie byłem. I dobrze, bo pewnie bym jej wszystko wygarnął, a tak uznałem, że poczekam i sprawdzę, co zrobi. Czy się opamięta, czy może raczej będzie dalej brnąć w tę znajomość z napakowanym gnojkiem?
Nie było sensu zadawać sobie pytania, co on ma takiego, czego ja nie mam. W końcu był pewnie z piętnaście czy dwadzieścia lat młodszy, miał doskonałą muskulaturę i jak podejrzewałem, zwracał uwagę. Nie powiem, czułem się podle. Trochę niepotrzebny. Zepchnięty na dalszy plan. No i, co najważniejsze, oszukany.
A mówi się, że to faceci miewają kryzys wieku średniego. Jak kiedyś zauważyłem, że i kobiecie może się zdarzyć jakiś skok w bok, to znajomi mnie wyśmiali, a koleżanki krzyczały najgłośniej, że bronię mojej płci, bo to taka głupia męska solidarność. Ciekawe, co by powiedziały, gdyby wiedziały, co mnie spotkało.
Miała niezłą minę
Wraz z upływem czasu Dagmara robiła się coraz bardziej nerwowa. Miałem wrażenie, że zaczęła też płakać po kątach. Twardo udawałem jednak, że nic nie widzę. No i w końcu sama do mnie przyszła, jak siedziałem w salonie i sprawdzałem coś na laptopie.
– Mariusz, muszę… muszę ci się do czegoś przyznać – usłyszałem.
– Tak? – udałem zaciekawienie. – Co się stało?
– Bo widzisz, ja… ja się ostatnio pogubiłam – mruknęła. Popatrzyła na mnie, jakby spodziewała się, że coś powiem, ale ja uparcie milczałem. – No… sama nie wiem, co się ze mną stało. Siedziałam w domu, w kuchni, no i zamarzyło mi się coś szalonego. Karolina, ta wiesz, co znam ją jeszcze ze szkoły, namówiła mnie na wyjście. I wtedy kogoś poznałam.
– No – rzuciłem spokojnie. – To dobrze, że nawiązujesz nowe znajomości. Nie chciałbym, żebyś czuła się tu jak w więzieniu.
Dagmara jęknęła.
– Nic nie rozumiesz – stwierdziła z desperacją. – Ja… ja miałam romans. Taki przelotny. On był dużo młodszy…
– A, z tym napakowanym gnojkiem z brodą? – zapytałem niewinnie, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie. – A, to wiem.
Na twarzy mojej żony odbił się szok. Żałowałem nawet, że nie miałem w pobliżu telefonu, bo chętnie bym ją nagrał. Ta mina… była bezcenna. A ja w sumie czułem odrobinę satysfakcji. Bo wiedziałem, że takiego obrotu spraw się nie spodziewała. Tymczasem wytrąciłem jej z rąk wszelkie argumenty. Nie miała też co ściemniać, bo z grubsza wiedziałem, co się wokół działo. Choć ona nie miała o tym pojęcia.
Każdemu zdarza się błąd
Z początku nie miałem zamiaru słuchać tłumaczeń Dagmary. Choć sam wyjaśniłem to sobie chwilowym zaćmieniem umysłu i kryzysem wieku średniego, wciąż jeszcze czułem się oszukany i skrzywdzony. Z czasem jednak, kiedy żona dalej snuła się po domu jak cień, co chwila zresztą pochlipując, a przy tym pociągając żałośnie nosem, postanowiłem trochę odpuścić. I dać jej jeszcze jedną szansę.
W końcu pewnie czuła się niedoceniana, nieatrakcyjna, porzucona. To z kolei wskazywało na moją winę – bo choć nie zdawałem sobie z tego sprawy, musiałem się do tego jakoś przyczynić. Skoro nie czuła się przy mnie wyjątkowa, tak jak na początku naszego związku…
Doszedłem do wniosku, że każdy z nas popełnia przecież błędy. Jedni większe, drudzy mniejsze, ale w zasadzie trudno je ze sobą porównywać, bo dotyczą różnych rzeczy i wiążą się z rozmaitymi aspektami życia. To fakt – ja na przykład nigdy nie zdradziłem mojej żony. Myślę jednak, że duże znaczenia miała tutaj praca, która pochłaniała mnie bez reszty. W końcu kto wie, jakbym się zachował, gdybym odstawił życie zawodowe na bok i zaczął się nudzić. Może też nagle zacząłbym szukać atencji u młodszych kobiet?
Czytaj także:
„Żona dmuchała mi w żagle, była moją opoką. Po 40 latach oznajmiła, że się zmęczyła i zajmie się swoim życiem”
„Żona mnie zostawiła, dzieci nie chcą znać. Mam 50 lat i nie wiem, jak na nowo ułożyć ten życiowy tetris”
„Gdy ja harowałam na 2 etatach, mój mąż korzystał z wolności. Wrósł w kanapę, a do ręki miał przyklejoną puszkę z piwem”