„Żona porzuciła mnie dla młodszego. Miała wylew i została sparaliżowana, a kochaś zostawił ją i podrzucił mi do opieki”

Kobieta sparaliżowana po wylewie fot. Adobe Stock
Przez lata żyłem w małżeństwie, które wydawało mi się udane. Przeżyłem szok, kiedy okazało się, że moja żona sądzi inaczej…
/ 07.04.2021 09:44
Kobieta sparaliżowana po wylewie fot. Adobe Stock

Miałem dwadzieścia cztery lata i wielkie ambicje. Jako świeżo upieczony fizyk z perspektywą asystentury na uczelni i pracy w instytucie badawczym myślałem głównie o karierze naukowej i pasjonującej pracy. Nie w głowie mi było małżeństwo i zakładanie rodziny, widziałem się raczej w roli samotnika i mola książkowego. Tym bardziej że na moich studiach dziewczyn prawie nie było, więc i pokus brakowało.

Była młodziutka, ale taka niezwykła

Ostatnie swoje wakacje spędziłem jako wychowawca na koloniach. I wtedy poznałem Ewunię – rezolutną piętnastolatkę z błękitnym spojrzeniem i złotym warkoczem. „Moja przyszła żona” – pomyślałem na jej widok. Wizja była tak odległa, że mogła wydawać się nawet realna. Ewa była rzecz jasna dzieckiem, ale tak inteligentnym, bystrym, odważnie formułującym sądy, czasem bardzo ciekawe, że zauroczyła mnie całkowicie. Także w jej wyglądzie było coś takiego, że nie mogłem przestać o niej myśleć.

Pomógł nam fakt, że mieszkaliśmy w tym samym mieście. Spotykaliśmy się, początkowo zupełnie niewinnie, aż okazało się, że cztery lata zleciały tak szybko i oto dziewiętnastoletnia Ewa została moją żoną. Sprzyjało nam również to, że wywodziła się z bardzo tradycyjnej rodziny, jej matka zajmowała się domem i dziećmi, a ojciec samodzielnie podejmował wszystkie ważne decyzje. Jej tata oddał swój największy skarb pod moje opiekuńcze skrzydła i był bardzo zadowolony, że są to skrzydła już ustawionego życiowo, dojrzałego mężczyzny, z posadą i widokami na mieszkanie.

Byliśmy tradycyjną rodziną

Nasze małżeństwo powielało schemat rządzący małżeństwem jej czy moich rodziców. Patriarchat wszyscy mieliśmy wtedy we krwi. Któż słyszał o jakichś feministkach! Może w Ameryce, ale nie w zgrzebnej Polsce. Byliśmy jeszcze jedną modelową parą. Ewa skończyła architekturę, znalazła pracę w dobrym biurze projektów i zarabiała czasem więcej niż ja. Wracała z pracy do domu objuczona siatkami i pierwsze, co robiła, to nastawiała obiad. Zupa się gotowała, a ona sprzątała, prała, prasowała, pomagała dzieciom w lekcjach, rozmawiała przez telefon z rodzicami. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek obrał ziemniaki albo odkurzył mieszkanie.

Tak samo, gdy pojawiły się dzieci. Pieluchy, zupki, a potem wywiadówki w szkole, zajęcia pozaszkolne, sportowe, kolonie letnie i zimowe – wszystko to należało do Ewy. Czasami podziwiałem energię, która nakręcała ją do tych wszystkich działań. Wydawała się przez lata niewyczerpywalna. Nie dostrzegałem żadnych ciemnych chmur zbierających się nad naszym związkiem. Całkowicie jasne niebo, aż nagle piorun, który uderzył i boleśnie mnie oślepił.

Zostawiła mnie. Zupełnie bez sensu

Po ponad trzydziestu latach pewnego dnia na stole zamiast obiadu czekał list: „Wybacz mi. Myślę, czuję, że znalazłam miłość swojego życia. Boli mnie to bardzo, ale jednak odchodzę. Na pewno przyjdzie taki czas, że będę mogła o tym z Tobą porozmawiać, ale jeszcze nie teraz. W tej chwili stać mnie tylko na ucieczkę. Błagam, nie szukaj mnie, nie przychodź do biura, przeżyjmy to godnie. Nie róbmy skandalu, nie dawajmy tematu do plotek. Wiem, jestem tchórzem, ale nie myśl o mnie źle. Wszystko Ci kiedyś wyjaśnię. Bardzo Cię kochałam, wiesz o tym, ale to już przeszłość. Ewa”.

Nie wierzyłem własnym oczom – charakter pisma należał niewątpliwie do mojej żony, ale to musiał być jakiś absurdalny, kretyński żart. W poczuciu kompletnej dezorientacji chwyciłem za słuchawkę i zadzwoniłem do przyjaciółki Ewy. Naszej wspólnej wieloletniej przyjaciółki.
– Czy ty wiesz, co się stało?
– Wiem – odparła.
– Od dawna?
– Tak…
– Czyli wiesz, kto to jest?
– Tak, ale nie mogę ci nic powiedzieć.
– Bożena, słuchaj, ja to muszę wiedzieć, ja muszę z nią porozmawiać, przemówić jej do rozsądku. Przecież nie będę jej śledzić, ona sama musi wrócić. To jakieś szaleństwo!
– Ona niczego już nie musi. Musiała przez ponad trzydzieści lat…
– Czy wy wszystkie powariowałyście? Co musiała? Kochać mnie musiała? Być ze mną? Wychować dzieci?
– Piotrze, przez te wszystkie lata, od dnia, w którym się poznaliście, Ewa tańczyła tylko tak, jak jej zagrałeś. Nie może mieć tego dosyć? Chcieć pożyć po swojemu, na swoich zasadach, tak jak sama by chciała?
– Na swoich zasadach?! Przecież odeszła do innego. Zakochała się! Odbiło jej po prostu, ot co. Chcę wiedzieć, kim on jest!
– Nie powiem ci. Wiedz tylko, że jest to człowiek w jej wieku, a więc sporo od ciebie młodszy, że mają wspólne zainteresowania, pasje, że się doskonale rozumieją. Czy ty myślałeś kiedyś o tym, że przez całe wasze wspólne życie wszystko, po prostu wszystko jej narzucałeś? Że w ogólniaku spotykała się z tobą, a nie z rówieśnikami, że kiedy była na studiach, zamiast włóczyć się po klubach, wysiadywała na kolacjach z docentami i profesorami? Że zamiast słuchać rocka i jazzu, chodziła do filharmonii i opery? A ona nienawidziła muzyki poważnej. Wymyśliłeś dla niej studia i znalazłeś jej pracę. Prawie wszyscy wasi znajomi to byli twoi znajomi. Stworzyłeś jej świat, który był twoim światem. Ona była w nim tylko dekoracją, twoim lustereczkiem i podnóżkiem. Rzeczą. Pomyśl o tym.
– Nieprawda, kochałem ją zawsze i dalej kocham. I ona też mnie kocha. To ten facet namącił jej w głowie. A może i ty, zdrajczyni. Feministka się znalazła! Otrzeźwieje, to zrozumie.
– To ty otrzeźwiej i zrozum. Ich związek trwa już kilka lat.
– Niemożliwe – odłożyłem słuchawkę.

Nie szukałem Ewy. Wierzyłem, że wróci sama, skruszona i będę mógł jej wybaczyć. Po kilku długich tygodniach wreszcie zadzwoniła, ale efektem spotkania, które potem nastąpiło, były jedynie ustalenia dotyczące oficjalnej strony naszego rozstania. Rozwód, podział majątku… Nie byłem w stanie się z tym pogodzić. Ewie chyba też tak naprawdę do niczego to nie było potrzebne, bo mijały kolejne miesiące, a sprawy formalne trwały po staremu, jakoś żadne z nas nie wybrało się z pozwem do sądu, Ewa nie chciała żadnych pieniędzy.

Pełen nadziei próbowałem znaleźć mediatorów w dorosłych już przecież dzieciach, ale córka wyraźnie trzymała stronę matki, rozumiała ją, a nawet podziwiała, syn zaś uznał, że to nasza sprawa, i kategorycznie odmówił wtrącania się. Moje życie się jakoś ustabilizowało. Znalazłem świetną panią do sprzątania, zakupów, gotowania. Zdarzały mi się jakieś przelotne miłostki. Jak się całkiem posypię, najmę również pielęgniarkę, myślałem. Może Ewa się tego właśnie bała – że na starość będzie musiała mnie niańczyć? Dlatego związała się z młodszym mężczyzną?

Gdybyśmy wszystko inaczej urządzili – gdybym to ja wszystko inaczej urządził, tak, Bożena miała rację – o ile lepsze byłoby nasze życie. Mielibyśmy więcej czasu dla siebie. Więcej byśmy rozmawiali, moglibyśmy mieć wspólne zainteresowania i pasje. Może dowiedziałbym się, że nienawidzi muzyki poważnej (czy naprawdę bała mi się do tego przyznać?). Pozwoliłem, by każde z nas żyło oddzielnie. Było mi z tym wygodnie. Jak to możliwe, że nic nie zauważyłem? Przecież ten jej romans ciągnął się przez lata…

Wylew zmienił wszystko

Telefon zadzwonił nad ranem.
– Ewa jest w szpitalu… – i tu tajemniczy mężczyzna wymienił nazwę dzielnicy. – Proszę przyjechać, jej stan jest bardzo ciężki.
– Co jej zrobiłeś, bydlaku? – wrzasnąłem, ale nikt mnie już nie słuchał.
Nie pamiętam, w jaki sposób dotarłem na miejsce. Formalnie wciąż byliśmy z Ewą małżeństwem, więc rozmawiałem z lekarzami jako jej mąż. Ewa miała potężny wylew. Przeżyła, ale była w znacznym stopniu sparaliżowana, miała poważne kłopoty z mową. Poświęciłem się jej pielęgnowaniu. Miałem dużo czasu, bo moja kariera dobiegła końca. Byłem już stary i nikomu niepotrzebny. Tylko Ewie.

Dzieci pomagały, ale to ja przede wszystkim trwałem przy niej. Bywały chwile zwątpienia, gdy chciałem oddać ją do zakładu. Ale nie. Swego czasu przyrzekłem jej ojcu, że będę się nią opiekował do końca życia. Obietnicy dotrzymam. Z potrzeby sumienia, ale przede wszystkim z potrzeby serca.

Tylko raz nie wytrzymałem i wróciłem do tej sprawy. Chciałem zrozumieć albo zobaczyć, że ma wyrzuty sumienia. Tak jakbym chciał dostać za moją opiekę przynajmniej symboliczną nagrodę. Ewa tylko wydała z siebie gardłowy pomruk i po jej policzku spłynęła łza. Nie wiem, czy zapłakała nade mną, nad sobą, czy nad nim. Nad człowiekiem, który mi ją ukradł, a potem podrzucił jak niepotrzebną rzecz. 

Więcej prawdziwych historii:
„Zerwałam zaręczyny dla prawdziwej miłości. Problem w tym, że ta miłość wcale nie chciała się wiązać…”
„Rodzice wychowali mnie w przekonaniu, że jestem gorsza i głupsza od mojej siostry. Ona traktowała mnie jak służącą”
„Nie wiem, jakim cudem zaszłam w ciążę, ale nie mogę urodzić. Nie nadaję się na matkę. Zniszczę temu dziecku życie”

Redakcja poleca

REKLAMA