Rodzice zawsze faworyzowali Agatę, moją starszą siostrę. To ona była ładniejsza, zdolniejsza, mądrzejsza. Jej kupowali nowe ciuchy, ja bardzo często musiałam nosić ubrania, z których ona wyrosła. Od dziecka czułam się gorsza, musiałam zabiegać o miłość i akceptację zarówno rodziców, jak i Agaty. Starałam się z całych sił – byłam grzeczna, miła i posłuszna. Niewiele tym zyskiwałam – chyba tylko to, że większość obowiązków w domu spadało na mnie. To ja pomagałam mamie przy obiedzie i przy sprzątaniu, to ja zmywałam naczynia. Agata miała ciekawsze zajęcia.
Chociaż moja siostra nie przykładała się specjalnie do nauki, miała zawsze o wiele lepsze stopnie niż ja, mimo że często ślęczałam nad książkami.
Mama cały czas powtarzała:
– Powinnaś brać przykład z siostry. Zobacz, jak Agata dobrze się uczy, jakie ma świetne stopnie!
Chwilami nie mogłam już tego słuchać. Ja przecież się starałam! A że nauka nie przychodziła mi tak łatwo jak Agacie? No cóż, to przecież nie była moja wina.
Agata oczywiście dostała się na studia, ale już na pierwszym roku zaszła w ciążę i wyszła za mąż. Po urodzeniu dziecka nie wróciła na uczelnię.
Dwa lata później, w czasie, kiedy ja dostałam się na psychologię, moja starsza siostra miała już dwójkę dzieci. Gdzieś w głębi serca liczyłam na to, że teraz ja będę ukochaną córeczką rodziców, bo Aga w jakimś stopniu ich zawiodła. Niby taka zdolna, a została kurą domową, a ja, ta mniej zdolna, jednak będę magistrem…
Tak się jednak nie stało. Rodzice nie czuli się zawiedzeni, cieszyli się, że mają dwóch wnuków i uważali, że powinnam pomagać siostrze w ich wychowaniu. Moje studia się nie liczyły, jak zawsze ważna była Agata i jej sprawy. Siostra bardzo często podrzucała mi dzieci. Dzwoniła do mnie mniej więcej co drugi dzień. Dobrze wiedziałam, że nie z miłości, tylko w interesie.
– Gosia, wpadnij proszę, posiedzisz ze dwie godzinki z małymi. Ja muszę lecieć do fryzjera – mówiła.
Albo do kosmetyczki, dentystki, manikiurzystki, stylistki, krawcowej itd.
Wieczory też potrafiła mi zagospodarować. Musiała wyjść ze swoim mężem Michałem do znajomych albo wybierali się we dwoje na romantyczną kolację.
– Trzeba pielęgnować uczucie – dodawała. – Rozumiesz to, prawda?
Rozumiałam, że musiała pielęgnować uczucie, ale pojąć nie mogłam, dlaczego to ma się odbywać moim kosztem. Mimo to nie umiałam jej odmówić. Gdy próbowałam, od razu wtrącała się mama.
– Powinnaś pomóc siostrze, masz przecież tyle czasu wolnego.
– Właśnie nie mam, bo umówiłam się ze znajomymi – protestowałam.
– To jutro się z nimi spotkasz – wzruszała ramionami na moje „fanaberie”.
Kiedy mówiłam, że muszę uczyć się do kolokwium, dowiadywałam się, że jak dzieciaki pójdą spać, będę się mogła pouczyć. I że nie można żyć tylko nauką, są jeszcze zobowiązania wobec najbliższych…
Ustępowałam. Dlaczego? Nie wiem. Chyba od dziecka byłam przyzwyczajona do tego, że to Agata i jej potrzeby są zawsze na pierwszym miejscu.
Na drugim roku studiów poznałam Roberta i po pół roku znajomości zdecydowaliśmy się razem zamieszkać.
– Za szybko – skrzywiła się moja siostra.
Wiedziałam, że nie lubi Roberta, z wzajemnością zresztą. Mój chłopak twierdził, że Agata mną manipuluje, wykorzystuje mnie i boi się, że w chwili, gdy wyprowadzę się z rodzinnego domu, ona straci darmową pomoc. Coś w tym było, ale Agata była moją siostrą, miała dwoje małych dzieci i znowu zaszła w ciążę. Jak mogłam jej nie pomóc, kiedy o to prosiła? A że prosiła ciągle, to już zupełnie inna sprawa. W duchu liczyłam na to, że jak zamieszkam z Robertem, siostra będzie miała mniej śmiałości do obciążania mnie swoimi obowiązkami.
Niestety wcale tak nie było. Zmieniło się tylko jedno: teraz Agata już nie zawoziła dzieci do rodziców, podrzucała je do nas.
I robiła to w taki sposób, że nie mogłam jej odmówić. Bo ona nie dawała mi do tego okazji, nie pytała mnie, czy mogę się zająć dziećmi, ale… po prostu przyjeżdżała do nas bez zapowiedzi razem z dzieciakami i niezbędnym ekwipunkiem.
– Zostawię je u was na trochę – właściwie nie tyle pytała, co informowała. – Wypadło nam niespodziewane wyjście.
Nawet nie tłumaczyła, co tak ważnego im wypadło. Ani nie pytała o nasze plany.
To ich niespodziewane wyjście na ogół tak się przedłużało, że Agata przyjeżdżała po maluchy dopiero następnego dnia.
Raz, za namową Roberta, nie otworzyliśmy jej drzwi, choć natrętnie naciskała na domofon. Wtedy chciała mnie nękać przez telefon. Dzwoniła tak uparcie, że w końcu odebrałam. I musiałam się tłumaczyć, dlaczego nie ma mnie w domu.
Próbowałam uzmysłowić Agacie, że czasem możemy być zajęci albo może nas nie być i dlatego ona musi uzgadniać z nami, czy może przyprowadzić dzieci.
– To na pewno Robert cię buntuje! – wściekała się. – Jestem twoją siostrą, korona ci z głowy nie spadnie, jak od czasu do czasu zajmiesz się siostrzeńcami! Zwłaszcza że jestem w ciąży i naprawdę nie mam już na to wszystko siły. A nie zawsze mogę cię wcześniej uprzedzić, czasami coś mi nagle wypadnie, co mam wtedy robić?
W jakiś niepojęty sposób umiała mnie przekonać, że muszę, że powinnam jej pomagać, że nie wolno mi jej odmawiać.
Gdy Agata była w siódmym miesiącu, lekarz kazał jej leżeć do końca ciąży.
– Najlepiej byłoby, gdybyś się do mnie przeprowadziła – stwierdziła natychmiast moja siostra. – Zajęłabyś się dziećmi, domem, ugotowałabyś coś.
– Jest przecież Michał… – wyjąkałam.
– E tam – Agata lekceważąco machnęła ręką. – Sama wiesz, do czego nadaje się facet. Zresztą on musi chodzić do pracy.
– Ja też mam zajęcia na uczelni – odważyłam się zauważyć.
– To przecież nie to samo!
– Dlaczego? – zdziwiłam się.
– No jak to dlaczego? Jak raz czy nawet kilka razy nie pójdziesz na wykład albo na ćwiczenia, to przecież nic się nie stanie, a Michał musi być w firmie!
No tak, a jak ja przez te nieobecności zawalę studia, to też błahostka. Skoro ona nie ma wyższego wykształcenia, ja też nie muszę! Może nawet nie powinnam!
Jak Robert usłyszał o propozycji Agaty, po prostu postukał się w czoło.
– Przecież ona ma męża – mówił podenerwowany. – Poza tym jest jeszcze twoja mama. Dlaczego zawsze ty? Gosia, przecież Agata całkowicie cię lekceważy, nie liczą się dla niej twoje obowiązki, twoje studia. Nie jest ważne nic oprócz niej samej.
– Ale to moja siostra!
– No i co z tego? Twój szwagier też się przyzwyczaił, że nic nie musi, bo mają w odwodzie ciebie. Jesteś na każde zawołanie. A ja? Jeśli się do niej przeprowadzisz, co będzie ze mną? Mam tu siedzieć i czekać, aż przestaniesz być potrzebna Agacie?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc Robert postawił kropkę nad i:
– Jeśli chcesz znać moje zdanie, to ja się na to nie zgadzam.
– Aha – westchnęłam, choć w głębi duszy go rozumiałam. – I co ja mam zrobić?
– Po prostu powiedzieć siostrzyczce, że się do niej nie przeprowadzisz.
Nie chciałam mieszkać u Agaty, ale nie wiedziałam, jak jej to powiedzieć. Nagle zdałam sobie sprawę, że ja się boję swojej siostry! Tego, że się na mnie obrazi, że poskarży się rodzicom. Boję się tego, że będę miała wyrzuty sumienia. Bo Agata świetnie umiała wpędzić mnie w poczucie winy.
Jednak z drugiej strony martwiłam się, że Robert może mnie rzucić. Złościło go, że Agata ciągle absorbuje mnie swoimi sprawami. Zarzucał mi, że mam dla niego coraz mniej czasu, że wiecznie zajmuję się dziećmi siostry. Ostatnio stwierdził nawet, że moglibyśmy pomyśleć o swoich.
– Agata, nie będę mogła się do ciebie wprowadzić – gdy powiedziałam to w końcu siostrze, na moment ją zatkało.
Jak to: nie możesz? Przecież to dla ciebie bez różnicy, gdzie mieszkasz. Jestem twoją siostrą i potrzebuję twojej pomocy! To na pewno Robert ci nie pozwala. Głupia jesteś, skoro go słuchasz.
Kilka razy otwierałam usta, chciałam jej przerwać, powiedzieć, co o tym myślę.
Nie dała mi dojść do słowa. Gadała i gadała, wylewała swoje żale, chciała wzbudzić we mnie poczucie winy – zawsze jej się to udawało, ale nie tym razem.
– Nie mogę się do ciebie przeprowadzić – powtórzyłam, gdy wreszcie zamilkła.
– Nie, to nie! Ciekawe co będzie, jak ty będziesz mnie o coś prosić – krzyknęła, a ja się roześmiałam, chyba coś we mnie pękło.
Agata patrzyła na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby obawiała się, że zwariowałam.
– Agata! O czym ty mówisz? Kiedy ja ciebie o cokolwiek prosiłam? Kiedy to ty dla mnie cokolwiek zrobiłaś?!
– No, tu już przegięłaś – Agata mimo sporego brzucha sprawnie usiadła na łóżku. – Najlepiej będzie, jak już pójdziesz.
Przepłakałam calutki wieczór. Robert próbował mnie pocieszać. Na próżno. Byłam na niego zła, wydawało mi się, że ta cała afera jest przez niego. To on mnie namówił, żebym się sprzeciwiła Agacie.
– To twoja wina! – zarzucałam mu.
– Gosia, przecież nie możesz przez całe życie być jej służącą – tłumaczył mi uparcie. – Opiekunką do dzieci, gosposią – wszystkim, co tylko jej się zamarzy!
– Ale ona się na mnie pogniewała! Nie będzie chciała mnie znać.
– Gośka, czy ty sama siebie słyszysz? – zdenerwował się wreszcie Robert. – Ona tobą manipuluje, uzależniła cię od siebie! Tak się nie da dalej żyć, musisz iść na terapię, na kurs asertywności. Sam nie wiem, ale tak dalej być nie może…
Po tych słowach zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem Robert nie ma racji. Może rzeczywiście pomogłoby mi coś takiego, może nauczyłabym się żyć bardziej dla siebie? Odmawiać Agacie i nie mieć z tego powodu poczucia winy.
Tak jak przypuszczałam, siostra przestała się do mnie odzywać. Kiedy zadzwoniłam do mamy, powiedziała obrażona, że właśnie jedzie zająć się dziećmi Agatki, bo ja odmówiłam jej pomocy.
– Ale, mamo… – próbowałam się tłumaczyć, jak zwykle zresztą.
– Nie mamy o czym rozmawiać – ucięła mama. – Nie sądziłam, że jesteś taka. Inaczej cię wychowywaliśmy…
– Niby jaka jestem? – spytałam, ale zamiast odpowiedzi usłyszałam sygnał, bo mama już się rozłączyła.
Miałam dość. Zaraz następnego dnia zapisałam się na wizytę do psychologa. Chciałam zrozumieć, dlaczego pozwalam rodzinie się wykorzystywać, a kiedy tylko im odmawiam, zaraz czuję się winna. Nie może dłużej tak być.
Od pewnego czasu chodzę na terapię i czuję się coraz lepiej. Uczę się żyć w zgodzie sama ze sobą. Niedawno zadzwonił do mnie szwagier z informacją, że Agata urodziła córeczkę, oraz z… pytaniem, czy zajmę się chłopcami przez jedno popołudnie. Oczywiście zajęłam się, w sumie bardzo lubię te dzieciaki. Dodatkowo ugotowałam rosół, sprzątnęłam łazienkę i zrobiłam pranie. Szwagier niezbyt sobie z tym radził, a Agata następnego dnia miała wrócić z maleńką do domu.
Zadzwoniła do mnie tydzień później.
– Gośka, wpadnij po południu, pomożesz mi trochę, obiad ugotujesz – powiedziała, jak gdyby nigdy nic.
Widać uznała, że wszystko wróciło na dawne tory.
Nabrałam powietrza i odetchnęłam głęboko.
– Przykro mi, Agatka, ale dziś nie mogę.
– Jak to: nie możesz?
– No nie mogę, mam już inne plany.
Agata rozłączyła się bez słowa.
Pewnie liczyła na to, że zaraz do niej oddzwonię, będę przepraszać, kajać się i obiecywać, że przyjdę. Nie zrobiłam tego.
Odwiedziliśmy ich w niedzielę razem z Robertem, zanieśliśmy prezent dla maleńkiej i drobiazgi dla chłopców.
Siostra jeszcze kilka razy dzwoniła do mnie z poleceniem, bym natychmiast do niej przyszła albo za godzinę odebrała dzieci z przedszkola. Za każdym razem grzecznie, ale stanowczo odmawiałam.
– Musisz mnie wcześniej informować o takich sprawach, Agata – tłumaczyłam jej spokojnie. – Wtedy będę mogła ci pomóc, inaczej niestety nie. Mam swoje plany i zobowiązania.
– Kiedyś zawsze mogłaś – przypomniała z wyrzutem.
– Wcale nie mogłam. Kiedyś po prostu rzucałam wszystkie swoje sprawy, żeby załatwiać twoje.
– A teraz? – usiłowała mi przerwać.
– A teraz więcej tak robić nie będę – dodałam.
Od pewnego czasu mam wrażenie, że Agata coś zrozumiała. Przestała się zachowywać tak, jakby wszystko miało być jej podporządkowane. Jeśli chciała mnie o coś poprosić, dzwoniła i pytała, czy mogłabym wtedy i wtedy pomóc jej w takiej czy innej sprawie.
Czasem się godziłam, czasem nie. To zależało od planów moich i Roberta. Przestałam już chodzić na terapię, radzę sobie bez niej. Nauczyłam się odmawiać nie tylko siostrze, ale i mamie. Dopiero teraz zauważyłam, że dzięki temu życie jest jakieś łatwiejsze, mniej nerwowe, bardziej uporządkowane. I oboje z narzeczonym mamy więcej czasu dla siebie…
Więcej prawdziwych historii:
„Jestem wdową z dwójką dzieci. Brakuje mi miłości, ale wiem, że nikogo już nie będą w stanie pokochać”
„To dla mnie ostatni moment, by zajść w ciążę. Mój ukochany się opiera, bo… nie jest pewny, czy woli kobiety”
„Narzeczony zostawił mnie, bo przez wypadek mam poparzoną całą głowę. Nie mogę go za to winić. Wyglądam jak potwór”