Od dzieciństwa słyszałam, że kobiety w naszej rodzinie nie mają szczęścia w miłości. Rzeczywiście, związki moich babć, ciotek, czy kuzynek kończyły się katastrofą. Mężczyźni uciekali od nich tuż przed ślubem lub odchodzili po kilku latach małżeństwa, skazując je na samotne macierzyństwo i walkę z przeciwnościami losu. Dorastałam w przekonaniu, że mnie spotka to samo. Głównym celem w moim życiu stało się więc zdobycie niezależności. Moje przyjaciółki rzucały studia, rezygnowały ze swoich ambicji, bo wychodziły za mąż, a ja robiłam karierę.
Praca była dla mnie wszystkim. W wieku trzydziestu lat byłam już szefową jednego z największych działów w firmie i zarabiałam bardzo dobrze. Nie potrzebowałam drugiej połówki z niezłą pensją, by zapłacić rachunki i godnie żyć. Nie oznacza to oczywiście, że unikałam mężczyzn jak ognia. Byłam zdrową, normalną kobietą, miałam swoje potrzeby… Od czasu do czasu wpuszczałam więc jakiegoś faceta do swojego życia. Zwykle na krótko. Gdy uświadamiałam sobie, że nasz luźny związek może przerodzić się w coś poważniejszego, odchodziłam. Nie zamierzałam, jak kobiety z mojej rodziny, przeżywać rozczarowań. Pogodziłam się z myślą, że jestem skazana na samotność.
Roberta poznałam sześć lat temu na targach branżowych. Nie, nie zakochałam się w nim od razu. Na początku po prostu go polubiłam. Mieliśmy podobne zainteresowania, więc chętnie spędzałam z nim czas. Do głowy mi nie przyszło, żeby się z nim wiązać na stałe. On jednak twierdził, że jestem tą jedyną i postanowił zrobić wszystko, by mnie zdobyć. Chodził za mną, chodził, no i w końcu zostaliśmy parą.
Był wspaniały – czuły, dobry, opiekuńczy. Cierpliwie znosił moje humory, spełniał zachcianki, wspierał, pomagał, wyręczał. I na każdym kroku powtarzał, jak bardzo mnie kocha i pragnie, żebym była szczęśliwa. Im dłużej byliśmy razem, tym coraz mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że chcę z nim spędzić resztę życia. Czułam się trochę zagubiona, bo nigdy wcześniej nie myślałam w ten sposób o żadnym mężczyźnie. Któregoś dnia zwierzyłam się z tego Ewce.
– To wspaniale! Nie ma nic piękniejszego od prawdziwej, głębokiej miłości. Zawsze ci to powtarzałam – ucieszyła się przyjaciółka.
– A ja ci za każdym razem odpowiadałam, że w naszej rodzinie nic takiego się nie zdarza! Wiesz, że ciąży nad nami jakieś fatum.
– A może tym razem będzie inaczej? Żadne fatum nie trwa przecież wiecznie. Ktoś wreszcie musi je przerwać. Coś mi się wydaje, że to będziesz właśnie ty.
– Tak myślisz?
– Oczywiście. Zresztą jak nie spróbujesz, to się nie przekonasz – uśmiechnęła się.
Kilka dni później Robert poprosił mnie o rękę. Zgodziłam się. Gdy usłyszał moje „tak”, omal nie oszalał z radości. Obiecywał, że nigdy nie przestanie mnie kochać i do końca życia będę jego księżniczką.
Ustaliliśmy, że ślub weźmiemy za półtora roku, w maju. Specjalnie wybrałam ten pechowy dla nowożeńców miesiąc. Chciałam zagrać na nosie losowi. Wierzyłam, że uda mi się oszukać przeznaczenie. Naprawdę byłam przekonana, że czeka mnie z Robertem wspaniała przyszłość.
Pół roku po oświadczynach wyjechałam z przyjaciółkami na kilka do Zakopanego. To miał być babski wyjazd: ploteczki, maseczki, winko w hotelowym pokoju… Przez dwa dni trzymałyśmy się planu, ale trzeciego postanowiłyśmy wybrać się wieczorem do modnego klubu. Ledwie zamówiłyśmy drinki, gdy przysiadło się do nas kilku facetów. Wśród nich był Patryk. Przystojny jak diabli. Dziewczyny oczu nie mogły od niego oderwać. Ale on nie zwracał na nie uwagi. Siedział i patrzył na mnie spod przymkniętych powiek. Czułam, że mu się podobam. W pewnym momencie zaprosił mnie do tańca.
– Wiesz, chyba się w tobie zakochałem od pierwszego wejrzenia – szepnął mi do ucha.
– Ups, to masz pecha. Jestem zaręczona. Powinieneś więc zapolować na inną zdobycz – uśmiechnęłam się przepraszająco.
– Nie chcę innej, tylko ciebie. I to natychmiast – pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Nie wiem, dlaczego się nie broniłam. Zaimponowała mi jego stanowczość.
Pewnie się domyślacie, co było potem. Wylądowaliśmy w łóżku. Kochaliśmy się, kochaliśmy i nie mogliśmy się sobą nasycić. Do hotelu wróciłam dopiero następnego dnia późnym popołudniem. Przyjaciółki były oburzone. Szczególnie Ewka.
– Przespałaś się z tym dupkiem?! – wysyczała, obrzucając mnie przy tym morderczym spojrzeniem.
– A jak tak, to co? – nadęłam się.
– To jesteś idiotką! Robert świata poza tobą nie widzi, a ty zdradzasz go z jakimś przypadkowym facetem?! Przecież nawet nic o nim nie wiesz!
– Wiem. Tak jak my jest z Warszawy, pracuje w agencji reklamowej i lubi dobrą zabawę! To dużo informacji jak na pierwszą dobę znajomości, prawda? – droczyłam się z nią.
– Wiesz co, nie spodziewałam się, że jesteś taka… – zająknęła się.
– Jaka? Przypominam ci, że jeszcze nie jestem żoną Roberta. Mogę zmienić zdanie – zdenerwowałam się.
– Chyba nie zamierzasz z nim zerwać?
– Może tak, może nie, jeszcze nie wiem – ucięłam, bo miałam dość moralizowania.
Sama czułam, że zachowałam się nie w porządku, ale Patryk mnie zafascynował. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Miałam nadzieję, że nasza znajomość nie zakończy się na tej jednej nocy w Zakopanem.
Moje marzenie się spełniło. Zadzwonił tuż po tym, jak wróciłyśmy do Warszawy. Umówiłam się z nim na spotkanie. Jedno, drugie, kolejne… Ciągle mnie czymś zaskakiwał. Weekend w Paryżu, obiad na molo w Sopocie, impreza w Krakowie… Te szaleństwa tak mi się spodobały, że postanowiłam zerwać z Robertem. Nie chciałam go oszukiwać ani grać na dwa fronty. Ewka do końca próbowała przemówić mi do rozumu, tłumaczyła, że będę żałować swojej decyzji, ale jej nie słuchałam. Patryk kompletnie zawrócił mi w głowie.
Rozmowa z Robertem nie była łatwa. Gdy zwróciłam mu pierścionek zaręczynowy, najpierw osłupiał, a potem wpadł w rozpacz.
– Ale dlaczego? Czy ja zrobiłem coś nie tak? Powiedz! Może uda się to jeszcze naprawić… – dopytywał się.
– Nie… Jesteś w porządku… Naprawdę. Po prostu jest ktoś inny… Przepraszam….
Wykrztusiłam to z siebie. Było mi przykro, że go ranię, ale nie zamierzałam próbować ratować naszego związku. Nie wyobrażałam już sobie, że mogłabym zostać jego żoną. Przy Patryku był taki spokojny, przewidywalny. Po prostu nudny. A ja przy Patryku pokochałam emocje i fajerwerki.
Przez kilka miesięcy było zabawnie. Ale potem coś zaczęło się psuć. Patryk miał dla mnie coraz mniej czasu. Pojawiał się i znikał. Nie wiedziałam, gdzie jest, co robi. Znosiłam to cierpliwie, ale tylko do czasu…
– Co się z tobą dzieje? Czekam, martwię się, a ciebie nie ma! – napadłam na niego, gdy po raz kolejny nie odzywał się kilka dni.
– Gdzie? I tu i tam! Naprawdę nie ma o czym opowiadać – machnął tylko ręką.
– Pytam poważnie! – zdenerwowałam się.
– Kobieto, wyluzuj, jestem wolnym człowiekiem! Mogę robić, co chcę! Nie muszę się tłumaczyć! – wzruszył ramionami.
– Wolnym człowiekiem? Myślałam, że jesteśmy parą – wykrztusiłam.
– Parą? Chyba żartujesz! Po prostu dobrze się czasem razem bawimy i tyle… Jeśli liczyłaś na coś więcej, to nie ze mną. Nie nadaję się do stałych związków. Duszę się!
– Jak to? Przecież ja dla ciebie rozstałam się z narzeczonym… kilka miesięcy przed ślubem… Myślałam…
– Rozstałaś się, bo chciałaś – wszedł mi w słowo. – Mnie nic do tego!
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– To koniec! Nie chcę cię więcej widzieć!
– Ok, już mnie nie ma. Nawet dobrze się stało. Zrobiłaś się bardzo zaborcza. Nie lubię tego – prychnął wściekle, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Przepłakałam pół nocy. Nie tylko dlatego, że się rozstaliśmy, ale przede wszystkim dlatego, że zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam. Miałam cudownego, opiekuńczego mężczyznę, a zostawiłam go dla jakiegoś egoistycznego dupka.
Byłam tak załamana i rozżalona, że aż zadzwoniłam do Ewki. Przez godzinę wypłakiwałam się jej w słuchawkę.
– To wszystko przez to nasze rodzinne fatum! Nigdy nie będę szczęśliwa z żadnym facetem – wykrztusiłam na koniec.
– Fatum? Sama jesteś sobie winna!
Niestety, chyba miała rację.
Więcej prawdziwych historii:
„Myślałam, że jesteśmy dyskretni, ale o naszym romansie plotkowało pół miasta…”
„Jestem wdową z dwójką dzieci. Brakuje mi miłości, ale wiem, że nikogo już nie będą w stanie pokochać”
„Narzeczony zostawił mnie, bo przez wypadek mam poparzoną całą głowę. Nie mogę go za to winić. Wyglądam jak potwór”