trudno przekonać starą, schorowaną kobietę, że wciąż jest potrzebna, kochana… samo gadanie to stanowczo za mało.
Synku, już na mnie czas. Muszę się zabierać z tego świata – ledwo pojąłem sens słów mamy, tak cicho mówiła; była bardzo słaba.
– Mamo, co ty pleciesz? – żachnąłem się tak, że aż wstałem z jej szpitalnego łóżka.
– Wiem, co mówię. Jestem już stara i zawadzam wam, młodym.
– Mamo, przestań! Ja sam mam prawie sześćdziesiąt lat…
– Jak byłam w twoim wieku, to pamiętam, jeszcze się wspaniale czułam – westchnęła. – Nie to co teraz. Człowiek nawet sam się ruszyć nie może, nie mówiąc już o tym, żeby co w domu zrobić. Nie ma sensu, żebym wychodziła z tego szpitala. Najlepiej, jakby mnie stąd zawieźli od razu do kostnicy.
Lekarz zasugerował rozwiązanie...
Nie chciałem dłużej się sprzeczać z mamą. Od trzech miesięcy właściwie nie wychodziła ze szpitala, przeszła kilka ciężkich zabiegów. Nic dziwnego, że miała ponury nastrój i nachodziły ją czarne myśli. Wierzyłem, że gdy wreszcie wróci jako tako do zdrowia, wszystko to minie i znów będzie chciała żyć.
– A co, jeśli nie? – zapytała moja żona, gdy podzieliłem się z nią swoim myślami. – Może powinniśmy jej dać umrzeć.
– Co?! – zdenerwowałem się. – O czym ty w ogóle mówisz?!
– O tym, że nie mamy prawa jej zmuszać do życia. Jeśli się czuje stara i zmęczona…
– To co, mamy ją zabić?!
Posprzeczaliśmy się. Alicja twierdziła, że musimy myśleć o przyszłych pokoleniach. Oczywiście miała na myśli naszego syna, któremu pomagaliśmy w wychowaniu dwójki małych dzieci. Opiekowaliśmy się wnukami dość często, kiedy Tomek lub jego żona nie mieli czasu. Alicja uważała, że nie damy rady pomagać jednocześnie jemu i mojej matce. Ja zaś byłem pewien, że nam się to uda. Na razie nasz spór był o tyle bezprzedmiotowy, że mama miała spędzić jeszcze jakiś czas w szpitalu, potem czekała ją długa i żmudna rehabilitacja. Realny problem opieki nad nią mógł się pojawić dopiero za pół roku.
Tuż przed wypisaniem jej ze szpitala lekarz prowadzący poprosił mnie o chwilę rozmowy.
– Wie pan, to sprawa delikatna. Pańska matka rozmawiała ze mną o… – zawiesił głos.
– Domyślam się o czym – odparłem, patrząc na niego uważnie. – I co ma pan zamiar zrobić?
– Jestem lekarzem, moim zadaniem jest ludzi leczyć. Ale z drugiej strony wiem, jak bezsensowne jest uporczywe podtrzymywanie życia. A przy dzisiejszych możliwościach medycyny jest to możliwe w nieskończoność. Choć drogo to kosztuje i wymaga wiele czasu bliskich…
– Mam zabić moją matkę, żeby oszczędzić czas i pieniądze?!
Wciąż znajdowały wymówki
Lekarz zrozumiał, że rozmowa ze mną na temat eutanazji do niczego nie prowadzi (mieszkamy za granicą, gdzie jest to legalne, stąd w ogóle taki temat). Mówił, że tylko chciał mnie poinformować o stanie psychicznym matki. Jednak ja świetnie wyczułem, o co mu tak naprawdę chodzi. On mi po prostu sugerował, jakie rozwiązanie jest najlepsze.
Wieczorem opowiedziałem o wszystkim Tomaszowi.
– Tato, mam nadzieję, że nie…
– Ależ skąd, synku.
– To świetnie, bo nigdy bym ci nie darował, gdyby coś stało się mojej ukochanej babci. Dzieciaki zaraz pójdą do szkoły, nam będzie lżej i na pewno wam pomożemy. Prawda, kochanie? – zapytał swoją żonę.
Moja synowa ni to się uśmiechnęła, ni to skrzywiła.
– No, oczywiście, w razie czego pomożemy, ale…
– Jakie ale?! – warknął syn.
– Nie denerwuj się, kotku, ale oboje dużo pracujemy. Uważam, że ostatnio za mało czasu poświęcamy dzieciom – powiedziała Karolina z lekkim wyrzutem. – Gdyby jeszcze doszła do tego opieka nad babcią, to w ogóle byśmy stracili z nimi kontakt.
Sprawa schorowanej staruszki podzieliła rodzinę na dwa obozy. Przy czym to nie było tak, żeby moja żona i synowa mówiły wprost, że należy mamie pomóc pożegnać się z tym światem. One tylko podnosiły szereg argumentów, które można by uznać za racjonalne, choć ja raczej uznaję je za nieludzkie. No i potem, gdy trzeba było pojechać pomóc, one zawsze znajdowały mnóstwo wymówek, aby tego nie robić. Dlatego opieka nad mamą spadła głównie na barki moje i Tomasza.
Było mi przykro, bo ona chyba wyczuwała, że dla swojej synowej i wnuka jest wyraźnym ciężarem, kłopotem. Coraz częściej też mówiła, że czas już na nią. I jakby sama to sobie potrafiła doskonale wmówić, bo z każdym dniem po prostu marniała w oczach. Aż pewnego dnia po prostu się nie obudziła.
Odniosłem wrażenie, że Alicja i Karolina były zadowolone z tego rozwiązania. Może trudno jest mi je o coś oskarżać, bo przecież nic złego nie zrobiły. Za to mam silne wewnętrzne przekonanie, że gdyby zrobiły coś dobrego, gdyby choć trochę zajęły się moją mamą i pokazały jej, że jest wciąż potrzebna, kochana – to ona nadal by żyła. Dlatego już zawsze będę miał o to do nich pretensje. I trudno mi będzie im wybaczyć.
Czytaj także:
„Przed laty, matka wybrała kochanka i porzuciła mnie jak stary mebel. W obliczu choroby przypomniała sobie, że ma córkę”
„Matka całe życie mnie krytykowała i byłam dla niej niewystarczająca. Chciała mnie zmotywować, ale złamała mi serce”
„Pokazałem chłopcom z rozbitych rodzin, jak to jest mieć tatę. Na starość doczekałem się 5 wdzięcznych wnuków”