„Matka całe życie mnie krytykowała i byłam dla niej niewystarczająca. Chciała mnie zmotywować, ale złamała mi serce”

Kobieta, której nie kocha matka fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Nie wierzyłam własnym uszom. Mama, która dobrego słowa nie powiedziała swojej jedynaczce i mężowi, teraz interesuje się, czy chwalę jej zięcia. Niewiarygodne. Teraz matka znowu była sobą. Westchnęłam ciężko, moja złość gdzieś uleciała i pojawił się smutek".
/ 15.07.2022 06:30
Kobieta, której nie kocha matka fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Moje relacje z mamą zawsze należały do kategorii „te trudne”. Uważałam, że mama ciągle się mnie czepia, a ona – że zbyt nerwowo reaguję na jej życzliwe uwagi.

Z domu rodzinnego wyjechałam zaraz po maturze. Najdalej, jak tylko mogłam. Skończyłam studia, znalazłam pracę, męża. Żeby było jasne, nic z tego mojej mamie się nie podobało.

Coś się zmieniło, kiedy zaszłam w ciążę

Strasznie mnie to bolało. I choć byłam otoczona przyjaciółkami, ich wsparciem, to najmocniej na świecie pragnęłam być doceniona przez matkę. Sama tego nie rozumiałam, ale niestety tak właśnie czułam.

W tym czasie widywałyśmy się rzadko, ale prowadziłyśmy w sumie dość miłe rozmowy telefoniczne. Z każdą rozmową rosła moja nadzieja na poprawę naszych relacji. A kiedy urodziłam córeczkę, o której tak mama marzyła, uznałam, że teraz wszystko się zmieni. 

Tego dnia mama zjawiła się u nas, by zobaczyć Malwinkę. Tęsknota plus rozwalone po porodzie hormony doprowadziły mnie do płaczu. Mama mocno mnie przytuliła. Ta niespodziewana i rzadka z jej strony czułość sprawiła, że łzy trysnęły jeszcze większą fontanną.

I pewnie stałybyśmy tak nie wiadomo ile, gdyby mój mąż nie zaprosił gościa do pokoju Malwinki. Tu mama, jak jakaś dobra wróżka, pochyliła się na łóżeczkiem małej i długo wpatrywała się w nią z zachwytem.

– Jaka ona cudna. Słodka kruszynka, dokładnie jak ty, gdy byłaś mała – wyszeptała.

Podeszłam do niej i mocno się przytuliłam, lecz mama delikatnie mnie odsunęła. 

– Aniu, nie za gorąco jej w tych śpioszkach i pod tym kocykiem? Ty też za ciepło jesteś ubrana. Po co ci ta bluza? – niespodziewanie zapytała. 

Nienawidziłam tego lęku, który przez nią czułam

Jędrek od razu stwierdził, że musi dokończyć obiad, i oddalił się do kuchni. A ja, chociaż serce ścisnął mi delikatny niepokój, pytanie potraktowałam jako życzliwe zainteresowanie.

– W domu jest dość chłodno – wyjaśniłam spokojnie.

– No, nie wiem – mruknęła, poprawiając swoje platynowe włosy obcięte na pazia.

W tej chwili przypomniały mi się te jej wszystkie „No, nie wiem”, wyrażające rozczarowanie. Jak dobrze je znałam, jak nienawidziłam tego lęku, który się u wtedy mnie pojawiał! Dotarło do mnie, że naprawa naszych relacji była niestety marzeniem.

– Zaczęłaś ćwiczyć? Coś z tym… – spojrzała na mój brzuch, biodra – trzeba zrobić.

– Mamo, minęły dopiero dwa tygodnie od porodu, poza tym Jędrkowi podobam się taka – roześmiałam się sztucznie. 

– On tak mówi, a potem zacznie się rozglądać za szczupłymi – rzuciła.

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo wspomniany Jędrek zawołał z kuchni, że zaraz poda obiad.

– Dobrego masz męża – odezwała się. – Twój ojciec nigdy nic nie ugotował. Przypalał nawet wodę na herbatę.

– Widzisz, a ty mnie tak odwodziłaś od małżeństwa z Jędrkiem – szepnęłam.

– No… – zawahała się – ale trochę racji miałam. Lepszy był Adam, ten prawnik. Wtedy zatrudniłabyś gosposię… Jędrek jest tylko nauczycielem, w dodatku WF-u – prychnęła. 

– Mamo, nie zaczynaj – powiedziałam głośniej, niż chciałam, przypominając sobie, jak ściągała mnie do domu, żebym zaprzyjaźniła się z synem jej przyjaciółki. Poczułam, że moja irytacja rośnie.

– Miałabyś willę, a nie… nie tę kurną chatkę – rozejrzała się.

– A mnie ten dom po babci Jędrka ogromnie się podoba. Jest stary, przynajmniej ma duszę… Potem ci pokażę, jak pięknie go wyremontowaliśmy.

– Phi – wzruszyła ramionami.

Teraz matka znowu była sobą

Westchnęłam ciężko, moja złość gdzieś uleciała i pojawił się smutek. Zrozumiałam, że ten względny spokój, jaki zapanował między nami, gdy chodziłam w ciąży, był po prostu okresem ochronnym dla mnie.

Teraz matka znowu była sobą. Uznałam jednak, że wytrzymam jakoś te dwa dni, które u nas spędzi, przecież mam przy sobie Jędrka. Dlatego uśmiechając się, zaprowadziłam mamę do jej pokoju. 

Wkrótce usiedliśmy do stołu. Pachniało pięknie. Jędrek, który już jakiś czas przed narodzinami małej przejął większość domowych obowiązków, dziś chciał błysnąć przed teściową. I to mu się udało.

– Pyszny indyk, Jędruś. Nie wiem, czy mnie by taki wyszedł – mama zwróciła się do niego. 

– Nie, mama gotuje doskonale, aż szkoda, że Anka nie poszła w ślady mamy – beztrosko stwierdził mąż, próbując przypodobać się teściowej.  

Pomyślałam wtedy, że rzeczywiście trzeba było wyjść za tego prawnika. Przynajmniej uważałby na to, co mówi…

– Nie, nie, Anka świetnie gotuje – ratował się Jędrek, gdy dotarło do niego, co powiedział. 

– Jędruś, nie, Ania nigdy się tym nie interesowała – matka poklepała go po dłoni.

– Ale Ania ma mnóstwo innych zalet – odezwał się mąż.

Mama jakoś nie potwierdziła tego spostrzeżenia

Mnie odechciało się jeść. Gdy usłyszałam płacz Malwiny, z ulgą odeszłam od stołu, nie czekając na deser. Ona na pewno zje z apetytem, pomyślałam, siadając wygodnie w fotelu i przystawiając córkę do piersi.

Kiedy mała zaczęła łapczywie ssać, mnie ogarnął błogi spokój. Nie na długo. Wkrótce w drzwiach stanęła mama.

– Tylko żebyś jej nie przekarmiała, bo będzie gruba, jak ty. Pamiętasz? – spytała. 

Roześmiałam się. Jakże bym mogła nie pamiętać? Nigdy nie dała mi o tym zapomnieć. Nie odezwałam się jednak, na rękach trzymałam kogoś najważniejszego na świecie.

Mama poszła do kuchni, aby pomóc Jędrkowi zmyć naczynia. Ciekawe, czy mnie by tak pomagała? Wkrótce mąż musiał iść do pracy, czekał go jeszcze popołudniowy trening piłki nożnej z dzieciakami młodszych klas.

– Postaraj nie pokłócić się z nią, co? Zrób to dla siebie – poprosił przed wyjściem Jędrek.

– Spróbuję – pokiwałam głową.

Jędrek prasuje, wstaje w nocy do małej

I tak zostałyśmy w trzy. Nakarmiona, przewinięta Malwinka szybko zasnęła. Ja pokroiłam przywieziony przez mamę sernik, zrobiłam herbatę i rozsiadłyśmy się w salonie.

Mama uważanie oglądała wszystkie meble, a ja patrzyłam na nią. Na tę zadbaną kobietę i zastanawiałam się, dlaczego taka jest. Wiecznie niezadowolona, krytykująca.

Zrobiło mi się nawet jej szkoda, bo patrząc na świat w ten sposób, musiała być nieszczęśliwa. Z tej zadumy wyrwało mnie jej pytanie:

– Czy ty go chwalisz?

– Kogo i za co? – niemal udławiłam się herbatą, bo nie wiedziałam, o co jej chodzi. 

– Jędrka! Tak ci pomaga, gotuje i sprząta… – powiedziała.

Nie wierzyłam własnym uszom. Mama, która dobrego słowa nie powiedziała swojej jedynaczce i mężowi, teraz interesuje się, czy chwalę jej zięcia. Niewiarygodne. Przez chwilę zastanawiałam się, co właściwie powinnam powiedzieć, i przyszło mi do głowy, że może warto ją jeszcze trochę zdziwić.

– Jędrek prasuje ubranka, rozwiesza pranie, robi zakupy. Aha, wstaje też w nocy do małej – szybko wyliczyłam.

– Naprawdę?

Pokiwałam głową.

Jego chwali? A ja? Psu od pyska odpadłam?

– Jest niesamowity!

– Co w tym niesamowitego?

– Anka, przecież to nie jest robota dla chłopów! – matka wykrzyknęła.

– Mamo, to też dom tego chłopa, jego dziecko. Więc za co mam go chwalić? – zapytałam prowokacyjnie, bo mąż wiele razy słyszał, jak doceniam jego zaangażowanie.

– Twój ojciec oraz liczni wujkowie niczego w domu nie robili, nie zajmowali się dziećmi. Przysięgam ci, żaden z nich, ale to żaden, nie potrafił zmienić pieluchy.

– Bo wszystkie wolałyście ich wyręczać, a oni chodzili na piwo. Doskonale pamiętam te wasze babskie spotkania i narzekania na facetów. Tak sobie ich wychowałyście! – powiedziałam. Postanowiłam pociągnąć temat ojca. – Ale wiesz, co? Ty, nawet jeśli tata się starał, i tak byłaś niezadowolona. Pamiętasz te dębowe schody, które sam zrobił w domu? Jaki był dokładny? I potem dumny z siebie? I co?  Znalazłaś jakieś niedociągnięcia i wyśmiewałaś go, że ślepy zrobił by lepiej – podniosłam głos.

– Bo mógł zrobić lepiej! – matka też krzyknęła.

– A ja? Ciągle nie mogłam cię zadowolić! Czwórka? Czemu nie piątka? Zachowanie bardzo dobre? Dlaczego nie wzorowe? Włosy krótkie? Źle, wyglądasz jak chłop, jesteś za gruba…

Mama patrzyła takim wzrokiem, jakbym mówiła o kimś innym, a nie o niej.  

– Aha, wiesz, dlaczego byłam gruba? Wiesz? Bo kiedy jadłam słodycze, to było mi tak miło, że nie myślałam o tym, że znowu za coś mnie skrytykujesz – ugryzłam wielki kawał ciasta. – Zaraz zjem pół blachy, bo znowu czuję się beznadziejnie.

– Bzdury opowiadasz. Ja tylko chciałam, chciałam… żebyś się dobrze uczyła! Była zgrabna… Dobrze wyszła za mąż. Nie tak jak ja, za jakiegoś stolarza – mama zrobiła się cała czerwona ze złości.

– Naprawdę przeszkadzało ci to, kim ojciec jest? I dlatego nigdy go nie chwaliłaś?

– Bo nie było za co! Facet ma pracować, taka jest jego rola. Najwyżej trzeba mu przypomnieć o tym, czego jeszcze nie zrobił. Zresztą twoja babcia powtarzała, że chłopa to dopiero się po śmierci chwali. Wcześniej nie, bo mu się we łbie poprzewraca.

– Ale Jędrka chwalisz, dlaczego?

– Chwalę, bo to chłop i wykonuje babskie prace! – wybuchła.

Od razu zauważył, że się pokłóciłyśmy

Nagle pewna przewrotna myśl przyszła mi do głowy. Uśmiechnęłam się wrednie.

– Hmm, ja też wykonuję babskie prace, to może i mnie za coś pochwalisz?

Mama zrobiła wielkie oczy.

– Ale za co? To normalne, przecież każda kobieta musi…

– No właśnie… – przerwałam. – Rozumiem, że pochwalisz mnie dopiero po mojej śmierci – wycedziłam.

A widząc przerażenie w oczach matki, wcale tego nie pożałowałam. To była moja nieplanowana zemsta za całe lata nieustannej krytyki.

– Przepraszam cię, ale jestem zmęczona. Położę się… – powiedziała i wyszła.

Tylko moja radość, że udało mi się ją zranić, jakoś szybko zmieniła się w gorycz, bo w zasadzie dorównałam jej w tym, za co jej nienawidziłam.

Gdy Jędrek wrócił z treningu, od razu wyczuł, że coś zaszło między nami. Nie znalazłam jednak w sobie siły, by opowiedzieć mu przebieg tej beznadziejnej rozmowy. Czułam wyrzuty sumienia i nie wiedziałam, jak się zachować. Dlatego ucieszyłam się, że mama nie przyszła na kolację.

Wieczorem jak zwykle zajęliśmy się dzieckiem

Kąpiel, karmienie i cały rytuał przygotowujący do snu był niby taki sam, jednak bardziej nerwowy. Malwinka wyczuła napięcie i też była niespokojna. Nie mogła zasnąć, płakała, a kiedy zasnęła, wybudzała się.

Wysłałam Jędrka do sypialni, następnego dnia miał uczestniczyć w ważnym szkoleniu, ja okryta kocem drzemałam w fotelu przy łóżeczku. Któraś jednak drzemka okazała się mocniejsza niż pozostałe, bo gdy się ocknęłam, ujrzałam Malwinkę na rękach u babci. Sądziłam, że zaraz usłyszę, jaką jestem beznadziejną matką.

– Śpij, maleńka, śpij, skarbie. Nie budź mamy, ona jest zmęczona – szeptała.

– Dziękuję, ale już się nią zajmę – odezwałam się. – Wracaj do łóżka.

– Nie, siedź, mała już usypia.

Rzeczywiście spała, ale wyłącznie na rękach u babci. Po odłożeniu do łóżeczka budziła się z krzykiem. Dlatego mama nadal dreptała z nią po pokoju. Niespodziewanie spojrzała na mnie i odezwała się szeptem:

– Byłaś najpiękniejszym dzieckiem na całej porodówce, najmądrzejszym w przedszkolu. Sama nauczyłaś się czytać i pisać. Pięknie malowałaś, w teczce mam wszystkie twojej przedszkolne i szkolne rysunki. Świetnie radziłaś sobie z matematyką, wygrywałaś konkursy… Boże, jaka ja byłam z ciebie dumna!

Nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę

– Dlaczego mi o tym nie mówiłaś? – zapytałam też szeptem.

– Sądziłam, że wymagając, zmobilizuję cię do większego wysiłku… I nie rozumiałam, co się stało w trzeciej klasie liceum, że przestałaś się starać…

– Uznałam, że skoro mam dobre oceny, a ty i tak nie jesteś zadowolona, to po co mam to robić? – wytarłam nos. – Wolałam ganiać za chłopakami, co też ci się nie podobało.

– Nie. Byli beznadziejni, żaden nie dorastał ci do pięt – wyjaśniła.

Malwinka obudziła się i zaczęła krzyczeć. Napięcie między nami było tak ogromne, że kołysanie na rękach babci też już nie pomagało. Jedynym lekarstwem na uspokojenie była moja pierś.

– Jesteś… jesteś wspaniałą matką – wyszeptała moja matka. – Karmisz piersią, ja… ja nie miałam cierpliwości. Nie wychodziło mi, ty się denerwowałaś, byłaś głodna, raz dałam ci butelkę i tak zostało.

Usiadła na brzegu fotela. Objęła mnie. Pocałowała w głowę.

– Pewnie też świetnie dogadasz się z Malwinką, nie tak jak ja… Uwierzysz mi, że chciałam dla ciebie dobrze? Wydawało mi się, że skoro jestem twoją matką, to wiem lepiej.

Pokiwałam głową.

Pomyślałam, że muszę się do czegoś przyznać

– Wiele razy miałaś rację – powiedziałam. – Tylko gdybyś, gdybyś… to wszystko inaczej wyrażała… i bardziej cieszyła się z moich sukcesów.

– Cieszyłam się, tylko tak… po swojemu. A czy ty powiesz mi coś dobrego? Bo też od ciebie tego nie słyszałam – odezwała się z wyrzutem.

Zaskoczyła mnie. W głowie miałam pustkę. Aż mnie olśniło.

– Robisz najlepszy sernik na świecie! I obłędne knedle ze śliwkami, strasznie mi ich brakuje. Zrobisz jutro, co?

Do rana nie zasnęłyśmy. Udało nam się wrócić do wielu spraw. Każda z nas starała się zrozumieć tę drugą, wybaczyć. Nie przychodziło nam to łatwo. Na koniec mama odezwała się:

– Aniu, ja mam prawie sześćdziesiąt lat, nie wiem, czy tak z dnia na dzień, nagle zacznę inaczej myśleć… Ale postaram się, obiecuję.

Uwierzyłam jej, bo takiej szczerości i miłości w jej głosie nie słyszałam nigdy przedtem.

Czytaj także:
„Mąż dosłownie oszalał na punkcie naszej córki. Bałam się, że przez nadopiekuńczość wychowa ją na bezwolne ciele”
„Butelka była moją jedyną przyjaciółką i lekarstwem na smutki. W porę zrozumiałam, że staczam się na samo dno"
„Nie chciałam gratów męża w mieszkaniu. Przesadził, gdy zrobił warsztat lutowniczy z mojej świeżo odremontowanej kuchni"

Redakcja poleca

REKLAMA