„Przed laty, matka wybrała kochanka i porzuciła mnie jak stary mebel. W obliczu choroby przypomniała sobie, że ma córkę”

Matka, która porzuciła rodzinę fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Uciekła, bo nigdy nie kochała ani mnie, ani taty, bo tylko jej przeszkadzaliśmy, bo pewnie ma już nową rodzinę i jest z nią szczęśliwa. Czułam się zdradzona, oszukana, zraniona. Nie tylko przez matkę, ale i przez ojca. Nie rozumiałam, dlaczego nie powiedział mi prawdy”.
/ 15.07.2022 07:15
Matka, która porzuciła rodzinę fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Wychował mnie ojciec. Wiem, że to dziwne, bo to zwykle mężczyźni nudzą się rodzinnym życiem i uciekają w siną dal. U mnie było inaczej. Ponad 20 lat temu moja matka wyjechała na miesiąc do przyjaciółki, która mieszkała w Irlandii, i nie wróciła. Zniknęła, zacierając za sobą wszystkie ślady.

Byłam wtedy radosną trzylatką i nie miałam pojęcia, co się stało. Nie pamiętam, czy tęskniłam za matką, czy płakałam, ale chyba szybko o niej zapomniałam. Przyzwyczaiłam się, że mam tylko tatę.

Była oczywiście jeszcze babcia, ale to ojciec był najważniejszą osobą w moim życiu. To on budził mnie rano i kładł spać, to on czytał mi bajki, bawił się ze mną, wychodził na spacer. To on nazywał mnie małą księżniczką, największym skarbem. Choć więc nie miałam matki, czułam się szczęśliwa.

Ale tego szczęścia wystarczyło tylko na pierwsze lata życia. Gdy poszłam do szkoły, zaczęłam odczuwać brak mamy. Mnie odprowadzał zawsze tata. Tymczasem inne dzieci przychodziły z mamusiami. I były ciekawe, gdzie jest moja. Dopytywały się o to na każdej przerwie.

– Nie mam mamy. Mam tylko tatę. I babcię – odpowiedziałam kiedyś jednej z koleżanek.

– No co ty, głupia jesteś? Każdy ma mamę – popukała się w głowę.

Zrobiło mi się tak przykro, że aż się rozpłakałam. Wieczorem opowiedziałam o wszystkim tacie. Wziął mnie na kolana.

– Twoja koleżanka ma rację. Masz mamę – powiedział.

– Tak? A gdzie ona jest? – ucieszyłam się.

– Wyjechała. Daleko.

– Ale przyjedzie?

– Przyjedzie… Kiedyś… I… I przywiezie ci wtedy mnóstwo pięknych prezentów. Ta koleżanka i inne pękną z zazdrości – przytulił mnie tata.

To wytłumaczenie w zupełności mi wtedy wystarczyło. Nie dopytywałam się, dlaczego mama wyjechała. Cieszyłam się na te prezenty… Ale tej radości także nie wystarczyło na długo.

Im starsza się robiłam, tym więcej rozumiałam. Zastanawiałam się, dlaczego mama nie wraca lub choćby nie zadzwoni. Niektórzy rodzice moich koleżanek też wyjechali gdzieś daleko, ale utrzymywali stały kontakt z rodziną. No i przyjeżdżali często w odwiedziny. A mama nic. Ani słowa.

A jeśli ludzie mówią prawdę?!

Tata zbywał mnie wykrętami, że kiedyś sama mi wytłumaczy, ale byli „życzliwi” sąsiedzi i znajomi, którzy chętnie dzielili się informacjami. To od nich dowiedziałam się, że mama uciekła i pewnie już nawet nie pamięta o moim istnieniu.

Bo nigdy nie kochała ani mnie, ani taty, bo tylko jej przeszkadzaliśmy, bo pewnie ma już nową rodzinę i jest z nią szczęśliwa. Dla nastoletniej dziewczynki takie słowa były jak sól sypana na żywą ranę. Czułam się zdradzona, oszukana, zraniona. Nie tylko przez matkę, ale i przez ojca. Nie rozumiałam, dlaczego nie powiedział mi prawdy, dawał nadzieję opowieściami o prezentach.

Któregoś razu nie wytrzymałam i go o to zapytałam. Wkurzył się okrutnie. Krzyczał, że nie powinnam słuchać takiego głupiego gadania, że ludzie mielą jęzorami, choć nie mają pojęcia, o czym mówią.

– Tylko twoja matka zna prawdę. Kiedy się z nią spotkasz, wszystko ci pewnie wytłumaczy – przekonywał.

– A jak się nie spotkam? Jak nie wróci? Jak rzeczywiście nie chce mnie znać?

– To niemożliwe. Jestem pewien, że mama nigdy o tobie nie zapomniała. Zresztą jak można zapomnieć o takiej wspaniałej córeczce? – starał się mnie uspokoić.

Kochany, dobry tata… Nigdy nie nastawiał mnie przeciwko matce. Dziś wiem, że czuł się przez nią skrzywdzony i upokorzony, chyba nawet ją znienawidził, ale chował te uczucia w sobie.

Nigdy przy mnie jej nie wyzwał, nigdy nie mówił o niczym, co by ją stawiało w złym świetle. Ale też nie chciał opowiadać o dobrych chwilach, które razem spędzili. Widziałam, że sprawia mu to przykrość.

Nie chciałam go ranić, więc z czasem przestałam pytać o matkę. Były jednak chwile, kiedy zamykałam się w swoim pokoju, oglądałam zdjęcia w albumie i o niej myślałam. Zastanawiałam się, jak teraz wygląda, czy w ogóle jeszcze żyje. I czy kiedyś dowiem się prawdy o tym, dlaczego nas zostawiła. Ale mijały kolejne lata, a tajemnica ciągle pozostawała tajemnicą.

To było 3 lata temu

Studiowałam wtedy w Warszawie, mieszkałam w akademiku. Wiodłam normalne, trochę szalone życie studentki ekonomii. O matce i jej tajemnicy już właściwie nie pamiętałam. Miałam ważniejsze problemy: egzaminy, wykłady, w międzyczasie randki i imprezy. I wtedy, któregoś wieczoru, zadzwonił do mnie tata. Powiedział, że była u niego ciocia Marysia, siostra mamy.

– Wróciła. Jest w Polsce – usłyszałam.

– Kto? 

– Twoja matka – powiedział. – Leży w szpitalu w Białymstoku. Jest ciężko chora na raka, miała operację i chce się z nami zobaczyć, pojednać…

Nogi się pode mną ugięły Przez dłuższą chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.

– I co zrobimy? Pojedziemy do niej? – wykrztusiłam, gdy już ochłonęłam.

– Wybacz, ja nie pojadę. Nie mam na to ani siły, ani ochoty.

– W takim razie ja też nie jadę – wyrwało mi się.

– Oczywiście zrobisz, jak zechcesz. Gdybyś jednak zmieniła zdanie, leży na oddziale onkologii – dodał na zakończenie tata.

Była taka wynędzniała, wychudzona…

W nocy nie spałam. Przewracałam się z boku na bok i zastanawiałam się, co zrobić. Wróciły dawne marzenia, wspomnienia, ale też żal i złość. Byłam wściekła na matkę, że odezwała się dopiero teraz, gdy ciężko zachorowała. Ale też uświadomiłam sobie, że to może jedyna okazja, by ją zobaczyć i wreszcie dowiedzieć się, dlaczego mnie zostawiła. Przecież kiedyś tak bardzo tego pragnęłam…

Nad ranem zdecydowałam. Wrzuciłam do torby kilka rzeczy i wyruszyłam na dworzec. Jadąc do Białegostoku, nie zamierzałam się nad nią litować, a tym bardziej się z nią jednać czy wybaczać.

Chciałam tylko poznać odpowiedź na dręczące mnie od lat pytanie. I niezależnie od tego, co usłyszę, wykrzyczeć jej prosto w twarz, jak bardzo mnie skrzywdziła i zawiodła. Nigdy nie zapomnę chwili, gdy weszłam na oddział.

Choć starałam się zachować spokój, serce biło mi jak oszalałe. Stanęłam w progu sali, gdzie leżała i zaczęłam się przyglądać twarzom chorych. I wtedy ją zobaczyłam. Siedziała na łóżku pod oknem. Prawie nie przypominała kobiety ze zdjęć. Była taka wychudzona, wynędzniała… Ale to była ona! Ruszyłam w jej stronę.

– Patrycja? – wyszeptała. W jego oczach dostrzegłam iskierkę nadziei.

– Tak, to ja – chciałam dodać: „mamo”, ale głos uwiązł mi w gardle.

– Wiem, że pewnie mnie nienawidzisz, wiem, że nie zasługuję na litość i wybaczenie, ale dziękuję, że przyszłaś – wyszeptała i się rozpłakała.

Patrzyłam na jej łzy i poczułam, jak cała moja wściekłość gdzieś znika i zastępuje ją współczucie.

– Ja się czujesz? – wykrztusiłam.

– Teraz już lepiej… Zdecydowanie lepiej… Bo widzę ciebie… – uśmiechnęła się przez łzy.

Tajemnica wreszcie się wyjaśniła

Matka opowiedziała, co działo się z nią przez te 20 lat. Okazało się, że nie wróciła do ojca, bo się zakochała… I ta miłość tak ją zaślepiła, że zapomniała o bożym świecie. Niestety, jej wybranek znudził się nią po kilku latach i pozbył się jej jak niepotrzebnego mebla.

Wpadła wtedy w depresję, zaczęła pić. Znalazła się na dnie. Przez pewien czas mieszkała nawet w schronisku dla bezdomnych. Pięć lat temu otrząsnęła się i wróciła do Polski. Zamieszkała w Białymstoku, zaczęła pracować.

Nikomu się jednak nie przyznała, że jest w kraju. Ani siostrze, ani tym bardziej mnie i tacie. Wstydziła się i bała, że zostanie odrzucona. Dopiero teraz, gdy zachorowała, zebrała się na odwagę.

– Wiem, że nie da się nadrobić straconych lat. Ale może dasz mi szansę? Chciałabym cię lepiej poznać – popatrzyła na mnie z nadzieją.

– Na razie musisz wyzdrowieć. A potem zobaczymy – odparłam wymijająco. Nie byłam już wciekła na matkę, ale też nie miałam ochoty rzucać się jej na szyję.

Od tamtego czasu minęły już trzy lata. Mama wyzdrowiała i mieszka w Białymstoku. Ja skończyłam studia i wróciłam do rodzinnego miasta. Czy utrzymujemy kontakt? Tak, ale nie jesteśmy bardzo blisko.

Czasem dzwonimy do siebie, raz byłam u niej na święta i na tym koniec. Pewnie spodziewała się czegoś innego, ale… Przywykłam, że nie ma jej w moim życiu. I nie chcę tego zmieniać.

Czytaj także:
„Sąsiadów zżera zazdrość, bo na mojej ziemi znaleziono skarb. A to moja wina, że przez głupotę kasa przeszła im koło nosa?”
„Moja dziewczyna przygarnęła pod swój dach obcego faceta. To niby tylko kolega, ale jestem pewien, że zamierza ją uwieść”
„Na własne życzenie wpakowałem się do piekła. Teściowa wyzywała mnie od gołodupców, a żona mieszała z błotem”

Redakcja poleca

REKLAMA